środa, 29 czerwca 2016

Rozdział I Początki

Wstęp

Po utraceniu terenów ogrodzonych przez mur Maria coraz więcej osób zaczęło zaciągać się do wojska. Większość marzy o dostaniu się do żandarmerii, aby schronić się za wewnętrznym murem
i żyć w poczuciu bezpieczeństwa. Jednak do tego oddziału może dostać się tylko dziesiątka najlepszych kadetów. Pozostała reszta pewnie dołączy do oddziału stacjonarnego. Trafiają się jeszcze "samobójcy" którzy chcą dołączyć do zwiadowców. Wyjeżdżają oni za mury na wyprawy, podczas których zakładają punkty zaopatrzeniowe i badają zwyczaje tytanów.

Rozpoczynał się szkolenie 104, korpusu treningowego. O 12:00 miał przemówić instruktor Keith Shadis.  Była 9:53. Na placu powoli przybywali młodzi ludzie.
-Uwaga przechodzimy do opowiadania-
Był dosyć ciepły dzień, jednak wiał lekki wiaterek. Na niebie było kilka chmur. ale nikt nie nazwałby tego zachmurzeniem. Na głównym placu znajdowało się parę ławek, ale były w większości zajęte lub siedziały na nich pojedyncze osoby. Nie przyszli jeszcze wszyscy. Jedyną osobą, która nie siedziała była białowłosa dziewczyna stojąca sama pod ścianą. Myślała nad tym, żeby do kogoś się przysiąść, ale była typem samotnika i nie spieszyła się z zawieraniem nowych znajomości. Zrezygnowana podeszła do niewysokiego murku i usiadła na nim. Oparła głowę na rękach i siedziała tak wpatrzona w bramę przez, którą wchodziło coraz więcej nowych twarzy. Cicho westchnęła i dalej czekała na instruktora, który raczy ich zaszczycić swoją obecnością. W pewnym momencie zaczęła rozmyślać co ona tak właściwie tu robi. Dlaczego dołączyła do wojska? W sumie to nie miała żadnej rodziny. Wiele myślała nad swoim życiem i czy bo go nie zakończyć. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. Oczy zawsze spuszczone w dół. Zero uśmiechu. Wiele przeszła. Z zamysłów wyrwała ją osoba, która się do niej dosiadła. Podniosła głowę i spojrzała się zdziwiona na brunetkę siedzącą obok niej.
- Nie obrazisz się jak tu z tobą posiedzę? - Spytała z przyjaznym nastawieniem.
- Nie.. Nie ma problemu. - Powiedziała znów odrywając od niej wzrok i wracając do swojej wcześniejszej pozycji.
- Jak masz na imię?
Dziewczyna wiedząc, że nie ucieknie od rozmowy zrobiła minę w stylu "za co,,?"  i postanowiła dać jej szansę.
- Iris, a ty?
- Jade, miło mi - powiedziała wyciągając rękę w jej stronę. Po dłuższym namyśle Iris uścisnęła jej dłoń. Nowo poznana dziewczyna poczuła jej chłód po tym uścisku.
Po dłuższej rozmowie obie zaczęły coraz lepiej się ze sobą dogadywać. Czas coraz szybciej leciał, a na placu pojawiało się coraz więcej osób. Była już 11:50.
- Idziemy? - Powiedziała Iris zeskakując z murku.
- Tak szybko zleciało? Zdziwiła się Jade.- Dobra chodź bo ochrzan dostaniemy.
Po pewnym czasie pojawił się instruktor. Był dosyć wysoki i łysy. Chwile się przyglądał wszystkim, a po chwili zaczął krzyczeć, że nie będzie ciepłego powitania i zaczął krążyć wśród kadetów. Iris stała obok Jade i niewiele wyższego od niej bruneta. Mężczyzna pomijał niektóre osoby, które już "przeżyły piekło" i nie potrzeba ich zastraszać. Przechodził koło dziewczyn, lecz pominął je mówiąc coś pod nosem. W pewnym momencie podszedł do łysego chłopaka.
- ... a ty?! Jak się nazywasz?! - Mówił podniesionym głosem.
- Connie Spring.. - Nie zdążył dokończyć bo uwagę trenera przykuła dłoń salutującego ułożona w złą stroną i podniósł go trzymając jego głowę. Prawie oczy na wierzch mu wyszły. Wtedy słychać było jakieś chrupanie. Uwagę wszystkich przykuła brunetka, która jadła ziemniaka. Instruktor się oburzył i podszedł do niej.
- Co wy tu odstawiacie? - Powiedział spokojnie podchodząc do niej. Po bezsensownej rozmowie z nią kazał jej biegać dopóki nie padnie. Po tym przedstawieniu większość osób skierowała się do stołówki. Iris jak zwykle nie chciała tam iść, ale Jade ją namówiła. Najpierw jednak poszły do "domków" w których miały spać. Okazało się, że mieszkają razem. W sumie to dobrze się składało. Lepiej z Jade niż z kimś obcym. Iris ubrała się w swoją czarną bluzę z kapturem, czarne buty, spodnie.. właściwie to była cała na czarno. Jade włożyła jeansy i czarną bluzkę. Powoli udały się do stołówki. Na wejściu spotkały tego samego bruneta, który stał obok nich na "powitaniu" kadetów. Był wpatrzony w wóz, którym wywożono ludzi, którzy najwyraźniej nie nadawali się do tego zawodu. Dziewczyny lekko się zdziwiły, że pierwszego dnia już wylecieli, no ale cóż. Przed stołówką siedziało również parę osób, w tym Connie. Brunet rozmawiał chwile z nimi, a później odwrócił się i spojrzał w ich stronę.
- My się już chyba widzieliśmy.- Powiedział z lekkim uśmiechem. Zanim Iris coś zdążyła powiedzieć Jade jej przerwała.
- Tak, ja jestem Jade, a ta oto tu to Iris.
- Jestem Eren. Wejdźmy do środka.- Tak też zrobili.


                                                                         

2 komentarze:

  1. Wiem, że to dawno było pisane i możliwe, że nie zajrzycie do tego posta, ale super się zapowiada :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My wszystko widzimy xD I dziękować, dziekować -kłania się-

      Usuń