niedziela, 25 września 2016

Rozdział XXXII Klan

Ostrzegam. Ten rozdział jest chory psychicznie XD Przygotujcie się xD ~ Gill :P

Lisa wgryzła się w kark biednego jelonka. Podniosła go i spojrzała na Iris, która patrzyła na nią spod byka.
- No co? - Wymamrotała.
- Nie mówiłaś nic o tym, że będziemy zabijać zwierzęta. - Warknęła, a jej siostra tylko prychnęła śmiechem i pokręciła głową.
- Kobieto... My jesteśmy Pumami. Pumy są drapieżnikami. To są roślinożercy. Drapieżniki polują i zabijają roślinożerców, kumasz?
- Tak, ale jak są głodni. Tylko bestie zabijają dla zabawy.
- Ychh... Nie marudź.
- Lepiej wracajmy do korpusu. - Zamieniła się i kierowała w stronę kwatery. Lisa jęknęła i poszła w jej ślady. Kora biegała niedaleko nich. Iris cały czas śledziła ją wzrokiem.
- Co ci jest? Zapytała w końcu rudowłosa.
- Nie, nic. Po prostu źle mi z tym, że tak olałam Jade...
- Daj spokój. Ma towarzystwo. - Mruknęła. Nagle zobaczyły brunetkę jak razem z Jean'em i Levi'em sprzątali na podwórku. Jade dostawała niezły ochrzan, bo nie miała wprawy w sprzątaniu, a kapral z każdą chwilą chodził coraz bardziej poirytowany. Podeszły bliżej i od razu ich zauważyli.
- Co tu się dzieje? - Spytała lekko rozbawiona Iris.
- Sprzątamy... - Mruknął Jean.
- Szybko przyszłyście. - Powiedziała brunetka, która nawet na nie nie spojrzała. W końcu wstała i spojrzała w oczy białowłosej.
- HEJ! - Usłyszały krzyk Hanji i odwróciły się w jej stronę. Był z nią Eren. Levi jęknął z poirytowaniem i zdjął chustę z ust.
- Co znowu? - Prychnął.
- Patrzcie! - Dalej darła się brunetka i pokazała im dziwne pudełko pełne przycisków.
- Co to ma być? - Zapytał Jean.
- RADIO!
- "Radio"? - Powtórzył kapral. - Możesz mówić po ludzku, przygłupie?
- Z tego gra muzyka! Jestem geniuszem! - Włączyła, a z urządzenia zaczęły rozchodzić się dźwięki.
- Wyłącz to! - Warknęli razem Levi i Iris po czym spojrzeli się na siebie zaskoczeni.
- Nie podoba wam się? - Powiedziała smutna okularnica.
- Hanji, to jest beznadziejne. Tego nie da się słuchać. - Mruczał kapral.
- Mi się podoba! - Powiedział Eren. Lisie, Jade i Jean'owi również przypadło do gustu.  - Mam genialny plan.. Trzeba to wypróbować... IMPREZA! - Krzyknął.
- JEA! - Podskoczyła Hanji.
- Boże, nie... - Kręcił głową Levi. - Trzecia? Naprawdę?
- Dzisiaj o dwudziestej! - Krzyknął Jean.
- Idę wszystkim powiedzieć! - Eren pobiegł do wejścia do kwatery. W końcu wszyscy się ewakuowali i został sam kapral i Iris.
- Mam ci pomóc sprzątać? - Zapytała.
- Właściwie to już skończyliśmy. - Podszedł i pociągnął ją za sobą. - Idziemy do pokoju.
- Dobrze. Właśnie... Chyba nie mogę ciągle u ciebie mieszkać.
- Dlaczego? O czym ty mówisz?
- Już się czuję dobrze. Poza tym my śpimy na jednoosobowym łóżku, a chcę żebyś spał wygodnie...
- Posłuchaj. Ja śpię na fotelu. Jeżeli w ogóle uda mi się zasnąć. Dzięki tobie w końcu mi się to udaje.
- Ale i tak uważam..
- Jak chcesz możemy przenieść jedno łóżko z twojego starego pokoju. I tak tam teraz mieszka ta twoja siostra, poza tym chyba nie potrzebuje dwóch łóżek.
- No dobrze, ale mam jeden warunek.
- Jaki znowu warunek.. - Mruknął.
- Zamieszka z nami Kora!
- Chyba cię powaliło.
- No, ale dlaczego nie? - Mówiła smutna.
- Jeszcze się pytasz? Cały pokój będzie w sierści.
- Ale ona jej nie gubi... To Kiba ciągle liniał.
- Nie obchodzi mnie to. Żaden pchlarz nie będzie spał w moim pokoju.
- A chociaż przed nim?
- Może na dworze.
- Nie!
- Ychh.. Będzie spała w salonie jak już. Koniec dyskusji.
- W porządku. - W końcu weszli do pokoju Levi'a. - Masz jakieś papiery?
- Została mi końcówka. Chcesz herbaty? - Zapytał.
- Jasne. - Udał się do kuchni, a ona została sama. Podeszła do jego biurka i wzięła pierwszą kartkę z brzegu. Zaczęła ją czytać. - "Drogi Levi'u. Piszę do ciebie ponieważ chcę, żebyś przyjechał do mnie o czternastej w sobotę, na białym koniu. Weźmiemy ślub i będziemy cudowną parą. Chcę mieć trójkę dzieci, ale jestem bezpłodna, więc ty je urodzisz. Jeżeli nie to chociaż daj mi autograf na biuście. Pozdrawiam, Marek." WTF?! Phahahah, o mój Bohohoże XD - Zaczęła się śmiać, aż upadła na podłogę. Wtedy wrócił kapral.
- Co ty odpierdalasz?
- Czytałeś tę kartkę? - Wskazała na papier na biurku. Położył obok herbatę i natychmiast go podniósł. Przyłożył dłoń do czoła.
- "Marek"? Poważnie?
- Hahahahaha. Masz też psychifanów xD.
- Cwaniak nie dał różowej koperty. - Mruknął.
- Jezuuuu... Umieram.
- Nie gadaj już głupot tylko wstawaj. - Pociągnął ją za rękę.
- W ogóle idziemy na imprezę o dwudziestej?
- Na to discopolo? Nie ma mowy.
- No czemu... Będzie fajnie...
- Weź sobie przypomnij dwie poprzednie imprezy. Ta zapewne będzie również chora psychicznie i dodaj jeszcze tą okropną muzykę.
- Racja... No to co będziemy robić?
- Nie wiem.. Możemy tutaj posiedzieć i coś porobić.
- Ale co?
- Coś wymyślimy.
- Teraz muszę wybrać. Iść na imprezę gdzie będzie tłok nawalonych ludzi, discopolo i cholera wie co jeszcze, czy zostać w pokoju ze sztywnym pedancikiem. - On tylko spojrzał się na nią poirytowany.
- Nie no, żartuję.. - Mruczała i go objęła. - Przecież oboje jesteśmy sztywni, a ten twój pedantyzm powoli przechodzi na mnie. Poza tym wolę spędzić czas z tobą.


- Erwin! - Krzyknęła Jade wchodząc do jego pokoju. On odłożył papiery i spojrzał się na nią. - Zgadnij gdzie dzisiaj idziemy o dwudziestej...
- Nie wiem. 
- Na imprezkę! 
- O nie...
- O tak! Ubieraj garniaka! - Rzuciła mu na łóżko.
- Jade... - Jęknął. 
- Musisz iść! Przecież one są genialne! I będzie discopolo! Jea! - Dowódca westchnął i zabrał garnitur. 
- Idę się ubrać. - Wymamrotał i odszedł. Wrócił po dziesięciu minutach i dostrzegł Jade w sukience. - Wyglądasz ślicznie. - Wymruczał. 
- Ty również. - Szczerzyła się jak głupia. - Chodźmy, zostało dwadzieścia minut. - Złapała go za rękę i ruszyła do sali. 


Gdy dotarli do niej była równo dwudziesta. Wszyscy byli już na miejscu. Hanji majstrowała przy radiu, a reszta była dosyć zdziwiona obecnością dowódcy. Jade usiadła obok Erena, a z nią Erwin. 
- Nie ma Iris? - Zapytała. W oddali widziała szalejącą na parkiecie Lisę. 
- Nie, nie ma. - Odpowiedział jej brunet. - Kaprala też nie widać. W sumie coś mówili, że im się discopolo nie podoba i raczej nie przyjdą. - Powiedział lekko smutny. 
- Jakoś nie widzę Levi'a na imprezie. - Zaśmiał się dowódca. - Mimo, że był na dwóch i tak nic tam nie robił szczególnego, prawda? - Jade mu przytaknęła. Nagle Hanji odpaliła radio i w całym korpusie było teraz słuchać odgłosy Discopolo. (Uwaga XD Polecam włączyć to ----> Playlista by Kel  To przez całą imprę wam leci xD Umieram ;-; Nie lubię discopolo, a ten dziad wymyślił kuźwa imprezę discopolową waaa xD)
- Oho, zaczęło się. - Mruknął Levi. - Jak to ma być tak głośno to chyba zaraz tam pójdę z łomem i jej to rozwalę. 
- Daj im się pobawić.. Hanji wynalazła nowy sprzęt, niech się nim trochę nacieszą. 
- Nie wierzę, że nawet Erwin tam poszedł. 
- Nie miał wyboru. Jade by mu nie odpuściła. 
- Dobrze, że chociaż ty mnie do niczego nie zmuszasz. 
- Raczej nie będę. - Wtedy w tle zaczęła lecieć "Ruda tańczy jak szalona". 
- Ja pierdole, nie wytrzymam. - Jęknął i odchylił głowę. 



Tymczasem Lisa jak dzika tańczyła na parkiecie do muzyki, która do niej idealnie pasowała. Niedługo dołączyli do niej wszyscy, łącznie Jade z Erwinem, który walczył jak mógł, żeby tam nie iść, ale brunetka nie dawała za wygraną. Skakała po parkiecie i prawie dowódca się przez nią wywrócił. Nie nadążał za nią. Lisa również zachowywała się jak dzika. W końcu znalazła Erena za partnera i razem szaleli. On aż miał wątpliwości, czy to jest naprawdę siostra Iris. Miała podobną do niej twarz, ale ona zawsze była uśmiechnięta i tańczyła, a białowłosa od parkietu trzyma się z daleka. Nagle Jean'a ktoś wepchnął i stanął przy mikrofonie. 
- Śpiewaj! - Ktoś krzyknął. Chłopak niemal poczerwieniał i chciał się wycofać, ale już nie miał wyboru. Zarzucił włosami i szedł w zwolnionym tempie do mikrofonu. 
- Co on odpierdala? - Zapytał Connie. 
- Raz, dwa trzyyy! - Krzyczał Jean, a wszyscy patrzyli się na niego oczami szeroko rozszerzonymi. 



Zaczął śpiewać do utworów, które leciały. 
- Co..Tutaj...Się...Dzieje... - Wyjąkał Bertholdt do Reinera.
- Mnie nie pytaj... - W końcu Erwin się przyzwyczaił do swojej dzikiej partnerki i zaczął szaleć razem z nią. 
- PIWKO! - Krzyczała Hanji roznosząc kubki. 
- Jea! - Wszyscy zaczęli się cieszyć i biegać jak nienormalni. 
- Masz, Erwin. - Brunetka wręczyła mu piwo.
- Ee.. Ja nie powinienem..
- Ja też wypiję! - Powiedziała Jade i wzięła drugi kubek.
- Jesteś nieletnia. - Mruknął. 
- A kogo to obchodzi xD? - Zaśmiała się i wypiła wszystko jednym duszkiem. Dowódca zrobił jeszcze większego wytrzeszcza, ale wziął z niej przykład. Przyjaciele Iris i Jade siedzieli teraz przy stole i słuchali opowieści życia Lisy.
- No więc słuchajcie. - Zaczęła. - Chodziłam do szkoły i dostałam jedynkę. Musiałam ją poprawić. Były dwie opcje. Zgwałcenie nauczycielki i...
- Chwila, co?! - Zdziwił się Armin. - Jaki to ma..
- Ciii... - Uciszyła go. - Albo nauczenie się. Więc tak się wykułam, że przyszłam do niej i tak zaczęłam nawijać, że ten cały podmuch wiedzy uderzył z nią i ona krzycząc "O kurwa!" poleciała z krzesłem na podłogę. Papiery od tego wiatru latały wszędzie, a ja zostałam przewodniczącą klasy.
- To jest bez sensu. - Śmiał się Eren. Wtedy Jean zrobił sobie przerwę i przysiadł się do nich.. Eren poczuł czyjś oddech na karku i dostrzegł Hanji, która miała wzrok szaleńca.
- Słuchajcie... - Zaczęła poważnie. - Czy słyszeliście kiedyś legendę.. O nazwie... GWAŁT NA TYTANIE?!
- O nie! - Krzyknęli wszyscy.
- Ja nie słyszałam i chętnie posłucham! - Zgłosiła się Lisa.
- Jak ja czekałam, aż ktoś to powie! No więc słuchajcie... Wtedy.. Jak złapaliśmy tytana... Zostałam z nim sama.. Bawiliśmy się świetnie.. Aż znalazłam się niebezpiecznie blisko jego tyłka. Wtedy wsadziłam mu miecz w odbyyyyyt! 
- AAAAAAAAAAAA - Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać od niej jak najdalej, ale ona zabrała  doniczkę i zaczęła ich gonić.


Jade się upiła, Majaczyła coś. Erwin zaczynał mieć tego wszystkiego dość. Czuł jak jego mózg tutaj wysiada. Do tego Jean znowu zaczął śpiewać. Do sali wszedł jeden ze zwiadowców z wielkim, pieczonym dzikiem. Położył go na stole, ale wtedy pojawiła się bestia...
- MIĘSKO!!! - Słyszeli jej ryk i odgłosy kroków. W oddali było widać czerwone oczy. Każdy już słyszał jej oddech. Niemal się rzuciła na dzika i wgryzła się w niego. Nagle drzwi od sali otworzyły się z hukiem, a w nich stanął Levi. Już miał ich ochrzanić, ale zobaczył... to. 
- Levi.. Daj im spo.. - Iris również nie dokończyła, bo zobaczyła Sashę wgryzającą się w dzika, Hanji biegającą z doniczką, Jeana na scenie, nawaloną Jade, Armina w jakimś kocu i wiele innych dziwnych rzeczy. Obydwoje stali w głębokim szoku. Białowłosa położyła dłoń na twarzy. - Nie wierzę po prostu.... Za każdym razem jest coraz gorzej, ale ten dzik... Sasha złaź z niego! To ja tu mam zapotrzebowanie na mięso! - Teraz ona się na nią rzuciła i sturlały się na podłogę. 
- Iris, nie! Złaź ze mnie! Ja chcę mięsko!
- N-nie! - Dalej walczyły. Levi podniósł jedną brew i podszedł do nich. Pociągnął Iris za jej kurkę. 
- Co ty robisz? - Prychnął, a Sasha mogła oddychać. 
- Iris! - Krzyknęła ucieszona Jade i wstała, niemal się wywalając i zaczęła do niej iść. - No.. Już myślałam, że nie przyjdziesz..
- Jak ktoś się zrzyga macie to posprzątać, zrozumiano? - Warczał Levi. 
- Tagk jeszt,, - Przekręciła głowę brunetka i poleciała na podłogę.

- ... Ten kawałek jest dla Jade... - Mruczał Jean do mikrofonu po czym zaczął tak fałszować, że wszyscy zatykali uszy. Levi się skrzywił i wziął do ręki chustę. Podszedł do dzika i przez nią oderwał mu nogę. Następnie rzucił nią z całej siły w Jean'a, który dostał w głowę i upadł na ziemię. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Tch. Obrzydlistwo. - Wycierał ręce, na których był tłuszcz. Pociągnął Iris, która patrzyła się na tę nogę dzika jak na nie wiadomo co.
- Dlaczego tym rzuciłeś..? Mogłeś mi dać. - Wymamrotała, a on się na nią spojrzał.
- Koniec koncertu, ponieważ iż wokalista dostał urazu głowy! - Krzyknęła Hanji.
- Levi.. - Warknął Erwin.
- Daj spokój, to rozdzierało uszy. - Stwierdził, a dowódca przewrócił oczami.
- Jean! - Krzyknęła Jade.
- Uspokój się, przejdzie mu. - Powiedział bez wyrazu kapral. - Dostał tylko nogą dzika w głowę.
- Koniec muzyczki? - Smuciła się sala.
- Spokojnie! Mamy jeszcze radio! - Cieszyła się Hanji. Levi westchnął, ale wtedy zaczęła grać spokojna muzyka. (koniec discopolo! <3 :D Możecie już wyłączyć playlistę xD) Każdy zaczął tańczyć wolniaka.
- O Boże... - Jęknęła Iris.
- Chodź, Erwin! Idziemy dęsić! - Krzyczała Jade i zaczęła go ciągnąć na parkiet.
- Pomocy... - Spojrzał się błagalnie na Levi'a, ale on nie wydawał się zainteresowany pomocą mu. Brunetka złapała go i przyciągnęła do siebie. Zaczęli się kołysać przez Jade, bo była tak nawalona, że ledwo się na nogach trzymała. Connie zaczął tańczyć z Sashą. Reiner podszedł do Christy i wyciągnął do niej rękę, ale wtedy wyskoczyła z krzaków Ymir i dała z liścia blondynowi po czym porwała swoją przyjaciółkę i zaczęły tańczyć tango (xD). Obok Iris stanęła Lily. Białowłosa przyglądała się Erenowi z lekkim rozbawieniem.
- Eren.. - Powiedziała Mikasa. - Może wiesz.. zatańczymy?
- Przykro mi, Mikasa... Tańczę ze swoją partnerką. - Pochylił się i pocałował doniczkę po czym zaczął z nią wywijać. Iris dostrzegła niedaleko Sean'a. Kątem oka Lily się na niego patrzyła, a potem pochyliła głowę. Odciągnęła Levi'a na bok.
- Co ty robisz? Chyba nie chcesz tańczyć..
- Nie no co ty. Patrz. - Skinęła głową w stronę Lily.
- Co z nią?
- Musimy ją zeswatać z Sean'em.
- Słuchaj, ja..
- No weź. Przecież to jest smutne.
- To nie jest nasza sprawa. - Warknął.
- No weeeź...
- Nie ma mowy.
- A... Jak nie wiem.. Ooo! Kupię ci nową szczotę to się zgodzisz.
- Pomyślę.
- No to chodź. - Pociągnęła go za sobą. - Ja idę do Lily, a ty do Sean'a.
- Tch.
- Wpychamy ich na siebie na parkiet i uciekamy.
- Super plan. - Powiedział sarkastycznie.
- Operacja "densing" rozpoczęta. - Zaśmiała się i nakierowała go do blondyna, a sama poszła do koleżanki.
- Hej, Lily! - Zaczęła.
- T-tak?
- Chodź, pokażę ci coś fajnego. - Złapała ją za rękę i ciągnęła na środek sali.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz. - Tymczasem Levi podszedł niechętnie do Sean'a. On również ukradkiem patrzył na Lily.
- E. - Odwrócił się i zobaczył kaprala. - Idziesz ze mną. - Zaczął iść w kierunku Iris.
- Czy ja coś zrobiłem? - Zapytał lekko przestraszony.
- Powiedzmy. - Mruknął Levi. Jak był już blisko obszedł go i popchnął na Lily. Niemal się wywaliła, ale złapał ją. Kapral i białowłosa szybko się ulotnili i wrócili na bok. Zobaczyli, że faktycznie zaczęli tańczyć.
- Głupie zabawy małolatów. - Wymamrotał.
- Daj spokój, no zobacz jacy są teraz szczęśliwi.
- A co wy tutaj robicie tak na uboczu? - Wtrąciła się Hanji.
- Idź sobie, okularnico. - Warknął Levi.
- No, ale co ty taki agresywny, krasnalu.. - Udawała smutną. Złapała ich za ręce i ciągnęła na parkiet.
- O, nie, nie, nie. - Mówili oboje i próbowali się wyrwać. W końcu ich puściła, ale byli w centrum "gówniarzerii". Brunetka zostawiła ich tam i uciekła. Stali naprzeciwko siebie i patrzyli w ziemię.
- Ja nie umiem tańczyć. - Powiedziała Iris.
- Ja też nie. Na takie głupoty nie ma czasu. - Mruknął.
- DAJESZ LEVI! - Krzyczała Hanji ze sceny. On spojrzał się na nią wkurzony i pokazał faka (xDD) - Pffffff!


- Może warto spróbować. - Powiedział spokojnie kapral.
- Levi, nie. Ja nie chcę..
- Nie chcesz ze mną zatańczyć? - Podszedł bliżej.
- Nie, że nie chcę. Ja po prostu... Ughhh..
- Jeden raz. - Iris jęknęła i też się do niego zbliżyła.
- Nigdy więcej. I nie odpowiadam za to, że cię podepczę, wywalę i nie wiem co jeszcze.
- Nie przeszkadza mi to. - Mruknął. W końcu zaczęli. Wyglądali razem słodziutko ^.^. Aż w pewnym momencie nikt nie wierzył, że naprawdę to robią.  W pewnym momencie Erwin miał dosyć tańczenia ze swoją dziką partnerką i zanim wiedziała co się stało siedział już przy stole, a na brunetkę wpadł Jean.
- Uch.. już ci lepiej po tym ostrzale? - Zaśmiała się.
- Tak, już odbieram wszystkie bodźce.
- Cudownie!
- Może my.. Zatańczymy, Jade?
- No pewnie! - Złapała go i zaczęła dziko tańczyć. Już siebie nie kontrolowała, bo była tak nawalona, że nie wiedziała co robi. Po jakimś czasie Levi postanowił się ulotnić.
- Iris, idziemy. - Kapral jak najszybciej ją stamtąd zabrał. Jak zamknął drzwi dopiero odetchnął z ulgą. - Ja już tam nie wracam.
- Ja też nie. - Zaczęli kierować się w stronę pokoju. 
- Chodź, przeniesiemy łóżko.
- Tak jest, kapralu. - On spojrzał się na nią poirytowany i szedł dalej. 

Erwin się ulotnił, a Jade była tak nawalona, że myślała iż owy dowódca nadal z nią jest. Wracała do pokoju z "nim".
- Ale było fajnie.. - Mruczała kołysząc się, - Musimy to robić części-ej rybciu.. - Przyciągnęła go i zaczęła całować. Jak weszła do pokoju zobaczyła Erwina na łóżku. - Ło kjurde.. Masz bliźniaka.. Pewnie twoja mama zaszła w ciążę pozamaciczną w kolanie.. i urodziłeś się w kokonie. - Mruczała i wywaliła się po czym zwymiotowała.

Levi i Iris weszli do starego pokoju dziewczyn, w którym teraz mieszkała Lisa.
- Damy radę je przenieść? - Zapytała.
- No pewnie. - Mruknął. Jak już mieli je podnieść białowłosa przerwała.
- Czekaj. Może zostawimy jej jakąś kartkę. Jak jest taka nawalona i zastanie jedno łóżko to pomyśli, że pomyliła pokoje.
- Dobrze, napisz. - Iris wzięła kartkę papieru i pióro. Odeszła na bok i zaczęła pisać. Po jakiś trzech minutach nadal nie przestawała. Kapral podszedł do niej i zobaczył co ona pisze. "Rudy, nawalony przygłupie. Tutaj przybysz z kosmosu. Informuję, że porwaliśmy twoje łóżko w celach badawczych. Nie martw się, nie spłonie w płomieniach ponad kosmicznych. Jest pod dobrą opieką. Dla wątpliwości jesteś w dobrym pokoju. Pozdrawiam ~ Ufoludek." - Jesteś głupia. - Prychnął powstrzymując śmiech.
- Haha, wiem. Przyczepię jej do szafy. - Wzięła szpilkę i zrobiła jak powiedziała. Wrócili do łóżka i je podnieśli. Udało im się je przenieść przez drzwi. Levi jak na swój niski wzrost był bardzo silny. Po jakimś czasie wnieśli łóżko do pokoju kaprala. Dostawili je do jego. Iris odetchnęła. Podeszła do swojego starego posłania. Nadal były na nim kawałki białej sierści. Podniosła jeden włos i przyłożyła sobie do serca. Kapral objął ją od tyłu i położył głowę na ramieniu. To lekko poprawiło jej humor. - Kocham cię. - Wyszeptała.

Następnego dnia po tej całej balandze Jade miała wielkiego kaca i strasznie bolała ją głowa. Całą noc jęczała i Erwin nie mógł przez nią spać. Obudziła się z chusteczką w ustach. Wypluła ją na podłogę, a przy tym spadła z łóżka. Podniosła się nieprzytomna i spojrzała na Erwina, który patrzył na nią z rozbawieniem wykonując przy tym papierkową robotę.
- I jak ci się spało? - Zapytał.
- Moja głowa.. - Jęczała. - Nic nie pamiętam co się wczoraj działo..
- Nie dziwię się. Tak się nawaliłaś, że trudno byłoby cokolwiek pamiętać.

Dobra zaczynam normalnie pisać xD

Jak Iris wyszła z pokoju od razu wpadła na siostrę, która zaczęła ciągnąć ją na zewnątrz. 
- Co ty robisz? - Warknęła. 
- To ważne. 
- Nie możesz mi powiedzieć normalnie? - Lisa jej nie odpowiedziała. Oddaliły się od kwatery. W końcu weszły do lasu. Iris w oddali zobaczyła mężczyznę w czarnych ubraniach opierającego się o drzewo. Spojrzała się na rudowłosą, ale ta nie zwracała na nią uwagi. Jak podeszły do niego w końcu przeniósł wzrok z ziemi na nie. 
- No, ruda. Już myślałem, że nie przyjdziecie. - Rzucił krótko. 
- Lisa, co to za facet? - Wymamrotała wkurzona Iris.
- Nie powiedziałaś jej o niczym?
- Liczyłam, że ty to zrobisz... - Po tych słowach mężczyzna tylko jęknął poirytowany. W końcu przestał się opierać o drzewo i podszedł do białowłosej. Był dosyć wysoki i blady jak ściana. Miał złote oczy i czarne włosy. Coś nie tak było z jego źrenicami. Były takie.. kocie. Zwężone. 
- Dzisiaj w nocy wyjeżdżamy. 
- Słucham? - Wyjąkała. On tylko podniósł rękaw i pokazał jej ledwo widoczny tatuaż z twarzą kota. - Co to ma znaczyć? - Podszedł do niej jeszcze bliżej. Teraz mogła poczuć jego zapach. Po prostu śmierdziało od niego trupem. Chwycił mocno jej rękę. Patrzyła się z przerażeniem na to co robił. Również podwinął jej rękaw. Był tam ten sam znak. 
- Należymy do tego samego klanu.
- J-jakiego klanu? 
- Nie bądź głupia. - Warknął i spojrzał na Lisę. Ona również to miała. - My - Ludzie koty powinniśmy trzymać się razem. - Pierwszy raz się uśmiechnął. - Wiem kim ty jesteś. Należysz do korpusu zwiadowczego i jesteś w oddziale specjalnym. Nie ukrywam przydasz się nam. 
- Ale do czego?! - Wyrwała mu rękę i patrzyła się w jego oczy wkurzona. 
- Tej nocy opuszczamy mury.
- Co?
- Zapewnimy sobie lepsze życie. Tytani atakują tylko i wyłącznie ludzi. Zewnętrzny świat jest piękny. Lasy i łąki pełne zwierząt. Nie będziemy nigdy głodni. Nie będziemy musieli się już więcej ukrywać. 
- A jeśli odmówię? 
- To załatwimy to inaczej.
- Nie możesz mnie zmusić. Sama mam prawo podjąć decyzję. - Wtedy chwycił ją za kołnierz i przyciągnął bliżej. 
- Słuchaj. Widzimy się o drugiej w nocy. Twoja siostra przyjdzie. Ty też masz tam być. Jeżeli jednak nie przyjdziesz to wtedy wezmę nóż i odetnę tej twojej przyjaciółce wszystkie palce, wydłubie oczy, a na koniec pożrę, rozumiesz? - Oczy Iris teraz były pełne wściekłości i przerażenia. Puścił ją i upadła na ziemię. - Nikomu o tym ani słowa. - Rzucił bezczelnie i odszedł. Białowłosa dalej leżała na ziemi i nadal nie mogła uwierzyć w to co się przed chwilą stało. 
- Iris.. - Zaczęła Lisa. - Przepraszam..
- Jak mogłaś. - Wyjąkała. Szybko się podniosła i ruszyła w stronę kwatery. 

Iris po powrocie nie chciała nawet patrzeć na siostrę. Czy to był jej ostatni dzień w korpusie? Ostatni dzień z przyjaciółmi? Już ich nigdy nie zobaczy...? Chciała ten dzień spędzić z Levi'em. Weszła do jego pokoju. Nie poszła nawet na śniadanie. Siedział na krześle i popijając herbatę czytał coś. Spojrzał się na nią lekko zdziwiony. Widać było, że płakała. 
- Co ci się stało? - Odłożył filiżankę i wstał. 
- Nic... Czy możemy dzisiaj spędzić cały dzień razem?
- Skąd taki pomysł?
- Tak po prostu...
- Mów co się stało. 
- Nie mogę. - Zamknęła oczy i spuściła głowę. - Nie pytaj. - Kapral westchnął poirytowany. Usiedli na łóżku i zapadła cisza. Zobaczył, że ma lekko siny nadgarstek i jeszcze bardziej się zezłościł. 
- Co to jest? - Pokazał jej nadgarstek. Wtedy wybuchła płaczem i wylądowała głową na jego kolanach. Uniósł brwi i rozszerzył oczy. - Iris... Przecież wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć. - Mówił spokojnie. 
- Dobrze.. Lisa poszła ze mną do lasu i.. i tam był jakiś facet, który potem zaczął mną szarpać i powiedział, że jesteśmy z tego samego klanu i użył sformułowania "Ludzie koty". Powiedział, że tej nocy wszyscy z naszego gatunku opuszczamy mury i ja też mam iść, a jeżeli nie to zrobi coś Jade...
- Że co?! - Wstał wkurzony. 



- Nie wiem co mam robić...
- Nigdzie cię nie puszczę. Musimy iść pogadać o tym z Erwinem. - Chwycił ją za rękę i zaczął kierować się do jego gabinetu. W mniej niż minutę tam doszli. Już miał nacisnąć na klamkę, ale Iris go powstrzymała. 
- Czekaj! 
- Co znowu? 
- Może lepiej zapukać. Tam teraz mieszka u niego Jade i nie wiadomo co oni tam robią. Levi westchnął i zapukał. Otworzyła im brunetka. 
- Ooo dzień dobry.. - Powiedziała, ale nieoczekiwanie zaryła głową w futrynę. Wszyscy patrzeli na nią zaskoczeni. - Kurwa, przepraszam.. - Wymamrotała do futryny. 
- Jak ty to zrobiłaś... - Pokręcił głową Erwin. 
- Ała... - Położyła dłoń na czole i usiadła na łóżku. 
- Erwin mamy problem. - Podszedł do niego Levi. Dowódca spojrzał się na niego. 
- Jaki znowu problem?
- Niech lepiej ona ci wyjaśni. - Usiadł na fotelu, a Iris się zbliżyła. Opowiedziała mu wszystko, a on tylko słuchał jej z uwagą. 
- Ja nie chcę opuszczać korpusu...
- Nie widzę innej opcji niż pozbycie się tego faceta. Podejrzewam, że jest szefem tego klanu. 
- Ja w ogóle nie wiem jak ja do niego mogę należeć skoro pierwszy raz o tym w ogóle słyszę! - Mówiła załamana białowłosa. 
- Skąd masz ten tatuaż? - Zapytała Jade. 
- Urodziłam się z tym. Może po prostu to jest wrodzone i mówiąc "klan" ma na myśli całą rasę. 
- Możliwe. - Stwierdził Erwin. - Mówisz, że to będzie dzisiaj w nocy, tak?
- Tak. 
- Dobrze.. Mamy mało czasu, ale myślę, że najlepiej będzie jak z nimi pójdziesz, a my będziemy was śledzić. Zaangażuję w to grupkę zwiadowców. Nie możesz nas opuścić. 
- Rozumiem...



Po rozmowie z dowódcą dwójka wróciła do pokoju. Levi dalej był zły. Starał się uspokoić i dopił herbatę. 
- A jak ten plan nie wypali i on zrobi coś Jade?
- Nawet mnie nie denerwuj. - Warknął. - Poza tym musisz się przygotować na straty. Żołnierz, który nic nie jest w stanie poświęcić nigdy nie będzie dobrym żołnierzem. 
- Przecież ja jestem gotowa na straty.. Tyle moich przyjaciół już poległo.. Ale Jade nie pozwolę odejść.. 
- Zanim dołączyłem do korpusu Zwiadowczego też miałem dwójkę przyjaciół...
- Nigdy mi nie mówiłeś jak dostałeś się tutaj. 
- Mogę ci opowiedzieć. 
- Słucham.
- Żyłem kiedyś w podziemnym mieście. Byłem tam jakby.. Przestępcą. Miałem dwójkę przyjaciół. Farlana i Isabel. 
- I jacy oni byli?

- Irytujący. Zwłaszcza Isabel. - Powiedział, a Iris lekko się zaśmiała, - Powiem ci w skrócie. Mieliśmy zdobyć jakieś papiery i zabić Erwina. Dostaliśmy takie zlecenie. W zamian za to dostalibyśmy obywatelstwo i nie musielibyśmy żyć pod ziemią. Faktycznie pewnego dnia przybyli po nas zwiadowcy. Jakimś cudem nas złapali, a ten głupi blondaś powiedział nam, że albo wstąpimy do zwiadowców, albo odda nas żandarmerii. Nie mieliśmy za bardzo wyboru. Niedługo później była wyprawa. Chciałem jechać sam, bo te dwa ciołki by sobie nie poradziły, ale dałem się namówić... Nie udało nam się jednak wcześniej znaleźć dokumentów. Na tej wyprawie strasznie się rozpadało i była utrudniona widoczność. Wcześniej zabiłem mojego pierwszego tytana. Uznałem, że to była odpowiednia chwila do zabicia Erwina. Odłączyłem się, a im kazałem zostać. Jechałem przed siebie, ale natknąłem się na umierającego człowieka, który krzyczał, że w tamtą stronę poszedł tytan. Musiałem się z nim minąć. Pojechałem w jego stronę, ale tam zostałem oderwaną głowę Isabel i przepołowionego Farlana. Ten pieprzony tytan patrzył się na mnie z kpiną w oczach. Jakby się ze mnie wyśmiewał. Wtedy zacząłem rozcinać jego skórę. Chciałem, żeby cierpiał. Jak skończyłem, a jego ciało niemal było poćwiartowane w końcu rozciąłem mu kark i runął na ziemię. Siedziałem tam nadal nie mogąc w to uwierzyć, że oni już nie żyją, aż przyjechał Erwin. Powiedział, że to było ustawione.. Wiedział o wszystkim. Tamten koleś, który zlecił nam zdobycie papierów i zabójstwo był już skończony. To był koniec... Jednak postanowiłem zostać w korpusie. Erwin bierze pod uwagę więcej rzeczy niż można pomyśleć i myśli w sposób, którego do dzisiaj nie pojmuje. Postanowiłem za nim podążać. 



- Tak mi przykro.. - Powiedziała w końcu Iris. - Naprawdę.. Współczuję ci..
- Dobrze, koniec tematu.. To teraz nie jest ważne. 
- W porządku. 

Dochodziła północ. Iris nadal nie była gotowa. Łaziła po korpusie bez najmniejszego sensu. W końcu ktoś przyłożył jej dłoń do ust. Zobaczyła Lisę, która zaczęła ją gdzieś ciągnąć. Jak mogli o niej zapomnieć? Białowłosej udało się wystarczająco mocno wgryźć w jej rękę, aż ją puściła. Spojrzała na nią. Dosyć obficie krwawiła. 
- Co ty odpierdalasz? - Warknęła Iris. 
- Wyrywamy się stąd. 
- Nie ma mowy! 
- Musisz. Nie chcesz żyć w bezpiecznym świecie? Tylko w tym więzieniu? - Złapała ją za rękę i ciągnęła. 
- Tutaj jest nasza rodzina! 
- My już nie mamy rodziny! - Niemal krzyknęła. Iris zamilkła. - My jesteśmy rodziną i musimy trzymać się razem. 
- To nie musi tak być.. 
- Nie mamy wyboru. - Wyszły na zewnątrz. 
- Zawsze jest wybór! - Wtedy pojawił się ten sam mężczyzna co w lesie. 
- Miało być o drugiej. - Warknął. - Ale mniejsza. Im wcześniej tym lepiej. Reszta już na nas czeka. -Iris nie poinformowała o rozpoczęciu akcji. Cholerna Lisa.. 
- Możemy jeszcze chwilę poczekać? 
- Nie. - Odpowiedział jej. 
- Ale ja jeszcze coś muszę załatwić! - Zaczęła się cofać, ale szybko do niej podszedł i złapał ją. 
- Nic już nie będziesz załatwiać, idziemy.
- Nie! - Krzyknęła i uderzył ją w twarz tak mocno, że upadła. Przyłożyła dłoń do policzka i spojrzała na niego ostro wkurzona. Złapał ją za kołnierz i podniósł. 
- Idziemy ty suko. - Powiedział przez zęby i zaczął ją ciągnąć. Starała się jakoś oprzeć. 
- Zostaw mnie! - Wbiła swoje długie, ostre paznokcie w jego skórę. Łatwo ją rozdarła i zaczęła sączyć się z niej krew, ale to nie robiło na nim większego wrażenia. - Proszę puść mnie! - Nie reagował. - Levi! - Krzyknęła rozpaczliwie. 
- Zamknij się! - Warknął i się przemienił. Jego przemiana spowodowała również przemianę Iris jako, że ją trzymał. Był od niej znacznie większy. Wbił swoje zęby w jej kark i podniósł ją. Lisa tylko szła z tyłu i nie przejmowała się niczym. 



Zbliżali się coraz bardziej do murów. Po zwiadowcach nie było nawet śladu. Iris się wkurzyła. Udało się jej przekręcić głowę i wgryzła się w niego. Syknął i puścił ją. Szybko się podniosła i zaczęła uciekać. Zaczął ją gonić. Biegli tak przez jakieś siedem minut. Nagle mężczyzna przyspieszył i jakoś ją przewrócił. Zamienił się w człowieka i starał się ją trzymać. Był ostro wkurzony. 
- Dlaczego to robisz? - Zapytał. - Nie chcesz żyć ze swoim gatunkiem? Tylko z takim, który jest już na przegranej pozycji? Jest więziony za murami? Oni cię nigdy nie zrozumieją, rozumiesz? 
- Nie będziesz za mnie decydował i gówno mnie obchodzi co o nich myślisz! Nie wszyscy ludzie są zepsuci i bezwartościowi! - Mężczyzna się skrzywił, ale po chwili się uśmiechnął. Wyjął z kieszeni nóż. 
- Skoro ty nie idziesz z nami. - Przystawił go do jej szyi. - Nie idziesz też do korpusu. - Wtedy usłyszała charakterystyczny dźwięk sprzętu do manewrów przestrzennych. Mężczyzna dostał z buta przez mordę i poleciał kawałek w bok. Iris odetchnęła i przyłożyła dłonie do twarzy. 
- W porządku? - Zapytał Erwin, który podszedł do niej. 
- Tak, nic mi nie jest. - Powiedziała i usłyszała dziwny jęk. Jak udało jej się wstać zobaczyła Levi'a, który trzymał za kołnierz tego mężczyznę. 
- Co ty sobie, dupku wyobrażasz..? - Warczał. - Erwin. - Zwrócił się do dowódcy. - Zabierzmy tego chuja do kwatery. Tam będzie wygodniej mu coś zrobić. 
- Levi.. - Mruknęła Iris. Erwin podszedł do kaprala, a białowłosa zobaczyła w oddali swoją siostrę. Skierowała się w jej stronę zdenerwowana. Jak do niej podeszła uderzyła ją w twarz, a ta aż upadła. 
- Ja idę z nimi. - Powiedziała Lisa. 
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia?!
- Po prostu.. Nie chciałam cię znowu stracić...
- A ja nie chciałam opuszczać korpusu, ale zawsze musi być po twojemu, prawda?! Idź sobie z nimi! Nie chcę cię widzieć! - Krzyczała. Jej siostra wstała i skierowała się w stronę muru ze spuszczoną głową. Iris się obejrzała. Już na nią wszyscy czekali. Westchnęła i ruszyła w ich stronę. Spojrzała na tego mężczyznę co przed chwilą chciał ją zabić. Podeszła do Erwina. 
- Dowódco, nie zabierajmy go do kwatery. 
- Jak sobie życzysz, ale jeżeli go wypuścimy to znowu może chcieć ci coś zrobić. 
- A kto powiedział, że go wypuścimy? - Warknęła. Przemieniła się i szybko wgryzła się mu w szyję. 
- Iris! - Krzyknął zdziwiony Erwin. Zaczęła machać głową i odrywać mięso. 
- Tch. I nici z męczenia ludzi. - Jęknął Levi. Dowódca spojrzał się na niego skrzywiony. - Mogła mi chociaż dać mu coś najpierw zrobić. Naprawdę muszę ją dużo nauczyć. - Wtedy blondyn się zaśmiał. Mężczyzna jęczał i się wykrwawiał. W końcu jego serce stanęło. Białowłosa wstała i przetarła czerwone od krwi usta. 
- Iris! - Zobaczyła Jade, która rzuciła się na nią co spowodowało, że poleciały na ziemię. 
- Co ty robisz?! 
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest!
- Heh.. Ty małpo jedna. Pewnie bardziej się cieszysz, że Lisa już do nas nie wróci, nie? 
- Tak! - Krzyknęła, a Levi się tylko im przyglądał. Wtedy Hanji go szturchnęła. 
- Wy sobie poleżycie na sobie w Korpusie ( ͡° ͜ʖ ͡°).
- Spierdalaj ty okularnico. - Warknął i odszedł. 



~ Gill ( ͡° ͜ʖ ͡°)

wtorek, 20 września 2016

Rozdział XXXI Nowy pupil

Jade chodziła pod gabinetem Erwina w tą i z powrotem. Denerwowała się sama nie widząc czemu. W końcu po dłuższej chwili nie wytrzymała i weszła do środka. Dowódca nawet nie zwrócił na nią uwagi. Przegryzła wargę. Ustała za nim, oparła o jego plecy i przełożyła ręce tak, że między nimi była jego szyja. Położyła głowę na jego ramieniu. Blondyn nie wytrącony z tematu, dotknął tylko jej dłoni i kontynuował rozmowę z Lisą. Brunetka poczuła się olana. Usiadła mu na kolanach i oparła się o niego. Dalej żadnej reakcji. Siostra Iris nie wiedziała jak ma się zachować więc udawała, że skupia się na rozmowie z Dowódcą ale bardziej jej wzrok przyciągała Jade, która z każdą chwilą zachowywała się coraz dziwniej. Oplotła się jego ramionami  i ciągnąc jego ręce w dół schowała swoje dłonie w jego. (Kurwa co ja rb?! xDD Wat sama nwm co pisze xDDD).
- Iris cię wdrąży w resztę, a mi zostaje tylko znaleźć ci jakiś pokój. - Powiedział Erwin, usiłując wyrwać się brunetce bez gwałtownych ruchów.
- Ale ona może przecież wziąć pokój mój i Iris. Teraz stoi pusty, bo Iris chwilowo mieszka u Levi'a, a ja u ciebie więc... - Dowódca już nie wytrzymał. Wyrwał jedną rękę i zatkał jej usta.
- No dobrze. To twoja siostra cie tam zaprowadzi i to chyba wszystko na razie. A my... - Szepnął do Jade dość poważny. - Musimy porozmawiać. - Dziewczyna zrobiła słodkie oczka, a on tylko westchnął. - Co ja z tobą mam... - Zdjął dłoń z jej twarzy, a ona od razu go pocałowała. Nawet nie zauważyli kiedy Lisa się ewakuowała. Blondyn wstał zrzucając przy tym Jade na podłogę. Podszedł do okna i nawet nie zaszczycił jej spojrzeniem.
- Możesz mi wyjaśnić co to było? - Spytał.
- Noo... Nic. - Opowiedziała masując bolące plecy.
- Jak to nic?! Nawet nie dałaś mi spokojnie jej wszystkiego wyjaśnić.
- Bo się martwiłam.
- O co?
- No bo ona kiedyś chciała zabić Iris i się bałam, że coś ci zrobi. Musiałam ją mieć na oku.
- Ta... I myślałaś, że zachowując się jak nie powiem kto wszystko załatwisz?
- No nie tak to miało być... Ale to była za duża presja.
- Jaka presja?! Co ty gadasz?
- No dobra. Nie krzycz na mnie! Po za tym to ja tu jestem obrażona i mimo to próbowałam cie chronić. - Blondyn wybuchł śmiechem.
- Słucham? Ty mnie? Dobre, dobre.  Po za tym, dalej się gniewasz o tą Dare?
- Wysłałeś ją bezbronną na śmierć.
- Już ci mówiłem, że to dłuższa sprawa i nie będę ci tego wszystkiego teraz opowiadał.
- A kiedy?
- Nie wiem. Nigdy.
- No dzięki. - Powiedziała oburzona, wstała i ruszyła do wyjścia. (Foch forever alone o gówno xDD)
- Jade... - Chciał ją zatrzymać ale ta zatrzasnęła za sobą drzwi. Zamknął oczy i westchnął.

Jade szybkim krokiem ruszyła do pokoju. Gdy odeszła dość daleko z kąta wyłoniła się Lisa i ruszyła szukać swojej siostry. Deszcz już prawie przestał padać.
- *-Pewnie ten pedant kazał jej iść do stajni.* - Pomyślała i ruszyła do celu. Gdy już doszła do drzwi wyjściowych zarzuciła kaptur na głowę i zaczęła biec. Kropiło ale nie chciała być mokra. Zanim dobiegła do stajni słyszała rżenie koni, a w środku czekała ją mała niespodzianka. Szła między boksami rozglądając się. Nagle ktoś rzucił na nią siano. Spojrzała w bok i zobaczyła Iris która śmiała się opierając na widłach.
- To, że ten twój pedancik kazał ci sprzątać to nie znaczy, że musisz mnie obrzucać tymi eh... - Zaczęła z siebie strzepywać słomę.
- Ja ci dam pedancika! Może czasem przegina ale taki już jest. Po za tym jak już tu się zjawiłaś to możesz mi pomóc.
- Chyba śnisz, że będę się babrać w tym końskim łajnie. - Zaśmiała się. - Po za tym to twoje zajęcie, nie moje.
- I tak pewnie będziesz musiała się nauczyć sprzątać. Do kogo cię Erwin przydzielił?
- Do Hanji.
- Ooo! To się dobrze składa! Dogadacie się. Jeszcze tylko musisz dołączyć do grupki Jade i Erena. Czyli jakichś chorych dekli od kawałów i ciągłej beki.
- Pewnie mnie tam przyjmą od razu! - Powiedziała sarkastycznie. - A propos tej twojej przyjaciółki. Jak ona się na mnie dziwnie patrzyła! Jezu... Wbiła do gabinetu i zaczęła coś cudować z tym twoim Dowódcą. On starał się nie zwracać na nią uwagi i nieźle ją ignorował ale ona coraz gorsze rzeczy odwalała! 0.o Z kim ty się zadajesz?!
- Jezu Jade xDDD Bo wiesz... Ona jest z nim i go pilnuje jak oka w głowie. Wcześniej z Jean'em była nie rozłączna i nawet z Erenem chcieliśmy im zrobić ślub ale nie wyszło i teraz jest z Erwinem. Czemu mnie tam nie było xDDD
- Ja bym na twoim miejscu się cieszyła...
- Ale ja jeszcze nie widziałam jej takiej ten emm... Nawet nie wiem jak to nazwać xDD Boże ja mam chore znajomości.
- Potwierdzam.
- Ale ty się tam nadajesz.
- CO?! No chyba cie coś boli...
- Jak ich poznasz bliżej to sama się przekonasz. A teraz pomóż mi! - I wciągnęła ją do boksu.

Gdy skończyły Iris miała pokazać siostrze pokój, który dostała. Białowłosa nie chciała tam wchodzić. Za dużo wspomnień związanych z Kibą... Ale cóż. Trzeba się kiedyś przełamać. Chciały już opuścić stajnie gdy wpadły na Erwina.
- O... Wybierasz się gdzieś? - Spytała Leiden.
- Ta.. Musze coś załatwić. Masz może różową wstążkę?
- Co mam?! RÓŻOWĄ wstążkę?! Na głowę upadłeś?
- Nie.
- Po co ci to?
- Bo potrzebne.
- Dla tej świr... emnemnem... Jade? - Dołączyła się Lisa.
- Nie rozpieszczaj jej tak, bo się przyzwyczai i całkiem ci na głowę wejdzie xD - Zaśmiała się Iris.
- Czyli nie masz? - Spytał wymijająco.
- No nie xD
- To było tak od razu. - Minął je i poszedł do swojego konia.
- Ja pitole co on wymyśla xDD
- Nie wiem ale to na pewno nie będzie nic normalnego skoro ma być różowe. Ona w ogóle lubi taki kolor?
- Nie wiem, chyba nie koniecznie xDD
- Nie powiesz mu, żeby wziął inny?
- Po co? Fan będzie xDD
- Może sama dołączysz do tego nienormalnego kółka.
- Ja nie jestem od kawałów po za tym jestem tam nie będąc.
- E... Uznajmy, że rozumiem.
- Ta też. - I znów prychnęła śmiechem. Za nimi pojawił się Smith na koniu. - Ej Erwin xDD Jak chcesz wstążki to może weź inny kolor bo nie jestem pewna czy ona trawi różowy. Pasowałby do niej ale ja tam nie wiem xDD - On tylko spojrzał na nią z góry i odjechał.
- Mam szczera pytanie...
- Jakie?
- Co ona w nim widzi? - Zaśmiała się Lisa.
- Mnie się pytasz? Już jakbym była nią i miała wybierać między Koniem a nim to... Chyba bym wolała Erwina, bo qnia nie trawie xDD Ale swoją drogą szkoda, że Reiner to jej brat, bo chyba najlepiej by do niej pasował ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Jezu... Ona ma harem czy co?
- Można tak powiedzieć xP A ja mam tylko swojego Levi'a i go nie oddam. W sumie to chyba nie mam komu, bo ostatnio problem postanowił zostać zeżarty B)
- Czy ty na pewno nic nie brałaś?
- Nie wiem właśnie... Nie pamiętam ale chyba nie. - I poszły w końcu do pokoju.

Było około osiemnastej gdy Erwin wrócił do korpusu. Odprowadził konia i z jakimś pudełkiem w ręku ruszył do pokoju. Po cichu otworzył drzwi i zobaczył śpiącą Jade. Musiało jej być zimno, bo była zwinięta w kłębek. Postawił pudełko na stole. Podszedł do niej, przykrył i pocałował w czoło.  Gdy zrobił kilka kroków w stronę okna obudziła się. Spojrzała na niego przecierając oczy.
- Gdzie byłeś? - Spytała ziewając.
- Musiałem coś załatwić. - Delikatnie podniósł pudełko, wrócił do brunetki i uchylił wieczko.
- To dla mnie...?
- Tak. Żebyś się nie czuła samotna gdy ja zajmuję się papierami i innymi rzeczami. - Uśmiechnął się, a ona zajrzała do środka. Jej oczy się rozszerzyły gdy w środku ujrzała malutką puchatą kuleczkę. Zanurkowała w pudełku i wyjęła z niego małego rudawego króliczka z czerwoną kokardką.
- Jezu! Jest śliczny dziękuje! - Posadziła zwierzątko na łóżku i rzuciła się Dowódcy na szyję. Mocno go ścisnęła, a on odwzajemnił uścisk. Pocałowała go i wróciła do uszatka. - Jak go nazwać?
- Skąd wiesz, że to on?

- Nie wiem, strzelam xD Będziesz... em... Tuptuś! (Jak mój prawdziwy xDD)
- Tuptuś?
- No, a jak go inaczej nazwać?
- Nie wiem, nigdy królika nie miałem, więc nie mam wprawy w nadawaniu imion.
- Mi Iris kiedyś powiedziała, że mam talent do wymyślania beznadziejnych imion xd
- Może lepiej jej zapytaj. Niech ci coś doradzi.
- E tam! Będzie Tuptuś i już. Podoba ci się prawda malutki skarbeczku? ^-^ - Podniosła króliczka na wysokość twarzy i dotknęła swoim nosem jego. - Będziesz dziś ze mną spał :D
- Ej, ej. Chwileczkę. - Brunetka spojrzała na blondyna. - A co ze mną?
- To on będzie spał na środku, jako... Syn! xD - Dowódca położył dłoń na czole. - No co? Żeby nie spadł.
- Chyba Iris miała racje... Jestem dla ciebie za dobry... Ale z tym synem... Zaczynam się poważnie bać o ciebie. - Powiedział udając zrezygnowanego.
- Oj do dobra, to ja będę w środku. Albo wiem! - Podała małego uszatka Erwinowi. Przystawiła jakieś krzesło po swojej stronie i położyła na nim poduszkę. - No, teraz może być?
- Może. - Podał jej zwierzaka, a ona go ułożyła na poduszce. Położyła się na plecach, a głowę na kolanach blondyna.
- Dalej gniewasz się za tą Mandy? - Spytał mężczyzna bawiąc się jej włosami.
- Może maciupke. - Powiedziała pieszczotliwie i spojrzała na niego błagalnie. - Ale wiesz jak mogę zapomnieć...? - Uśmiechnęła się podejrzanie.
- Nie, Jade, nie... Nie ma nawet takiej opcji. Ja nie jestem Jean i nie chce, żeby doszło do takiej sytuacji jak ostatnio.
- Eh... Masz racje... Przepraszam... - Powiedziała smutno. - Jestem jakaś niewyżyta, ale mam nadzieję, że nie zrażam tym do siebie.
- Wręcz przeciwnie. Dzięki tobie się tu coś dzieje. Inaczej wszyscy by poumierali z nudów, jeśli mielibyśmy tak dalej funkcjonować.
- Miło słyszeć, że się do czegoś przydałam xd  Erwin...
- Tak?
- Zimno mi... Przytulisz mnie? - Spytała słodkim głosikiem. On tylko westchnął, posadził ją sobie na kolanach i przytulił.


Następnego dnia Erwin na pół śpiący słyszał śmiech Jade. Wymacał łóżko w poszukiwaniu dziewczyny ale jej nie było. Otworzył oczy, usiadł i zobaczył, że brunetka lata za królikiem po całym pokoju. Zerknął na zegarek. Była dopiero szósta trzydzieści.
- Jade, co ty robisz?
- O wstałeś. Nic takiego, latam za Tuptuniem, bo nie chce się dać uczesać.
- Będziesz go czesać?
- No musi jakoś wyglądać. - Nagle usłyszała skrobanie do drzwi. Podeszła do nich, otworzyła je i do środka wparowała Kora. Od razu rzuciła się w kierunku przerażonego królika. Jade skoczyła na nią.
- Kora! Kurde zostaw go! Nie jesteś w lesie! - Chciała ją odciągnąć ale instynkt był za silny i nie dawała rady psu. Dowódca wstał, podniósł Tuptusia (xDD) i podał go brunetce, która od razu wyleciała z pokoju usiłując uciec Korze. Zamknął za nimi drzwi, przetarł twarz i położył się.
- Po co ja jej go dałem... Jak tak ma teraz codziennie wyglądać moja pobudka to podziękuje...

Jade biegła przed siebie, by jak najszybciej uciec przed psem. Nagle usłyszała za sobą jakieś dzikie odgłosy odwróciła się i zobaczyła lecąca koło psa Sashę, której leciała ślina i krzyczała ciągle ''Mięsko!''. Jade wrzasnęła przerażona i wybiegła na dwór.
- Jade! Daj mi je! Usmażymy i będzie idealne na kolacje!
- Chyba cie Bóg opuścił! Nie oddam ci mojego syna! - Przyśpieszyła Braun.
Uciekała tak z dobre czterdzieści minut aż w końcu poleciała na stołówkę. Już od progu wołała o pomoc. Wszyscy się  odwrócili, a Jade szybciej niż Odmieniec doleciała do stolika i wskoczyła Reinerowi na kolana. Skuliła się i starała się chronić przerażonego królika. Zaraz za nią wleciała Sasha i Kora.
- O co chodzi?! - Wściekła się Mikasa.
- Ten świr chce mi zeżreć syna!
- CO?! - Krzyknęła cała stołówka.
- DAWAJ TO MIĘCHO!
- NIE!
- Ej spokój! - Wrzasnęła Iris, która dopiero przyszła z Lisą. Zawołała do siebie psa, który posłusznie przyszedł i położył się pani u nóg. Sean odciągnął Sashe, a Jade się trochę rozluźniła i przestała ściskać zwierzaka. - Czy teraz z łaski swojej ktoś mi powie co tu się odjebuje?
- No bo... - Zaczęła Jade. - Dostałam wczoraj od Erwina tego piknego kjóqqqliga ^-^ Nazywa się Tuptuś i dziś rano Kora mi wbiła na pokój i usiłowała go zeżreć to zaczęłam uciekać  i potem dołączył się ten kurde kanibal drąc się, że mojego syna przerobi na kolacje ;-;
- Pokaż mi tego zająca.
- Ale trzymasz psa?
- Nie tknie go. - Przewróciła oczami białowłosa. Jade podeszła do niej i podała królika. - Jezu on ma kokardę xDDDDDDD
- Mrał, czerwoną ( ͡° ͜ʖ ͡°) - Dodała Lisa.
- Jezu Erwin xDD Dobra zawsze lepiej niż różowa xDD
- Nie ściągałam mu bo ładnie wygląda. - Skrzyżowała ręce brunetka.
- A jak w ogóle się nazywa?
- Tuptuś.
- Jak?! xDDDDDDDDDDDDDDDDD - Oddała zwierzaka i upadła na podłogę. - Jak widać talent do beznadziejnych imion ci został xDDDDDDD
- Dzięki >.> - Wszyscy usiedli do stołu i zaczęli na spokojnie śniadanie. Braun siedziała przy bracie przyglądając się  Braus, która ciągle śliniła się na myśl o tym co mogłaby ugotować z Tuptusia. Iris wszystkim przedstawiła Lisę, która od razu wczuła się w klimaty i doskonale się  z każdym dogadywała. Po śniadaniu każdy ruszył za nią, tylko Reiner i Bertholdt jak zawsze trzymali się z boku. Tym razem Jade postanowiła dotrzymać im towarzystwa. Nie przepadała za Lisą. Wydawała się fajna i podobna do niej ale wciąż pamiętała, że kiedyś chciała zabić Iris i ją w pewnym sensie też...
- Nie idziesz za nimi? - Spytał blondyn.
- Nie. Oni są teraz zajęci kim innym po co ja tam. Ale mogę posiedzieć z wami nie?
- Pewnie. - Bertholdt chciał zaprotestować ale Reiner spiorunował go wzrokiem.

Przez kolejne dni Braun czuła, że się oddala od każdego. Nie dość, że Iris to nawet Eren zaczęli z nią tylko przelotnie gadać. Jedynie z kim mogła porozmawiać to Reiner i Erwin, był jeszcze Jean ale... To by dziwnie wyglądało jakby z nim normalnie znów rozmawiała i się śmiała...Chociaż już nie było Mandy, a wszyscy mieli ją gdzieś, więc co za różnica?
Brunetka chodziła po dworze z Tuptusiem. Gdy nagle zauważyła swoją przyjaciółkę z siostrą i psem. Podeszła do nich i się przywitała.
- Hej... Co robicie?
- O Jade! Hej. Idziemy do lasu z Korą.
- To widzę... A ten, mogę iść z wami?
- Em... Nie wiem, bo będziemy jako pumy i ten... Nie wiem czy byś nadążyła.
- Dzięki... Ale zawsze mogę wziąć konia.
- No tak ale...
- Ekhem, sorry, że wam przerywam, ale moja siostra daje ci wyraźny przekaz. - Wtrąciła się  Lisa.
- Lisa... Przestań. - Warknęła białowłosa. - Chodzi o to, że chcemy pobyć trochę same i nadbudować to co się między nami popsuło. Ale kiedy indziej możemy coś porobić razem.
- Tia... Jasne... Jak znajdziesz czas jeszcze dla kogoś takiego jak ja. - Prychnęła i odeszła.
- Jade...
- Zostaw ją i chodź.

Dziewczyna siadła w oddali na trawie i patrzyła jak odchodzą. Lisa się śmiała, a Iris uśmiechała. Tia... Westchnęła i patrzyła bez wyrazu na Tuptusia, który kicał przy niej. Położyła się na trawie i zaczęła zastanawiać gdzie popełniła błąd. Leżała tak dłuższą chwile, puki ktoś do niej się  nie podkradł i nie wystraszył. Dziewczyna się przeturlała, a osoba upadła na nią, zamknęła oczy ale ich twarze się nie dotknęły. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą nikogo innego jak Jean'a.
- Porąbało cię! Chcesz żebym zawału dostała?!

- Wybacz. - Uśmiechnął się.
- Eh... Zawsze tak robiłeś ale teraz już nie jesteśmy razem...
- Wiem, ale wciąż nie mogę się przyzwyczaić.
- Wiem coś o tym...
- Czemu siedzisz tu sama?
- Nie jestem sama. Mam Tuptusia i teraz jesteś ty.
- A to ten mały szczęściarz, który dzięki tobie nie trafił jeszcze do garnka Sashy. - Wyciągnął rękę do królika, który przykicał do niego i zaczął domagać się pieszczot. - Więc czemu byłaś sama?
- Bo... Sama nie wiem... Odkąd pojawiła się Lisa nie mogę się  do nikogo jakoś doczepić... Czuje się nieswojo i najczęściej odchodzę... Nie mówiąc już o tym, że ona zajęła moje miejsce...
- W tym korpusie i tak nikt cie nie pobije. Zawsze dzięki tobie, Iris i Erenowi była największa beka. - Dziewczyna się uśmiechnęła, a chłopak stracił równowagę, bo opierał się na jednej ręce i upadł na nią. Królik go uszczypnął. - Ał młody za co?
- Bo jest przyzwyczajony, że jestem blisko Erwina. - Zaśmiała się. - Wiem, że jestem wygodna ale te czasu minęły i czy nie chciałbyś ze mnie zejść?
- Mam inny pomysł. - Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech i przeturlał się tak, że teraz to ona leżała na nim. Chłopak ją objął i nie chciał puścić. - Brakuje mi tej bliskości.
- Jean... Puść proszę. Jestem przecież z kim innym. Nie chce, żeby nas zobaczył..

- Wróć do mnie... - Puścił ją. Szybko z niego zeszła i usiadła speszona kawałek dalej.
- Nie mogę... Po za tym...
- Wiem, że ci pozwoliłem odejść ale... - Westchnął.
- Niech tak zostanie...
- Jak ci się z nim w ogóle układa?
- Dobrze. Ma dużo pracy ale tak to jest ciągle ze mną. Może czasem zachowuje się jakby nic nie było ale trzeba go zrozumieć. Dziwnie się musi czuć. Dowódca i taka gówniara... Jak to w oczach innych musi wyglądać?
- No tak...
- Zmieńmy temat. - Nagle dostała od kogoś w głowę. - Aj! Za co? - Odwróciła się i zobaczyła Levi'a.
- A jak myślisz? Po pierwsze: Ten gówniak mi zaśmieca trawnik sierścią. - Wskazał na królika. - Po drugie: Co ty robisz z nim, będąc z tym zgredem?
- E... No nic... Po prostu jakoś tam wyszło, że siedzieliśmy sami i...
- Tak, tak, jasne. Wszystko widziałem. - Powiedział tym swoim znudzonym tonem.
- Ale możemy przysiądź, że choćbym chciał, to niczego nie było. - Odezwał się Jean.
- A ty! - Kapral wskazał na niego. - Musisz znowu dostać po mordzie.
- Kapralu proszę dać mu już spokój... Przecież on wtedy nie panował nad sobą...
- To tym bardziej powinien dostać. Może się nauczy.
- No nieee... - Protestowała Jade.
- Dobra nie ważne widziałaś gdzieś Leiden?
- Pana dziewczyna poszła wraz z siostrą i psem do lasu. Aj! - Krzyknęła bo znowu dostała. Jean chciał coś  zrobić ale go zatrzymała. - Ale spokojnie, ona panu nie ucieknie, jak to mi powiedziała ''chcą nadbudować stosunki''. Więc nie ma o co się martwić.
- Tak, tak. A ciebie olewa.
- Ale ja to ja, a ty-pan! - Poprawiła się.
- Następna. Nie mów mi pan, bo się czuje stary jak do Erwina mówisz na ty, a do mnie pan.
- Niech będzie. Ale pod jednym warunkiem. - Zaraz pożałowała tych słów, bo spiorunował ją wzrokiem.
- No?
- Przestanie p-sz mi bić Jea... Kogokolwiek.
- Przecież jeszcze mu nie przywaliłem.
- Właśnie! Jeszcze ale wcześniej tak.
- Dobra, dobra. A nie mówiła o której wrócą?
- Nie.
- To dobrze. Pomożecie mi sprzątać.
- CO?! - Krzyknęli oboje.
- Nie ma tak dobrze. Nudzicie się więc ja wam mogę urozmaicić dzień i to bardzo szybko.
- Ale...
- Bez marudzenia. Tylko, Braun. Odnieś tego sierściucha albo do pokoju albo do gabinetu twojego nowego fa...
- EJ! - Nie dała mu dokończyć.
- Czego się drzesz? Dobra odnieś mu to. On ci przytargał to niech ma po nim sierść, nie obchodzi mnie co ma za burdel. U siebie może, ale na obszarze po za tymi dwoma pomieszczeniami ma być nieskazitelnie czysto.
- Dobra... Już go odnoszę. - Sięgnęła po Tuptusia, który kicał w okół Jean'a. Chłopak go podniósł, podał brunetce i pomógł jej wstać. - Dzięki...
- Pójdę z tobą.
- Nigdzie nie idziesz. Już zaczniesz sprzątać, jeszcze po drodze coś odwalisz.
- Levi, no... - Usiłowała uratować go przed dłuższym sprzątaniem dziewczyna. - Raz się na coś zgódź... - Ale on tylko odwrócił się tyłem i zaczął iść  do kwatery. Jade pociągnęła Jean'a za sobą. Gdy znaleźli się odpowiednio daleko Kaprala zaczęli się śmiać. - Mam nadzieję, że przeze mnie nie dostaniesz xd
- Mnie już nic nie zaboli. Mam tylko jedną ranę, która się leczy gdy jestem z tobą.
- Przestań... - Chciała coś powiedzieć ale za rogiem zobaczyła czyjś cień. Od razu wiedziała do kogo należał. - Erwin my ten... Szliśmy ci dać pod opiekę małego, bo Levi karze nam sprzątać. - Podała mu zwierzaka.
- A co przeskrobaliście?
- Właśnie w tym problem, że nic. Po prostu siedzieliśmy i... Rozmawialiśmy... - Dokończyła.
- Możemy zamienić kilka słów?
- To ja już pójdę. - Zaczął się wycofywać Jean.
Gdy odszedł zaczęli rozmowę.
- Wiem, że znowu ze sobą normalnie rozmawiacie i z okna widziałem wszystko od momentu gdy Iris poszła do lasu. - Serce skoczyło jej do gardła.
- Nie... Erwin to nie tak... - Chciała się  bronić.
- Na pewno nie chcesz do niego wrócić? On ma zapewne dla ciebie więcej czasu niż ja i okaże ci więcej uczucia.
- Ale ja chce być z tobą! Z Jean'em się tylko przyjaźnie, tak ustaliliśmy.
- Nazywaj to jak chcesz, ale ja wiem swoje.
- No właśnie nic nie wiesz! - Zbliżyła się do niego energicznie i złożyła na jego wargach namiętny pocałunek, który trwał z półtora minuty. - Co mam zrobić, żebyś to zrozumiał...?
- Nic, po prostu chce żebyś była szczęśliwa tylko o to mi chodzi.
- Ale właśnie jestem! - Westchnęła i się uspokoiła. - Muszę już iść bo Levi się wścieknie... Potem pogadamy... - Odwróciła się i wpadła na Hanji. - No nie...

- Wszystko widziałam!
- Ale...
- Spokojnie nie miałam tego w planach, sami się podstawiliście! A może miałam? Nie ważne xD Po prostu chciałam pożyczyć te słodkie zwierzątko do badań. - Uśmiechnęła się.
- O nie! Nie ma nawet takiej opcji! Po tym co ostatnio się stało z Erenem i Kapralem... Nie i koniec!
- Ale...
- Nie ma ale! On jest zbyt cenny, żeby na nim prowadzić jakieś eksperymenty nie jest królikiem doświadczalnym tylko towarzyskim.
- Po dobroci nie dacie?
- Ani po dobroci, ani wcale. - Odezwał się blondyn. - Wracaj do swoich zajęć. - I zaczął iść w kierunki gabinetu, a Jade do Levi'a.
- Erwiiiin noo!! Błagam! - I upadła na kolana. Ale nikt jej nie słuchał.
(PS: UWAGA prawdopodobnie następny rozdział bd rozwalał mózgi bo Gill bd pisał xDD)

                             ~Kel

niedziela, 18 września 2016

Rozdział XXX Zamiana

Iris dalej nie pogodziła się ze śmiercią Kiby. Mimo, że Levi starał unikać się tego tematu i ją jakoś pocieszyć nie potrafiła zapomnieć. Wyszła z jego pokoju i snuła się po kwaterze. Nie chciała mu przeszkadzać. Miał dużo papierkowej roboty i postanowił zrobić ją tym razem sam. Weszła do pokoju, który dzieliła z Jade. Był taki... pusty. Brunetka zamieszkała u Erwina. Spojrzała na posłanie, na którym zawsze leżał Kiba. Było... puste. Nadal były na nim kawałki białej sierści. Westchnęła i usiadła na łóżku. Dalej czuła jego zapach, ale go już nie ma... I nigdy nie wróci. Po jakiejś godzinie wyszła z pokoju. Tam było za dużo wspomnień. Tuż przed nią stanęła Kora. Ona również była przybita, ale na jej widok zamerdała ogonem. Białowłosa przykucnęła przed nią i spojrzała w jej niebieskie oczy.
- Tylko ty mnie rozumiesz, prawda? - Wilczyca pochyliła głowę. - Mi też jest przykro...
- "Dlaczego on odszedł...?"
- Najwyraźniej stwierdzono, że to już jego czas... Albo mój.. To ja powinnam tam zginąć.
- "Skoro jednak żyjesz to tak musiało być, prawda?"
- Nie do końca.. Ale zostawmy już ten temat.. Nie uda mi się o nim zapomnieć, ale nie mogę tym żyć. Ty też masz tak nie robić. Musimy się wspierać...
- "Dobrze." - Polizała jej twarz. Iris wstała i wraz z Korą poszła na stołówkę. Starała się na nikogo nie patrzeć. Wilczyca od razu podbiegła do miski z jedzeniem. Białowłosa spojrzała na stolik przy, którym zawsze siedzieli jej przyjaciele, ale tym razem nikogo tam nie było. Może przyszła za późno.

Jade wyszła z pokoju Erwina. Nadal była trochę zła na dowódcę za to co zrobił z Mandy, ale postanowiła mu wybaczyć. Teraz będzie lepiej. To ona była problemem. Postanowiła, że pójdzie do Iris. Nie wiedziała, że wyszła z pokoju kaprala. Gdy już miała zapukać  tyłu zakradła się Hanji.
- Hej! - Krzyknęła jej do ucha, a brunetka podskoczyła i omal się nie wywaliła.
- Hanji! - Warknęła. - Chcesz mnie zabić?!
- Patrz co mam! - Pokazała jej strzykawkę z dziwnym płynem w środku. Jade aż się cofnęła.
- Co to..?
- Nie wiem! Zrobiłam to w laboratorium! - Zaśmiała się.
- Odejdź z tym ode mnie! - Wpadła na drzwi.
- Ale nie mam na kim przetestować!
- Na pewno nie na mnie!  - Hanji zaczęła wymachiwać strzykawką, a Jade drzeć się. Nagle drzwi się otworzyły, a brunetka wpadła do środka. Spojrzała w górę i zobaczyła Levi'a. - O.. Cześć kapralu hehe... - Powiedziała nerwowo i podniosła się.
- Możecie powiedzieć co wy odpierdalacie pod moimi drzwiami? - Warknął.

- Patrz! - Hanji pokazała mu strzykawkę.
- Zabieraj to ode mnie, wariatko! - Odsunął się. - Ostatnim razem jak coś takiego przyniosłaś i wstrzyknęłaś to Mike'owi wszystkie koty z okolicy się zleciały i przez trzy dni oblegały kwaterę.
- Ale no nie wiem nadal jak to się stało.. - Wymamrotała.
- Teraz wypad. Nie mam czasu. - Oparł się o próg drzwi.
- Ja.. Chciałam się zapytać czy jest u pana Iris. - Zaczęła Jade.
- Nie. - Odpowiedział i trzasnął drzwiami.
- Ale mi odpowiedź. - Prychnęła pod nosem. Mógł powiedzieć chociaż dokąd poszła.
- On już taki jest. - Zaśmiała się Hanji.
- To.. Ja lepiej pójdę, a pani niech uważa z tą strzykawką. - Powiedziała i uciekła stamtąd jak najszybciej mogła.
- Nie, to nie. Eren pewnie mi pomoże. - Wymruczała okularnica i ruszyła do pokoju bruneta.

Tymczasem Iris wyszła na dwór. Jej pies został w środku, ponieważ Christa się do niej dorwała i nie chciała puścić. Później przyszła Sasha i reszta dziewczyn. Dzisiaj mieli dzień wolny. Dalej odpoczywali po wyprawie, więc nie musiała się nigdzie spieszyć. Szła kawałek, aż dotarła na polanę. Było dosyć chłodno i niebo było zachmurzone. Usiadła na trawie i zaczęła rozmyślać. Mandy już nie ma. Koniec bójek i ciągłych kłótni. Było nawet zabawnie czasem posłuchać jakie głupoty ona wygaduje, ale czasami przesadzała. Mijały godziny, a ona dalej siedziała. Nagle usłyszała grzmot. Iris bardzo lubiła deszcz, ale podczas burzy było zdecydowanie za głośno. Jeszcze nie padało. Przetarła oczy i powoli wstała. W tej chwili wiedziała, że ktoś za nią stoi. Jest dosyć blisko.
- Jade, po co za mną tu przyszłaś? - Wymamrotała pod nosem.
- To nie Jade. - Usłyszała spokojny, kobiecy głos, aż jej oczy niemal się rozszerzyły. Powoli się odwróciła. To niemożliwe.


- EREN! - Hanji goniła chłopaka po całym korpusie. - Zaczekaj!
- Nie! Zostaw mnie! - Biegł jak najszybciej mógł i darł się w niebo głosy. Nagle wpadł na kaprala, który był poirytowany tym, że nie można się skupić w tym hałasie. Dwójka przewróciła się i brunet leżał na nim.
- Co do cholery?! Złaź bachorze! - Jakoś go od siebie odepchnął.
- Przepraszam! - Krzyknął Eren. - Błagam, nie zabijaj mnie! I ratuj mnie przed nią! - Wskazał na Hanji, która miała wzrok psychopaty.


- Co wy kurwa robicie? - Otrzepał się Levi. 
- HYA! - Hanji wskoczyła na Erena i wstrzyknęła mu coś, a on upadł i wił się jak upośledzona ryba na podłodze. Złapał się za buta kaprala i wydawał bardzo dziwne dźwięki. Ackerman rozszerzył oczy i próbował go odczepić od siebie. Spojrzał się wkurzony na Hanji, która śmiała się jak dzika. Nagle na korytarzu pojawił się Erwin. 
- C-co tu się dzieje?
- Khaaa!! - Syczał Eren w odpowiedzi. Nagle zarówno on jak i Levi stracili przytomność. 
- Hanji! - Krzyknął Erwin. - Co ty im zrobiłaś?!
- Wstrzyknęłam Erenowi jakieś gówno! - Dalej się śmiała. 
- Czy ty zgłupiałaś do reszty?! 
- Dobrze, dobrze.. - Zrobiła wdech i wydech. Zabrali ich do laboratorium brunetki. Nagle Eren się obudził. 
- Eren, jak się czujesz? - Zapytał Erwin.
- Jak to jak, ty ośle? E. Okularnico masz zakaz zbliżania się do mnie, rozumiesz? - Oboje dostali wytrzeszczu/ 
- Eren? - Spytała Hanji. 
- Co? - Pochylił głowę jakby nie rozumiał. Wtedy przebudził się również Levi. 
- Pani Hanji.. - Złapał się za głowę. - Co to było? - Skrzyżował spojrzenie z kapralem i oboje krzyknęli. Upadli na ziemię. 
- H-Hanji.. Co ty im zrobiłaś..? - Nie dowierzał dowódca. 
- Eee.. Nie wiem.. Ej! Ale numer! Ciałami się zamienili! - Wybuchła śmiechem. Nagle Eren, czyli.. Levi? Złapał ją za kołnierz. 
- Że co? - Powiedział przez zęby. 
- Jestem kapralem! - Krzyknął Eren. (Nie wiem jak to pisać skoro Eren to Levi, a Levi to Eren.. Chwila wtf xD)
- Zamknij się bachorze! - Warknął Levi. 
- Ale są plusy! - Zaczęła brunetka. - Zobacz, urosłeś! - Wybuchła znowu śmiechem. Kapral ją puścił i zaczął siebie oglądać. 
- I to ma być ciało? - Wolałbym być już psem niż tym. 
- Hej! - Krzyknął urażony Eren. Erwin złapał się za głowę. 
- Hanji masz zakaz robienia czegokolwiek tutaj, aż do odwołania. Zamień ich jakoś. 
- Ale.. Ja nie wiem jak. - Złapała się za kark. Levi spiorunował ją wzrokiem jakby zaraz miał ją zabić. 
- Ale na razie trzeba korzystać. - Zaśmiał się dowódca. - Hej, Eren. Uśmiechnij się. Zawsze marzyłem, żeby zobaczyć taką twarz Levi'a. 
- Nie waż się. - Warknął kapral, ale było już za późno. Yeager szczerzył się jak głupi. - Przestań! 
- Jezu jakie to cudowne! - Wołała Hanji. Ackerman wydał z siebie prychnięcie i wyszedł z pomieszczenia. 
- To już jest przegięcie. - Mruczał pod nosem. 



(Wracamy do Iris xd Jezu to zdjęcie xD Levi mnie zabije xD) 
Iris była w szoku. 
- Co to ma znaczyć? - Spytała w końcu. Przed nią nie stał nikt inny jak jej "zmarła" siostra. - Ty nie żyjesz. Ona spuściła głowę. 
- Przepraszam... 
- Jak śmiesz mnie przepraszać?! Po tym wszystkim! Co ty sobie wyobrażasz?! Najpierw próbujesz mnie zabić potem giniesz, a teraz nagle.. - Głos jej się załamał. - Co? Znowu chcesz się mnie pozbyć?!
- Nie, nie chcę.. Przemyślałam sobie to wszystko i teraz wiem, że byłam w błędzie. Przepraszam. - Wtedy zapadła cisza. - Udało mi się przeżyć..
- Przecież cię pochowałam! 
- Chyba mnie nie doceniasz. - Zaśmiała się. 
- Ale.. Przecież.. Nie. To niemożliwe. 
- Wiesz dobrze, że nas nie da się łatwo zabić. 
- Bzdura. 
- Nie, to prawda. Zrozum to wreszcie. 
- Nie, nie, nie.. To się nie dzieje. Nie wierzę. Ty nie żyjesz! 
- Iris...
- Nie! Nie zbliżaj się do mnie! 
- Żałuję tego co cię przeze mnie kiedyś ciągle spotkało.. Wiem, że nawet nie powinnam się do ciebie odzywać, bo na to nie zasługuję, ale proszę.. Wybacz mi. To tak nie miało wyglądać. Ja cię kocham. 
- To jest szaleństwo. 
- Proszę. 
- Lisa! - Krzyknęła. Po chwili się uspokoiła. - Przyszłaś tu tylko po to, żeby mnie przeprosić?
- Tak. Znaczy nie.. Chciałam.. Chcę.. Odnowić z tobą relacje. Nadal jestem twoją siostrą i nie możemy się nienawidzić. 
- Nigdy cię nienawidziłam... To ty bezpodstawnie mnie posądziłaś o śmierć rodziców. 
- Wiem.. Myliłam się.. Po tym jak udało mi się przeżyć dokładnie wszystko sprawdziłam.. Miałaś rację. To nie ty ich zabiłaś... - Białowłosa zorientowała się, że z zarówno jej oczu jak i siostry łzy płyną strumieniami.  
- Ech.. Co się stało z tymi dupkami co ich zabili. 
- Sama wymierzyłam im karę...
- Dobrze. 
- Czemu się cieszysz? Nienawidziłaś ich.. 
- Prawda, ale to nie wzięło się bez powodu. 
- Racja.. Przepraszam...
- Nie przepraszaj mnie. Sama sobie sprawiłam taki los. 
- Ale ja ci w tym pomogłam. 
- To już nie ważne. Liczy się tylko tu i teraz. Doceniam, że do mnie przyszłaś.. i w ogóle.. Nie wiem co mam powiedzieć. - Wtedy zaczął lać deszcz. 
- Po prostu.. - Lisa podeszła do niej. - Daj mi cię przytulić. 
- Dobrze wiesz, że nie lubię tego. Zwłaszcza z osobami, które chciały mnie zabić. 
- Tylko raz. 
- Dobrze. - Również do niej podeszła. Nie patrzyły sobie w oczy. Dopiero po chwili spojrzały. Stały tak chwilę, aż w końcu obie się do siebie przytuliły. 


W końcu odczepiły się od siebie. 
- Dziękuję. - Powiedziała Lisa i zaczęła iść w stronę lasu. 
- Zaczekaj, gdzie idziesz? 
- Do lasu. Tam gdzie miejsce takiej bestii jak ja. 
- Nie bądź śmieszna. 
- Nigdy się nie śmiałaś z moich żartów. 
- Bo były do dupy, ale mniejsza.. Mam przyjaciółkę... Która też je dosyć często opowiada. Może się dogadacie...
- Do czego ty zmierzasz? 
- Dołącz do zwiadowców. 
- Chyba oszalałaś. 
- Dlaczego? Umiesz obsługiwać sprzęt do manewrów przestrzennych? 
- No jasne, że umiem, ale przecież ostatnio chciałam cię zabić i wszyscy myślą, że nie żyję, a teraz mam tak po prostu tam przyjść z tobą jakby nic się nie stało?
- Eee.. Tak. 
- Jesteś głupia. - Zaśmiała się Lisa. 
- Najwyżej cię zabiją, co ci szkodzi? 
- Nie, nic.. - Powiedziała sarkastycznie. 
- Chodź. - Mruknęła Iris i podała jej rękę. Jej siostra otworzyła usta ze zdumienia. Podeszła i złapała jej dłoń. Nagle znowu ujrzały błysk na niebie. - Pobiegnijmy. Będzie szybciej. 
- Dobrze. - Obie się zamieniły i pędziły przed siebie. 

- Levi! - Krzyknęła za nim Hanji. - Zaczekaj! - Nie zatrzymywał się. Jęknęła, a za nią ruszył dowódca i Eren. Wyszli z podziemi i przemierzali korytarze Korpusu. - Dokąd idziesz?
- Daleko od was. 
- No zaczekaj! - Nagle przed nimi stanęła Jade. 
- Hej, Eren.. - Zaczęła, ale on tylko prychnął. Zrobiła wielkie oczy. 
- Hej, Jade. - Pomachał jej kapral. Teraz była jeszcze w większym szoku. 
- Eee.. Dzień dobry..
- Zamienili się ciałami. - Podsumował Erwin. 
- Aha.. - Cofnęła się o krok brunetka. 
- Wszystko przez tą przeklętą okularnicę. - Warknął Levi. 
- No powiedziałam, że mi przykro! - Nagle drzwi się otworzyły, a przez nie weszła Iris i Lisa. Teraz Jade niemal nie padła nieprzytomna z tego całego szoku. Wszyscy stali w milczeniu z szeroko otwartymi ustami. Nawet Ackerman miał szeroko otworzone oczy. 
- C-c-co? - Wyjąkała brunetka. - Co ona tutaj robi? I czemu żyje?!
- Jade, uspokój się. - Powiedziała Iris i stanęła przed nią.
- To ta twoja siostra, która próbowała cię zabić? - Powiedział poirytowany Levi. Białowłosa spojrzała się na niego zdziwiona. 
- Eren, dobrze się czujesz? Jakoś inaczej mówisz. 
- To ja, Levi. - Prychnął. 
- Co? - Uniosła brwi i spojrzała na ciało kaprala, w którym teraz siedział brunet. 
- To jest Eren, a ta kretynka. - Wskazał na Hanji. - Wstrzyknęła mu jakieś gówno i się zamieniliśmy. 
- Ale chyba nie zostaniecie tak na stałe? 
- Mam nadzieję. - Spojrzał poirytowany na swoje ciało. Nagle zarówno on jak i Eren zemdlał. Iris złapała go jak spadał. 
- Levi! 
- Może się w końcu zamienią. - Westchnął Erwin. Lisa stała dalej w drzwiach i nie wiedziała za bardzo co ma zrobić. W końcu jej spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem Jade. Kiedyś próbowała ją zabić. Brunetka nie pojmowała jakim  cudem ona żyje i czemu Iris jej wybaczyła. Białowłosa dalej klęczała przy ciele Erena i trzymała go. W końcu otworzył oczy. 
- Już ci lepiej? - Spytała. 
- Ee.. Iris.. - Zaczął. 
- Dobrze się czujesz? 
- T-tak. - Wtedy usłyszała chrząknięcie. Uniosła głowę i zobaczyła kaprala stojącego ze skrzyżowanymi rękami, który chciał ją zabić wzrokiem. Znów spojrzała na Erena, który szczerzył się jak głupi i leżał na jej kolanach. Zamienili się. Iris gwałtownie wstała, a brunet zarył głową o podłogę. - Hej! - Warknął jak dalej leżał na ziemi. Leiden podeszła do Levi'a wymijając przy tym Jade i Hanji. 
- To już ty, czy nie bo się pogubiłam. 
- Marsz do stajni i masz ją wyczyścić, aż będzie lśnić. 
- Ale czemu?! - Levi wskazał na Erena, którego przed chwilą miała na kolanach i lamentowała przy nim. - No myślałam, że to ty...
- To źle myślałaś. Bez dyskusji. Za dwie godziny ma lśnić. 
- Levi.. - Położył mu dłoń na ramieniu Erwin. - Przecież pada. - On tylko wydał z siebie dźwięk poirytowania. 
- Dobrze... To chodź do mojego pokoju. Wymyślę ci jakąś inną karę. 
- Ychh.. - Jęknęła. On po prostu chyba lubi dawać kary. Nawet bez powodu. - Dowódco, mam jeszcze jedną sprawę. Czy moja siostra może dołączyć do zwiadowców? - Wskazała na Lisę. 
- Ach.. pamiętam ją. Jakieś pół roku temu co cię porwała, pobiła i próbowała zabić. 
- Tak, to ona. - Erwin spojrzał na nią zdziwiony. 
- *Levi i ona to po prostu inny wymiar dla mnie.* - Westchnął w myślach. - Potrafi obsługiwać sprzęt? 
- Tak. - Odpowiedziała. 
- To jest twoja siostra. Ona też potrafi się przemieniać? 
- Też. 
- No dobrze. - Zgodził się w końcu, a Jade przyglądała się wszystkiemu nadal zdziwiona. - Znajdę jej jakiś pokój, chodź za mną. - Rozkazał, a Lisa ruszyła za nim. Wtedy Iris pociągnął Levi za rękaw i zaczął ciągnąć do pokoju. Jak już do niego weszli zakluczył drzwi za sobą i spojrzał się na nią. 
- Ee.. Co ty chcesz zrobić? 
- Nie, nic. - Podszedł do niej i pocałował w czoło. 



- Po prostu chcę mieć święty spokój. Od rana ciągle problemy. 
- Zgadza się. 
- A teraz.. Bierz szczotkę i zamiataj. 
- No weź..
- Bez dyskusji. 
- Przecież nie wiedziałam, że to już nie byłeś ty! 
- Nie marudź. 
- Levi! 
- Nie. - Westchnęła i wzięła szczotkę.
- Zadowolony? 
- Tak. Rób co do ciebie należy, a ja wracam do papierów. 
- Kolejne listy od psychofanek? - Zaśmiała się. 
- Jeszcze powycierasz kurze. - Dodał i usiadł na krześle. Ona tylko warknęła i zaczęła zamiatać. 
- W tym pokoju nie ma kurzu. - Wymamrotała pod nosem.

~ Gill 😂