niedziela, 31 lipca 2016

Rozdział XIV Jedna Rozprawa i Jeden Koszmar

 Następnego dnia dziewczyny siedziały w pokoju i rozmawiały o wszystkim i o niczym. Jade dostała pozwolenie od Erwin'a, by nie iść tego dnia na trening tylko dotrzymywać Iris towarzystwa. Ostatnio ich więź zaczęła się przerywać i chciały to za wszelką cenę naprawić. Było około czternastej trzydzieści, ktoś zapukał do ich drzwi.
- Proszę! - Zawołała brunetka. Drzwi się otworzyły i wszedł Dowódca. Trzymał dwie miski, w których zapewne była zupa. - Ale ładnie pachnie. - Powiedziała z grzeczności.
- I mam nadzieję, że tak też będzie smakować. - Podał im po misce.
- To ty... Znaczy Dowódca jeszcze nie jadł? - Spytała białowłosa.
- Nie muszę, najpierw przyszedłem do was. Jak się czujesz? - Spojrzał na nią.
- Dobrze, tylko jest jedna rzecz, która mnie najbardziej przytłacza.
- Jaka?
- Nie mogę się ruszać.
- Tak... To najstraszniejsza rzecz... - Powiedział sarkastycznie.
- Jestem tu już trzeci dzień i nie byłam jeszcze na żadnym treningu.
- Spokojnie, jesteś jedną z najlepszych osób, na pewno sobie poradzisz bez tych kilku treningów. Po południu będziemy tłumaczyć nową taktykę ale potem sam mogę wam ją objaśnić.
- Dobrze, dziękujemy. - Powiedziały razem.
- To ja was już zostawię. Bawcie się dobrze. - Powiedział i wyszedł. Jade oceniła stan bezpieczeństwa i gdy był już daleko wybuchnęła śmiechem.
- Z czego znowu rżysz?
- Ja pójdę tam po południu a ty będziesz miała wykłady sam na sam z Dowódcą xDD Chyba, że wolisz Kaprala może jak zapytasz to on ci wytłumaczy xDDD
- Ja w ciebie nie wierzę...
- Bo wiesz on musi cie mieć na oku a jakby coś ci się stało tam na sali? xDD - Śmiała się jeszcze z dobre dziesięć minut. Potem zapadła cisza. Obie spuściły głowy. Po minucie ciszy w tym samym czasie wypowiedziały imię drugiej i spojrzały na siebie.
- Jade ja... Przepraszam... Nie powinnam była na ciebie ostatnio krzyczeć i przez moje własne zdanie o niektórych byłam tak źle nastawiona do Jean'a i, że ci nie powiedziałam o Lisie... Ale najbardziej żałuję tego jak wczoraj na ciebie krzyczałam i potem ehh... - Westchnęła. - Ale wiedź, że jestem z tobą i zrobię wszystko by ci pomóc go wyciągnąć z tego bagna.
- Naprawdę? Wiesz... Ja też chciałam cię przeprosić... Za to, że nie mówiłam ci całej prawdy i zaczęłam cię ostatnio olewać...  Przeze mnie kontakt nam się zaczął urywać...Po za tym miałaś rację...Zachowałam się nieodpowiedzialnie, bo ja sama tego chciałam, on chciał mnie od tego odwieść...Byłam zaślepiona i nie myślałam o konsekwencjach...
- Daj spokój wina leży po obu stronach. A to, że się zakochałaś to normalna kolej rzeczy, nie winie cię za to. Masz prawo spędzać czas ze swoim chłopakiem. A teraz, leć do niego. Pewnie nie jest mu tam za wesoło. Potem coś wymyślimy razem jak mu pomóc.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Idziesz do niego i już. Mi nic nie będzie. Po za tym może uda mi się chwile odpocząć od ciebie i twoich chorych tekstów. xD
- No dzięki xD -  Przytuliła ją i poszła, a białowłosa odetchnęła z ulgą, odwróciła głowę na bok i zaśmiała się pod nosem.

  Dziewczyna schodziła po schodach prowadzących do lochów. Ku jej zdumieniu nie zastała tam żadnego ze strażników. Ale nie to było najdziwniejsze. Na podłodze były ślady krwi. Jade się zatrzymała. Zastanawiała się czy nie wrócić się po kogoś ale uznała, że najpierw sprawdzi co się stało, a dopiero potem będzie panikować. Przecież tej krwi nie było dużo, a zawsze któryś ze strażników mógł się zranić. Szła dalej korytarzem, gdy doszła do celi Jean'a chciała zacząć krzyczeć ale głos ugrzązł jej w gardle.
- Jean... Jean... - Mokre łzy spływały jej po policzkach. Chłopak powoli odwrócił głowę w jej stronę. Miał rozcięta wargę i ślad rozcięcia na szyi. Na szczęście rana nie była poważna. - Kto ci to zrobił?
- Nikt, nie ważne... Cieszę się, że mogę cie znowu zobaczyć...
- Jean co się stało i gdzie podziali się strażnicy? Martwię się o ciebie zrozum.
- Nic, mała sprzeczka ze strażnikami...
- Co ty gadasz?? Chcesz jeszcze bardziej popsuć swoją sytuację?
- Eh... Po prostu zaczęli mówić o tobie i tym twoim ''KUZYNIE''. Wściekłem się i przycisnąłem jednego do krat. Jeden mi przyłożył a drugi przyłożył nóż do gardła, tylko debil nie ogarnął, że mogę się cofnąć, wyrwałem mu ten nóż i ''przypadkiem'' trochę rozciąłem rękę...
- JEAN! Jak cie za to posadzą to chyba zginiesz z moich rąk!
- Spokojnie dam radę.
- No ja myślę. Dziś z Iris i Eren'em będziemy ustalać co powiemy w sądzie. Tylko... Mam nadzieję, że nie spotkamy tam John'a.
- Spokojnie nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć nawet na kilometr.
- Pamiętaj nie zawsze uchronisz mnie przed wszystkim.
- Ale zawsze będę obok.  - Delikatnie dotknął jej dłoni.
Siedzieli tak aż nie wrócili strażnicy.
- Co ty tu robisz? Wynoś się!
- Stary to ta od John'a!
Dziewczyna szybko wstała, bała się wyjść. To byli ci sami którzy kiedyś  przyszli pijani z jej kuzynem...
- Wara od niej, dobrze wam radzę. - Bronił jej Jean. -  Chyba, że znowu któryś chce stracić rękę?
Strażnicy się cofnęli i zrobili jej przejście.
- Niedługo się zobaczymy, a teraz już idź... - Wyszeptał jej chłopak, ale ona dalej trzymała jego dłoń.
- Nie rób już nic głupiego... Proszę...
- Dobrze, ale teraz już idź...
Jade powoli puściła jego dłoń, odwróciła się i ruszyła powoli do wyjścia. Przyśpieszyła gdy mijała strażników. Schody zdawały się ciągnąć w nieskończoność, ale gdy znalazła się już na powierzchni pobiegła od razu do pokoju. Była zaślepiona myślą, że może znowu spotkać kogoś, kto był twórcą rany, która szybko się nie zagoi. Wpadła na kogoś, był dość wysoki. W myślach się modliła by to nie był Reiner. Powoli podniosła wzrok. Gdy dotarło do niej na kogo wpadła odskoczyła jak poparzona.
- Najmocniej przepraszam Dowódco...
- Nic nie szkodzi. Coś się stało?
- Nie... Nic...
- Widzę, że jesteś roztrzęsiona. Powiedz co się dzieje? Może będę mógł ci jakoś pomóc.
Jade westchnęła i uznała, że nie ma sensu ukrywać nic przed nim.
- Bo kiedyś... Byłam poważnie zraniona przez kuzyna... I ta rana nadal pozostała... On został Żandarmem i boję się, że go spotkam gdy będziemy na tej rozprawie...
- To mamy kolejny powód, dla którego nie jedziesz z nami.
- Co? Ale ja muszę tam być! Muszę być z Jean'em gdy go wypuszczą... Po za tym dlaczego miałabym nie jechać?
- Bo uznałem, że sąd i tak nie weźmie twoich zeznań na poważnie i Nile Dawk będzie zgłaszał sprzeciw, ze względu na uczucie, które was łączy.
- Ale co to w ogóle jaki to ma związek?
- Taki, że on zawsze szuka dziury w całym i posądzi cię o współudział.
- To jest chore! Jean coś ty najlepszego zrobił... - Mówiła nie wyraźnie pod nosem ale Erwin'owi nic nie umknie.
- Co zrobił?
- Słucham?
- Zaczęłaś coś mówić, czy to ma jakiś związek?
- Nie... W sumie... Może... - Dowódca patrzył na nią wzrokiem, który wymuszał na niej wyznanie tego co sama się dopiero dowiedziała. - Bo... Strażnicy to ci ''koledzy'' mojego kuzyna i oni zaczęli coś o mnie mówić i on jednego przyciągnął do krat, ale on wyjął nóż i mu przyłożył do gardła, a Jean mu rozciął rękę...- Dowódca położył dłoń na czole.
- Myślałem, że jest bardziej dojrzały... Mogą to wykorzystać przeciw niemu.
- Wiem, mówiłam mu to.
- Spokojnie coś wymyślimy. Już cię nie zatrzymuje. - Zaczął powoli iść w swoją stroną ale brunetka go jeszcze zatrzymała.
- Dowódco, to mogę jechać? Chcę tam być, proszę...
- Mamy jeszcze tydzień. Zastanowię się. - Odwrócił się i odszedł. Jade spuściła głowę i ruszyła do pokoju.
Gdy dotarła na miejsce Eren już tam był.
- No jesteś wreszcie. Następnym razem chyba z ochroną cię wyśle, bo jak idziesz to giniesz w akcji. - Zażartowała Iris.
- Erwin nie chce mnie zabrać na rozprawę...
- Czemu? - Zdziwił się Eren.
- Bo uważa, że moich zeznań nie wezmą na poważnie przez to, że jesteśmy razem...- Nie wspomniała im o kuzynie, o którym nawet nic nie wiedzą... Powiedziała to tylko Jean'owi, ale Iris w sumie też powinna znać prawdę...
- Wy jesteście razem?? Serio? W końcu! Gratuluję! Zacząłem coś wczoraj podejrzewać jak zaczęły ci łzy lecieć gdy wspomniałaś, że go posadzili. Ale uważam, że Reiner do ciebie lepiej pasuje xD - Brunetka na niego spojrzała morderczym wzrokiem gdy tylko wspomniał o blondynie.
- Lepiej nie wspominaj przy niej o nim. A wracając do ich związku, to już pierwszego dnia postanowili się pobawić w dorosłych i zgłębiali pewne tajniki...( ͡° ͜ʖ ͡°)  Mówiłam jej, że jest za młoda ale już po fakcie xDD - Śmiała się białowłosa, a brunetka spaliła buraka.
- Uuuuu... No proszę, proszę xDD Tylko jak zaliczycie wpadkę to do kogo będą pretensje? xD - Eren turlał się po podłodze.  Jade chciała im przywalić ale się powstrzymała.
- Chyba był inny powód tego spotkania, chyba, że o czymś nie wiem...
- O jednej rzeczy. Gdy cie nie było, pojawił się Kapral i oznajmił Iris, że podczas nieobecności Erwin'a to on będzie się nią opiekował. Może z tego coś będzie xD - Chłopak przysunął się do białowłosej, zrobił słodkie oczka, opał głowę o złożone dłonie, przechylił na bok i zaczął się śmiać. Wtedy Iris zdzieliła go w tył głowy.
- Spokój już i przejdźmy do rzeczy...
- No pacz, jak się z ciebie nabijamy to od razu zmieniamy temat co to ma być? xD - Droczyła się Jade.
- Czas nas goni...
Rozmawiali do drugiej w nocy, potem Eren poszedł do siebie. Jade przebrała się i położyła na łóżku zamyślona.
- Myślisz, że uda się go oczyścić z zarzutów...?
- Mam taką nadzieję, bo boję się, że ty popadniesz w depresję i coś sobie zrobisz.

   Tydzień upłynął na treningach i przygotowaniach do wyprawy za mur. Jade bała się chodzić sama do Jean'a ze względu na koleżków John'a. Poprosiła pewną osobę, by z nią chodziła do lochów... (I teraz suprise xP) Osobą, która doznała tego zaszczytu była Mikasa. Jade trudno było do niej pójść, bo nie przepadały za sobą, ale w końcu prawie wszyscy bali się czarnowłosej.
   Gdy nastał dzień wyjazdu Jade wstała już o piątej rano i latała jak opętana. Szybko się ubrała i poleciała do stajni. Z roztargnienia prawie godzinę czyściła swoją klacz, która lśniła niczym oczy Hanji opowiadającej o swoich eksperymentach z tytanami.
Miała nadzieję, że spotka jeszcze Jean'a ale nigdzie nie było ani śladu jego czy strażników. Musieli wyjechać wczoraj w nocy.
Dziewczyna siedziała przed stajnią i czekała na pozostałych.
Po dwudziestu minutach w końcu raczyli przyjść. Na rozprawę z Erwin'em mieli jechać Jade, Eren i Armin. Dowódca kazał im siodłać konie, a sam podszedł do brunetki.
- Widzę, że cie nic nie zatrzyma... - Dziewczyna się uśmiechnęła i spojrzała w ziemię. - Musicie naprawdę się kochać. Chłopaki opowiedzieli mi jak to z wami było.
Ups... Ale Eren chyba nie śmiał mu powiedzieć o tym czego się dowiedział od Iris...? Spróbuje komukolwiek powiedzieć, a będzie sobie kopał grób.
- No cóż siodłaj konia i ruszamy. - Ona zasalutowała i ruszyła wykonać rozkaz.

Gdy już siedzieli na koniach ustawili się w rządku, a Erwin stał przed nimi.
- No dobra to będzie ostra jazda, ze względu na to, że komuś się śpieszy odebrać swój... Skarb. - Spojrzał na Jade i się uśmiechnął, tak samo zrobili Eren z Arminem, a brunetka znowu zrobiła się czerwona. - Postarajcie się nie zostawać w tyle. Ruszamy! - Jego koń stanął dęba i ruszył szalonym cwałem. Przecinali polany i lasy starając się dogonić Dowódcę. Eren i Armin zostawali trochę z tyłu, natomiast dziewczyna siedziała Erwin'owi na ogonie.

   Iris leżała wpatrzona w sufit. Jade wyleciała rano jak z procy i nie zdążyła jej nawet życzyć powodzenia i żeby wróciła z Jean'em.
Nagle ktoś bez pukania wszedł do pokoju.
- *Kogo tu niesie...?* - Spojrzała w kierunku drzwi i ujrzała Levi'a, który coś niósł.
- Jak się czujesz? - Spytał, ale zabrzmiało to tak jakby pytał z grzeczności, a nie żeby go to interesowało. Postawił na stoliku kubek z herbatą, a w ręku trzymał bułkę z jakąś szynką, usiadł na skrawku łóżka.
- Dobrze, tylko dziwie się czuje, nic nie robiąc gdy wszyscy są na treningach...
- Gdy już wrócisz, do sprawności będziesz musiała sporo nadrobić. W moim oddziale nie tolerują obijania. - Na te słowa Iris zamurowało. Czyli jednak jest w oddziale specjalnym Levi'a... Otworzyła usta ze zdumienia, nie zdążyła nic powiedzieć, bo wpakował jej bułkę do ust. - Jedź, potrzebujesz dużo siły, by szybko wyzdrowieć. - Dziewczyna nie miała wyjścia, musiała zjeść wszystko. Gdy już zjadła i wypiła herbatę on wstał.
- Poczekaj chwilę, zaraz... -  Nie zdążył dokończyć, bo poczuł jak coś włochatego go popchnęło. Nie upadł na dziewczynę, bo oparł się rękami o oparcie łóżka za jej głową, ale jego twarz znalazła się blisko twarzy Iris. Odwrócił się i zobaczył Kibę, który siedział z wywieszonym językiem, zadowolony z tego co zrobił. Kapral się podniósł . -Wybacz... - Powiedział i złapał się lewą ręką z tyłu szyi.
- Nie to ja przepraszam... Tyle razy mu tłumaczyłam, że nie można skakać na ludzi ale najwyraźniej ma to już we krwi. - Spojrzała na psa, a następnie na Kaprala. Pies podszedł do drzwi i zagrodził wyjście.
- Chyba jednak będę musiał tu z tobą zostać. - Spojrzał na Kibę, a potem na białowłosą. - Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać moje towarzystwo.
- Nie! Ależ skąd.
- To dobrze, bo chyba będę musiał tu zostać dłuższą chwile.
- *Erwin zabije cie kiedyś...* - Powiedziała sobie w myślach dziewczyna.

   Dojeżdżali do miasta, gdy Dowódca dał im znak, by zwolnili i przeszli do kłusa. Jechali za nim słuchając jak podkowy stukają o polbruk. Jade jechała lekko spięta. Bała się, że zobaczy John'a, albo co gorsza on ją...  Może powinna była zostać... Wszędzie kręciło się pełno Żandarmów. Czuła się nieswojo. podjechała bliżej Erwin'a, chłopaki też jechali teraz bliżej niej, widzieli, że coś jest nie tak, bo dziewczyna nigdy tak się nie zachowywała.
Dojechali na miejsce, zeszli z koni i przekazali je osobom, które już tam czekały. Cała trójka szła za Dowódcą.
- Mówcie tylko wtedy gdy was zapytają i samą prawdę. Starajcie się nie wdawać w sprzeczki, które niektórzy będą starali wzniecić na naszą niekorzyść. To się tyczy zwłaszcza ciebie Jade. - Szedł dalej nie odwracając się. Przytaknęli mu i wymienili spojrzenia.
Doszli do drzwi prowadzących na salę. Jade poprawiła włosy i wciągnęła dużo powietrza. Weszli do środka i stanęli koło Erwin'a, Tuż  za nimi weszła Żandarmeria i zajęła miejsca na przeciw nich. Wtedy go zobaczyła... Koszmar z przed sześciu lat wrócił. Zrobiła krok w tył ale nie miała dokąd uciec, po za tym nie mogła! Musiała zostać. Chciała być przy tym jak sędzia ogłosi niewinność Jean'a. Ale co jeśli przedstawią za mało dowodów i John zacznie ją oskarżać o jakieś głupie rzeczy.
Jade odwróciła od niego wzrok bo wrota do sali się ponownie otworzyły. To byli ci sami Żandarmi, którzy pilnowali lochów... Prowadzili Jean'a skutego w kajdany... Kazali mu uklęknąć i za rękami ustawili jakiś słup. Chłopak odwrócił się i spojrzał na to.
-*Reiner masz przewalone jak cie dorwę...* - Pomyślał. Zaczął się rozglądać po sali. Ujrzał ją. Poczuł się lepiej, a zarazem było mu wstyd, że musi go oglądać w takiej sytuacji.  Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku. Po chwili poczuła jak ją pieką oczy od napływających łez. Zamknęła je i schyliła głowę. Zaraz potem na sali pojawił się Darius Zackley - człowiek sprawujący wszystkie trzy dywizje : Żandarmeria, Zwiadowcy oraz Oddziały Stacjonarne. To on został uprawniony do tego, by na tej rozprawie objął stanowisko sędziego. Zajął swoje miejsce i przemówił:
- Zaczynamy... Nazywasz się Jean Kirschtein i jako żołnierz ślubowałeś oddać życie dla dobra ludzkości i niedawno dołączyłeś do oddziałów Zwiadowczych, mam rację?
- Zgadza się...
- Rozprawę przeprowadzi nadzwyczajny sąd wojskowy, w którym prawo cywilne nie ma zastosowania, a ostateczną decyzję podejmuję ja. Zdecydujemy o twoim życiu lub śmierci, czy zostaniesz oczyszczony z zarzutów lub trafisz do więzienia czy tez może zostaniesz skazany na śmierć. Masz jakieś zastrzeżenia?
- Nie mam.
- Cieszę się, że szybko zrozumiałeś. Więc jesteś tu ponieważ zostałeś posądzony o morderstwo Eren'a Yeager'a, usiłowanie wrobienia żołnierza oddziałów Zwiadowczych i ostatnie co do mnie dotarło parę dni temu: pobicie Żandarma na służbie. - Gdy chłopak usłyszał ten zarzut spojrzał w stronę Żandarmerii, a potem na Jade. - W sumie to prawie odcięcie mu ręki...  - Eren spojrzał na dziewczynę, która spuściła głowę. - Z raportów wynika, że Eren Yeager powrócił do żywych. Czy jest obecny na sali?
- Tak, jestem obecny. - Odpowiedział szybko.
- Czy widziałeś może, twarz albo coś co mogłoby nam pomóc ustalić kto usiłował cie zabić?
- To działo się tak szybko i osoba miała zakrytą twarz. Lecz to nie mógł być Jean, ponieważ spod kaptura wystawały czarne włosy i napastnik poruszał się zupełnie inaczej niż on...
- Skoro miał czarne włosy, to czy to mógł być wcześniej posadzony Levi Ackerman?
Eren chciał odpowiedzieć ale Erwin był szybszy.
- Levi Ackerman był wtedy na wyprawie za mur wraz we mną i innymi. Nie miałby jak znaleźć się Troście.
- No tak ale z zeznań Reiner'a Braun'a wynika, że widział wtedy Kirschtein'a. - Odezwał się Nile Dawk - Dowódca Żandarmerii. Jade nie wytrzymała.
- To nie był Jean! Powiedział mi jaka była prawda i to wcale nie było jak tak mówił Reiner! Wierzę mu... Wiele razy mnie ratował i nie mam żadnych wątpliwości co do jego prawdomówności. Po za tym Eren mówił, że... - Nie dokończyła, poczuła na sobie wzrok Erwin'a, spojrzała na niego, a potem na Nile'a który znowu zabrał głos.
- Sprzeciw! Wysoki sądzie, Jade Braun i Jean'a Kirschtein'a łączą uczucia i z tego co wiem to są ze sobą dość blisko. Skąd pewność, że go nie kryje i mówi prawdę? - Wtedy do Dowódcy Żandarmerii podszedł John i zaczął coś mu szeptać. Dziewczyna to zauważyła i się przeraziła - Dostałem wiadomość, że Jade Braun w przeszłości straciła rodziców i zdeterminowana robiła dziwne rzeczy o których na sali sądowej nie wypada mówić. Kirschtein jest jedną osobą, którą po tragedii w rodzinie udało jej się pokochać więc zgłaszam by odsunięto ją od sprawy i stanowiska świadka. Chyba, że działali w zmowie i razem to zaplanowali. - Po tych słowach posłał zaciekły uśmiech do Erwin'a.
- Zostawcie ją! Ona nie jest niczemu winna. Była wtedy z innymi, po za tym... Ja nigdy bym nikogo nie zabił, zwłaszcza przyjaciela osoby, na której mi zależy. Po co miałbym to robić, skoro mógłbym jej już nigdy nie zobaczyć? - Powiedział Jean, schylił głowę i spojrzał w stronę Nile'a.
- Mam propozycję. - Podniósł rękę Dowódca Zwiadowców. Zackley skinął na niego. - Wezmę odpowiedzialność za Kirschtein'a i będę go pilnował, by sprawdzić czy nie ma jakichś zamiarów powtórzenia tego, a jeśli nic takiego nie nastąpi to będzie miał pan dowód na jego niewinność. Ale proszę pamiętać o tym co zeznał Yeager. Będziemy również poszukiwać prawdziwego sprawcy.
Człowiek pełniący rolę sędziego zamyślił się przez chwile.
- Dobrze, przystanę na tą propozycję ale chcę częste raporty.
- Tak jest.
- No więc, co nam więcej pozostaje? Ogłaszam koniec rozprawy. Proszę uwolnić oskarżonego.
- A co z tym zamachem na strażników?! - Krzyczał Nile.
- W raporcie było napisane, że to była obrona konieczna. Nie śmie wątpić. Lecz ty chłopcze... - Zwrócił się do Jean'a. - Musisz trochę zacząć panować nad sobą, bo to się może kiedyś źle skończyć. - Chłopak mu przytaknął. - Proszę go uwolnić.
Dwóch strażników rozkuło go, ale mieli takie miny, że można było się jeszcze czegoś spodziewać.
- Jean... - Jade była szczęśliwa... Przepchnęła się za swoimi towarzyszami i Dowódcą. Nie zważała na to, że wciąż Żandarmeria i Zackley są na sali. Biegła do Jean'a... Do kogoś, do kogo nie musi się wstydzić okazywania uczuć nawet przy swoich wrogach. Rzuciła mu się na szyję i płakała, ale ze szczęścia. - Jean! Udało się mówiłam! Mój Boże... jak się cieszę. Kocham cie... - Gdy wypowiedziała te ostatnie słowa z oczy poleciały jej strumienie łez.
- Ja ciebie też.. Mówiłem, że nigdy cie nie zostawię. - Przytulił ją mocno i skrył twarz w jej włosach.
- Młodzież... - Powiedział Zackley stając koło Erwin'a.
- Ta... - Odpowiedział i się zaśmiał pod nosem.
- A te raporty to tylko tak powiedziałem, żeby Dawk się nie burzył. Nic mi nie wysyłaj, wierzę w jego niewinność. - Wyszeptał i wyszedł.
- Ej gołąbki chcecie tu zostać? - Zawołał Eren i zaczął się śmiać.
- Już idziemy. - Odpowiedział Jean i wyszedł za nimi niosąc Jade na rękach.
- To jeszcze nie wasz dom, że przenosisz pannę młodą przez próg xD - Zgiął się w pół Armin, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
   Gdy byli już na zewnątrz Erwin powiedział im, że mają godzinę dla siebie, bo musi coś załatwić. Zostawił ich i poszedł w swoją stronę.
- To co szwędamy się? - Zaproponował Eren.
- Hm... A.. Poczekacie tu chwile muszę coś szybko załatwić, wykorzystując okazje. - Powiedział Jean.
- Jean...?
- Spokojnie nie będę się w nic pakował. - Zaśmiał się.
- No dobra czekamy.
- Dzięki. - I poleciał.
Wrócił po około 7 minutach.
- Jestem.
- Oke a ten... To my pójdziemy z Arminem w jedno miejsce i nie będziemy wam przeszkadzać, pewnie chcecie pobyć sami... xd - Udawał brunet.
- Tak, właśnie. To do zobaczenia! - Dołączył się do niego Armin i poszli gdzieś.
- Mam pomysł. - Wyszeptał mu Eren. - Będziemy ich śledzić. Żeby się nie wpakowali w żadne problemy. Widziałeś miny tamtych ciuli jak go puścili? Żeby nie zrobiło się nieprzyjemnie...
- Racja... Ale musimy być dyskretni...

- To gdzie moja pani chce się udać? - Zapytał z uśmiechem chłopak trzymając ją za rękę.
- Nie mam pojęcia.. Może ty mnie zaprowadzisz w jakieś ustronne miejsce?
- To proszę za mną. - I poszli.

   Tym czasem w kwaterze. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Nie gorąco ci tu? - Spytał Levi, białowłosą.
- Może trochę...
- To mam pomysł. - Podszedł do niej i podniósł. - Nie będziesz się tu dusiła. Idziemy na dwór, musisz powdychać świeżego powietrza. - Dziewczyna bała się nawet zaprotestować. Wyniósł ją na dziedziniec i posadził ją na murku. W oddali mogli zobaczyć treningi innych. Dziewczyna patrzyła zaciekawiona w tamtym kierunku.
- Jak ja bym chciała do nich dołączyć...
- Ty z Yeager'em będziesz miała treningi z moim oddziałem, w którym są Petra Ral, Oluo Bozad, Gunther Shultz i Eld Jinn. Z Petrą myślę, że się dogadasz, a na Oluo nie zwracaj uwagi, lubi mnie udawać ale los łaskawy i ciągle gryzie się w ten długi jęzor, więc na jakiś czas jest spokój.
- Chyba warto zapamiętać... - Powiedziała trochę rozbawiona.
- W razie czego masz Yeager'a ale lepiej trzymaj się mnie.
- Dobrze panie Kapralu. - Powiedziała śmiejąc się pod nosem.
- Ile razy mam ci powtarzać... Cała nauka od początku... Nie mówi do mnie pan...
Dziewczyna nie wytrzymała i zeskoczyła z murku. Zachwiała się ale nie upadła. Oparła się o ten mur i zaczęła powoli iść w stronę trenujących. Kapral ją wyprzedził. Szła powoli. Nagle się potknęła i

wpadła na Levi'a.

- Wyjaśnij mi jedną rzecz...
- Przepraszam... - Ale on jej nie słuchał.
- Jak to jest, że ciągle na siebie wpadamy?
- Też chciałabym wiedzieć... - Znajdowała się znów w jego objęciach i czuła się bezpiecznie... Chciała by tak zostało ale zaraz oprzytomniała i odskoczyła.
- Ode mnie się nie ucieka. - Powiedział. - A ty jeszcze masz problemy z chodzeniem więc wracaj tu. Nie mogę pozwolić, by mój członek oddziału uszkodził się na nie wiadomo ile.


   Wracając do miasta.
Jade szła z Jean'em śmiejąc się. Spojrzała przed siebie i zauważyła grupę Żandarmów, na której czele szedł wysoki czarnowłosy chłopak, miał piwne oczy i opaloną skórę. Zmierzał w ich kierunku dość szybko. Brunetka się zatrzymała i pociągnęła swojego chłopaka. Była przerażona.
- Co się dzieje? - Spojrzał na nią i odgarnął włosy z jej twarzy.
- To on... John... Jean proszę chodźmy stąd... - Zaczęła go ciągnąć do tyłu ale było już za późno. Chłopak stał tuż przed nimi. Jean zmierzył go wzrokiem i schował Jade przed nim.
- No proszę, proszę kogo my tu mamy... - Powiedział ze splecionymi rękami. - Moja kuzyneczka we własnej osobie... - Jade jeszcze bardziej się schowała. - Nie chowaj się mała ździro! - Zaczął wymijać Jean'a ale ten go odepchnął.
- Zostaw ją lepiej. Dobrze ci radzę.
- Uważaj do kogo mówisz... A teraz przesuń się z łaski swojej. - Jean złapał John'a za koszule.
- Posłuchaj no! Nie będziesz mi mówił co mam robić, a od niej trzymaj się z daleka. Tylko ją tkniesz!
- Ahh no tak, zapomniałem... To ten nasz bohater co dla tej nic nie wartej małej szmaty prawie odciął rękę mojemu koledze. - Mówił sarkastycznie, a jego grupa się zaśmiała, - A, że on nie może ci się odwdzięczyć to ja mu pomogę. - Wyrwał mu się i odepchnął go. Zrobił zamach by mu przyłożyć ale Jean był szybszy i go powalił. - Tak pogrywasz? No to zobaczymy...- Wstał, a jakichś trzech chłopaków z tej grupki się rzuciło na Jean'a. Uderzył głową w polbruk. Z głowy zaczęła mu lecieć krew, tamci go posadzili  i trzymali. John ukląkł przy nim i uderzył w twarz.

- Przestań! Zostaw go! - Krzyczała brunetka. Nie mogła na to patrzeć. Rzuciła się na niego i wyprowadziła cios w szczękę. Dużo czasu spędzonego z Iris na treningach się opłaciło. On chciał ją złapać ale ona się broniła. Gdy wymierzała kolejny cios John ją przechytrzył i uderzył ją, po czym złapał i trzymał.
- Puść ją! - Szarpnął się Jean, ale tamci do trzymali dość mocno.
- Ani mi się śni... Zrobię z nią co będę chciał i nikt mi nie przeszkodzi. - Złapał ją za twarz i na siłę starał odwrócić jej głowę do niego. W Jean'ie już się gotowało, szarpnął tak mocno, że nie byli w stanie go utrzymać i upadli na ziemię. Zmierzał w kierunku John'a.
- Ostatni raz ci mówię... ZOSTAW JĄ! - Rzucił się na niego i obaj szarpali się po ziemi. Jade upadła kawałek dalej. Uderzyła głową w polbruk i zakręciło jej się w głowie. W oddali zobaczyła, że ktoś do nich biegnie ale nie była w stanie ocenić kto to.
- O rzesz! Spadamy! - Krzyknął jeden Żandarm widząc Erwin'a, który wyprzedził Eren'a z Arminem. Chłopaki podeszli do Jade, a Dowódca usiłował rozdzielić tłukących się dalej Jean'a i John'a.
- Mam powiedzieć twojemu Dowódcy co robisz? Nie będzie zadowolony uwierz mi. - Mówił z poważną miną Erwin. Chłopak się wyrwał i wściekły poszedł w swoją stronę. Dowódca westchnął i spojrzał na nich. - Czy wy jesteście takim rocznikiem, który nie potrafi wysiedzieć spokojnie? - Pomógł mu wstać, a chłopak poleciał do Jade.
- Jade... Nic ci nie jest...?
- Nie... Tylko trochę kręci mi się w głowie... Ale po za tym jest ok...
- Jakie nic... - Wziął ją na ręce i spojrzał na Erwin'a.
- Wracajmy, zanim znowu się w coś wpakujecie... - Powiedział i wszyscy ruszyli po konie.
Jean nie miał swojego, bo przyjechał z Żandarmerią.
- Pojadę z Jade, może wyglądam na gorzej poturbowanego ale nic mi nie jest. Boję się, żebyś ty sobie nic nie zrobiła, jakbyś zemdlała... - Powiedział do niej.
- W sumie to z kim innym miałbyś jechać? - Powiedziała uśmiechając się do niego.
- No racja. - Podciągnął klaczy popręg i posadził w siodle brunetkę, a sam usiadł za nią. - Jakby się coś działo mów...
- Dobrze szefie.- Zaśmiała się.  Ruszyli za Dowódcą i do wyjazdu z miasta jechali ostrożnie.
   Gdy z niego wyjechali Erwin podjechał do nich i zapytał czy dadzą radę galopować. Jade powiedziała, że zawsze i już jest dobrze, ale Jean wolał być ostrożniejszy i powiedział, że będą jechali trochę wolniej od innych. Dowódca pojechał na przody.
- A podgonimy ich potem?
- Jeszcze ci za mało wrażeń jak na jeden dzień?
- No... Troszkę... - Zrobiła słodkie oczka, odchyliła się do tyły, by mogła się oprzeć o Jena'a i objęła go. Pocałował ją w szyję,
- No to trzymaj się. - Pogonił trochę konia, a dziewczyna złapała się grzywy.

   Było już po szóstej wieczorem, zaczynało się już robić chłodno. Iris zaczęła się trochę trząść. Levi okrył ją swoją peleryną.
- Mam nadzieję, że teraz będzie ci cieplej.
- Dziękuję...
- Nie ma o czym mówić.
- Zastanawiam się kiedy oni wrócą...
- Niedługo powinni wrócić z Erwin'em nie powinni zginąć.
Nagle usłyszeli stukot kopyt. Iris zeskoczyła z murku ale Levi ją złapał w locie, spojrzała na niego.
- Ile razy mam ci mówić, że sama nie będziesz chodzić. - Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku stajni. Iris była w szoku... Może kapral naprawdę ją lubi... Chociaż... Może po prostu jest dla niej miły, na prośbę Erwin'a.
-*Kurde... Jak Jade mnie zobaczy w ramionach Levi'a to już nigdy mi nie da spokoju... Jest jeszcze szansa może nic nie widziała,,.* Kapralu proszę postaw mnie... - On dalej ją niósł.- Postaw mnie... Postaw błagam...- Zaczęła się wyrywać.
- Chyba żartujesz. Zaraz znowu wywiniesz orła i przedłużysz sobie okres obijania.
- Ale... Co sobie Dowódca pomyśli?
- Mam na to wywalone.
-*Cholera... To nie może tak wyglądać...* - Zaczęła wyrywać i upadła na trawę.
- Eh... Jak sobie coś zrobiłaś, to będziesz miała ze mną do czynienia. - Pomógł jej wstać ale już o własnych siłach dokuśtykała do przybyłych. Oni zsiedli z koni, a Jean pomógł Jade zsiąść.
- Ooo kogo moje oczy widzą! - Zaśmiała się brunetka. -  Już latasz po dworze? I to nie z byle kim xD - Kapral udał, że tego nie słyszał i podszedł do Erwin'a.
- A ja widzę, że wy dwoje dorobiliście się kilu krwiaków. Co się stało?
- To... Opowiem ci wszystko od początku w pokoju...
- Niech ci będzie. A w ogóle, dobrze, że już jesteś z nami, bo ona od zmysłów odchodziła. - Zwróciła się do Jean'a.
- Tak, tak... Może... My już pójdziemy... Po za tym.. Ty też musisz mi opowiedzieć kilka rzeczy związanych z tym dniem ( ͡° ͜ʖ ͡°) - Brunetka szturchnęła łokciem białowłosą.
Jean podszedł do Jade i pocałował ją w czoło.
- To do zobaczenia, Królewno, idź odpoczywaj, ja zajmę się koniem.
Ona uwiesiła mu się na szyi i pocałowała.
- Dobrze mój Książę, to do jutra. - Mrugnęła i pomogła iść Iris. Chłopak westchnął patrząc jeszcze przez chwilę jak odchodzą. Oprzytomniał kiedy klacz dmuchnęła mu w twarz.
- Już idę cię rozsiodłać wybacz... - I poszedł do stajni, prowadząc ją.

   Dziewczyny dotarły do pokoju, przebrały się w piżamy i Jade opowiedziała Iris jak naprawdę było z jej przeszłością i przeprosiła, że wcześniej jej o tym nie powiedziała. Iris ją zrozumiała i nie miała tego za złe. Wiedziała, że brunetce trudno o tym mówić. Potem zapytała jak nabawiła się świeżych ran, a Jade jej opowiedziała wszystko co się działo w mieście...


                                                                                                        ~Kel


piątek, 29 lipca 2016

Rozdział XIII Pamiętna noc

Jade stała przy swojej klaczy. Zobaczyła jak unosi łeb i nastawia uszy. Wtedy zdała sobie sprawę, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się powoli po czym odskoczyła. Jej oczom ukazał się żywy trup.
- Eren?! - Krzykneła. On tylko parsknął powstrzymując śmiech. Miał na sobie lekkie ciuchy spod, których wystawały bandaże.
- Ty żyjesz.. - Nie wiedziała jak ma zareagować. Czy być w szoku, a może po prostu powinna się cieszyć? - Armin powiedział, że odszedłeś. - Eren oparł się o boks przy, którym stała Jade.
- Sam nie wiem jak to się stało.. - Mówił lekko zmieszany. - Cała ta akcja z tytanem..
- No tak.. Pewnie się zregenerowałeś tak jak oni. - Stwierdziła brunetka. - Wiesz kto ci to zrobił?
- Nie, miał kaptur. - Pokręcił głową Eren.
- Kurde.. - Westchnęła Jade. - Teraz wszyscy myślą, że to Jean. Ja nie wierzę, że to mógł być on.. To nie możliwe.. - Zamknęła oczy, bo czuła, że zaczynają ją piec od napływających łez. Eren patrzył się chwilę na nią.
- To nie mógł być Jean.. Widziałem czarne kosmyki włosów. - Stwierdził Brunet. Jade się na niego spojrzała.
- Cholera.. Czyli to może jednak.. kapral? - Ich rozmowę przerwał nieoczekiwany gość.
- To nie mógł być Levi. - Powiedziała postać stojąca niedaleko nich. Gdy wszedł głębiej do stajni rozpoznali ją. Oboje zasalutowali. Nie był to nikt inny jak Erwin. - Był wtedy na wyprawie za murem. - Stwierdził dowódca.

W tym czasie Iris siedziała zamyślona na murku wznoszącym się na wysokości. Powoli zapadał zmrok, a na niebo wkradał się księżyc. Taka pora odpowiadała dziewczynie. Kochała noc, gwiazdy, księżyc, spokój i ciszę. Była w złym nastroju. Tyle dzisiaj zaszło. Chciała odegnać te myśli od siebie, ale nie wiedziała jak. Z daleka widziała Kibę jak siedział pod drzwiami i pilnował wejścia. Dobry pies.. - Pomyślała. Coraz bardziej oddalała się od Jade. Czuła jak ich więź powoli zanika. Czuła, że traci przyjaciółkę. Oparła twarz na dłoniach i cicho westchnęła. Zawsze radziła sobie sama i jest przyzwyczajona do życia w samotności, ale z nią czuje się inaczej. Siedziała jeszcze tak jakiś czas, aż nagle wszystko ucichło. Zapadła kompletna cisza. Wtedy usłyszała za sobą jakiś dźwięk. Coś tu nie grało. Wyczuła znajomy zapach, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd pochodzi. Obróciła się. Poczuła silne uderzenie. Zasłoniła ręką twarz, ale kolejne wycelowało w brzuch. Upadła na ziemię i się skuliła. Później było kolejne, jeszcze jedno i wtedy straciła przytomność.

Obudziła się w jakiejś przyczepie. Jeżeli można było ją tak nazwać. Leżała pod opancerzonymi drzwiami. Niedaleko niej siedział jakiś mężczyzna. To nie była ta sama osoba, która ją tak urządziła. Tamta.. była inna. Na pewno się już kiedyś spotkali. Nie widziała wyraźnie. Starała się nie otwierać szeroko oczu, żeby się nie zorientował. Czuła nawiew. Pod drzwiczkami była mała szparka. Kiba.. Może odnajdzie ją po zapachu i sprowadzi kogoś. Choćby chciała. nie mogła się ruszyć. Była cała sparaliżowana. Czuła wszędzie pieczenie i ostre kłucie. Poczuła jak krew sączy jej się z głowy. Podsunęła ja bliżej szparki. Czuła chłód od pancernych drzwi. Spojrzała się jeszcze raz na mężczyznę. Siedział i wpatrywał się w podłogę. Nie zauważył nic podejrzanego. Zamknęła ponownie oczy. Czuła jak znowu zasypia. Cholera.. ...



Po całym korpusie rozległo się szczekanie.
- To pies Iris? - Spytał Eren.
- Tak, pójdę sprawdzić. - Powiedziała Jade i wyszła na zewnątrz. Nawet nie zauważyła kiedy zapadła noc. Nigdzie nie widziała Kiby. Postanowiła iść za źródłem dźwięku. Trafiła na schody prowadzące na małą wieżyczkę. Szła szybkim krokiem. Po przejściu ostatniego schodka ujrzała wilczura. Spojrzała na niego, a następnie na ciemnoczerwony płyn na kafelkach.
- Jezus.. - Cofnęła się. Pies był niespokojny i szybko oddychał. Zbiegła na dół prawie się wywalając. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zastała. Za nią szedł Kiba. Weszła do najbliższego budynku. Po otworzeniu drzwi wpadła na kaprala.
- Czego tutaj szukasz w nocy? - Powiedział lekko poirytowany.
- Przepraszam, ale tam jest czyjaś krew i.. jaa.. - Chwila. Dlaczego Kiba jest taki niespokojny. To nie może być.. Wybiegła z pokoju jak najszybciej mogła. Dotarła do domu przeznaczonego dla początkujących zwiadowców i wpadła do swojego pokoju. Nigdzie nie było Iris. Była w szoku. Nie, to nie możliwe. Nie mogło jej się nic stać. Potrafi o siebie zadbać.
- Braun! - Zawołał ktoś z tyłu. Odwróciła się. - Mogę wiedzieć co ty odwalasz? - Spytał zimny, obojętny głos. To Levi.
- Nigdzie nie ma Iris, a jej pies panikuje i tam jest krew.. - Oparła się o ścianę po czym się zsunęła chowając twarz w dłoniach. Kapral szybko wyszedł. Z daleka usłyszała tylko jego głos wołający "Erwin!"
- Dlaczego, Iris.. Zawsze musisz coś odwalić.. J-jaa.. - Poczuła coś zimnego na swoich dłoniach. Odsłoniła twarz i ujrzała Kibę. Pochylił się nad nią. Patrzył na nią swoimi złotymi oczami, jakby mówił "Weź się w garść". Trącił jej rękę nosem i skierował się do drzwi. Jade wstała.
- Nie pozwolę na to, żeby nasze ostatnie chwile były zmarnowane na kłótnie. - Warknęła, po czym wyszła z domu. Ujrzała stojące konie przed budynkiem i małe zbiorowisko. Podeszła bliżej. Widziała znajome twarze. Młodsi zwiadowcy też tam byli.
- Przed korpusem są ślady wozów. - Powiedział znajomy głos. To był Armin. Jedno nieszczęście po drugim. Najpierw akcja z tytanami, pozorna śmierć Erena, Jean w lochu, teraz Iris

..
- Co tu się dzieje? - Pokręciła głową Jade. Zobaczyła swojego konia. Był gotowy do jazdy. Erwin musiał się zaniepokoić. W końcu obiecał się zająć Iris, a drugiego dnia nie może jej się nic stać. Kazano im założyć sprzęt do trójwymiarowego manewru. Gdy skończyła zobaczyła Kibę krążącego wokół bramy. Uniósł głowę i ruszył po śladach wozu. Ktoś nakazał podążanie za nim. Każdy bez wahania posłuchał go. Jechali pod osłoną nocy wpatrzeni w biały zarys stworzenia. Niestety skończyła się ścieżka, a zaczęła ceglana droga. Nie było szans na znalezienie śladów po tym czymś. Wszyscy stanęli. Kiba również. Po chwili zaczął znowu krążyć i węszyć. Jade podjechała bliżej. Pies znów ruszył. Ona bez wahania za nim. W pewnym momencie zobaczyła czerwone plamy krwi na drodze. Cicho jęknęła. Zrobiło jej się słabo. To nie mogła być prawda. Spojrzała kątem oka na innych. Każdy był zdenerwowany. Westchnęła i jechała dalej.

Iris obudziła się w dosyć dużym pomieszczeniu. Podniosła lekko głowę dalej widząc niewyraźnie. Było ciemno, ale doskonale wszystko widziała. Stała przed nią jakaś postać w czarnym kapturze zasłaniającym całą twarz. Znów czuła ten zapach. To ta osoba. To była kobieta. Widać było po postawie. W pomieszczeniu było jeszcze parę osób. Opuściła głowę i oparła się na kamiennych płytach. Były zimne. Jej serce biło bardzo szybko. Nie nadążało z pompowaniem krwi, której było coraz mniej. Kobieta, która stała przed nią zaczęła kierować się w stronę drzwi. Iris śledziła ją 
wzrokiem. W końcu wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. To było dziwne zachowanie. Spojrzała znów przed siebie, ale poczuła kolejne silne uderzenie w twarz, a potem w brzuch. Poczuła jak coś spływa jej do gardła. Otworzyła usta, a z nich wypłynęła krew. Słyszała tylko drwiące prychnięcie. Wtedy osoba, która ją uderzyła złapała ją za kurtkę, podniosła i uderzyła o ścianę dalej ją trzymając. Wtedy zacisnęła jej ręce na szyi. Zaczęło brakować jej powietrza. Oczy jej się zamgliły i zaczęło uciekać z nich życie. Pobladła jeszcze bardziej. 
- *Czy to tak się skończy? - Myślała. - *Podobno przed śmiercią człowiek przypomina sobie najważniejsze momenty jego życia. Dlaczego ja ich nie widzę? Czy moje życie było jeszcze gorsze niż myślałam? Za co to wszystko.. co.. ja zrobił...am..?* - Powieki zaczęły drżeć, a usta zrobiły się sine. W pomieszczeniu były dwie pary drzwi. Przez jedną wyszła kobieta, a drugie w tym momencie zostały wyważone. Słyszała echo głosów. Wtedy mężczyzna ją puścił, a ona upadła na ziemię. Nabrała powietrza i zaczęła głęboko oddychać. Jakby wpuścić go jak najwięcej. Żeby go nie zabrakło. Wróciła jej świadomość. Zobaczyła Kibę, który gryzie tego mężczyznę, który chciał ją przed chwilą udusić. Krew lała się strumieniami, a on krzyczał w niebo głosy. 
- Dość. - Powiedział zimny głos. - Zobaczyła kaprala w głębi sali. Kiba puścił mężczyznę i oddalił się nieco. W tym budynku było ich więcej. Zaraz mogli się zbiec. Do Iris podbiegła Jade.
- Iris! - Krzyknęła. - Boże, jak się czujesz?! - Zaczęła dotykając jej twarzy.
- Zostaw mnie. - Wyjąkała. Jade pokręciła głową.
- Przestań cudować. - Zaczęła brunetka. - Idziemy. Wtedy usłyszały jakieś jęki. Zobaczyły jak Levi uderzył tego mężczyznę, potem drugi raz, trzeci..
- aaa..aa - Jęczał.
- Po co ona wam, co? - Kopnął go.
- Ona.. na..m kaz.a..ła.. - Wydukał. - T..a wie..dźma..
- Jaka wiedźma, co ty pierdolisz? (przepraszam za słowo xD) - W pokoju przybyło jeszcze parę zwiadowców, w tym Erwin, Eren, Armin i Mikasa.
- Zabierzcie ją stąd. - Spojrzał na Iris. Była dosłownie cała we krwi. Nieoczekiwanie do pokoju wpadła spora liczba mężczyzn. Walka trwała nadal. Oni również byli uzbrojeni.
- Chodź, szybko! - Powiedziała Jade i chwyciła Iris.
- Nie! - Odepchnęła jej rękę. - Muszę iść tam. - Wskazała drzwi, którymi wyszła tamta kobieta.
- Co? Po co?! - Pokręciła głową Jade.
- Nie ważne, pomóż im. - Pokazała zwiadowców po czym ledwo wstała.
- Iris.. proszę..  - Chciała ją zatrzymać Jade.
- Pamiętaj.. Pod żadnym pozorem nie idź za mną, jasne? - Powiedziała białowłosa.
- Ale..
- Nie! - Krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi. Jade syknęła i ruszyła pomóc drużynie.
Iris przeszła przez drzwi i zamknęła je za sobą. Ledwo szła, ale coś jej mówiło, że musi znaleźć tę kobietę. Była pewna, że ją zna. Ten jej zapach.. Nie potrafiła sobie przypomnieć. Dostrzegła schody prowadzące na dach. Była na zewnątrz. Było zimno. Czuła to w miejscach gdzie była ranna. Ruszyła jedyną możliwą drogą. Pokonywała schodek, po schodku.W końcu dotarła na górę. Rozejrzała się i dostrzegła tą zakapturzoną postać. Chwilę stała i jej się przyglądała. Odwróciła się do niej. Przez wiatr miotający kapturem dostrzegła kawałek jej twarzy, Miała złote oczy i włosy koloru jasnorudego pomieszanego z blondem.



Patrzyła się na Iris. W jej wzroku można było dostrzec pogardę i rozbawienie. Znała ten wzrok. To była ona. Nie ma mowy o pomyłce.
- Wiedziałam, że przyjdziesz.. - Powiedziała spokojnie i zaczęła spacerować. Iris stała ledwo trzymając się na nogach i patrząc na nią z wytrzeszczonymi oczami. W końcu tylko prychnęła. - Szukałam cię bardzo długo, wiesz? - Wtedy zdjęła pelerynę z kapturem i rzuciła ją na podłogę. Była ubrana w lekkie ciuchy w odcieniach beżu, co ładnie pasowało do jej włosów. - Jak tego dnia dotarłam do domu.. Rodzice byli martwi. - Iris w końcu zdobyła się na to, żeby coś powiedzieć. Otworzyła usta, ale kobieta jej przerwała. - Nic nie mów ty zdradziecka świnio. - Powiedziała wkurzona. - Iris się wyprostowała.
- Nie masz prawa do mnie tak mówić. - Mówiła przez zęby.
- A jak mam mówić do siostry, która zabiła rodziców?! - Wykrzyczała.
- Co?! Nie! To nie by.. - Nie dokończyła bo rzuciła kobieta.

Prawie wszyscy mężczyźni zginęli. Nie poniesiono strat u zwiadowców. Jade spojrzała na drzwi. Po chwili usłyszała jakieś dziwne dźwięki z góry. Jakieś.. ryki i warknięcia. Mimo, że Iris jej zakazała ruszyła w tamtą stronę. Otworzyła powoli drzwi i weszła wolnym krokiem coraz bardziej przybliżając się do źródła dźwięku. Jej oczom ukazał się niecodzienny widok.


Jade stała w głębokim szoku. Widziała dwa walczące wielkie koty. Jeden miał śnieżnobiałą sierść, która powoli traciła swój blask i jej kolor zmieniał się w czerwony. Miał błękitne oczy, też przekrwione i zaciekle patrzące na rywala. Drugi był większy i dłuższy. Jego sierść była rudozłota. Na grzbiecie miał nieco ciemniejszy pasek. Miał żółte, błyszczące się oczy. Drapały się, gryzły, przewracały.
Iris..? - Wydukała Jade. Wielki, biały kot zatrzymał się i spojrzał w jej stronę.
- Jade! Wynoś się stą.. - Nie dokończyła bo ta druga puma wskoczyła na nią. Złapała ją za kark, zamachnęła się i rzuciła nią w ścianę. Iris jak się okazało zsunęła się po niej i leżała na ziemi. Jade cofnęła się o krok. Trzy metry od niej stał złoty, wielki kot. Patrzyła się na nią, po czym powoli zaczęła zbliżać się do niej. Przekładała łapę, za drugą. Gdy dotknęła już murka i nie mogła się cofnąć wyjęła miecze.
- Odejdź! - Krzyknęła. Zatrzymała się. Na jej twarzy zagościł uśmiech, odsłaniając przy tym wielkie zęby.
- Nie mieszaj się. - Powiedziała spokojnie. - Muszę tylko załatwić parę spraw z moją siostrą.
- To jest twoja siostra..? - Zdziwiła się Jade. - Nie słyszałam, żeby kiedyś mówiła mi o tobie.
- Heh.. Nie przyznaje się do mnie. - Warknęła. - Nazywam się Lisa. Lisa Leiden. - Jade podniosła głowę.
- Dlaczego jej to zrobiłaś? - Wskazała na zakrwawioną białą postać leżącą pod ścianą.
- Widzę, że nie odejdziesz. - Pokręciła głową. - Zadajesz za dużo pytań. - Znów zaczęła się zbliżać. Gdy miała skoczyć pojawił się Kiba, który skoczył na nią. Przewróciła się, a on stanął przed Jade i zaczął warczeć, jeżąc się.



Wkrótce zaczęli walczyć. Kot był większy, szybszy i silniejszy, ale Kiba i tak nie dawał za wygraną. Wgryzł jej się w łapę i próbował przewrócić. Jego trening przeprowadzony przez Iris nie poszedł na marne. Udało mu się. Kot upadł, ale szybko się odchylił i złapał zębami za jego grzbiet i rzucił nim na podłogę, po czym zaczął go atakować. Po paru udrapnięciach Kiba nie wyglądał dobrze. Zaczął piszczeć.
- Przestań. - Zawołał głos z tyłu. Lisa się odwróciła i dostrzegła ledwo stojącą Iris. Ona prychnęła.
- Długo się przygotowywałam do tej walki, a ty mi tu wyjeżdżasz z jakąś lalą i kundlem? Haha. Żałosne. - Śmiała się.
- Zawsze byłaś tchórzem. - Stwierdziła Iris. Lisa odsunęła się od psa, który powoli wstał. - Trzeba być idiotą, żeby walczyć z kimś, który jest ciężko ranny. Poza tym pamiętasz nasze dzieciństwo? Mimo tego, że byłaś starsza zawsze musiałam brać na siebie twoją winę bo nie potrafiłaś się przyznać. Obiecałaś, że z tym skończysz.. a pamiętasz dwa dni później jak rozbiłaś ulubioną figurkę mamy? Zwaliłaś wszystko na mnie. Mimo, że słyszałaś jak ojciec mnie bił to nic nie zrobiłaś. Taka właśnie jesteś. Teraz tak mi się odpłacasz? Bo ubzdurałaś sobie, że zabiłam rodziców. Wiesz.. Mimo, że to nie ja to teraz żałuję, że sama ich nie ukatrupiłam! - Krzyknęła. Lisa stała w głębokim szoku. Po chwili zarysowała się na niej wściekłość. Znów zaczęły walkę. Tym razem Iris zrobiła unik i uderzyła nią o mur, rozbijając jej przy tym głowę. Po chwili zrzuciła ją na ziemię, a ona upadła i nie mogła wstać. Iris podeszła do niej chwiejnym krokiem i stanęła nad nią. Teraz to ona była górą.
- Przepraszam, Iris.. - Powiedziała cicho, niemal szeptem. Iris spojrzała na Kibę. Był również cały we krwi. Była wściekła.
- Nie uważasz, że za późno na przeprosiny? - Warknęła. Nachyliła się nad nią i przyjrzała się jej. Przypomniała sobie cały ból, który czuła przez nią. Czuła go przez całe życie. Wgryzła się w jej szyję. Trzymała ją tak przez jakiś czas. Gdy już ją puściła upadła.
- Iris! - Krzyknął ktoś. Przypomniała sobie, że Jade jest tutaj. Podbiegła do niej i uklękła. - Poczekaj chwilę, zaraz cię stąd zabiorę.
- Odsuń się.. - Powiedziała z przymkniętymi oczami. Jade tak zrobiła. Widziała jak Iris się wykrwawia. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Nie mogła jej tak zostawić. Chciała podejść bliżej, ale coś zatrzymało ją. Za rękaw trzymał ją Kiba. On również nie był w najlepszym stanie. Pociągnął ją trochę do tyłu.
- Dobrze, poczekaj tu, zaraz wrócę i przyprowadzę kogoś, żeby pomógł cię wynieść. - Powiedziała do Iris i wychodząc zabrała ze sobą psa. Mógł iść sam. Tylko obejrzała się na początku schodów i ruszyła do pokoju. Iris podniosła głowę i spojrzała na martwą siostrę. Z trudem się podniosła i doszła kawałek do niej kulejąc. Lekko się pochyliła i objęła ją łapą. Przycisnęła mocno do siebie. Kiedyś tylko Lisa była po jej stronie. Tylko ona ją rozumiała. Obie urodziły się inne. Mogły zmieniać postać w dużego kota. Lisa była sprytniejsza i wyglądała dosyć normalnie. Iris ze względu na jej odnienny wygląd była uważana za dziwadło, tak ją też traktowano. Przycisnęła ją jeszcze mocniej. Czuła, że zaraz znowu zemdleje. Z oczu popłynęły jej strumienie łez.
- Teraz.. To ja przepraszam.. Ja.. powinnam być na twoim miejscu.. Nie zasłużyłaś na taki koniec.. Nasi rodzice też.. Ja powinnam umrzeć.. Nie.. wy..



Obudziła się w pokoju. Spojrzała na swoje dłonie. Zarówno one, jak i reszta ciała były zabandażowane. Niedaleko na posłaniu leżał Kiba. Czuł się już dobrze. Chciała wstać, ale nie mogła się ruszyć. W pokoju siedziała Jade, a właściwie leżała na łóżku. Nawet nie zauważyła, że się obudziła.
- Jade.. - Wyszeptała. Nie zareagowała. Najwyraźniej powiedziała za cicho. - Halo.. Mówię do ciebie. Brunetka się odwróciła i wstała jak poparzona.
- Iris!! - Przybiegła do niej i dotknęła jej dłoni. Odetchnęła z ulgą. - Boże, myślałam, że się już nie obudzisz.. - Schowała twarz w kołdrze.
- Ile tu leżałam? - Spytała.
- Jakieś trzy dni. Jak się czujesz?
- Szczerze.. beznadziejnie. Skąd wiedzieliście gdzie mnie szukać?
- Kiba cię wywęszył. Jak ja zobaczyłam tą krew to po prostu.. - Pokręciła głową. - Właśnie.. Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia??
- A konkretnie?
- No nie wiem, może dlatego, że mi nie powiedziałaś, ze masz siostrę i .. co to miała być za akcja z tymi pumami, co? - Patrzyła wkurzona na Iris.
- Sama nie wiem do końca. Taka się urodziłam.. Weź mi daj spokój bo ledwo żyję. Dosłownie..
- Dobra to idę powiedzieć wszystkim, że się obudziłaś. - Powiedziała Jade i wyszła z pokoju.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział XII Chwila szczęścia dla rozpaczy


(UWAGA! Podczas jednego momentu występującego w tym rozdziale do klimatu oraz wygody można włączyć ''Tytanową muzyczkę'' nr. 3, ''Shingeki no Kyojin - Reluctant Heroes [Polish Cover]''
jej wykonawczynią jest Saiko Yume, której bardzo dziękujemy, że pozwoliła nam użyć tej piosenki wraz ze słowami ^^ Pozdrawiamy serdecznie Saiko :*
By odwiedzić kanał Saiko po wybraniu nuty nr. 3 kliknijcie napis ''Tytanowa Muzyczka'')



 Ten rozdział jest nieco dłuższy niż pozostałe i pisałam go 3 dni ale mam nadzieję, że nie macie nie przeciwko temu. Niedługo rozdziały powinny wrócić do normy xD I przepraszam, że tam szybko zmieniam wydarzenia ale jak nie wiem co mam opisać to przechodzę dalej i tak potem wychodzi xD Mam tylko nadzieję, że was tym nie zniechęciłam do opowiadań. Dziękuję za uwagę i życzę miłego czytania xD
Aha i jeśli napotkacie em... ''Dziwne'' fragmenty to nie zwracajcie na nie uwagi xP)



  Eren trafił pod opiekę lekarzy, którzy za wszelką cenę starali się go utrzymać przy życiu. Po przyjeździe Zwiadowców odbyła się również rozprawa na której mieli zadecydować co dalej z chłopakiem. Jako świadków wezwali Armina i Mikasę. Po zakończeniu rozprawy nie powiedzieli co tam się działo tylko, że Eren trafi do Zwiadowców i, że jeśli jego ciało się zregeneruje to powinien wrócić do żywych. Jade prosiła Iris by ona spróbowała coś wyciągnąć od Erwin'a albo Levi'a ale to nic nie dało... Wszyscy milczeli jak zaklęci...
   Gdy oni byli w sądzie reszta pomagała w odnajdywaniu i identyfikacji zwłok, które potem były palone, by nie wybuchła epidemia. Wszyscy chodzili głównie w parach albo małych grupkach. Białowłosa chciała być tylko z Jade ale nie dało jej się odłączyć od Jean'a.
- Kto by pomyślał, że będę musiała kiedyś taszczyć zwłoki... - Westchnęła brunetka.
- Jakby to powiedział Reiner: ''To nasz żołnierski obowiązek''. -  Zaśmiała się Irys i stuknęła łokciem Jade. Jean gdy usłyszał to imię od razu zrobił się zły. - Co jest? Masz z nim na pieńku czy co?
- A co ci do tego? - Spytał zdenerwowany.
- Nic. Może po prostu nie chcę, żebyś psuł atmosferę swoimi humorkami?
- Ej spokój... - Chciała ich uspokoić brunetka, ale nie słuchali jej. Uznała, że to nie ma sensu i poszła na przód, zostawiając ich. Szła przed siebie, gdy nagle coś przykuło jej uwagę.
- O mój Boże... Ale... Jak? To nie możliwe... Jean... Jean! - To co zobaczyła wstrząsnęło nią.
Chłopak gdy usłyszał, że go woła od razu do niej pobiegł, a za nim Iris.
- Co się... - Nie był w stanie dokończyć. Widok jaki zastał odebrał mu mowę. Stał jak sparaliżowany.
- Czy to... Marco...? - Spytała białowłosa.
- Ale... Jak, dlaczego?! Przecież on był cały czas z nami, niby kiedy i jak?! Marco... - Jean upadł na kolana. Brunetka go przytuliła.
- Tak mi przykro... - Wyszeptała.
- Musimy go stąd zabrać... Tylko... - Białowłosa miała zapytać jak ale podeszła do nich kobieta, która zapisywała nazwiska osób poległych.
- Kadeci znacie jego imię? Jeśli tak powiedzcie szybko, wiecie jakie jest zagrożenie.
Dziewczyny spojrzały na siebie, a chłopak wstał i patrząc na kobietę powiedział:
- Należący do 104 jednostki treningowej. Kapitan oddziału 19, Marco Bott.
- Cieszę się, że wiedzieliście, poczekajcie aż specjalna służba przyjdzie po ciało. - Odeszła by powiadomić służbę gdzie mają się udać po ciało.
- Nie wierze... To nie może być prawda...
- W tych czasach nic nie jest proste, ale trzeba iść dalej. Jeśli się zatrzymasz na tym rozdziale swojego życia, nie dożyjesz jutra. Ja się tego trzymałam i dlatego jestem tu gdzie jestem. - Powiedziała spokojnie Iris patrząc na nich z góry.

   Wieczorem odbyło się palenie ciał, a następnego dnia wszyscy przygotowywali plac na którym miała odbyć się ceremonia, podczas której Kadeci dołączali do wybranych przez siebie dywizji.
Jade siedziała wtulona w Jean'a.
- To nasz ostatni wspólny wieczór... Ty chcesz dołączyć do Żandarmerii, ja do Zwiadowców... - Westchnęła. - Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu... I to tak naprawdę moja wina...
- Przestań! To nie była twoja wina, poza tym nigdzie się bez ciebie nie wybieram. - Dziewczyna spojrzała na niego. - Pójdę za tobą na koniec świata. Dlatego dołączę do Zwiadowców... Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Jean... Przepraszam... Gdyby nie ja nie musiałbyś się narażać...
- To nie jest ważne jeżeli będziesz przy mnie... - Pocałował jej dłoń i położył na swoim sercu. - Bez ciebie nic nie miałoby sensu...
Już mieli się pocałować ale pojawiła się Iris i odsunęli się od siebie jak poparzeni.
- No już to tylko ja. Zaraz się zaczyna więc lepiej chodźcie . A i jeśli to miał być ''pocałunek na pożegnanie'' to nie patrzcie na mnie, nie przeszkadzam. - Zaśmiała się Iris i zaczęła iść pod scenę.
- Żadne pożegnanie. - Na słowa brunetki, białowłosa się zatrzymała. - Jean dołącza do Zwiadowców.
- Jednak porzucasz wygodne życie? - Zdziwiła się Iris.
- Tak. Zdziwiona? Nigdzie się... - Białowłosa mu przewała.
- Nie ważne... Słodźcie sobie ale BEZE MNIE jasne? - Szybkim krokiem odeszła. Oni się zaśmiali i trzymając się za ręce udali się za białowłosą.
   Dowódca Erwin Smith nie był osobą, która dużo opisuje, woli konkrety więc nie mówił zbyt wiele. Po około piętnastu minutach przeszedł do najważniejszej części...
- Osoby, które do nas dołączą już za miesiąc wezmą udział w wyprawie za mur. Spodziewamy się, że około 30%  żołnierzy z niej nie wróci, a za cztery lata większość rekrutów będzie już martwa. Lecz ci którzy przetrwają staną się żołnierzami trudnymi do zabicia. Osoby, które nadal chcą ryzykować swoje życie, niech tu zostaną. Ale zadajcie sobie jedno pytanie: Czy chcecie ofiarować swoje bijące serca ludzkości? - Zrobił się szmer. Każdy musiał podjąć szybko decyzję. -  To wszystko. Jeśli chcecie dołączyć do innych dywizji możecie odejść. 
Niemal wszyscy postanowili odejść
- * Kiedyś pewnie zrobiłbym to samo... Ale dałem słowo i go dotrzymam!* - Bił się z myślami Jean.
Dowódca znów zabrał głos.
- Czy będziecie gotowi zginąć, jeśli dostaniecie taki rozkaz?
- Nie chce umierać! - Krzyknął ktoś z tłumu.
- Rozumiem. - Skinął głową Erwin. - Podobają mi się wasze spojrzenia. - Uśmiechnął się co robi dość rzadko.
- Witam wszystkich tu obecnych w oddziale Zwiadowców! Czas na prawdziwy salut! Ofiarujcie swoje serca!
- TAK JEST! - Wszyscy zasalutowali razem z nim.
- Świetnie się spisaliście przezwyciężając strach. Jesteście odważnymi żołnierzami. Zyskaliście mój szacunek. 


Do dywizji Zwiadowców dołączyli: Iris, Jade, Jean, Mikasa, Armin, Reiner, Bertholdt, Sasha, Connie, Christa, Imir i jeszcze piętnaście innych osób.


   Rano wszyscy udali się do Kwatery Zwiadowców. Pierwotnie był to zamek ale go przebudowali. Mimo to nadal zachwycał swoim wyglądem.

                      

Na miejscy każdy dostał swój nowy mundur ze Skrzydłami Wolności i przydział do pokoi. Na polecenie Erwin'a Iris miała pokój z Jade. Obiecał jej rodzicom, że się nią zaopiekuje po ich śmierci i chciał, by mogła spędzać więcej czasu z przyjaciółką i nie była sama.
Wszyscy po zaniesieniu swoich rzeczy do pokoi i przebraniu się chcieli wiedzieć co z Eren'em.
Chłopak leżał w jednym z pokoi, był nieprzytomny ale oddychał. Mikasa usiadła przy nim, Armin stał za nią, a reszta gdzieś zboku. Każdy był w dość  smutnym nastroju... Po dziesięciu minutach przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział by się rozeszli i dali mu odpoczywać. Mikasie i Arminowi pozwolił zostać. Każdy poszedł do siebie. Na korytarzu zostali tylko Iris, Jade, Reiner, Berthold i Jean. Nieco dalej w ciemniejszym zakątku stała grupa Zwiadowców i o czymś rozmawiali.
- W sumie to zrozumiałe...- Zaczął Reiner.
- Cii... - Uciszała go Iris. -  Gadają o tym... Chodźcie podejdziemy bliżej i może uda nam się dowiedzieć czegoś więcej, - Wszyscy przytaknęli. Pierwsza szła Iris, tuż za nią Jade, a chłopaki na końcu.
- Ten sztylet należał do niego! Sam widziałeś inicjały L. A. kto inny może takie mieć?! W dodatku były na nim Skrzydła Wolności, a z tego co te dzieciaki mówiły to na pelerynie też. Znajdź mi drugą osobę wśród nas z takimi inicjałami! Mi przychodzi na myśl tylko jedna osoba. I przecież odłączył się od nas gdy byliśmy za murami. - Mówił jeden wzburzony.
- Może dostał rozkaz od dowódcy... A sztylet ktoś mu ukradł czy coś... -  Starał usprawiedliwiać podejrzanego drugi.
- Ta jasne! Mówię wam to Levi Ackerman! - Upierał się tamten.
Gdy Iris usłyszała to imię była w głębokim szoku. Dlaczego niby Kapral Levi miałby zabijać Eren'a?? Przecież to się mija z celem. Zaczęło się w niej gotować. Już szła im przywalić i wykrzyczeć w twarz jakim prawem oskarżają Levi'a. Jade musiała ją siłą stamtąd wyciągnąć. Gdy byli już za zewnątrz puściła ją.
- Jakim prawem. Oni. Oskarżają. Levi'a?! - Trzęsła się z wściekłości białowłosa.
- Spokojnie przecież i tak nic mu nie mogą zrobić bez zgody Erwin'a. A podejrzewam, że on o tym wszystkim wie. - Starała się nad nią zapanować brunetka.
Ku ich zdumieniu przy koniach stał Kapral, a w jego stronę szli ci sami mężczyźni, których grupa podsłuchiwała na korytarzu. Levi spojrzał na nich przelotnie i wrócił do swojego konia. Dla nich to był znak. Dwóch go złapało, a ten który wcześniej go oskarżał uderzył go w twarz. Następnego ruchu już nie był w stanie wykonać bo rozwścieczona Iris się na niego rzuciła. Kapral jak i grupa młodych Zwiadowców była w lekkim szoku.
- Jak śmiałeś go uderzyć?! Czy ty wiesz kto to jest?! - Dziewczyna wyprowadziła cios i przyłożyła mu prosto w szczękę. Jade nie mogła na to patrzeć i poleciała ją odciągać ale to nic nie dało. Jean jej pomógł i gdy już ją trzymali mężczyzna wstał i zaczął się wydzierać.
- Co ty sobie gówniaro myślisz?! Że możesz tak podchodzić sobie do wyższego stopniem i się z nim bić?! - Zamachnął ręką nad jej głową ale Reiner chwycił go za łokieć.
- Nie radzę. - Powiedział spokojnie. Mężczyzna spojrzał na niego i wyrwał się chłopakowi. Iris nie wytrzymała i wykorzystując moment, w którym facet znów się do niej odwracał i splunęła mu w twarz.
- Ty!
- Dość! Zostawicie ją i wypuśćcie mnie. - Odezwał się w końcu Levi.
- O nie... Nie ma tak dobrze. Ty idziesz do lochów byś już nikogo nie zabił, a ona do dowódcy i wyleci stąd tak szybko jak się pojawiła! - Zaczął machać palcem w stronę białowłosej.
- Chyba cie pogrzało. Ona jest tu właśnie przez Erwin'a, a ja się nigdzie nie wybieram. -  Szarpnął by się wyrwać ale go mocno trzymali.
- Akurat. - Prychnął facet i polecił by go zabrali. - A wy macie przerąbane. Było ze mną nie zadzierać. - I odszedł.
- Ja pierdole... To jest jakaś komedia czy co? - Rzucił Reiner.
- Nie pierdol bo ci się rodzina powiększy. - Odpowiedział mu szybko już zdenerwowany Jean. - Ale muszę się z tobą zgodzić. W ogóle jakim prawem oni od tak sobie mogą go zamknąć?
- Nie obchodzi mnie to! Idziemy do Erwin'a i to już bo zaraz znowu komuś przyłożę! - Białowłosa trzęsła się z wściekłości.
Bez zastanowienia ruszyli do gabinetu Erwin'a Smith'a. Nie mieli wyboru, nikt przy zdrowych zmysłach nawet by nie protestował będąc w zasięgu Iris zwłaszcza w takim stanie. Na miejscu spotkali tylko Hanji.
- Przepraszam, że przeszkadzamy... Jest może dowódca Smith? - Zapytała ją brunetka.
- Nie ma. Jak tylko przyjechał z wami dostał wiadomość i musiał wrócić. Ale może ja mogę wam jakoś pomóc?
- Co?! Ale... - Zaczęła Iris.
-  A wiadomo kiedy wróci?
- Niestety nie.
- Kurde...To nie przeszkadzamy... Chodź Iris. -Brunetka zaczęła ciągnąć białowłosą do pokoju.
Już wszyscy mieli się rozdzielić gdy przyleciał Armin.
- Eren... On... - Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, było to spowodowane szalonym biegiem i samą wiadomością.
- Co z nim? - Zapytał Bertholdt. Z oczu Armina poleciały strumienie łez, a on sam upadł na kolana.
- Jego serce... Stanęło... Eren odszedł! - Zacisnął zęby i schylił głowę.
Każdego zamurowało... Dlaczego akurat teraz?
- I co teraz z nim zrobią? - Chciał wiedzieć Reiner.
- Hanji powiedziała, że będziemy czekać i zobaczymy czy się zregeneruje, ale jak skoro on już nie żyje?!
Wszyscy stali w milczeniu. Reiner i Bertholdt zabrali Armina do jego pokoju by się uspokoił, Jade spojrzała na Jean'a, puściła jego dłoń i weszła z Iris do ich pokoju.
- Najpierw akcja z Levi'em, teraz Eren... Co jeszcze może się stać?! - Iris padła twarzą w poduszkę. -Ja już nie wiem co mam o tym myśleć...
- Jednak się zakochałaś w Kapralu... Byłaś w stanie dla niego zabić...
- Daj mi spokój... Jeśli to nie jest dla ciebie problem chcę zostać sama...
- Jasne... Tylko nie rób nic głupiego... -  Brunetka rzuciła jej szybkie spojrzenie i wyszła. Sama musiała pozbierać myśli. Postanowiła pójść do stajni, wśród koni zawsze czuła się bezpieczna. Usiadła przed boksem klaczy która została jej przydzielona jako jej rumak. Koń najwyraźniej czuł, że coś ją gryzie, wpatrywała się w brunetkę cały czas jakby chciała wysłuchać jej problemu.
Było dobrze po dwudziestej drugiej. Dziewczyna wpatrywała się w niebo i zaczęła śpiewać...
(Teraz można posłużyć się instrukcją i posłuchać pięknego głosu Saiko :*
PS: Nie będę pisać całej piosenki gdyż zajęłoby to za dużo miejsca ale możecie słuchać do końca i uznajmy iż Jade zaśpiewała całą xd)

Koszmar to na jawie, gdy 
Na oczach twych bliscy
Oddają swoje życie przedwcześnie
Z mych wspomnień gruba sieć
W niej znowu plątam się
Lecz widzieć Cię chcę
Lecz słyszeć Cię chcę

Pamiętam tamten dzień
Koszmar to na jawie
Gdy na mych oczach umierali
I za bezsilność swą
Dziś nienawidzę się
Lecz widzieć Cię chcę
Lecz słyszeć Cię chcę

Nie patrz wstecz
Na to, co nie wróci
Nie bój się
Bo na to przyjdzie czas
Wiec zamknięci
W sobie przeżyjmy to
Gdyż każdy z nas swoją 
Tragedię ma...

Mówiłaś, że jeśli uwierzę
To dam radę osiągnąć swój cel
Lecz gdy nie ma Cię,
Wierzyć nie umiem
Gdy patrzę na swe porażki


Gdy dziewczyna skończyła śpiewać, ktoś do niej podszedł.
- Ślicznie śpiewasz. - Powiedział.
Brunetka się trochę przestraszyła, ale uspokoiła się gdy zobaczyła kto za nią stoi.
- To ty Jean... Co tu robisz? 
- Słucham jak najpiękniejsza Zwiadowczyni śpiewa piosenkę adekwatną do sytuacji. - Delikatnie zepchnął ją na ziemię, a następnie pocałował. Dziewczyna zawiesiła jedną rękę na jego szyi i dała się nieść zmysłowemu pocałunkowi. Chciała by ta chwila trwała wiecznie ale przypomniała sobie o czymś. O czymś co powinna zrobić już dawno... Oderwała się od niego. Uznała, że to chyba dobry moment i powinna mu powiedzieć nieco o swojej przeszłości. Powinien wiedzieć dlaczego tak kiedyś zareagowała.
- Jean... - Usiadła.- Ja... Powinnam była zrobić to już dawno ale się bałam... Myślę, że za długo z tym zwlekałam i... Przepraszam...- Powiedziała spuszczając wzrok.
- Za co? - Nie krył zdziwienia chłopak.
- Za to... Że trzy lata temu uderzyłam cie w twarz gdy ty chciałeś mi tylko pomóc... I potem tak chamsko poszłam z Reiner'em, a to ty pierwszy do mnie podbiegłeś... Potem się unikaliśmy... Ja bałam się podejść...
- Ja bałem się cie znowu skrzywdzić... Ale gdy na tym pierwszym wyjeździe  opatrywałaś mi rękę, powróciła we mnie wiara, że może jednak jest jeszcze choć cień szansy...
- To jak... Wybaczysz mi...?
- Nie muszę ci nic wybaczać, ale jeśli tak chcesz pogrywać to pod jednym warunkiem.
- Jakim...?
- Jade Braun czy zostaniesz moją dziewczyną? - Ukląkł na jedno kolano i delikatnie wziął jej dłoń.
- Hm... A Jean Kirschtein zasłużył? - Zaśmiała się, popchnęła go na ziemię, położyła na nim i namiętnie pocałowała. Po chwili chłopak się przeturlał i teraz on był górą.

- Mam to uznać za tak? 

-Chyba, że wolisz inaczej... - Droczyła się z nim. Dziewczyna pociągnęła go za koszulę. Ich wargi się zatknęły. On odwzajemnij pocałunek, który trwał dłuższą chwile. Byli tacy zakochani, że za nic nie chcieli go przerwać.
W końcu po dłuższej chwili się trochę uspokoili i leżeli koło siebie wpatrzeni w nocne niebo. Jean spojrzał na brunetkę, Widział, że coś ją jeszcze dręczy.
- Co jest? Widzę, że coś cie trapi...
- Bo... Sprawy zaszły jak zaszły, a ty tak naprawdę nic o mnie nie wiesz... O mojej przeszłości... I dziwnie się z tym czuje jakbym coś ukrywała...
- Nie chciałem naciskać zwłaszcza, że możesz chcieć o tym zapomnieć.
- O tym nie da się już zapomnieć, ale można zastąpić złe wspomnienie na dobre... Jeśli się zgodzisz...
- Jeżeli to pomoże ci zapomnieć zgadzam się na wszystko.
- Boję się... Ale warto spróbować, tylko może zacznijmy od początku:
   Mieszkałam z rodzicami w małym domku w górach... Nie byliśmy bogaci ale to się nie liczyło... Cieszyłam się każdym dniem spędzonym w gronie rodzinnym. Niczego mi nie brakowało. Każdy dzień był niczym sen z którego nie chciałam się budzić... Ale rzeczywistość sama dała o sobie znać. Noc wydawała się spokojna jak zawsze... Tyle, że było zupełnie inaczej... Obudził mnie jakiś hałas, pobiegłam do okna i zobaczyłam tytana pędzącego wprost na nasz dom. Byłam przerażona. Już miałam biec do rodziców gdy ten odmieniec staranował nasz dom. Nie pamiętam co się działo wiem tylko, że udało mi się jakimś cudem uciec i schowałam się w jakiejś dziurze, z której widziałam jak...- Przełknęła ślinę, a z oczu poleciały jej pojedyncze łzy. - Moi rodzice byli pożerani... W tamtej chwili czułam jak mój świat się burzy... Już nic się nie liczyło... Zaczęłam uciekać. Zbiegałam ze wzgórza, nic nie widziałam przez łzy. Potknęłam się i sturlałam na sam dół... Znalazłam się na jakiejś polanie, na której było stado koni. Wiedziałam, że tytani nie atakują zwierząt dlatego uznałam, że zostanę tu z nimi jakiś czas... Wiem, że to dziwnie zabrzmi ale zaprzyjaźniłam się z jedną klaczą, która pilnowała mnie jak źrebaka. - Na to wspomnienie lekko się uśmiechnęła.- No ale ja mam takie cholerne szczęście, że po tygodniu znalazł mnie ten sam tytan, który zniszczył mi życie. Klacz chciała mnie bronić, pozwoliła mi się dosiąść i zaczęłyśmy uciekać. Galopowała do murów. Nie wiedziałam skąd zna drogę ale nie myślałam wtedy o tym. Gdy byłyśmy już na otwartej przestrzeni tytan nas dopadł. Kopnął ją i obie poleciałyśmy dobre pięć metrów do przodu... Nie mam pojęcia jak przeżyłyśmy. Spojrzała na mnie i zarżała jakby chciała mi powiedzieć, że mam się nie zatrzymywać, a sama mimo tego, że ledwo wstała poleciała na tytana. Zabił ją w mgnieniu oka. Biegłam przed siebie i starałam się nie odwracać. Biegłam do bramy, która na szczęście była otwarta. Ktoś z oddziału stacjonarnego zauważył mnie i tytana. Uratował mi życie.
- Dziękuję panu... - Mówiłam przez łzy.
- Nie masz za co, to mój obowiązek. Nie mam pojęcia co tam robiłaś sama ale szkoda mi twojego konia.
Gdy to usłyszałam od razu się odwróciłam. Zanim brama została zamknięta zdążyłam zobaczyć jak klacz leży już martwa... Jej jedwabista, izabelowata sierść była cała we krwi... Upadłam na kolana i skryłam twarz w dłoniach.
- Już dobrze, nie płacz, masz tu może jakąś rodzinę?
Tak miałam... Ciotkę, która mnie nienawidziła... Uważała za dzikusa i zero. Byłam dla niej niczym. Traktowała mnie jak śmiecia, zresztą jej synek tak samo... Znęcał się nade mną, bił, upokarzał.
Nie bałam się tego, że mnie bił tylko tego co o mnie mówił...
- Ból psychiczny zostawia większe ślady niż fizyczny... Wiedział jak cie wykończyć... Chu...- Nie zdążył dokończyć Jean, bo dziewczyna zaczęła mówić dalej.
- Ale na tym się nie kończyło... Przychodził do mnie co parę dni i bił do nieprzytomności, a potem...-Przytuliła się do Jean'a i skryła twarz w jego koszuli. - Potem mnie gwałcił... Gdy się chciałam bronić rzucił mną o ziemię, ja uderzyłam w coś głową... Nie pamiętam co się dalej działo. To trwało około miesiąc... Potem poszedł do wojska i został Żandarmem... Pamiętam jeszcze jak kiedyś przyszedł z koleżkami. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat, a przyszedł tak nawalony, że bałam się co teraz wymyślą. Schowałam się i czekałam aż sobie pójdą, jednak on przyszedł po mnie, wyrywałam się i krzyczałam ale nikogo po za nimi nie było w domu. Bili mnie i kopali, gdy myśleli, że jestem nieprzytomna zostawili mnie i uciekli... Gdy on poszedł do tego wojska ja miałam trochę wytchnienia ale była jeszcze ciotka, która non stop mnie poniżała i obwiniała o wszystko. Gdy Maria została zniszczona, postanowiłam się zemścić na tych bestiach i dlatego wstąpiłam do wojska i od razu wiedziałam, że chcę dołączyć do Zwiadowców... No i już potem wiesz jak wszystko było...
   Chłopak przytulił ją mocno.
- Gdybym tylko go znalazł to bym go zabił! Nikt nie będzie cie krzywdził! - Mówił wzburzony Jean.
- Cieszę się, że cie poznałam... Przy tobie czuję się bezpieczna.
- I zrobię wszystko, by tak zostało... Wiesz... ja też powinienem ci o czymś powiedzieć ale może innym razem. Dużo się dziś wydarzyło. Powiedz, jak mogę ci pomóc zapomnieć o tamtym koszmarze.
Dziewczyna przełknęła ślinę i westchnęła.
- Bo widzisz... Może to idiotyczne ale nie mam pojęcia jak to działa bo straciłam niemal wszystko co pozwalało mi być szczęśliwą, w moim życiu był tylko ból i strach... I zastanawiam się czy można te złe... przeżycia zastąpić podobnym ale takim które nie sprawia bólu i nie jest wymuszane...
- Czekaj, zaraz... Czy ty chcesz powiedzieć, że... Ty chcesz... - Otworzył szeroko oczy i patrzył na nią w lekkim szoku.
- Wiem, że to głupie...
- I to nie wiesz jak bardzo. Jade ja nie mogę... A jeśli przez to jeszcze bardziej będą wracać te wspomnienia? Nie chcę cie ranić...
- Ale własnie może tak uda mi się zapomnieć. Zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej powracają... Na przykład wtedy w Trost'cie gdy prawie zginęłam... Proszę... Zrobisz to dla mnie...?
- Jade... Boje się, a jeśli...?

- Ja też ale spokojnie nic mi nie będzie... Jean?

Chłopak złączył dłonie i oparł o nie głowę.  Nic przez chwilę nie mówił. Musiał zebrać myśli.
-...Nie wiem co mam o tym myśleć... - Westchnął. Przecież zależało mu na tym by była szczęśliwa i chciał jej pomóc zapomnieć o wszystkim co ją kiedyś spotkało. - Dobrze... Ale jeśli cie zaboli albo, no wiesz... To od razu masz mi powiedzieć i przerwiemy to i nie proś o to więcej, nie chce ci zadawać bólu. Jasne?
Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiec tylko przytaknęła. Chłopak ją popchnął na ziemię.
- Jesteś tego pewna?
- Zapytasz jeszcze raz, a uznam, że masz coś do mnie.
- Do ciebie nigdy. - Zaczął ją namiętnie całować, dziewczyna oddała się mu. W końcu go kochała i ufała jak nikomu. Zdjęli sobie nawzajem kurtki, a potem on zaczął rozpinać jej koszulę... (Potem krok, po kroku wiadomo co było ( ͡° ͜ʖ ͡°) xDD)


   Jade obudziła się rano przykryta peleryną, wtulona w Jean'a. Był przyjemnie ciepły, za nic nie chciała się od niego oderwać.
- Która godzina?
- Około szóstej. Niedługo zaczną się schodzić ludzie. Może powinniśmy...- Nie dokończył, bo dziewczyna wstała, gdy usłyszała, że zaraz zaczną przychodzić ludzie, a wtedy okrywająca ją peleryna spadła. (Ups przypał xD) - Się ubrać... - Jade szybko schyliła się po nią i okryła by zasłonić swoje nagie ciało.
- Chyba masz rację... - Brunetka zrobiła się cała czerwona, zabrała swoje rzeczy i schowała w boksie swojej klaczy. Szybko się ubrała. Podeszła do niego i oddała mu peleryna. Ona swoją zostawiła w pokoju. Wziął ją i przewiesił przez drzwi jednego z boksów.
- Jak się czujesz? - Spytał, trzymając ją za ręce.
- Dobrze. Dzięki temu, że to byłeś ty ani przez chwilę nie przypomniało mi się tamto u ciotki.
- Nie sądziłem, że to ci pomoże. Myślałem, że waśnie będzie odwrotnie.
- Widzisz, ja jestem nietypową osobą. Ze mną zawsze jest inaczej. - Ich wargi się zatknęły w delikatnym pocałunku.
- Czemu chwile spędzone z tobą nie mogą trwać wiecznie...?
- Też się nad tym zastanawiam... Ale musimy wrócić do rzeczywistości, gdzie ludzie muszą walczyć o życie, a każdy dzień to nowe wyzwanie.
Stali tak jeszcze chwilę, do momentu kiedy przyszła Iris.
- Tu jesteś. Gdzie byłaś całą noc? Martwiłam się. Wyszłaś i nie wróciłaś. - Białowłosa podeszła do nich.
- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną jest bezpieczna. Zresztą sama mówiłaś...
- Tak pamiętam. - Pomachała ręką, by się już uciszył.- Byliście tu całą noc...? Sami?
- No, tak... A co? - Spojrzał na nią.
- Nic, nic... A mogę ją już zabrać? Tak? To super dzięki. - Nie czekając na odpowiedź pociągnęła za sobą brunetkę, która spojrzała na chłopaka i omal się nie wywaliła. On westchnął, zabrał pelerynę i poszedł do swojego pokoju.
   Gdy dziewczyny też dotarły do swojego Iris ją w końcu puściła i zaczęła wywiad.
- Dobra mamy chwilę zanim przyjdzie Reiner i pójdziemy na śniadanie.
- Co...?
- Gówno w zoo. Co wy tam robiliście, że nie przyszłaś do pokoju?
- No... nic.
- Jak to nic?
- No normalnie... Rozmawialiśmy... I opowiedziałam mu o sobie, bo się dziwnie z tym czułam, że nic o mnie nie wie.
- Yhym... Ej chwila. Co masz na szyi?
- Nic. - Poprawiła kołnierz.
- Czy to jest...?
- Nie?!
   Pod drzwi podszedł Reiner, już miał zapukać, gdy usłyszał jakieś krzyki. Postanowił trochę podsłuchać i się dowiedzieć o co znowu poszło.
- Co ty sobie myślałaś?! Ile ty masz lat?!
- Co ci do tego! Nie twoja sprawa!
- A może jednak! Zrobiliście to czy nie?!
Jade nie wytrzymała, podeszła do drzwi zanim wyszła odpowiedziała:
- Tak! Zadowolona?! - Wyszła trzaskając drzwiami i wpadła na chłopaka stojącego pod nimi.
- Wybacz nie zauważyłam cie. - Powiedział zdenerwowana.
- Nic się nie stało. Idziecie na...
- Z nią nigdzie nie idę -.- - Rzuciła i wyszła.
Blondyn westchnął i wszedł do ich pokoju.
- O co poszło?
- O nic. Nie ważne.
- Przecież słyszałem.
- To po co pytasz?  Chcesz ode mnie usłyszeć, że Jade jest nieodpowiedzialna i głupia? To proszę bardzo.
- Ej daj już spokój... -Westchnął. - Dobra, nie ważne idziemy? Po drodze mi powiesz jak chcesz.
- Ta... Sorry...
- Mi to mówisz? Chyba powinnaś przeprosić Jade.
- Wiem... Potem ją znajdę...

   Gdy szli korytarzem Reiner zauważył Jade z Jean'em. Iris ich nie widziała więc on jej powiedział, że musi iść coś załatwić. Białowłosa nie dała się zbyć i zaczęła go śledzić.
   Para siedziała na dziedzińcu. Blondyn już miał dość czekania. Podszedł do nich szybkim krokiem. Jean wiedząc go zapytał tylko nie patrząc mu w oczy:
- Chcesz coś od nas?
- Ty już dobrze wiesz co. - Złapał go za kurtkę i przycisnął do muru.
- Reiner co ty robisz?! - Jade wstała, podeszła do niego i złapała go za ramię.
- Jade to on zabił Eren'a!
- Co?! - Krzyknęła para. Reiner mocniej go przycisnął.
- Jade, przecież widziałaś, że wtedy go z wami nie było, a pelerynę i sztylet zawsze mógł ukraść jak Zwiadowcy latali za tobą i Iris! Nie zauważyłaś jak się dziwnie zachowywał?
- Co ty gadasz?! Posłuchaj siebie! Po za tym to ty od pewnego czasu się dziwnie zachowujesz! Puść go! - Krzyczała brunetka. - Czemu tak nagle sobie to przypomniałeś i zacząłeś go oskarżać przy mnie?!
-  Jade... Kiedyś zrozumiesz. A teraz trzeba wypuścić Levi'a.
Iris podeszła do Jade, odczepiła ją od blondyna i przytuliła.
- Jean.. T-to prawda...? - Do oczu brunetki napłynęły łzy.
- Oczywiście, że nie! Przecież ci obiecałem, że nigdy cię nie opuszczę. Po co miałbym go zabić jakbym mógł już nigdy cię nie ujrzeć?
- A może to ty i teraz go wkopujesz?! - Posłała wściekłe spojrzenie blondynowi.
-CO?! Jade oszalałaś? Niby po co miałbym to robić?
- Ale ciebie też wtedy nie było!
- Ta rozmowa nie ma sensu. Opowiem wam wszystko na spokojnie. Tylko go odstawię tam gdzie trzeba. - Zaczął iść w kierunku lochów. Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Mogła tylko patrzeć jak odchodzą.
- Reiner poczekaj chwile. - Zawołała Iris. Chłopak się zatrzymał, a białowłosa podeszła do chłopaka swojej przyjaciółki i uderzyła go w twarz. - To za Levi'a. - Odwróciła się na piecie i wróciła do Jade, która omal jej nie wydrapała oczu.

- Wypuście Kaprala! To on chciał zabić Yaeger'a.
Levi wyszedł i pierwszą rzecz jaką zrobił to podszedł do Jean'a i i sam osobiście mu przyłożył.
- To przez ciebie musiałem tu siedzieć?
Jean spojrzał na Levi'a i już chciał coś powiedzieć ale gdy otworzył usta Kapral znowu zaczął mówić.
- Milcz psie. (standardowy tekst Kaprala? xD)
Zamknęli go w celi, którą wcześniej zajmował Levi.
   Gdy Iris zobaczyła, że go wypuścili od razu do niego pobiegła.
- Dziękuję, że wczoraj stanęłaś w mojej obronie, ale nie trzeba było.
- Tak wiem... Ale nie mogłam patrzeć jak cie traktują.
- Ta banda musi się jeszcze dużo nauczyć, a ten chłopak którego przyprowadzili to nie kręcił się koło twojej przyjaciółki?
- Jean? A, tak... Oni są razem...
- Szkoda jej trochę, ale w tych czasach można się spodziewać wszystkiego.
- Racja... - Szli dalej rozmawiając o różnych rzeczach.
-Jade... - Zaczął mówić Reiner ale ona rzuciła mu wściekłe spojrzenie i minęła go. Chłopak westchnął i odszedł.

   Jade  leżała na łóżku z twarzą w mokrej od łez poduszce. Nie wiedziała co ma o tym myśleć i komu wierzyć. Jean wcale nie zachowywał się podejrzanie, w przeciwieństwie do Reiner'a. Ufała, wierzyła i przede wszystkim kochała chłopaka, z którym spędziła ostatnią noc. Iris jeszcze nie wróciła więc wybrała się do lochów, Musiała poznać wersję Jean'a, tak łatwo się nie podda.
   Szła przez dziedziniec, na szczęście nikogo tam nie spotkała. Zeszła po schodach i zobaczyła dwóch strażników.
- Czy mogę porozmawiać z... więźniem? - Spytała.
- No nie wiem. -Zamyślił się jeden.
- Odpoczną panowie, nic się przecież nie stanie.
- Masz piętnaście minut. - Minęli ją i wyszli, a ona podbiegła do krat.
- Jean powiedz mi jak było. Wiem, że tego nie zrobiłeś!
- Oczywiście, że nie i o tym chciałem ci powiedzieć, ale wiem, że Reiner to twój przyjaciel i nie chciałem ci dokładać zmartwień.
- Ale teraz już musisz mi powiedzieć. Będę walczyć by cię stąd wyciągnąć.
- No to zaczęło się od tego jak był ten atak na Trost i po pożegnaniu z tobą szedłem do mojego oddziału, ale Reiner mnie wciągnął w jakiś kąt i powiedział, że muszę mu pomóc. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnął ten sztylet i mundur Zwiadowców ale mówił, że jeśli nie zrobię tego to on się już tobą zajmie, a nie mogłem dopuścić by stała ci się jakaś krzywda więc się zgodziłem, ale potem obiecałem ci, że cię nie zostawię i gdy my poszliśmy po tą starą broń Żandarmerii powiedziałem mu, że może mnie nawet zabić ale nie zrobię tego. Wściekł się i coś zaczął szeptać Bertholdt'owi. No i potem jak zniknęliśmy to mnie gdzieś zaciągnął i patrzyliśmy jak zabijają Eren'a. (Szybko, zwięźle i na temat xD)
- A co z Bertholdt'em?
- A co ma być?
- Bo jak wy zniknęliście on też gdzieś polazł. - Para spojrzała na siebie. Czyżby to Bertholdt? Niby zawsze taki cichy... Trudno w to uwierzyć. No ale skoro to nie Jean i Reiner to kto?
- Koniec wizyty! - Z zamyśleń wyrwał ich głos strażnika.
- Wyciągnę cie stąd... - Powiedziała wychodząc.
- Twoja dziewczyna musi dobrze kombinować. - Chłopak spojrzał na strażnika. - Bo za morderstwo i usiłowanie wrobienia Kaprala to mogą ci dać dożywocie albo nawet karę śmierci.
Jean odwrócił się od niego, zamknął oczy i powiedział do siebie w myślach.
- *Ona zawsze da radę i nikt nie ma prawa w nią wątpić!*
   Gdy wyszła było już zimno i zaczynało się robić ciemno. Udała się do pokoju po bluzę. Zastała tam Iris.
- Jade... Ja... Przepraszam za rano... W sumie to z Reiner'em to też moja wina... - Powiedziała schylając głowę.
- O to super. Zajebiście, Dzięki. - Powiedziała sarkastycznie, zdjęła kurtkę, powiesiła ją na wieszaku, zdjęła swoją ulubioną bluzę przypominająca bejsbolówkę i zaczęła zmierzać do drzwi.
- Zaczekaj...
- Nie wiem jak ty, ale ja wierzę Jean'owi.
- Byłaś u niego, prawda...?
- Tak, a teraz idę na dwór pozbierać myśli. Mam zamiar go stamtąd wyciągnąć i to jak najszybciej.
- Jade...

Dziewczyna wyszła bez słowa.

Udała się do stajni. Usiadła przed boksem swojej klaczy i patrzyła na nią. Bułanka wiedziała, że jej panią coś trapi, trąciła ją nosem, a dziewczyna wstała i wtuliła się w jej jedwabistą, długą, czarną grzywę.
Nagle koń podniósł głowę i nastawił uszy do przodu. Dziewczyna zamarła. Ktoś za nią stał...

                                                                                     
                                                                                                                   
                                                                                                      ~Kel
Poprzedni rozdział:
Każdy ma swój czas