środa, 23 listopada 2016

Rozdział XLI Bliźniaki ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Z samego rana, po nieprzespanej przez niektórych nocy nikt nie miał na nic siły. Jade nawet nie wyszła z pokoju. W sumie nie dziwne. Jean i Erwin nie żyją, a Reiner gdzieś zaginął... Nowym dowódcą został Mike. Nikt nawet sobie nie wyobrażał Hanji w takiej roli. Nie oszukujmy się ~ to byłoby delikatnie mówiąc chore psychicznie. Dzięki Braun rany Iris się zagoiły i nie było już po nich śladu. Ona również nie wyszła z pokoju. Siedziała na łóżku wpatrzona w podłogę. W sumie to lubiła ich... Jean ją wkurwiał, Erwin w sumie też.. xD Ale.. oni byli jak rodzina.. Spojrzała się na Kibę. Wilczur siedział w rogu z Korą i o czymś z nią rozmawiał. Iris westchnęła. Wilki podeszły do niej i podniosły uszy.
- Co ja mam zrobić? Wiem, że teraz wyjadę z innej beczki, ale nie mogę już być z Levi'em.. To dla jego bezpieczeństwa.. Nie mogę pozwolić, żeby ten sadysta go zabił. Nie będę nikogo niepotrzebnie narażać..
- "Czyli jednak ten Raito ci coś zrobił." - Warknął Kiba.
- Nie, daj mu spokój.. Ych.. Czemu ja zawsze muszę się w coś wpakować..
- "Bo masz talent." - Mruknął, a Iris wstała. - "Gdzie ty znowu idziesz?"
- Muszę porozmawiać z Levi'em.. - Trzasnęła za sobą drzwiami i wyszła. Korytarz ciągnął się w nieskończoność. Była już metry od tego, gdzie był pokój kaprala. Kiedy była na rogu zatrzymała się nagle. Zobaczyła Ackermana.. z Kate?! Oni całowali się... Ale to nie było jak z Mandy... Nie starał się jej odepchnąć, a wręcz przeciwnie.. To mu się podobało. Iris zamarła, a jej serce stanęło po czym pękło. Miała szeroko otwarte oczy. Poczuła jak zaczynają ją szczypać. Przygryzła dolną wargę i odeszła. Zaczęła iść w kierunku pokoju. - To ja myślę o jego bezpieczeństwie.. Martwię się o niego... A on obściskuje się z tą szmatą.. - Warczała pod nosem. Otworzyła drzwi i zamknęła je z kopa. Rzuciła się na łóżko i skuliła się.
- "Już wróciłaś?" - Podbiegł do niej Kiba.
- Waaaaa! - Złapała mocno poduszkę i niemal ją rozdarła. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Wbiła paznokcie w poszewkę i po chwili rzuciła poduszką z całej siły o ścianę. Znów jej głowa opadła na łóżko. Biały wilczur wskoczył do niej i usiadł obok niej.
- "Co się stało..?"
- Ten chuj.. Fakt.. jest mały.. Ale też jest największym dupkiem jakiego znam! - Krzyknęła, a Kiba rozszerzył oczy. - Nie wierzę.. Że ja go chciałam bronić.. A on co?! Obmacuje się z Kate! - Zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Spłynęła pojedyncza łza, a Kiba się przemienił i ją przytulił.
- Daj spokój. Najwyraźniej nie był ciebie wart..
- Gówno prawda..! Ja jego nie byłam warta.. Co ja sobie myślałam... Że mogę być szczęśliwa..? Heh.. Co ze mnie za człowiek skoro zabiłam własną siostrę i matkę.. Nie zasługuję na szczęście..
- One były złe.. Postąpiłaś słusznie..
- Moja matka.. Była najgorszą osobą jaką znałam.. Siostra.. Ona się pogubiła.. Ta szmata namąciła jej w głowie.. To przez nią..!
- Uspokój się już i nie płacz..
- Kiba.. Ale zobacz.. Nie dosyć, że Erwin i Jean umarli.. Reiner zaginął.. Raito.. to jakiś pierdolony świr, który masowo zabija ludzi i mi grozi.. Jade teraz pewnie się załamała.. To jeszcze ten Levi... - Wtedy zapadła cisza. Kora podeszła bliżej i również wskoczyła na łóżko. - Nie.. Tak być nie będzie! - Warknęła. - Kate... Ohohoo.. Popełniłaś największy błąd swojego życia.. - Zacisnęła pięści wbijając paznokcie w skórę i wstała.
- Nie, czekaj! - Kiba złapał ją za rękaw.
- No co?!
- Może.. tak będzie lepiej..
- Co...?
- No bo zobacz... Nie będzie mu przykro.. że już nie będziecie razem.. bo.. znalazł pocieszenie..
- KIBA! - Krzyknęła.
- Przepraszam! Ale i tak mieliście ze sobą skoczyć..
- Ty głupi kundlu... - Warknęła.
- Ej.. - Pociągnął ją mocniej. Wpadła na niego i polecieli na podłogę. Leżał na niej szczęśliwy. - I co?
- Kurwa, zadowolony jesteś? - Syknęła i zaśmiał się.
- Tak.
- To wypierdalaj ze mnie.
- Kiedy ty tak bluźnić zaczęłaś?
- Jak się wkurzam to wtedy czasami..
- "Czasami"...
- Pfft. Dobra złaź ze mnie, ty ośle bo oddychać nie mogę!
- Magiczne słowo.
- Czary mary, hokus pokus, WYPIERDALAJ!
- WTF?!
- XD Nie no.. Serio.. Złaź.
- No dobra.. widzę, że ci się humor poprawił. - Mruknął i wstał.
- Ty jesteś głupi. Jak jakiś but.
- Dzięki.. xD

Po godzinie spędzonej w pokoju Iris w końcu postanowiła z niego wyjść. Wilki poszły na dwór. Szła w kierunku stołówki. Nie jadła nic od wczorajszego ranka.. Kiedy już miała tam wejść stanęła przed nią Kate. Nieco się zestresowała kiedy ją zobaczyła.
- Kate. - Mruknęła Iris.
- Tak?
- Ty jesteś z Levi'em? - Pytanie białowłosej zdziwiło ją.
- Um.. Znaczy.. nie wiem.. Dlaczego pytasz..?
- Ty myślisz, że ja jestem głupia?
- Nie.. Wybacz..
- Jesteś czy nie?
- Nie nazwałabym tego związkiem.. Poza tym ty z nim jesteś.
- Już nie,
- Nie?
- Nie. Możesz go sobie wziąć. - Prychnęła.
- Taki miałam zamiar. - Wypaliła.
- Słucham?
- Heh.. To była najlepsza noc mojego życia.. - Iris zrzedła mina jeszcze bardziej. - Nie dziwne, że cię zostawił. W końcu ja jestem w stanie mu zaoferować to czego ty nie mogłaś.. - Wtedy dostała w twarz i poleciała na ścianę. - Tak nie jest? - Kontynuowała łapiąc się za krwawiący policzek.
- Gówno wiesz.
- Właśnie nie.. Wiem duużo..
- Zamknij dupę i zejdź mi z oczu. - Warknęła.
- Oj nie, kochana. Myślisz, że ktoś teraz się będzie z tobą liczył jak nie jesteś z kapralem? - Mówiła to z tym swoim durnym uśmieszkiem. - Teraz jak już z nim nie będziesz.. Każdy będzie miał cię gdzieś.. I Levi.. Myślisz, że się ucieszy na wieść, że go rzuciłaś?
- Nie będzie miał nic do gadania po tym jak mu powiem, że mnie zdradził.
- Przecież już od dawna się między wami nie układało.. Odkąd przyjechał Raito.. Może to w nim znalazłaś pocieszenie? - Iris znowu ją uderzyła, ale tym razem przy użyciu paznokci rozdzierając jej skórę.
- Ty nic nie wiesz! - Krzyknęła. - Nic nie wiesz, słyszysz?! Gówno wiesz! - Kopnęła ją i Kate skuliła się przyciskając do ściany. - Nic nie wiesz. Nie znalazłam w nim pocieszenia. W nikim nie znalazłam. - Warknęła.
- Iris?! - Usłyszała ten zimny głos.. Odwróciła się i zobaczyła kaprala. Tym razem on uderzył ją i poleciała na ziemię. - Co ty odpierdalasz?! - Warknął. Spojrzała się na niego wściekła. Zacisnęła zęby.
- Co ty... sobie.. wyobrażasz?! - Krzyknęła. Odchylił się lekko. - Najpierw.. Udajesz? Że mnie kochasz.. Potem całujesz się z tą szmatą.. i robisz coś z nią.. w nocy.. - Te słowa ledwo przeszły jej przez gardło i wkręcała w niego swoje zabójcze spojrzenie. Z twarzy Kate sączyła się krew i patrzyła na nią przerażona. Levi pomógł jej wstać. Iris nie mogła w to uwierzyć. Co się z nim stało..? Przymknęła oczy, wstała i zaczęła biec. Nikt nie starał się nawet jej zatrzymać. - *Co ja sobie myślałam..? Co tu się stało..? Czy to znowu była moja wina...?! Znowu wszystko zepsułam..? ................... Nie.... to.. oni.. To ich wina! Ta suka i ten skurwiel..* - Z jej oczu płynęły łzy. W końcu potknęła się i upadła z hukiem na podłogę. Zwinęła się i zaczęła trząść. Już była daleko od nich. Nie mogli zobaczyć w jakim jest stanie. Po kilku minutach uspokoiła się i przestała trząść. Miała zamknięte oczy, z których płynęły łzy. Usłyszała czyjeś kroki. Wtedy ta osoba się zatrzymała. Otworzyła lekko oczy. Spojrzała się w górę i zobaczyła mężczyznę w czarnych spodniach i białej koszulce. On.. nie miał butów? Co to ma być? Miał roztrzepane, czarne włosy, podkrążone, szare oczy. Jego wzrok był jakby naćpany. Miał bladą cerę i patrzył się na nią. - Czego? - Mruknęła.
- To przez faceta?
- Co?! - Podniosła się na rękach i patrzyła na niego poirytowanym wzrokiem.
- To przez faceta? - Powtórzył.
- O co ci biega? - Mruknęła.
- Po prostu pytam.
- *Boże.. Kolejny świr... Ale oczywiście w najmniej odpowiednim momencie..* Nie interesuj się. - Syknęła.
- Więc posuń się, bo leżysz na środku korytarza.
- No to masz problem. Idź sobie pochodź po innych, bo ten jest mój.
- Nieważne.. Chciałem z tobą porozmawiać, ale jak widzę przyszedłem nie w porę.
- *O kurwa.. To jest L? Nie.. Niemożliwe, żeby tutaj przylazł. Nie może być taki głupi. Chyba, że.. I tak nie można poznać jego nazwiska po samym spotkaniu, przecież nie powie go nikomu.* Nie.. Możemy porozmawiać.
- Na pewno?
- Mówię, że tak.
- Więc chodź za mną. - Mruknął i zaczął iść w stronę, z której przyszedł.
- *Chodzi jakby był u siebie.. Bez jaj, że on tu jest od dawna..* - Otworzył drzwi i wszedł do jakiegoś pokoju, Na korytarzu było ciemno i weszli w taki, na którym nigdy nie była. Usiadł na fotelu w dosyć.. dziwny sposób.. Przyłożył palec do warg i patrzył się na nią. Miała lekki wytrzeszcz. - *Ja pierdole..* - Wtedy zauważyła, że w pokoju jest parę innych osób. - Ee... Witam?
- Hej! - Zawołał dosyć młody mężczyzna.
- Matsuda, zamknij się. - Skarcił go jakiś koleś w afro. (xD) Iris jeszcze raz przetarła oczy. Wtedy podszedł do niej starszy mężczyzna. Spojrzała się na niego spode łba.
- Soichiro Yagami. - Podał jej rękę.
- Nie przedstawiaj się jej. - Mruknął mężczyzna, który ją tu przyprowadził. Chwila.. On myślał, że ona jest Kirą? W sumie mógł mieć takie podejrzenia.. Skoro tamtego dnia tylko ona była w pomieszczeniu, a bandyci zmarli na zawał.
- Yagami? Pan jest ojcem Raito?
- Uch.. Znacie się?
- Tak.. Miałam go szkolić jak tu przyjechał.
- Aaa tak.. Faktycznie, mówił coś o tobie..
- Cieszę się. - Mruknęła. - *Ale jazda. Ojciec pracuje nad jego sprawą.. haha.. Dobra, może przez tą całą sprawę zapomnę o tym dupku..* - Więc.. W czym mogę pomóc?
- Chciałbym ci zadać kilka pytań. - Mówił mężczyzna na krześle.
- Słucham.
- Podejdź bliżej. - Mruknął i zbliżyła się do niego.
- Wiesz czemu tu jesteś?
- Domyślam się.
- Więc podziel się przypuszczeniami.
- Dobrze. Ty jesteś L, to jest policja i myślicie, że jestem Kirą, tak?
- Dobrze, dobrze, źle.
- Źle?
- Jest takie prawdopodobieństwo...
- Pfft. No to wy źle trafiliście, bo nie jestem Kirą.
- Zdajesz sobie sprawę, że zginęło już ponad 2000 osób..
- *Ych?! Co?! Już zabił 2000? Przecież niedawno było trzysta!* Cóż.. Czasem trzeba umrzeć.. To naturalna kolej rzeczy.. W ogóle skąd to wiadomo, że ten cały Kira istnieje, hm?
- Jest zbyt dużo dowodów na to.
- Rozumiem.. Więc możecie w końcu przejść do rzeczy..?
- Co o tym sądzisz? - Podał jej trzy kartki papieru. Podniosła brew i wzięła je. Na wszystkich były jakieś dziwne notatki wyrażające strach przed Kirą.
- Co to jest?
- Notatki, które zostawiły przed śmiercią ofiary Kiry. - Znów przyłożył sobie palec do wargi.
- *Co to jest za typ.. Ja przechodzę kryzys, a ten mnie na przesłuchanie zabiera.* - Spojrzała się na kartki. - *Co to ma być.. Co za durnota. Ech... Raito, debilu...* - Wtedy dostrzegła, że pierwsze linijki tworzą dziwne zdanie. - "L, czy wiesz, że.. Shinigami jedzą tylko jabłka?"..? - Przeczytała na głos. - Shinigami? - Odchyliła głowę.
- Bogowie śmierci. - L się pochylił.
- Jedzą tylko jabłka? Czemu jabłka?
- Ty mi powiedz.
- Przecież nie wiem!
- No dobrze.. Z tego co widzę jakbyś nawet była Kirą to byś inaczej się zachowywała.
- Mówiłam przecież, że nim nie jestem. - Warknęła. - Mogę już iść przechodzić depresję?
- Możesz.
- Super. - Mruknęła.
- To nie jest ostatni raz kiedy się widzimy. - Upomniał ją. - Wciąż jest sprawa tych bandytów, ale widzę, że nie jesteś w dobrym stanie.
- Chyba wam za dużo na ten temat nie powiem. Nic nie pamiętam co się wtedy wydarzyło.
- Nic? - Zapytał Matsuda.
- Tak. Nic. - Powiedziała smutna. - Po prostu z utraty krwi straciłam przytomność i obudziłam się w pokoju.
- Dobrze.. Możesz odejść. - Powiedział Yagami i wyszła. Po zamknięciu drzwi odetchnęła z ulgą. Zaczęła iść w stronę swojego pokoju.
- *Nie ma znaczenia, czy zapamiętam który to pokój. Pewnie i tak się przeniosą.. Kurde.. Ja będę musiała zabić tego gościa? Jeżeli Raito to się nie uda.. Cholera.. On chce tylko zapobiec morderstwom.. Ech..* - Szła powoli do pokoju. Znowu przypominała jej się sprawa Levi'a. - Co za dupek.. - Mruknęła. Wtedy ktoś złapał ją za rękaw i zaczął ciągnąć. Zobaczyła przed sobą Raito. - Zostaw mnie.. - Jęknęła. - Nie mam nastroju..
- Musimy porozmawiać. - Mruknął. Doszli do jej pokoju. Za chwilę stali na środku pomieszczenia patrząc się na siebie.
- No więc słucham.
- Posłuchaj.. Może trochę przesadziłem..
- O czym ty gadasz?
- Nie chcę, żebyś myślała o mnie źle.. Przepraszam..
- Co? Ty.. Mówisz poważnie?
- Tak.. Nie chcę, żebyś się mnie bała. Nie zabiję nikogo.
- Dziękuję..
- Ale pamiętaj, że zawsze to mogę zrobić.
- Dobrze, dobrze.
- Nie chcę, żeby nasze stosunki się pogorszyły.
- Ja też nie..
- Czekaj, stało się coś?
- Hm?
- Wyglądasz.. nie najlepiej..
- Echh.. Po prostu.. Levi zdradził mnie z Kate.. i jeszcze ona ze mnie drwiła.. Miał mnie w dupie i na dodatek mnie uderzył...
- Co?!
- No tak.. - Znów zaczęły zbierać się w jej oczach łzy. Podszedł do niej i ją przytulił. Zamknęła oczy. - Cieszę się, że.. Już jest dobrze..
- I będzie lepiej.
- Mam nadzieję.. Właśnie.. Raito.. Ja chyba rozmawiałam z L. Chyba na pewno..
- Z L?
- Tak.. Był w korpusie. I widziałam twojego tatę. Ten koleś pokazał mi jakieś notatki. Tam było napisane "L, czy wiesz, że Shinigami jedzą tylko jabłka?". - Na to Raito się zaśmiał i odsunął się już od niej. - Poważnie to napisałeś?
- Tak.. Chciałem się zabawić. Mogę kontrolować zachowanie ofiar przed śmiercią, oraz wybrać w jaki sposób zginą.
- To.. jest straszne..
- Życie jest straszne.
- Prawda.
- Ja tylko wymierzam sprawiedliwość.
- Bawisz się w Boga.
- Najwyższy czas osądu. Nie można pozwolić, żeby świat zgnił jeszcze bardziej.
- Rozumiem cię. Masz rację. Raito.. Pomogę ci.
- Co? Naprawdę?
- Tak. Możesz na mnie liczyć. Nie mam ci za złe, że tak mnie potraktowałeś.
- Właśnie.. Naprawdę mi głupio..
- Nie szkodzi. - Lekko się uśmiechnęła patrząc na podłogę. Spojrzał się na nią zdziwiony. - A to Shinigami.. To na poważnie? Takie coś naprawdę istnieje?
- Tak.
- I co to jest? Jak to wygląda?

- Chcesz zobaczyć?
- Tak.
- To wiąże się z tym jak zabijam.
- Pokaż mi.
- To odwróć się.
- O-okej.. - Mruknęła i zrobiła jak jej kazał. Poczuła, że jakaś kartka dotyka jej dłoni.
- Już możesz się odwrócić, tylko nie krzycz.
- Czemu mam.. - Odwróciła się i urwała. Nad Raito stał wysoki, prawdziwy potwór.
- Cześć! - Powiedział radośnie.
- Eee.. To na poważnie?
- Tak. - Mruknął Raito. - Też mnie wkurza.
- Hej! - Warknął Shinigami. - Kiedyś naprawdę cię zabiję. - Na to brunet tylko się roześmiał. - To nie jest śmieszne...
- No.. cześć, Shinigami.. - Powiedziała Iris.
- Jestem Ryuuku!
- Hej Ryuuku. Czekaj.. Ty sobie z nim chodzisz?
- Tak. Widzą go tylko osoby, które dotkną notesu. Również nie mogą go usłyszeć. Czasem gada mi jakieś głupoty, ale nie mogę mu odpowiadać, bo by mnie uznali za nienormalnego jakbym szedł i gadał sam do siebie.
- Rozumiem.. Czekaj, jakiego notesu?
- Właśnie.. To nazywa się notes śmierci.
- Co?
- Ech.. "Jeżeli zapiszesz imię i nazwisko osoby w tym notesie, zginie po czterdziestu sekundach." Jeżeli nie podam przyczyny na zawał serca.
- Takie coś istnieje?!
- Tak.
- No dobra.. Właśnie.. Co z Lisą?
- Zrobiłem jak kazałaś.
- Dziękuję..
- Chyba nie muszę mówić, że nikomu o tym ani słowa.
- Oczywiście, że nie.
- Dobrze.
- Raito. - Mruknął Shinigami.
- Co chcesz?
- Masz jabłka?
- Ryuuku.. Daj już z tym spokój.
- Ale one są jak czipsy!
- Skąd ja ci wezmę jabłko? - Warknął.
- Już rozumiem skąd to "Shinigami jedzą tylko jabłka?".
- Właśnie.. Ciągle je zjada i mi marudzi.
- Hej! - Oburzył się. - One są jak narkotyk..
- Nie gadaj głupot.
- Już nie powiem co ty mi gadasz! - Odgryzł się. - Już nie powiem o.. ~
- Zamknij się! - Raito strzelił mu przez łeb i jakby poczerwieniał.
- Ał! - Złapał się za głowę i odszedł kawałek. Iris spojrzała się na niego podejrzliwie.
- "O.."? - Pochyliła się.
- Nie, o niczym. - Mruknął.
- Mhmmm... No, no..
- No co?
- No nic, nic.. Nie wnikam co ty tam mu opowiadasz.. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Ej!
- Haha, żartuję przecież xd.
- No ja myślę.
- Na Jade Guren się napalił, więc..
- Co?! Nie! Nie chodzi mi o Jade.. - Zrobił facepalmna.
- Ha! - Krzyknęła.
- Co? - Odchylił głowę.
- Nie o nią.. Czyli o kogoś! 😂
- Co?! Wcale nie!
- Dobra, nie będę się bawić w Jade i Erena.
- I dobrze. - Mruknął.


*W tym samym czasie*

Yeager snuł się przygnębiony po kwaterze. Teraz jego życie będzie nudne... Bez Jean'a... Z kim teraz będzie się ciągle kłócił i tłukł?
- Cholera... Ta wyprawa to był ogromny błąd... Będzie mi brakować wizyt u Erwina w gabinecie za jakieś głupoty... - Oparł się o parapet w salonie. Jego wzrok powędrował gdzieś w lewo. Otworzył szeroko oczy. Nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kapral z... Kate?! Ale przecież... On nigdy... Co?! Levi Ackerman miałby zdradzić Iris z tą szmatą co kiedyś razem z Mandy gnębiła i ciągle poniżała Iris?! O nie... Erwin bez ciebie ten korpus się  stacza... Wyleciał z salonu i pędził szukać Leiden. Rozglądał się energicznie odwracając głowę to w lewo, to w prawo. Nagle ujrzał białowłosą postać. Przyśpieszył i zaczął krzyczeć.
- Iris! Iris! - Gdy był już przed postacią, która się odwróciła zrobił lekko przerażoną minę, bo nogi się pod nim ugięły i wleciał na tego kogoś. Upadli na ziemię. - Pan generał?! Przepraszam! Ja... eee - Szybko się podniósł i speszony złapał się za tył głowy.
- Shinya.
- Pan generał Shinya...
- Shinya.
- No tak powiedziałem.
- Nie... Powiedziałeś ''Pan generał Shinya''.
- No tak.
- No właśnie. Do Gurena też mówisz pan? - Hiragi spytał go śmiejąc się.
- W sumie to... Chyba nie...
- Haha chyba?
- No bo nie rozmawiam z nim. Raz mi się zdarzyło. Bo on tylko z kapralem albo Jade i przelotnie z innymi.
- Cały Guren. Ale mów nam na ty dobra? Bo czuje się stary, a jeszcze trochę życia przede mną xd Mamy dopiero po dwadzieścia lat. (Uznajmy, że przekład czasowy to na nasz rok jakby 2016 xD Aleksy nie wybiegajmy 4 lata do przodu jak fabuła ons >.> xDD)
- Tak jest! - Zasalutował brunet.
- Właśnie, propos Gurena. Widziałeś go może?
- Niestety.
- Hm.. Dobra potem go poszukam. A jeśli można spytać. Co chciałeś powiedzieć tej z którą mnie pomyliłeś, że tak leciałeś?
- Iris? E... No bo... Nie wiem czy powinienem ale w sumie wszystko zostaje w rodzinie nie? Więc... Widziałem Levi'a jak się całował z Kate...
- To chyba nie powinieneś jej tego teraz mówić.
- Czemu?
- Bo niedawno widziałem ją w lekkiej furii jak ich zobaczyła. Lepiej jej na razie nie pokazywać, że już wszyscy wiedzą. Jeszcze bardziej ją to przygnębi.
- No tak, racja... Jeszcze raz przepraszam, że pan~Cie! Pomyliłem z Iris. Nie zwróciłem uwagi na mundur i wzrost...
- Aż tacy podobni jesteśmy?
- Oczy i włosy się zgadzają tylko jej dłuższe xd
- Haha chyba znalazłem zaginioną bliźniaczkę.
- Zawsze można kogoś powkręcać! xD
- Szykujesz już jakieś akcje?
- Ja zawsze coś wymyślę... ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale na razie będę już leciał.
- Do zobaczenia. - Pomachał mu białowłosy.

   Jade siedziała pod drzewem, z boku kwatery. Zawsze było tam cicho i pusto. Idealne miejsce dla kogoś, kto chce być sam na sam ze swoimi problemami. Nie wiedziała co ją podkusiło, żeby wyjść ale trochę świeżego powietrza nie zaszkodzi. (Można włączyć muzyczkę nr 38 dla efektu). Przed sobą na śniegu napisała imiona trzech bliskich jej osób, które nie wróciły... Zamknęła na chwile oczy. Jednak to był błąd. Od razu zobaczyła moment, który bolał jak cholera... Jak śmierć odbiera jej kogoś na kim jej zależało najbardziej na świecie. Nic nie mogła wtedy zrobić... Chociaż nie! Mogła ale nie zareagowała... Dlaczego? Otworzyła oczy, które były całe czerwone. Łzy zaczęły spływać po jej policzku. Oparła głowę o pień drzewa i spojrzała ku niebu. Wyjęła z kieszeni mały nóż, który kiedyś jej skonfiskował Erwin. Podwinęła rękaw i przycisnęła ostrze do ręki. Powoli opuściła wzrok. Przed nią stał Jean. Wypuściła przedmiot, który trzymała i otworzyła usta.
- Czy ze mną jest już coś nie tak...? - Wyszeptała sama do ciebie. Patrzyła na niego w szoku. Nic nie mówił, a jej jeszcze bardziej chciało się płakać podbiegła do chłopaka i chciała go przytulić. Jednak zatrzymała się przed nim. Jak miała to zrobić przecież był duchem? O ile nie zwykłym wytworem jej wyobraźni. Jednak chłopak sam to uczynił.
- Przepraszam Jean... To moja wina... - Nic nie odpowiedział. Spojrzał na nią tak jakby chciał powiedzieć ''To nie była twoja wina, nie masz za co przepraszać...''. Podszedł z nią do drzewa pod którym wcześniej siedziała. Spojrzał jej prosto w oczy. Poczuła jak coś w niej pęka. Wraz z kolejnymi łzami widziała najpiękniejsze wspomnienia związane z chłopakiem. Jak pierwszy raz się spotkali. Na pierwszej misji, jak chciał ją ratować i opatrywała mu ranę. Gdy prawie umarła, a on ją pierwszy raz pocałował i wyznał miłość. W sądzie jak rzuciła się mu na szyję, gdy został uniewinniony. Jak jej śpiewał na imprezie i wiele innych chwil, które zapadły w ich pamięci. Uśmiechnął się i ją pocałował. Nie chciała go puścić jednak był tylko duchem... Nie mogła go złapać, ani zatrzymać... Zaczął się cofać i zniknął.
- Żegnaj... - Powili opadła na ziemię i złapała się za głowę. Wspomnienia sprawiły, że zatęskniła jeszcze bardziej za nim i nie zauważyła nawet, że ktoś do niej podszedł.
- Pomysł 2/10, no w sumie 1/5 bo się skraca. Płakać przy temperaturze na minusie. Brawo. Ale jak chcesz zostać soplem i pod oczami mieć ozdoby to proszę bardzo. - Odwróciła się i zobaczyła podpułkownika.
- Długo tu jesteś? - Wytarła mokry policzek.
- Nie bardzo.
- Czemu w ogóle za mną chodzisz?
- Potrzebne ci to do czegoś?
- No...
- Właśnie. - Nie dał jej dokończyć. - A teraz wracaj do środka, bo nie chce patrzeć jak jakiś żołnierz kończy jako sopel.
- Jade! - Odwrócili się i zobaczyli lecącego do nich Erena. - Ups... Przepraszam... - Zasłonił dłonią usta i zaczął cicho chichotać. - Może już pójdę...
- Wracaj tu. Powiesz co, żeś chciał i dopiero możesz iść. - Powiedział sucho Guren.
- Ale to może...
- Gadaj. Nie mam czasu.
- Eh... Jade... Nie uwierzysz...
- Co się stało?
- Levi zdradził Iris z...
- Z?
- Kate...
- CO?! A to dopiero na mnie się ta pizda darła! A teraz bawi się w Mende?! O nie... Do tego Levi... Kto inny ale on? Nie wierzę... - Chciała się podnieść ale zaraz upadła. - Kurwa...
- Jak się bawi w głodówkę to tak jest. - Spojrzał na nią z góry Ichinose. - To wszystko?
- Shinya cie szukał.
- A czy ja ci pozwoliłem do mnie na ty mówić?
- Nie ale on powiedział, że mam tak mówić.
- Yyyh! Dobra spadaj. - Brunet ruszył z powrotem do kwatery.
- Wracając... - Zwrócił się do Braun.
- Czemu tak ci zależy na...
- Zamknij się i marsz do środka.
- Ale...
- Rób co mówię. - Brunetka wstała podpierając się o drzewo i ruszyła do pokoju.

    Yeager znowu biegł po korytarzu ale teraz szukał białowłosego nie białowłosej (xd). Znalazł go na stołówce.
- Znowu biegasz po korytarzach? W szkole dostałbyś uwagę.
- Tu jesteś! Szukałem cie bo znalazłem Gurena.
- I...?
- Zgadnij gdzie albo z kim był huehuehue.
- Down ci się włączył?
- Tak xDD
- No dobra... Mów. - Hiragi oparł głowę o dłoń.
- Siedział, w sumie to stał ale nie ważne, nad Jade ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Faktycznie down ci się włączył.
- Wiem! 😁
- Już na wyprawie zauważyłem, że coś za dużo za nią łazi. Nie zachowywał się tak od czasów szkolnych. - Śmiał się Shinya. Wtedy do stołówki wszedł Guren i brunet dostał z buta w łeb.
- Kto ci pozwolił mówić takie brednie debilu! - Chłopak zobaczył gwiazdki i padł na podłogę.
- Ależ Guren, czy to nie jest prawda? - Od stołu wstał Shinya.
- Nie?
- Przecież nie zachowywałeś się tak od...
- Morda...
- No nie bądź taki! Przyznaj, że ci się podoba.
- Shinya ty jesteś nawiedzony. Jak wszyscy tu. Idealnie do nich pasujesz. Może cię zostawię i wrócę do domu?
- NIE! Bo twoja nowa lala zostanie sama! - Zaczął się tak śmiać, że upadł na Erena.
- Zatłukę cię kiedyś obiecuje.
- Czekam xDD
- Długo nie będziesz musiał >.> - Rzucił przez ramię i wyszedł. Eren i Shinya spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem.
- Nieźle młody! xDDD - Przybili piątkę i zaczęli się turlać po ziemi, nie zwracając uwagi na to, że pół sali się na nich patrzy. Po tym jak Ichinose wyszedł pojawiła się Iris z Raito. Był też z nimi Ryuuu, ale tylko oni go widzieli. Zobaczyli leżących na środku sali dwóch pojebów i zgromadzony tłum ludzi wokół nich. Przewróciła oczami i zaczęła kierować się do miejsca gdzie była szynka ^-^. Szynka na poprawę humoru ( ͡° ͜ʖ ͡°).
- Hej! - Usłyszała czyjś krzyk i chciała się odwrócić, ale poleciała na podłogę. Zobaczyła nad sobą jakiegoś gościa, który wyglądał jak jej męska wersja.
- Co ty odpier..
- WITAJ, IRIS MOJA ZAGINIONA BLIŹNIACZKO! OTO PRZYBYWA.. EREN RUSZ DUPĘ! - Krzyknął i wleciał na nich brunet. - OTO PRZYBYWA POSŁANIEC Z ODLEGŁEGO RODU TAJTEN I PRZYNIÓSŁ WIEŚĆ, ŻE SIĘ ODNALAZŁAŚ!
- WTF?!
- Nie dziw się, pani.. Taka jest prawda..
- Ale o co ci chodzi?! Złaźcie ze mnie, świry!
- O.. przepraszam XD. - Białowłosy chciał się podnieść, ale leżał na nim Eren. - Posłańcu, zabieraj swój tyłek ze mnie.
- Wybacz, panie.
- Ja pierdole.. - Mruknęła Iris. Zobaczyła w rogu Raito, który przykładał dłoń do ust i starał się nie śmiać. Ryuk rył się z tyłu jak pojeb. Leiden przymrużyła oczy i patrzyła się na nich wściekłym wzrokiem. Brunet starał się uspokoić, a Shinigami nic sobie z tego nie robił. Ponad to on był.. do góry nogami?! Wtf? Wtedy Eren wstał i Shinya zaraz po nim niemal się wywracając. Iris wstała sama, chociaż chłopak chciał już jej pomóc. - Możecie mi w końcu powiedzieć o co chodzi?
- Nie, o nic. - Mruknął białowłosy.
- Czyli bez powodu się na mnie rzucacie, tak?
- Bez powodu..?! No zobacz jacy jesteśmy podobni! 😁
- Ychh,, Na szczęście tylko z wyglądu.
- Właśnie zauważyłem. - Zaśmiał się.
- Kiedyś naćpam się czipsami to zobaczysz, ale teraz przepraszam idę coś zjeść i spokojnie przeżywać depresję.
- Depresję? - Powtórzył mrużąc oczy. Spojrzała znowu na niego.
- Tak.
- A no tak.. Coś Eren gadał.
- Co? Eren... - Warknęła, a on zesztywniał i zaśmiał się nerwowo. - Wrr..
- Nie zabijaj mnie! - Krzyknął i wskoczył za jakiś stół. Iris położyła dłoń na czole.
- Właśnie.. - Zwróciła się do Shinyi. - Może ty już mnie znacz, ale ja ciebie nie.
- Nie przedstawiałem się?
- Nie.
- No więc.. Shinya Hiragi! - Przyłożył dłoń do czoła salutując.
- Fajny mundur. - Mruknęła. - Jesteś chyba jakimś znajomym Gurena, nie?
- Można tak powiedzieć. - Mówił ciągle z jakimś dziwnym uśmiechem na twarzy.
- Świetnie.
- Właśnie! Czy on już od dawna tak za Jade lata? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Uch.. Oboje za sobą latają. Znaczy poznali się jakiś czas temu jak tytani wypchnęli w Troście głaz. Wtedy Jade rzuciła się na niego z mieczami i jakoś do nas dołączył. Wtedy zaczął się okres godowy. - Na to zaśmiał się.
- No.. Cały Guren xD.
- I cała Jade xD. Wiesz co.. Chyba się dogadamy.
- Chyba tak. :D A to kto...? - Spojrzał na Raito.
- Ten banan? - Mruknęła.
- Chyba ci już coś mówiłem na temat nazywania mnie bananem. - Powiedział cicho z tyłu brunet.
- Naprawdę? Nie przypominam sobie... - Wtedy białowłosy przybliżył się do Iris. - Co ty robisz..?
- Spokojnie.. - Mówił jej do ucha. - Spiknę cię z nim. - Otworzyła szeroko oczy.
- Nie! - Warknęła.
- No, ale czemu..? :C
- Uważaj, bo ja cię zaraz z kimś spiknę. - Wycedziła. Wtedy zdała sobie sprawę, że powiedziała to głośno, a obok stał Yagami. Oby nie skojarzył, że część była o nim.
- Ciekawe z kim. - Prychnął.
- Zobaczysz. Kogoś ci znajdę.
- Yhyyyym... Zobaczymy kto kogo komuś znajdzie pierwszy ( ͡° ͜ʖ ͡°). - Zrobił podejrzaną minę.
- Zamknij się, debilu! - Syknęła, a on się zaśmiał.
- Ale o co tu chodzi..? - Przybliżył się Ryuk ze swoją wyszczerzoną miną. Wzięła z blatu jakiś talerz i rzuciła nim w niego, ale on tylko przeniknął przez Shinigami i trafił Erena w głowę. Brunet upadł na ziemie nieprzytomny.
- Faktycznie charakter odmienny. Ja strzelam tylko Byakkumaru nie talerzami... - Zaśmiał się białowłosy.


~Gill&Kel











































 ( ͡° ͜ʖ ͡°)

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział XL Nowa droga

(Uwaga nastąpiła zmiana planów i otóż zjadłyśmy jeden rozdział i macie od razu ten wspólny xd)   

**Jakiś czas później**

Śnieg lekko prószył za oknami kwatery. Jade nie chcąc spędzić całego dnia w pokoju postanowiła, że zajmie się trochę swoją klaczą. Przykryła śpiącego królika i wyszła z pokoju. Idąc korytarzem zarzuciła na siebie kurtkę i rozglądała czy nie ma w pobliżu nikogo znajomego. Na nieszczęście, a może szczęście było pusto. Wyszła na dwór. Było cholernie zimno. Założyła kaptur i szybkim krokiem przemierzając mini zaspy ruszyła do stajni. Z oddali mogła słyszeć rżenie koni. Konie...

Magiczne istoty, które kochała nad życie. Dzieci wiatru. Władzy niebios, dzięki którym chociaż przez ułamki sekund możemy latać bez użycia sprzętu. Jade ma jednak specjalne przywiązanie do tych boskich stworzeń. Gdy była jeszcze mała została uratowana przez dziką klacz. Dziewczyna podeszła do boksu swojej bułanej klaczy i oparła się na drzwiczkach. Bułanka podniosła łeb, zrobiła kilka kroków do drzwiczek i trąciła brunetkę nosem domagając się pieszczot. Jade pocałowała ją w czubek noska i dała marchewkę.
- No ładnie. - Usłyszała z tyłu głos Mikasy. - Całujesz się z koniem, a własnego chłopaka olewasz dla typka, którego nie znasz i udajesz  jak bardzo go nienawidzisz. 
- Weź spadaj. Poza tym... Jean... koń... co za różnica? xD Nie no dobra. Ale nie olewam go...
- Widać. 
- No może trochę przez czas...
- Który dajesz komuś innemu. 
- Dobra skończ! Wyjdź mi stąd! Jeśli tak ma wyglądać ta rozmowa to podziękuje. - Wzięła pudło ze zgrzebłami i zaczęła czyścić konia. Mikasa tylko prychnęła i wyszła ze stajni. - Czemu oni tak wszystko odbierają... Już nie jestem taka... - Bułanka spojrzała na nią i zarżała cicho. 

    Po czyszczeniu brunetka otworzyła drzwiczki boksu na oścież i wyszła na dwór. Koń starał się jej dotrzymać kroku. Szła bez kantara i nawet nie myślała o ucieczce. Dosiadła ją i na oklep zaczęła jeździć. Bez najmniejszego oporu koń wykonywał każde polecenie swojej pani. Po około piętnastu minutach zsunęła się z grzbietu i uczyła konia ukłonu. Bułanka była mądra i dość szybko załapała o co chodzi. Brunetka ją pochwaliła i pozwoliła pobiegać luzem, a sama patrzyła jak jej koń pięknie się porusza i wyróżnia na śniegu. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającego się go niej Jean'a. 
- Już nawet z koniem wolisz spędzać czas niż ze mną? - Spytał. 
- Co? Nie dlaczego...
- Myślisz, że tego nie widzę? Jak się ode mnie odsuwasz? 
- Wcale nie!
- Nie okłamuj się. - Podeszła do niego i przytuliła. 
- Nie okłamuję. Po prostu jakoś czas mi nie pozwalał...
- Co ty chrzanisz? - Odwróciła lekko głowę i wbiła wzrok w ziemię. - Przecież już każdy zdążył zauważyć, że ta wasza ''nienawiść'' jest udawana. Wiesz jak się czuje gdy słyszę, że moja Jade już sobie znalazła innego?
- Nie słuchaj ich! Kocham tylko ciebie. 
- Ale może niedługo twój problem sam się rozwiąże. - Mówił jakby jej nie słuchał. - Jeśli coś się zdarzy na jutrzejszej wyprawie...

- Czekaj! Na jakiej wyprawie?!
- Tej, o której ostatnio wspominał Erwin. Ale nie dziwię się, że nie pamiętasz. Cały czas chodzisz nieobecna, a jak już się ockniesz to nagle pojawiasz się tam gdzie on. 
- Proszę cię! Skończ! Nie chce już więcej o tym słyszeć! Czemu nikt mi nie wierzy?!
- A dziwisz się?
- No nie ale nie jestem już taka! Nie wiem co mi się wtedy stało, ale to był tylko jeden raz... 
- Dobrze, ale obiecaj... Jutro, choćby nie wiem co... Nie zatrzymuj się i nie staraj pomagać tylko ratuj się. 
- Przecież wiesz, że na wyprawie tak nie można...
- Nie obchodzi mnie to. 
- Nie Jean... Nie mogę tego zrobić. Jeśli ktoś będzie w potrzebie mam obowiązek jako żołnierz i przyjaciółka mu pomóc. Bez względu na wszystko. 
- Jesteś straszna. 
- Czemu? 
- Nigdy się mnie nie słuchasz. - Powoli przybliżył swoją głowę do jej i delikatnie pocałował. Hasający koń na chwilę przystał, usiadł na zadzie i zaczął się im przyglądać. 


**Następnego dnia**

   Wszyscy czekali z niecierpliwością i strachem na otwarcie bramy. Nie wiedzieli co tym razem może ich czekać po drugiej stronie. W dodatku jedyne co można było zapewne zobaczyć to śnieżną pustynie. A co jeśli do sprzętu dostanie się śnieg? Jak zdołają zabić czy choćby uciec tytanom? Kolejne pytanie jakie rodziło się w głowie Iris to to, czy znów nie będą mieli bliskiego spotkania z Lisą i z tą zdradziecką sektą kocurów. 
- Nie martw się. Nasz oddział jest dobrze ustawiony. Na przodzie my, z tyłu Guren, Reiner bliżej prawego skrzydła, Mikasa lewe. Nie ma szans by komuś coś się stało. No i jest jeszcze Raito.  - Zapewniał białowłosą Levi. 
- Ja mam jednak złe przeczucie... - Odpowiedziała i ukradkiem zerknęła na Raito i Reinera. - *Cholera... Żeby nic nie odwalili... Jeśli Raito się wyda, a Reiner utwierdzi mnie w przekonaniu, że moje podejrzenia były właściwe, Levi bez namysłu ich zabije... A co za tym idzie: osłabieniem elitarnego oddziału.*
- Skup się już! - Upomniał ją. Spojrzała przed siebie i zobaczyła unoszącą się bramę.
- NAPRZÓD! - Krzyknął Erwin i cały oddział ruszył za nim. Ku zdumieniu wszystkich Hanji nie łamała formacji. Z zawziętą miną jechała dumnie prowadząc swój oddział.
Przez długi czas jechali spokojnie. Ale Erwin nie przestawał wypatrywać zagrożenia. Wyglądał jakby był przygotowany na zło w każdej postaci.
- Cholera... Nic nie widać. Wszędzie jest tylko śnieg.
- To chyba dobrze, nie? - Odezwał się jadący niedaleko niego Mike.
- Nie zupełnie. Kiedy tak brniemy wgłąb ze świadomością zagrożenia, którego niema może to się odbić gdy naprawdę się pojawi. Poza tym to nie jest normalne, żeby za tym piekielnym murem panował błogi spokój. Ani jednego tytana czy...
- Kotów?
- Tia... Jednak wiesz, że mam jeszcze co innego na myśli.
- Skąd wiesz, że ta teoria jest prawdziwa?
- Pomyśl. Tak z dnia na dzień, pojawia się koleś, który siłą dorównuje Levi'owi. Bez niczego zgadza się dołączyć do nas. To raczej logiczne, że nie pojawił się tu przypadkiem.
- Przewrażliwiony jesteś. Poza tym skąd wiesz, że te stwory istnieją?
- Przyjmijmy wersję, że wiem więcej od ciebie. - Spojrzał na swojego towarzysza, który od razu zamilkł. Dowódca westchnął. - Jedź do swojego oddziału.
- Co? Ale tam mnie zastępuje...
- Nie ważne. Jedź i przejmij dowodzenie.
- O czym ty chrzanisz?
- Po prostu pierwszy raz od własnego celu wolę chronić moich ludzi. Jesteś im tam potrzebny.
- Co z tobą jest dziś nie tak?
- Jedź! - Mike otworzył usta, chcąc coś powiedzieć lecz zrezygnował i odjechał. Gdy Zacharius był już  daleko Smith w oddali dostrzegł jakąś dziwną formę tytana. Chcąc ratować swoja rodzinę wystrzelił zieloną flarę zmieniając kierunek jazdy, a sam zabrał kilkunastu ludzi i ruszyli na bestie.
- Ostatnia rzecz jaką zróbcie dla mnie to pomóżcie mi się tego pozbyć! - Wskazał na tytana przed nimi. - Mogę na was liczyć?
- Tak jest! - Zawołali i zasalutowali jego ludzie. Uśmiechnął się.

- A więc... Naprzód! - Pogonił konia i wszyscy zrobili to samo. Dowódca zamknął oczy. - *Przepraszam jeśli przyczynię się do waszej śmierci...* - Gdy je otworzył zamarł. Tytan, który przypominał małpę rzucał w nich kamieniami. Przyśpieszył. Niedaleko dostrzegł dość spore drzewo.
- Przejść na manewry! - Chciał wystrzelić linkę ale było za późno. W jego stronę leciał kamień o średnicy dwudziestu centymetrów. Nim zdążył zareagować kamień przeleciał przez szyję jego konia i trafił go tuż nad lewym biodrem. Jego koń upadł zrzucając z siebie jeźdźca, który upadł dwa metry przed koniem. Leżał nieruchowo, nie był w stanie nic zrobić. Czuł jak odpływa. Był świadom... Że to koniec. Lecz mimo to był spokojny. Oderwał się od swojego celu, przez który zginęło wielu wojskowych. Zrobił to, by ratować resztę... Teraz mógł już odejść w spokoju...

- Czyżby w końcu coś się zadziało? - Zastanawiał się kapral gdy dostrzegł zieloną flarę. - Braus wystrzel naszą. - Polecił Sashy. Zrobiła to bez wahania. Biały wilczur spojrzał na Iris.
- ''Uważajcie na siebie do puki nie wrócę.''
- Gdzie ty chcesz lecieć?! Nie zostawiaj nas znowu. A jeśli coś ci się stanie?
- ''Nic mi nie będzie.'' - Zapewnił z uśmiechem i poleciał gdzieś w las.
- A ten znowu dokąd? - Warknął Levi.
- Nie mam pojęcia...

   Kiba leciał przez uśpiony pod śniegiem las. Wszystko mogłoby wydawać się wręcz identyczne ale on wiedział gdzie ma biec. Wiedział dokładnie gdzie umówił się z niedawno spotkanym człowiekiem.
- ''Gdzie on jest? Chyba się nie zgubił?'' - Przed nosem przeleciał mu pocisk, który przemienił się  w locie w dużego białego tygrysa. Kiba już to znał. Uśmiechnął się i spojrzał na drzewo tuż koło niego. Siedział na nim białowłosy chłopak, ubrany w taki sam mundur jak Guren. W ręku trzymał karabin. Zeskoczył na ziemię i podszedł do wilczura, który się już zdążył przemienić.
- Witaj mój psi przyjacielu. - Uśmiechnął się.
- Niech ci będzie psi. - Przewrócił oczami Kiba. - Pogadanki na później, teraz potrzebuję twojej pomocy. Bo wydaje mi się, że z tymi twoimi kotami jesteś w stanie zdziałać trochę więcej niż niektórzy z oddziału specjalnego. I wydaje mi się, że tam jest ten którego szukasz.

- Więc na co czekamy? Prowadź. - Białowłosy zagwizdał i z krzaków wyszedł biały koń. Dosiadł go, a Kiba przemienił się w wilka i ruszyli.
Wilczur spotkał go niedawno gdy był na obchodzie po lesie. Natrafił wtedy na leżącego przy skale ogromnego kota z
morską aurą. Kot podniósł się i gdy miał na niego skoczyć zniknął. Za to na skale pojawił się białowłosy chłopak z karabinem. Przedstawił się jako Shinya Hiragi

i mówił, że poszukuje niejakiego Gurena Ichinose. Kiba doskonale wiedział o kogo chodzi i zawarli umowę. Jeśli na najbliższej wyprawie Shinya pomoże zwiadowcom, zaprowadzi go do podpułkownika. W sumie to na jedno wychodziło, bo w końcu Guren został zwiadowcom tylko nie miał zamiaru zmieniać munduru.

Kiedy Kiba prowadził Shinye oddział specjalny widział lecące nad nimi małe kawałki kamieni.
- Co to ma być..? - Warknął Levi. W pewnym momencie poleciała duża skała, która wylądowała kilkanaście centymetrów przed nimi. Ich konie zahamowały i zaczęły panikować. - Ja pierdole.. - Z tyłów zaczęły nadjeżdżać kolejne grupy formacji. - Co tu się dzieje do cholery... - Zobaczyli daleko przed nimi, z prawej strony ogromnego tytana przypominającego kształtem małpę.
- Rozbił nam formację. - Stwierdził nieprzejęty Raito. "Małpa" zaczęła uciekać.
- Co on odpierdala? - Warczał dalej kapral.
- Przygotujcie się. - Wyprostowała się Iris. - To nie było przypadkowe.
- O czym ty pieprzysz?! - Krzyknęła na nią Jade. Z tego całego zamieszania nie zauważyli, że po prawej stronie był ogromny las. Usłyszeli z niego jakieś dziwne odgłosy. Brunetka patrzyła w tamtą stronę z niepokojem. Nagle z lasu zaczęły wybiegać dużymi grupami przemienieni w duże koty członkowie organizacji Sarah. Powarkiwali czasami i biegli z ogromną prędkością. Konie zaczęły stawać dęba, a niektóre uciekać.
- Kapralu! - Krzyknął Eren. - Co robimy?!
- Uciekamy. - Odkrzyknął mu i popędził konia. Grupa zaczęła pędzić za nim. Reszta formacji przyłączyła się do nich i uciekali za nimi. Konie biegły jak najszybciej mogły. Koty były kawałek za nimi. Utrzymywali prędkość przez dwie minuty. Armin odwrócił się, żeby zobaczyć jak wygląda sytuacja.
- Iris! - Zawołał blondyn.
- Czego?

- Co to jest?! - Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła cztery biegnące na przodzie koty. Były mniejsze od reszty i chude. Ich ciało było w kropki. Przez ich pyski przechodziły dwie długie, czarne linie.
- O kurwa.. - Zabluźniła.
- Co to?!
- Mamy przesrane. One biegają 120 km na godzinę.
- CO?!
- Nie "co" tylko coś wymyśl, debilu!
- Ale.. nie wiem co! - Wtedy wszystkie cztery koty biegły wzdłuż prawej strony spychając formację na lewą. Zbliżały się do koni, które coraz bardziej panikowały. Zaczęli również nadciągać tytani ze względu na tak dużą liczbę osób w jednym miejscu. Wszyscy teraz biegli w lewą stronę. Koty sprawnie unikały wszelkie ataki. Po chwili zaczęły zwalniać zmęczone tak długim i szybkim biegiem. - Ha! - Krzyknął zadowolony Armin. Ale wtedy zdali sobie sprawę, że są bokiem ustawieni do sporej grupy organizacji i na konie zaczęły wskakiwać pojedyncze osobniki. Zwiadowcy spadali na ziemię. Jednych przejechały wierzchowce. Na konia Jade wskoczył kot przypominający lamparta. Poleciała razem z klaczą w dół. Turlała się jeszcze kawałek po śniegu. Niedaleko niej upadły zwłoki jednego ze zwiadowców. Kot zaczął iść w jej stronę. Wyjęła miecz i cofała się. Jej ręce zaczęły się trząść, a lampart wyszczerzył zęby. Po chwili skoczył, ale udało jej się uniknąć ataku. Jednak powtórzył czynność i polecieli razem na ziemię. W ostatniej chwili go odkopnęła, kiedy miał zatopić kły w jej ciele. Kot przemienił się w człowieka i wyjął miecz ze zwłok. Stał przed nią wysoki mężczyzna o blond włosach. Był ubrany w czerń, a jego zielone oczy miały groźny wyraz. Zaczęli walczyć. Był znacznie od niej silniejszy, a w chaosie, który panował każdy starał się przeżyć i nie zwracał uwagę na innych. Wytrącił jej miecz i znów zmienił się w kota. Skoczył na nią i przygniótł ją do ziemi. Wtedy coś go odkopnęło i przeturlał się po śniegu. Wskoczył na konar i zawarczał. Przed Jade stał Guren ze swoim mieczem. Lampart warknął, ale za chwile przechylił uszy do tyłu i uciekł.
- W porządku? - Zapytał mężczyzna i pomógł jej wstać.
- Tak.. Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedział nie czule i podał jej miecz. Schowała ostrze i podeszła do bułanki. Klacz była cała podrapana. Rany wyglądały powierzchownie ale sączyła się z nich krew. W dodatku koń nie był w stanie się podnieść. Dziewczynie zakręciły się łzy w oczach. - No. Wygląda na to, że znowu musisz jechać ze mną. - Patrzył na nią, trzymając swojego siwka. - Zostaw ją, bo ciężej będzie ci odejść. - Spojrzała na niego szklanymi oczami i powoli podeszła. - Nie rycz. To tylko koń. - Przewrócił oczami.
- Może dla ciebie. - Wsadziła nogę w strzemię i wskoczyła na siodło. Przesunęła się do przodu by podpułkownik też mógł wsiąść na konia.




Tymczasem nikt nie zaatakował Iris. Dalej była na koniu, ale nie miała zamiaru porzucić towarzyszy.
- Kurwa, Kiba.. Nigdy cię nie ma kiedy jesteś potrzebny. - Wymamrotała i zeskoczyła z klaczy. Przemieniła się w swoją, białą pumę. Rozejrzała się i przybiegła do niej Kora. - Widziałaś Kibę?
- "Nie. Nadal nie wrócił."
- Wrr...
- "Spokojnie.. przyjdzie.."
- Mam nadzieję! Uważaj na siebie. - Rzuciła i odbiegła. Kora pobiegła w swoją stronę. Iris rozglądała się. - Gdzie ta suka.. - Warczała. Wtedy zatrzymała się i zobaczyła przed sobą Lisę. Spojrzały się na siebie i wyszczerzyły zęby. Obok niej stanął duży i wysoki lew. - Kto to..? - Wymamrotała.

- On? To mój chłopak. - Uśmiechnęła się.
- Co? - Rozszerzyła oczy zdziwiona. - Czekaj no..
- Tak, to Sean.
- Sean?! To ty byłeś tym szpiegiem?!
- A myślisz, że czemu tak po przyjeździe za tobą latałem. - Odparł niewzruszony.
- Ty chuju! - Warknęła i zaczęła na nich biec. Razem z Lisą wskoczyły w swoim kierunku i Iris udało się jej ją mocno ugryźć. Wylądowały na ziemię, a z ciała jej siostry trysnęła krew. - Teraz nie jest tak łatwo ze mną walczyć jak nie jestem jedną nogą w grobie, co?
- Zamknij się! - Krzyknęła i znowu zaczęła na nią biec. Biała puma wyszczerzyła zęby i zawarczała. Sean również chciał ją zaatakować. Kiedy już miał na nią wskoczyć coś go odepchnęło i upadł na ziemię. Iris obejrzała się i zobaczyła Darcię.
- Co ty tutaj robisz?!
- Przecież powiedziałem ci, że wam pomogę. - Powiedział bez wyrazu.


Po chwili zawarczał i zaatakował lwa. Iris nie zauważyła, kiedy jej siostra wskoczyła na nią i przewróciły się na śnieg. Udrapnęła ją w pysk, ale białej pumie udało się ją odepchnąć. Przetarła krew i zaczęła na nią biec. Wgryzła się jej w kark. Lisa zaczęła rozdzierać jej skórę pazurami próbując sprawić, żeby ja puściła. W końcu jej się wyrwała i zaczęła uciekać. Odwróciła się w kierunku wilka i zobaczyła, że Sean leży martwy, a Darcia nie ma nawet zadrapania. Patrzyli się chwilę na siebie i pobiegli każdy w innym kierunku. Iris biegła przed siebie, aż zauważyła Raito. Podbiegła do niego i przewróciła go na ziemię.
- O co ci chodzi? - Warknął.
- Możesz kogoś dla mnie zabić?
- Kogo?
- Lisa Leiden.
- Twoją siostrę?
- Tak.
- W porządku. A co z twoją matką?
- Chcę sama się z nią rozprawić. Poza tym nie wiem jak teraz wygląda.
- Dobrze. - Odpowiedział i wstała z niego.
- Dzięki. - Rzuciła i zaczęła szukać Jade. Zauważyła ją jak razem z Gurenem walczyli ze sporym tygrysem. Udało im się go zranić i odszedł kawałek. W tych okolicznościach to Iris miała przewagę. Jej białe futro sprawiało, że była niewidoczna. Podbiegła do brunetki, a ta krzyknęła i machnęła jej mieczem przed pyskiem. - Jade! Uspokój się! - Znowu próbowała ją uderzyć. - To ja, debilu!
- Aa.. Wybacz..
- ... Boże.. Nieważne. Nic wam nie jest?
- Nie, jest w porządku. W ogóle co to jest? - Wskazała na czarnego wilka walczącego z dwoma kotami.
- To wilk, który mnie prawie zabił.
- Eee..
- Długa historia.. Idę pomóc innym. - Rzuciła i biegła dalej. W pewnym momencie stanął przed nią ogromny, czarno fioletowy kot. Jego paski były białe. Z ust wychodziły mu dwa, bardzo długie kły. Był dobrze zbudowany i naprawdę przerażający. - Witaj ty szmato.

- Widzę, że wyrosłaś na jeszcze większą ofiarę niż byłaś.
- Tak się cieszę, że wtedy nie zginęłaś. W końcu mam okazję sama cię zajebać...
- Ahahaha...Nie rozśmieszaj mnie! Ty nic nie potrafisz! Zawsze byłaś bezwartościową imitacją prawdziwego przedstawiciela naszego gatunku. Nawet wybrałaś ludzi.
- Nie wybrałam. Zresztą gówno wiesz! Zniszczyłaś mi życie!
- I dostałaś to na co zasłużyłaś. - Iris wyszczerzyła zęby, a jej oczy znowu zabarwiły się na czerwono. Nastroszyła sierść i syknęła. - Dosyć tego. Chodź ty żałosna szmato. - Wycedziła i skoczyła w jej stronę. Iris również zrobiła podobnie. Zaczęły walczyć. Sarah w pewnym momencie wgryzła się w ciało swojej córki. Jej długie kły przebiły kości. Biała puma wydała z siebie dziwny dźwięk i trafiła zębami w jej szyję. Zaciskała zęby z każdą chwilą mocniej. Jej matka robiła to samo. W końcu puściła córkę, bo czuła, ze zaczynało jej brakować powietrza. Odepchnęła z całej siły Iris i puma poleciała cztery metry turlając się po sniegu i zostawiając za sobą ślady krwi. Od razu wstała, a jej oczy niemal płonęły z wściekłości.
- Zajebię cię.. - Wywarczała i znowu się na nią rzuciła. Dalej walczyły. W końcu biała puma skierowała pazury w jej pysk i wydrapała jej oczy. Tygrys zaczął rozpaczliwie krzyczeć i wtedy wycelowała dokładniej w jej szyję. Zabiła ją. Udało się... Wtedy dopiero ochłonęła i poczuła w jakim jest stanie. Zsunęła się na śnieg i straciła przytomność.
   Jean uciekał razem z Reinerem. Ich konie dyszały zmęczone szaleńczym tempem. Nagle przed nimi wyrosły dwa ogromne koty. Chcieli zrobić zwrot na zadzie i uciec ale od tyłu też ich zaszli.

- Cholera... Dawaj w lewo! Ja polecę w prawo! - Polecił Braun. Wystrzelił pierwszy i poleciały za nim trzy przednie koty. Jean miał chwilę zawahania ale pojechał przed siebie i zrobił ostry zakręt przy dużej skale. Jednak koci członkowie organizacji nie dawali za wygraną. Przyśpieszyli i zaczęli wgryzać się w staw nadgarstkowy jego konia. Zwierzę zarżało przeraźliwie, potknęło się i upadło prawie zgniatając swojego jeźdźca. Jean upadł kawałek za koniem. Chciał się podnieść ale zza brzucha jego wierzchowca wyskoczył na niego tygrys. W ostatniej chwili wyjął miecz i zaczął się siłować z kotem.
- JEAN! - Usłyszał przerażony krzyk Jade. Jechała mu z pomocą.

- Nie! Uciekaj! - Krzyczał do niej. Jednak nie słuchała. Kot szarpnął chłopakiem zdzierając z niego pelerynę i kurtkę. Jean wbił jeden miecz w bok bestii i skoczył na nią. - Jade uciekaj! - Spojrzał błagalnie na Gurena.  Podpułkownik podał brunetce wodze i zeskoczył ze swojego rumaka. Tygrys z dużą siłą się szarpnął i teraz to on leżał na chłopaku. Drasnął go w szyję, a Jean złapał się w miejscu gdzie pazurami przejechał mu kot. Pod palcami czuł ciepłą krew, która zaczęła lecieć coraz szybciej. Drapieżnik zamienił się w człowieka, wyrwał mu jeden z mieczy i ranił w brzuch.
- Jak ja lubię się znęcać nad robactwem. - Zaśmiał się rudy mężczyzna ubrany w ciemne odcienie granatu. Z jego oczu biła nienawiść do ludzi. - Jeszcze chwilę się tobą pobawimy, a potem~.. - Za nim stał Guren.
- Nie ładnie tak poniżać pół swój gatunek. - Mówiąc to odrąbał mu głowę swoją kataną (nie jestem pewna ale to chyba katana, nie znam się na broni białej jeszcze za dobrze ;w;). Zaczął walczyć ze srebrzystą pumą ale ta go złapała za kołnierz zębami i odrzuciła dwa i pół metra do tyłu. Podeszła do cierpiącego Kirschteina i zaśmiała się szyderczo.
 Jean poczuł jak przeszywają go kły, które były wbite a jego prawy bok. Puma miała tak dużą paszczę, że prawie przebiła mu sam środek brzucha, tym samym prawie prosto w miejsce gdzie miał wbity miecz. Krzyknął przeraźliwie i zaczął wymachiwać swoim mieczem usiłując trafić kota. Udało mu się wbić ostrze w klatkę piersiową przeciwnika, który go puścił i zaczął się cofać. Guren szybko się podniósł i zaczął biec na pumę. Korzystając z okazji, że była skupiona na bólu skoczył nad nią i przeciął na pół. (Magic katana xd) Schował katanę i szybko podszedł do wykrwawiającego się Jean'a. (Nuta nr 48) Z jego ust wypływała krew. Jade podjechała do nich i ze łzami w oczach zsunęła się z konia. Upadła na kolana i złapała Jean'a za rękę.- Błagam nie zostawiaj mnie! - Walczyła z łzami Brunetka.
- Oddychaj spokojnie. Patrz w jeden punkt i nie myśl o niczym. - Mówił Guren, choć wiedział, że chłopakowi już nie można pomóc. Robił to by podtrzymać Braun na duchu i dać mu się wyciszyć.
- Jean! Leż spokojnie, uratuje cie! - Brunetka chciała go uleczyć łzami tak jak mówił jej Reiner. On jednak tylko zaprzeczył i przekrzywił głowę.
- To nie ma sensu. I tak już po mnie. - Zakaszlał i wypluł krew.
- WCALE NIE! Nie umrzesz! Nie pozwolę ci! - Krzyczała zielonooka.
- Nie masz na to wpływu... - Z jego szyi leciały strumienie krwi. Rany na brzuchu też nie ułatwiały sprawy. Dookoła na śniegu było już tylko czerwono. - To najdłuższe sekundy w moim życiu... Jade... Dziękuję... Gdybym wtedy zdecydował inaczej... Mógłbym żyć. Ale wybrałem zwiadowców i nie żałuję tej decyzji. Bo dzięki tobie... Stałem się innym człowiekiem... - To były ostatnie słowa jakie zdołał wypowiedzieć zanim wraz z ostatnią kroplą krwi uszło z niego życie...

- Jean... Nie... NIE! Błagam..! - Dziewczyna padła twarzą na jego klatkę piersiową i zwinęła się w kłębek. Gorzko płakała i nie miała zamiaru przestać. Nie mogła złapać powietrza. Czuła, że już nic nie ma sensu. Że właśnie straciła najważniejszy sens jej życia. Teraz chciała umrzeć razem z nim. Wyjęła z kieszeni mały sztylet i zdesperowana chciała się nim ranić.
- Kurwa zostaw to! - Podpułkownik wytracił jej go z ręki. - Co ty wyprawiasz?! - Złapał ją za nadgarstki i trzymał na wprost siebie. Dziewczyna jednak odwracała głowę.
- Zostaw mnie! - Szarpała się.
- Co ty sobie myślisz?!
- Nie twoja sprawa! Mogę robić z moim życiem co chce!
- Chyba cię popierdoliło! Jak chcesz ginąć to chociaż w walce i się na coś zdaj! - Rzucił ale już bardziej groźnie i puścił. Padła na jego kolana i nie mogła się przez chwilę ruszyć, ale zaraz na kolanach podeszła do martwego Jean'a i pocałowała ostatni raz. Znów padła na jego tułów i płakała.
Guren pozwolił jej siedzieć tak przez kilka minut. Ale gdy z dala usłyszał jakieś powarkiwania uznał, że już czas.
- Jade... Chodź... I tak nie przywrócisz mu życia. Zaraz zlecą się tu kocury.
- Nigdzie nie idę!
- Przestań. - Podniósł ją i choć się szarpała siłą wsadził na konia.
- ZOSTAW MNIE!
- Uspokój się już.
- Nie możemy go tu zostawić!
- Nie mamy jak taszczyć zwłok. Wozy zostały zaatakowane. Nie wiadomo kto w ogóle przeżył. Musimy znaleźć resztę. - Dosiadł konia. Ostatni raz spojrzał na martwego Jean'a z kamienna twarzą, przeszedł ze stój do galopu i odjechali. Braun cały czas krzyczała i chciała przejąć kontrolę nad koniem, który się zdenerwował i wierzgnął, że spadłaby gdyby Ichinose jej nie złapał. - Kobieto ogarnij się, do cholery. I tak nic już nie zrobisz.
- Mogłam mu pomóc! Mogłam go jeszcze uratować!
- Ale chyba nie uleczysz kogoś kto już nie żyje, nie? Zastanów się. - Uspokoiła się na chwile.
- I tak już nie mam po co żyć...
- Skończ.
 Brunetka się skuliła i milczała przez jakiś czas. Jechali nie odzywając się do siebie. Po dziesięciu minutach Jade spojrzała na dach jednego z budynków, na którym stali zwiadowcy.
- Patrz tam.
- No, a patrz w dół. - Dopiero teraz zobaczyła stado kotów, oblegających budynek. Zatrzymali się na niewysokim wzniesieniu, z którego dobrze widzieli sytuację w dole. Mężczyzna wyjął jakieś małe pudełko wysypał sobie coś na rękę.
- I co teraz...?
- Trzeba się będzie z nimi rozprawić. - Wyjął swój miecz, ale poczuł na swojej dłoni zimny dotyk Braun. Nawet nie zauważył kiedy wytrąciła mu tabletkę z dłoni. Spojrzał na dziewczynę. Był lekko zdziwiony ale nie dał tego po sobie poznać.
- Nie możesz tam iść. Ich jest za dużo. Nie dasz rady. Zabiją cie!
- Żartujesz? Nie takie szumowiny się zabijało w grupach. A nawet jeśli bym tam poległ miałabyś  święty spokój.
- Nie...
- Doprawdy dziwną jesteś osobą, sama już nie wiesz czego chcesz.
- Niestety tak mam... Guren... Nie obchodzi mnie z kim walczyłeś i ilu ich zgładziłeś... Nie chcę by komuś jeszcze stała się krzywda. Lepiej ja pójdę. Zmienię się w tytana i po sprawie.
- Gdyby potrzebowali takiej akcji już dawno Levi kazałby się przemienić Yeagerowi.
- Ale Eren jest im potrzebny, a ja nie. - Zeskoczyła z konia i chciała już schodzić w dół wzniesienia ale złapał ją za kaptur i pociągnął go tyłu. - Co ty~ - Nagle przed nią przeleciał pocisk za którym leciał Kiba. Jade upadła na śnieg, a podpułkownik spojrzał na pobliskie drzewo.
- Ohayou Guren ^-^ - Na gałęzi siedział Shinya i machał z głupkowatym zacieszem.
- Shinya! Co ty tu robisz?!
- Aktualnie ratuje ci życie, jak zawsze zresztą ^-^
- A ktoś cię o to prosi? Przecież wiesz, że sam mogę sobie poradzić -.-
- Haha i zawsze się w coś wplączesz. - Mrugnął.
- Shinya... - Warknął Ichinose.
- Dobrze, potem pogadamy. Teraz podziwiajcie Byakkumaru w akcji. - Wyprostował się i patrzył jak jego pocisk, zmienił się zamienił się, w dużego tygrysa, który niemal od razu się rozmnożył i rozwalił kilkoro członków organizacji Sarah. - Mówiłem mu, żeby uważał na ludzi na dachu. Nie musicie się obawiać. - Zadowolony z siebie zeskoczył z drzewa na grzbiet konia, który podszedł dokładnie tam gdzie białowłosy miał spaść. Jade wstała i patrzyła na mężczyznę w lekkim szoku.
- Kim jesteś? - Spytała.
- Generał Shinya Hiragi. - Przymknął oczy i z uśmiechem jej pomachał.
- E... Jade Braun...
- Miło mi ^-^

- Dobra koniec tej błazenady! - Przerwał mu Guren. - Patrzcie tam. - Do tych kotowatych, które przeżyły podleciał jakiś mały ryś. Warczeli coś między sobą i po chwili zaczęli biec w głąb lasu. Chwilę później go stojących na wzgórku podbiegł Kiba. Przemienił się w człowieka i powiedział co się stało.
- Ten ryś powiedział, że zabito przywódczynię i się wycofali.
- To dobrze. - Odpowiedział Guren ale chwilę później doznał szoku. - Czekaj. Czy ty z tego psa się zmieniłeś w człowieka?!
- Noo tak trochę.
- Dobra nieważne. Jedźmy do nich. - Powiedział oschle.
- Haha Gureen czyżbyś się obraził? cx - Śmiał się Shinya.
- O co niby...?
- No cóż... Jest wiele powodów... - Uśmiechnął się dziwnie. Czarnowłosy tylko spojrzał na niego krzywo, wciągnął Jade na konia i odjechał w stronę budynku. - Ahh ten Guren... Jedziesz ze mną czy na czterech łapach? - Spytał Kibe.
- Wole sam. Na razie tylko wy i Iris wiecie, że się zmieniam. - Powiedział i ruszyli za podpułkownikiem.
Gdy dojechali Guren i Jade wlecieli na dach za pomocą sprzętu, a Shinya wziął Kibę na ręce i wskoczył. Wilczur spojrzał na niego zdumiony.
- A widzisz to już słodka tajemnica moich stron. - Przekrzywił głowę robiąc słodki uśmiech. Kiba uniósł jedną brew i wolał nie wnikać.
Na dachu byli chyba wszyscy, którzy przeżyli. Z wyjątkiem Iris. Jade podbiegła do Levi'a i chciała o nią zapytać ale wtedy ujrzała dowódce, który leżał bez żadnych oznak życia. Zrobiła kilka kroków w jego stronę i uklękła. Jej wzrok przyciągnął opatrunek jaki miał nad biodrami. Z oczu zaczęły jej lecieć łzy, gdy dostrzegła, że jego ciało jest pozbawione sporej części nad lewym biodrem.
- Czy on... - Zaczęła.
- Jeszcze żyje... Ale nie dużo mu zostało. - Odpowiedział jej kapral.
- Mogę go jeszcze chyba uratować... Jeśli mi się uda...
- Będzie cierpiał. Nie lepiej skrócić mu to i...
- NIE!
- Niektórym już trzeba dać odejść i spoczywać w spokoju...
- Już dziś straciłam jedną ważną osobę! Nie pozwolę nikomu już nas opuścić! - Nachyliła się nad Erwinem i chciała uronić łzy ale Smith machnął ręką odpychając ją.
- Nie marnuj ich na mnie... - Wydusił słabym głosem. Bandaż zaczął przesiąkać krwią, która coraz szybciej opuszczała blondyna. Był bledszy niż Iris, która zawsze miała niemal białą cerę. Nie mógł już ponownie unieść ręki. Jego ciało stało się całkowicie bezwładne. Nie czuł już zupełnie nic... Wiedział, że to już czas.. Jednak chciał zdążyć wypowiedzieć jeszcze ostatnią wolę.
- Ale...
- Proszę... To mój ostatni rozkaz. Levi... Zajmij się wszystkim w korpusie, opiekuj Iris, a Jade... - Spojrzała na niego szklanymi oczami. - Bądź szczęśliw... - Wybiła ostatnie minuta. Już nic nie można było zrobić. Trzynasty generał korpusu zwiadowczego udał się na drugą stronę spokojny duchem.
Brunetka skryła twarz w dłoniach. Między palcami uciekały strumienie łez.

- Dlaczego ja mam takiego cholernego pecha! - Levi ukląkł koło niej i delikatnie dotykając powiek dowódcy zamknął jego oczy.
- Wygląda jakby spał... - Odezwała się Hanji, która również podeszła do brunetki.
- Nie mów tak! To nie prawda! - Jade ją odepchnęła. Powoli podszedł do niej Kiba i wepchnął nos pod jej rękę. Objęła go i wtuliła twarz w jego śnieżną sierść.
- Braun musimy iść. - Dziewczyny podniosła głowę i rozejrzała się po zwiadowcach, którzy byli na dachu. Nie dostrzegła ani Iris ani Reinera. Jeśli ich by jeszcze straciła to już nie miała by po co żyć. W głębi duszy modliła się, że oboje żyją. Wszyscy podeszli do krawędzi dachu. Shinya w oddali zobaczył białą pumę. Ledwo się czołgała. Dobył karabinu i zaczął strzelać.
- Ty debilu! Ona jest z nami! - Wrzasnął Guren i rzucił się na niego. Pocisk na szczęście chybił.
- Dobra Guren uspokój się. Skąd miałem wiedzieć? - Mówił nawet nie urażony.
- W sumie racja, ale ona ledwo się rusza. Jak miałaby nam zagrozić?
- Ty! Coś ty chciał zrobić! - Szybkim krokiem podszedł do nich Levi i zaczął dusić białowłosego, który tylko się uśmiechnął głupkowato i rozłożył ręce. Guren położył dłoń na czole.
- On już taki jest. Nic nie poradzisz. Zostaw go i lepiej do niej idź. - Levi rzucił mu przelotne spojrzenie.
- Pilnuj swoich koleżków! - Warknął, puścił Shinye i poleciał do Iris. Za nim ruszyli Jade, Eren, Raito, Kiba i Kora. Mike kazał wszystkim zejść i zaczął ich ustawiać, by byli gotowi na powrót.
- Jade uleczysz ją? - Spytał błagalnie Levi. Braun jeszcze nie słyszała, by kiedykolwiek tak się odezwał. W sumie nie musiał nawet pytać. To była jej przyjaciółka. Nie chciała by ta też ją opuściła tego dnia. Na tej wyprawie zginęło już za dużo ważnych osób... Nachyliła się nad Leiden i jej łzy zaczęły spadać na rany, które zaczęły parować i goić się.
- Dziękuje... - Iris otworzyła oczy i zmieniła formę. Chciała wstać ale Levi ją powstrzymał.
- Pojedziesz ze mną. - Wziął ją na ręce i posadził na swojego konia, który właśnie do nich podbiegł. Dużo osób musiało jechać dwójkami, ponieważ przez atak kotów wiele koni zginęło. Z rana jeszcze sporej grupy zwiadowców została zaledwie garstka. Dowodzenie przejął Mike. Jade stała chwilę rozglądając się po osobach. Niedaleko kaprala dostrzegła klacz Iris stojącą bez jeźdźca. Chciała do niej podejść ale Guren zajechał jej drogę.
- Co ty robisz?
- Muszę cię mieć na oku. Nie wiadomo co możesz sobie uroić po dzisiejszych przeżyciach. Wsiadaj. - Wyciągnął do niej rękę. Przez chwile się zawahała. Jego koń zrobił kilka kroków w bok i podpułkownik sam złapał ją za rękę i wciągnął na wierzchowca. Gdy już wszyscy byli gotowi ruszyli. Mieli nadzieję, że już nic ich nie spotka tego dnia. Nic bardziej mylnego... Po godzinie zaczęli słyszeć kroki tytanów, a dokładniej odmieńców.
- No bez jaj. - Warknął Levi, jadący koło Zachariusa i Hanji. - Co teraz? Mamy przejść na manewry?
- Nie. Tylko w razie konieczności. Teraz lepiej przyśpieszmy.
- Czy ty usiłujesz naśladować Erwina?
- Nie. Chcę być rozważny.
Tytani byli coraz bliżej. Shinya i Guren wymienili spojrzenia. Czarnowłosy oddał wodze Jade.
- Nie oglądaj się za siebie. Po prostu uciekaj. - Polecił. - Shinya! - Białowłosy kiwnął głową i zawrócił konia. Guren zsunął się z siodła na zad, odepchnął od strzemion i zrobił salto do tyłu. W locie wbił linkę w najbliższe drzewo i gdy uleciał bliżej tytana wbił mu się w kark i rozciął go. Shinya wskoczył na drzewo i zaczął celować w kark. Gdy tytani przebiegali tuż koło niego strzelał.
(Nowa metoda zabijania tytanów ~ by Shinya xDD). Zabili po dwóch tytanów. Został jeszcze jeden. Spojrzeli na siebie z zawziętym uśmiechem. To był wyścig. Guren już leciał na kark gdy ten został trafiony przez koty Shinyi. Zasłonił twarz, bo ku jego zdumieniu kark wybuchł. Jego linka się wypięła z ciała tytana i runął na ziemię turlając się trzy metry do tyłu. Tytan padł martwy, a Hiragi zeskoczył z drzewa i podbiegł do Ichinose. Podał mu rękę i pomógł wstać.
- Co ty zrobiłeś, że to wybuchło? Przecież nigdy...
- Hm.. To podlega dyskusji. - Zaśmiał się białowłosy.
- Dobra, nieważne. - Wtedy podjechała do nich Braun. Nic nie mówiąc zbliżyła się do Gurena i podała mu rękę. Ten odbił się od jakiegoś kamienia leżącego obok i wskoczył na konia. - Lećmy zanim ich zgubimy. - Szybko dogonili resztę i prawie zaraz ujrzeli mur.
- Jak dobrze, że to już koniec... - Odezwała się w końcu Jade. Oni tylko spojrzeli na nią wyrozumiale. Brunetka poprosiła czarnowłosego by podjechał do Levi'a. Zrobił jak poprosiła.
- Kapralu... Widział pan może mojego brata...?
- Nie. Ani zwłok ani samego Brauna. Uznajmy go za zaginionego. - Dziewczynie zrobiło się słabo. Oparła się o Ichinose i zakryła usta dłonią. Gorzej być nie mogło...

   Gdy dotarli do korpusu było już po dziewiętnastej. Wszyscy byli zmęczeni i przygnębieni tą wyprawą. Zdecydowanie należała do najgorszych. Wszyscy odprowadzili konie do stajni, a Jade powlokła się do swojego pokoju. Gdy weszła od środka od razu padła na łóżko. Rozejrzała się za królikiem ale nigdzie go nie było. Ani śladu... Wyglądało jakby po prostu zniknął (Puff).  Nie miała już na nic kompletnie siły. Skryła twarz w poduszce i zaczęła płakać. Po około godzinie zasnęła.                                                                                      

     
                                                                                                                        Wasze
Sadystki
😊    

poniedziałek, 14 listopada 2016

Niespodzianka :P

Ohayoo 💖
Oto przybywam do was ja - Gill BI
(BÓJCIE SIĘ)
Nie no xD No więc mamy dla was małą niespodziankę ^^
Nie powiem wam co to, bo to niespodzianka >.>
Ale spodoba wam się :D Przedstawimy wam ją jak będzie gotowa :D
OLA ZAMKNIJ SIĘ BO TY WIESZ O CO CHODZI A JAK TO NAPISZESZ ZABIJĘ CIE W SZKOLE
(Nie wnikajcie xD)
No więc dałabym spojlera, ale po co one komu? xD Dowiecie się w swoim czasie :D Czyli niedługo, bo się napaliłam na ten plan, który mi strzelił do łba bez powodu xD
Chociaż dam zdjęcie dla uwagi.. W ogóle dodali tu jakies buzie :D Paczcie
😎💚😍
Awww Dobrze, to na razie tyle i czekajcie :> Mi się to już podoba i zaraz dostanę jakiegos org.. (nie no nie powiem tego XD) No więc bez odbioru moje kupy B)
 Sayoo😍
(tak, będę się bawić buźkami. <-- kropka nienawisci prawdę ci powie)
Sayoo x2 bez buźki xD

(zdjęcie ze spamu Harper xD)

~ Gillu i Kolesław, który piszę list do (nie pamiętam kogo xD)
Dasz radę wierzę w ciebie B)
Ach te wiadomosci w postach XD
( ͡° ͜ʖ ͡°)

sobota, 12 listopada 2016

Rozdział XXXIX Kiba

Kiedy część oddziału specjalnego była na treningu, Iris leżała dalej w łóżku i patrzyła się w sufit. Starała sobie wszystko poukładać w głowie. Razem z nią leżała Kora, a Kiba siedział przy drzwiach. Spojrzała się na swojego białego wilczura. Również się na nią patrzał. W końcu zdecydował się zagadać.
- "Dlaczego tak unikasz Levi'a?"
- Ja... Nie chcę, żeby mnie widział w takim stanie. Znowu prawie umarłam. Nie wiem czy mam szczęście, że ciągle udaje mi się przeżyć, czy pecha, że ciągle sobie coś robię. - Mruknęła w odpowiedzi.
- "Szczęście w nieszczęściu. No i co masz zamiar zrobić? Siedzieć tutaj, aż rany ci się nie zagoją?"
- Pfft. Nie ma mowy. Właśnie miałam stąd się wynosić. - Zaczęła się podnosić z łóżka, a Kora spojrzała się na nią z podniesionymi uszami.
- "Nie, czekaj! Wracaj, wracaj..." - Warczał Kiba. - "Co ty robisz?! Chcesz w takim stanie stąd wyjść? Żartujesz?!"
- Nie mogę ciągle siedzieć u Jade. Pójdę do jakiegoś wolnego pokoju. Idziecie ze mną? Zamieszkamy sobie w trójkę...
- "Tam gdzie ty pójdziesz, my pójdziemy za tobą." - Odezwała się Kora i zeskoczyła z łóżka.
- Dobrze. - Przeniosła się do pozycji siedzącej i położyła nogi na podłodze. Zaczęła powoli wstawać. Złapała się od razu za brzuch i przymknęła oczy.
- "Jesteś pewna, że to dobrzy..."
- Tak. - Warknęła. Podeszła powoli do swojej torby i ją podniosła. - Chodźcie. - Uchyliła lekko drzwi, żeby zobaczyć czy nikogo nie ma na korytarzu. - Muszę znaleźć pokój jak najdalej od Levi'a i Raito, bo mnie wkurza. - Mruczała do siebie.
- "Przecież on ci pomaga." - Warknął Kiba.

- Chicho, nie znasz się. - Otworzyła drzwi, które lekko zaskrzypiały i zaczęła iść korytarzem. - Kiba, idź na przody i mów mi czy ktoś idzie. - Wilczur posłusznie wykonał rozkaz i wyprzedził ją kawałek. Nikogo nie było. Powoli zbliżali się do pokoju, który jako jedyny był wolny. Był jednoosobowy, ale dosyć spory. - Muszę zapierdolić klucze Erwinowi.
- "Wtf? xD"
= "Ja po nie pójdę!" - Zgłosiła się Kora i pobiegła w stronę gabinetu dowódcy, W chwili, kiedy Kiba i Iris dotarli do pokoju wilczyca była z powrotem z kluczami w pysku.
- Ooo... Dziękuję. - Zaczęła majstrować w zamku.
- Co ty robisz? - Usłyszała znajomy głos i obejrzała się. Zobaczyła Raito ze skrzyżowanymi rękami, który patrzył się na nią podejrzliwie.
- Ja? Eee... Nic.
- Nic? Właśnie widzę to "nic". Czy ty się wyprowadzasz od Jade i zabrałaś klucze Erwinowi?
- Ale to nie ja...
- A kto?
- Pojęcia nie mam. - Powiedziała sarkastycznie. - Dobra, daj mi spokój. - Warknęła - Ja tutaj jestem zajęta... - Wtedy w końcu przekręciła dobrze klucz i wpadła do pokoju zarywszy nosem w ziemię.
- Brawo. - Zaśmiał się brunet.
- "HAHAHA" - Wilczury wybuchnęły śmiechem.
- Zamknąć się, wy małe szczury! Będziecie chciały iść na spacer...! To wam się odechce śmiania, chuje!
- Ahaa... XD
- Eee.. xD To do psów.. było..
- Tak, domyślam się. Śmiały się z ciebie?
- Zawsze się ze mnie śmieją. - W końcu podniosła się z podłogi.
- Nie dziwię im się.
- Spierdalaj. - Położyła dłoń na czole i zaśmiał się. - Właśnie.. Chyba powinniśmy porozmawiać, nie uważasz? - Wtedy spoważniał.
- Dobrze. Chodź do mojego pokoju. - Odwrócił się i zaczął iść w tamtym kierunku. Spojrzała się ostatni raz na Kibę i Korę, aby weszli do pokoju i nie szli za nią. Z opuszczonymi głowami weszli do swojego nowego domku. Szła za Raito w milczeniu. Kiedy w końcu doszli do jego pokoju otworzył jej drzwi. Przeszła przez nie i stanęła niedaleko biurka. Brunet zamknął za sobą drzwi i spojrzał się na nią. - Słucham.
- Posłuchaj... Nie wiem jak ci powiedzieć.. I nie chcę cię obrazić.. Ych.. - Warknęła. - Po prostu czy możemy porozmawiać o tym co się wydarzyło jak ci złodzieje.. włamali się do korpusu? I to w tym magazynie..
- Ale o czym chcesz dokładniej rozmawiać?
- L mówił, że Kira jest w korpusie.. I się zastanawiam.. czy to ty... - Wyjąkała i spojrzała na niego. Tylko się zaśmiał.
- Ja miałbym być Kirą?
- Nie chciałam cię obrazić...
- Nie obrażasz. - Powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ale.. To morderca...
- Który uratował ci życie.
- Nie powinien tego robić... Widocznie miałam umrzeć.
- Nie umrzesz dopóki ja ci tego nie powiem.
- Co..?
- Wiedziałem, że się domyślisz. I masz rację. Jestem Kirą. - Wtedy zapadła cisza. Jego delikatny uśmiech przerodził się w psychopatyczny, a tęczówki miały odcień głębokiej czerwieni.
- Dlaczego..?

- Dlaczego? Ktoś musi oczyścić świat ze zła. Nie chcesz żyć w lepszym świecie? W świecie bez ludzi, którzy są źli i krzywdzą innych?
- Ale, Raito..
- Kira wymierza im zasłużony osąd. On jest sprawiedliwością. On jest Bogiem... Nowego świata...
- Dlaczego mnie wtedy uratowałeś?
- Dobrym ludziom trzeba pomagać.
- Ale ja też kiedyś zabiłam! - Krzyknęła.
- Wymierzyłaś tamtym ludziom sprawiedliwość. Niczym nie różnisz się ode mnie.
- Nie! Ja nie jestem tobą! Nie wierzę po prostu..
- Cicho, nie krzycz tak. - Warknął.
- Nikogo nie ma w pobliżu. - Mruknęła.
- Zdenerwujesz psy.
- Jakie to ma teraz znaczenie?
- Mogą mnie znielubić.
- O czym ty w ogóle gadasz?! Co to ma być?! Ech.. Przepraszam... I co teraz? Zabijesz mnie?
- Dobrze wiesz, że mogę zrobić to w każdej chwili. Wiem jak wyglądasz. Wiem jak się nazywasz. Mogę cię w każdej chwili zabić. Ale nie zrobię tego.
- Nie obchodzi mnie to czy mnie zabijesz. - Prychnęła. - Nie przykładam wartości do mojego życia. - Po tym tylko się zaśmiał.
- A czy obojętna jest ci śmierć twoich bliskich?
- Co?
- Słyszałaś.
- Czekaj, nie! Nie waż się! - Warknęła.
- Mogę zabić kogo tylko chcę i kiedy chcę. - Mówił to swoim spokojnym głosem, ale z psychopatycznym uśmiechem.
- Nie! Nie rób tego. Oni nie mają z tym nic wspólnego! Dlaczego mają zginąć za nic?!
- Czasem trzeba coś poświęcić, aby zyskać.
- Nie! Nie możesz!
- Mogę zabić nawet wilki. Zginą wszyscy. Jade, Eren, Armin... Lily, Jean, Guren.. Levi..
- Przecież to twój kuzyn.. - Mówiła załamanym głosem.
- I myślisz, że tylko dlatego go nie zabiję? - Zamknęła oczy i pokręciła głową. Nogi się pod nią ugięły i wylądowała na podłodze podparta rękami. - Wszyscy zginą.. I to będzie wyłącznie twoja wina.
- Przestań... Proszę........ - Z oczu płynęły jej łzy i kapały na podłogę. Uklęknął przed nią.
- To będzie zależeć tylko od ciebie czy umrą. Po prostu mnie słuchaj to nic im się nie stanie. Niedługo może przyjść tutaj L, albo ktoś z policji. Pewnie będą chcieli z tobą porozmawiać, bo w końcu na twoich oczach zginęli. Mogą też pomyśleć, że to ty jesteś Kirą. Powiedz im po prostu, że nic nie pamiętasz, i że straciłaś przytomność z powodu utraty krwi.
- Dobrze.
- Jade niczego się nie powinna domyślić. Jak coś powiedz jej, żeby nie mówiła niczego obciążającego. - Zaczęła się podnosić i przetarła oczy. Spojrzała się na niego swoim zwykłym poirytowanym wzrokiem. - Nie wiem, czy L tu osobiście przyjdzie. Nie wiem czy uda mi się poznać jego imię i nazwisko. Jeżeli nie liczę, że ty go zabijesz.
- Tak. Jeżeli mi powiesz, że mam go zabić to zrobię to.
- Świetnie. - Wtedy usłyszeli pukanie do drzwi. - Tak? - Wtedy do pokoju wszedł Levi. Iris zamurowało i spojrzała się na niego zdziwiona.
- Levi! - Krzyknęła i niemal się na niego rzuciła.
- Co to ma być?! Czemu mnie ol..
- Chodźmy na herbatę, czy gdzieś! - Wybiegła ciągnąc go za rękaw z pokoju.
- Czekaj, czekaj! Zostaw! Pognieciesz mi kurtkę!
- Trudno! Rusz się! Nie mogę cię ciągnąć cały czas! Jestem ranna, pamiętasz?!
- Ty coś brałaś?!
- Nie! - Zatrzymała się i spojrzała na niego jak była już daleko od pokoju Raito. - Będę iść do pokoju. - Powiedziała spokojnie i zaczęła sie tam kierować.
- Wtf, co?! Czekaj, nie! Wracaj tutaj. - Złapał ją za rękę.
- Przepraszam, ale chcę pobyć sama. - Mruknęła.
- Co ty odpierdalasz? - Warknął.
- Przepraszam.. - Wyrwała mu się i zaczęła iść do pokoju. Zatrzasnęła za sobą drzwi i upadła na podłogę. - Kurwa mać! - Krzyknęła. - Co za sadysta!
- "Co się stało?" - Podbiegł do niej Kiba. Kora też podeszła.
- Waa..! Echh.. Nic. - Mruknęła. - W co ja się znowu wplątałam..? Ja pierdole..
- "Powiesz w końcu o co chodzi?"
- Nie mogę, Kiba...
- "Rozumiem.. Może pójdziemy na spacer? Przewietrzysz się."
- To chyba dobry pomysł..


Po wyjściu z korpusu uwagę Iris przykuł Guren. Dokładniej z kto z nim jechał na koniu. Przed nim siedziała i opierdala się o niego Jade. Kiba i Kora również się na nich spojrzeli. Skrzyżowała ręce i uniosła brew. Ichinose zeskoczył z konia i pomógł zejść Jade. Białowłosa w oddali zobaczyła wściekłego Jean'a, który patrzył się na nich z czerwoną twarzą ze złości.
- *Co się dzieje w tym korpusie..?* - Położyła dłoń na czole. Nie chciało jej się teraz z nikim rozmawiać i zaczęła iść w stronę lasu. Obeszła szerokim łukiem grupkę zwiadowców i szła dalej z wilkami. Kiba biegał radośnie, a Kora była tuż za nim. Iris miała ochotę pobiegać z nimi, ale rany jej na to nie pozwalały. - *Ten Raito.. Co za pieprzony sadysta.* - Warczała w myślach. Spojrzała w niebo i zobaczyła spadające płatki śniegu. - Śnieg? - Wtedy Kiba zaczął wysoko skakać i zjadać płatki. - Kiba! Cholero jedna! Zostaw to! Żresz pierwszy śnieg! - Ale on jej nie słuchał  i dalej skakał. Do tego przyłączyła się do niego Kora. - Co za kupy. - Mruknęła. - Nie znam was.
- "ŚNIEEEEG!" - Darły się wilczury.
- W listopadzie?
- "Taaaaak!"
- Osły.
- "No weź! Możesz pobiegać z nami?" - Zapytała Kora.
- Nie mogę. Poza tym nie mam nastroju...
- "To przez Raito?" - Kiba zrobił podejrzliwą minę.
- Nie, nie. Jest w porządku. - Powiedziała. Śnieg zaczął sypać jeszcze mocniej. - Jezu.. Kocham zimę...Wtedy cała trójka usłyszała wycie. Kiba podniósł uszy i widocznie się zaniepokoił. - Nie wiedziałam, że w tym lesie są jakieś wilki.. - Mruknęła Iris.



Jade czuła się już lepiej i mogła sama iść. Eren szybciej od niej doszedł do siebie i mógł nawet biegać. Odeszła kawałek od Gurena i zmierzała do swojego pokoju, żeby zobaczyć jak ma się Iris. Nie zauważyła jej przed korpusem. Po wejściu zobaczyła puste, pościelone łóżko.
- A ta gdzie..? - Mruknęła do siebie. Wilków również nie było nigdzie widać. - Co ona znowu odwala? - Wyszła z pokoju i zaczęła szukać swojej przyjaciółki. Postanowiła iść do pokoju Levi'a, ale po zapukaniu nikt jej nie otworzył, ani się nie odezwał. Westchnęła cicho i wtedy otworzyły się drzwi z pokoju obok. Odwróciła się i zobaczyła Raito. - Wiesz gdzie jest Iris? Nie ma jej w pokoju...
- Nie chciała być dla ciebie ciężarem i chyba się przeniosła.
- Co za małpa. - Warknęła. - Wiesz, w którym jest pokoju?
- Nie pamiętam... - Skłamał.
- No dobrze, dzięki. - Zaczęła iść w stronę swojego pokoju.

Iris i wilki dalej były w lesie. Po usłyszeniu wycia Kiba zrobił się niespokojny.
- Kiba, tu są wilki..?
- "Właśnie nie ma, więc nie wiem skąd do wycie."
- No cóż.. Może jakieś w końcu tu przyszły. Może będziesz miał jakieś towarzystwo.
- "Przecież ma mnie." - Mruknęła Kora.
- Ale nie macie ochoty się z kimś bawić?
- "Nie." - Powiedzieli razem. Wtedy Iris usłyszała jakiś szelest i odwróciła się, ale nikogo tam nie było. Nie czuła niczyjej obecności.
- Co to ma być?
- "Może powinniśmy wrócić?" - Zaproponowała Kora.
- Nie, coś tu nie gra. - Warknęła Iris. - Nie pozwolę, żeby jakiś intruz chodził po naszym lesie. - Odwróciła się znowu w stronę, w którą zmierzali, ale na śniegu zobaczyła leżącego, dużego kota, który szczerzył kły.



- Lisa?! Co ty tutaj robisz do cholery.. - Powiedziała przez zęby. 
- Leżę sobie. Nie widać?
- Nie o to pytam, głupia. 
- Martwiłam się od ciebie po tym jak..
- Co ty pierdolisz? Ty się niby o mnie martwiłaś, tak? Nie bądź śmieszna. - Prychnęła.
- ... Po tym jak zostałaś ranna. - Dokończyła. 
- To już nie powinno należeć do twojego zakresu zainteresowań.. Czekaj, skąd ty wiesz o tym, że byłam ranna, co?
- Hmh.. Myślisz, że nie mamy szpiega w korpusie? - Zaśmiała się. 
- Jakiego szpiega..
- Myślisz, że skąd wiemy, kiedy macie wyprawy? 
- Po co mi to mówisz?!
- I tak go nie znajdziesz. 
- Jeszcze zobaczymy. Nie obchodzi mnie kto to. Zdrajców trzeba karać. 
- Pewnie. 
- Masz tupet, żeby tu przyłazić. 
- Właśnie miałam stąd iść. - Podniosła się z ziemi. - Bo nie wiem czy wiesz... - Zaczęła szeptać. - Ale w lesie jest bestia... - Powiedziała i zaczęła biec w swoją stronę. Iris patrzyła się na nią bez wyrazu. Kora była wkurzona, a Kiba jeszcze bardziej się zaniepokoił.
 - Kiba, możesz w końcu powiedzieć o co chodzi? - Warknęła.
- "Może nie stójmy na drodze.." - Zaczął iść wgłąb lasu.



- Zwariuję kiedyś z wami. - Mruknęła i podążyła z Korą za nim. Jak byli już kawałek od środka drogi biały wilczur usiadł na śniegu i spojrzał na Iris. - Więc?
- "To wycie... To mój brat.."
- Ty masz brata?
- "No.."
- Zgaduję, że nie przepadacie za sobą.
- "To.. mało powiedziane..."
- I czego on tutaj szuka, hmm?
- "Najprawdopodobniej chce mnie zabić."
- Co?! Ale czemu?
- "Pamiętasz jak mnie wtedy znalazłaś w mieście?"
- Pamiętam.
- "No, więc... On... Nie wiem co mu się wtedy stało.. Ale wrócił pewnego dnia do domu z jednym okiem niebieskim, a drugim złotym. Zachowywał się jak opętany i zabił całe stado. Nie wiem co się wtedy stało, ale udało mi się przeżyć.."

- Kiba.. Nie pozwolę, żeby ktoś ci coś zrobił.
- "Nie jesteś w stanie walczyć."
-  Bzdura.
- "On ma rację." - Mruknęła Kora.
- No ale.. Nie. Nie ma racji.. Dopóki będziemy razem zawsze będę was chronić. Obiecuję wam to. Nie pozwolę, żeby ktoś nas rozdzielił, rozumiecie? - Wtedy znowu rozległo się to wycie, ale było tym razem głośniejsze. Zbliżał się.
- "Idzie. Zostawcie mnie, on chce zabić mnie. Nie chcę, żeby wam coś zrobił,"
- Nie rozumiesz mnie? Przecież mówię, że mu nie pozwolę.
- "Iris... Ty ledwo chodzisz..."
- No i chuj.
- "Iris." - Warknął. - "Nie, dosyć tego." - Złapał ją za rękaw i zaczął ciągnąć.
- Kiba! - Zmieniła się w pumę i zaczęła biec sama. Kora była tuż obok nich.



Biegli przed siebie jak najszybciej umieli. W pewnym momencie zaczęli wspinać się coraz wyżej. Zapadał zmrok i księżyc zaczął wschodzić. W końcu znaleźli się w małej jaskini.
- "Pójdę się rozejrzeć." - Powiedziała Kora i wybiegła.
- Czekaj! - Zawołała Iris, ale wilczyca była już daleko. - Moglibyście mnie czasami słuchać. - Wycedziła pod nosem.
- "Pfft. A.. Tak w ogóle jak się czujesz?"
- Dlaczego pytasz?
- "No bo się o ciebie martwię."
- Naprawdę?
- "Nie, na niby." - Warknął. - "Po prostu.. Jesteś najbliższą mnie osobą."
- Boże... To chyba najmilsza rzecz jaką powiedziałeś...
- "A daj spokój. Mogę coś zrobić?" - Zapytał.
- Tak.
- "To zamknij oczy."
- Po co?
- "Zobaczysz."
- No dobrze.. - Mruknęła i zamknęła oczy. Po chwili poczuła, że jest w czyiś objęciach. Otworzyła zaskoczona oczy i zobaczyła to:


- Kiba?!
- Tak?
- Jaja sobie robisz?! Mówisz "tak"?! Co to ma być?! - Warknęła i zaśmiał się. - To nie jest śmieszne, ty chuju! Dlaczego ty mi nic nie powiedziałeś?! Waa... Nie no ten dzień jest jakiś posrany po prostu. - Warczała, a on stał z tym swoim uśmieszkiem. - No, no. Nie ciesz się tak, głupku. Pogadamy sobie w korpusie.
- Najpierw trzeba się rozprawić z moim bratem. 
- Posłuchaj. Nie może cię zabić, bo ja to po prostu zrobię jak wrócimy.
- Heh..
- Ja nie żartuję.
- No, no.

- Dobra, skończ, pacanie. Rusz dupę i chodźmy stąd. - Wstała i zaczęła kierować się na zewnątrz. Rozejrzała się i nikogo nie było widać. Jedyny problem był w tym, że czuła tego wilka. Powoli zaczęła schodzić w dół. Kiba szedł kawałek za nią w swojej wilczej formie. Białowłosa również była przemieniona. Wtedy w lesie zapadła kompletna cisza. Nagle dziewczyna poczuła ostry ból gdzieś z prawej strony i coś ją pchnęło. Turlała się w dół i uderzyła w jakiś kamień. Obraz pokrył się mgłą, aż za chwilę widziała tylko ciemność. Kiba stał w szoku. Przechylił uszy do tyłu i wściekły wyszczerzył kły. Przed nim stał większy od  niego wilk. Jego sierść była czarna, podchodząca pod fiolet. Spojrzał się na niego i zawarczał. Śnieg nie przestawał padać, a oni patrzyli się na siebie ciągle. 

 - Po co to zrobiłeś? - Warczał Kiba.
- Nie sądzisz, że dwóch na jednego to niesprawiedliwe?
- Idioto... zabiłeś sam dwadzieścia osób..
- I mi z tym dobrze.
- A mi nie.
- Czasu nie cofniesz. A ty byłeś za mały, żeby mi coś zrobić.
- Jakim trzeba być zwyrodnialcem, żeby zabić własnych rodziców? To rodzina.
- Jeszcze nie skończyłem ze wszystkimi. Zostałeś tylko ty.
- I chcesz mnie zabić? Po co ty to robisz?
- Nie zrozumiesz.
- To mi wyjaśnij!
- Nie. Nigdy tego nie zrozumiesz.
- Co ty chcesz osiągnąć?!
- To nie twoja sprawa.
- Mylisz się, Darcia. To jak najbardziej moja sprawa.
- Nie obchodzi mnie to. Przyszedłem tutaj tylko po to, żeby odebrać ci życie. Nie liczę na to, że oddasz mi je po dobroci. Nawet nie chcę na to liczyć. Dawno już.. dawno nie miałem w ustach krwi bliskiej mi osoby.
- To ty nie masz prawa żyć. Potwory nigdy nie powinny istnieć.
- Potwory istnieją po to, żeby siały strach.
- Jesteś odrażający.
- Mówię ci prawdę. Ale wy wszyscy jesteście za głupi, żeby to pojąć. Tylko ja znam prawdę.
- Nie.. To ty jesteś głupcem. Nic nie wiesz! Nic! - Krzyknął Kiba, a na twarzy jego brata pojawił się uśmiech. Zeskoczył z górki i skoczył w kierunku białego wilka. On również zrobił to samo. Zahaczyli o siebie zębami i wbiegli na wyższy teren. Zaczęli powoli kierować się w swoim kierunku. Kiba zaatakował jako pierwszy i ugryzł czarnego wilka, ale ten zrobił podobnie.


Darcia wgryzł się w niego i Kiba poleciał na skałę. Cały czas stał z tym swoim uśmiechem. Zaczął się kierować w stronę swojego brata. Wtedy wyskoczyła Kora i rzuciła się na niego. Razem zaczęli spadać z góry, ale udało mu się obrócić tak, że ona była na dole i uderzyli o ziemię. Wilczyca zaczęła skomleć i próbowała go ugryźć. Teraz stał nad nią, ale po chwili zanurzył swoje kły w jej ciele. Znów piszczała i puścił ją i przed nią stanął wściekły Kiba. Spojrzał się kątem oka na Korę. Śnieg stawał się czerwony od jej krwi.
- Ty szmaciarzu. - Wycedził przez zęby. - Nie masz prawa tego robić.
- Mam wszelkie prawa. - Warknął i zaczął biec w innym kierunku.
- Wracaj tu! - Krzyknął Kiba i gonił go. Słyszał tylko jego okropny śmiech. Biegli tak przez jakieś pięć minut, aż dotarli do zamarzniętego, małego jeziora. Wtedy czarny wilk stanął i odwrócił się w stronę swojego brata.
- Tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał.
- Zarżnę cię. - Warknął biały wilk i skoczył na niego. Darcii w ostatniej chwili udało się uniknąć jego ataku, ale sam trafił i znowu spadali z góry. Spojrzeli się na siebie i kiedy wylądowali rozbiegli się. Wzięli rozpęd i skoczyli w swoim kierunku. Obaj zranili się, ale walczyli dalej. Lód wcale nie ułatwiał pojedynku. Był bardzo ślizgi, ale udawało im się utrzymać równowagę. Po kolei wgryzali się w ciebie i pojawiało się coraz więcej krwi.


Tymczasem Iris udało się odzyskać przytomność. Powoli zaczęła się podnosić. Spojrzała na swoją sierść, która jeszcze niedawno była śnieżnobiała. Teraz podchodziła pod czerwień i dalej traciła krew. Mimo tego zimna, było jej strasznie ciepło. Szła powoli przed siebie. Wtedy zobaczyła leżącą na śniegu, niedaleko drzewa Korę. Zaczęła iść w jej kierunku prawie się potykając o własne łapy.

- Kora.. - Szepnęła cicho. Zaczęła ciężko oddychać i upadła obok niej. Wilk otworzył lekko oczy. Spojrzała się na nią.
- "Przepraszam.. Nie udało mi się mu pomóc.."
- To nie twoja wina.. Gdzie on teraz jest?
- "Dalej walczy z tym wilkiem..."

- Dobrze.. Zaczekaj tutaj.. Zaraz po ciebie wrócę. - Powiedziała i znowu zaczęła wstawać. Kropelki krwi zaczęły kapać na śnieg. Mimo tego zaczęła iść przed siebie. Wyczuła w powietrzu zapach jej wilka. Przyspieszyła. Teraz zaczęła biec. Zapomniała kompletnie w jakim jest stanie. Teraz biegła z prędkością taką, jak na wyprawie. Czasami śnieg wpadał jej do oczu, a ślady za nią były czerwone od krwi. W momencie kiedy się zatrzymała była przed zamarzniętym jeziorem. Zobaczyła przed sobą walczące dwa wilki. Białego i czarnego. Kibę i Darcię. Zacisnęła zęby, a jej oczy nabrały groźnego wyrazu. Jej wilczur wgryzł się w jego brata. Ten spojrzał na na niego wściekły i złapał go za szyję. Wziął zamach i rzucił nim w lód. Kiba przeturlał się kawałek pozostawiając za sobą ślady krwi i upadł. Nie próbował wstać.

- Kiba... - Szepnęła pełna złości. Czarny wilk odwrócił się w jej stronę i nastroszył się szczerząc zęby. Jego wzrok był pusty i pełen żądzy mordu. Jedno oko miał niebieskie, a drugie złote. Wyraz Iris również nie należał do najmilszych. Jej oczy nabrały czerwieni ze złości i również szczerzyła swoje długie, ostre kły.
- Co? Zgubiłaś się? - Zadrwił.
- Wręcz przeciwnie. Znalazłam to, czego szukałam.
- I czego chcesz?
- Zajebać cię.

(Przepraszam, że tu jest tyle gifów i zdjęć, ale no przyznajcie, że są boskie <3)
- Więc chodź. Spróbuj. - Zawarczał. Oboje zaczęli biec w swoim kierunku. Skoczyli w tym samym momencie i wpadli na siebie. Puma była znacznie większa i silniejsza. Miała jakieś trzy metry i pół długości. Była bardzo ranna, ale już nie czuła bólu. Teraz miała tylko jeden cel - Zabić. Walczyli tak przez trzy minuty. Bez przerwy zanurzając w sobie kły i drapiąc, aż dosłownie krew płynęła z nich strumieniami. Stali teraz na przeciwko siebie i ciężko oddychali. Zapadł już kompletny zmrok i oświetlał ich tylko księżyc. Jednak mimo to oboje doskonale widzieli w ciemności. - Po co to robisz? - Mówił przez zęby.
- Jeszcze pytasz..? Nie pozwolę, żeby ktoś krzywdził moją rodzinę.
- On nie jest rodziną. On jest pasożytem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć.
- Nie znasz go. Nie wiesz jaki jest.
- To mój brat. Nienawidzę go. Muszę go zabić, aby dopełnić przeznaczenia.
- Nie gadaj głupstw. Wiem jak to jest nienawidzić rodzeństwo. Albo nawet całą rodzinę.
- Gdyby ktoś chciałby cię zatrzymać przed zabiciem ich zrobiłabyś to?
- Nie...
- Więc dlaczego mi to każesz zrobić?
- Bo to mój przyjaciel.
- Nie obchodzi mnie kim on dla ciebie jest.
- Po prostu go zostaw.
- Bo co mi zrobisz?
- Zabiję cię.
- Wiesz, chyba cię skądś kojarzę. Dokładniej twoją zasraną siostrę.
- Znasz Lisę?
- Tak. Razem z tym jej klanem wypędzają wszystkie wilki z ich terytoriów.
- Nie musisz się o to martwić. Niedługo pozabijam ich wszystkich.
- Niby jak masz zamiar to zrobić?
- Jeżeli zabiję moją matkę, która dowodzi tym całym klanem to rozleci się.
- Dobrze wiesz, że Sarah to nie jest zwykły, duży kot.
- Na to liczę.
- Jeżeli faktycznie chcesz to zrobić, pomogę ci.
- Naprawdę?
- Zgaduję, że zrobicie to za murem. Będę w pobliżu. Nie martw się o to. - Powiedział i zaczął odchodzić.
- Dziękuję ci. - Powiedziała cicho. Głęboko odetchnęła i spojrzała na swoje ciało. Było niemal całe rozszarpane. Wróciła wzrokiem to Kiby. Leżał na lodzie, a z jego pyska ciekła krew. Chciała do niego iść, ale nogi się pod nią ugięły i upadła na ziemię.



*Polecam włączyć nutę nr 79*

- Kiba... - Zawołała cicho. - Wilk ją usłyszał i zaczął powoli się podnosić.
- "Zaczekaj.. Idę do ciebie.." - Odpowiedział jej i ledwo szedł w jej kierunku. Każdy krok był dla niego wyzwaniem. Kiedy dzieliły ich już centymetry upadł obok niej. Leżeli tak obok siebie, a płatki śniegu spadały na ich zakrwawione ciała.
- Musimy stąd się wydostać. Jeżeli tego nie zrobimy to zamarzniemy.
- "Nie damy rady... Zobacz jak ty wyglądasz.."
- Kiba. Mogę umrzeć. Ale doniosę cię do domu. Korę też. Nie pozwolę wam tutaj zginąć. - Zaczęła powoli wstawać.
- "Przestań."
- Chodź. - Kiba zmienił się w człowieka i powoli wspiął się na jej plecy. Z jego ust ciągle płynęła krew. Puma zaczęła powoli iść przed siebie. Śnieg dalej nie przestawał padać. Jej oczy były przymknięte i zaczęły płynąć z nich łzy. Stawiała łapę za łapą i szła dzielnie dalej. To było ciężkie. Z każdą chwilą w jej ciele było coraz mniej krwi. Po policzkach płynęły łzy. Czuła na sobie ciężar. Doszła do miejsca, w którym leżała Kora. Nie była tak ranna jak oni. Otworzyła oczy i spojrzała na nich. Podniosła się powoli i stanęła przed nimi. Uginały się pod nią łapy i patrzyła na nich pustym, zamglonym wzrokiem. - Mówiłam, że wrócę... - Powiedziała cicho. - Będziesz nas prowadzić do domu...?
- "Oczywiście." - Wyprzedziła ich i szła w stronę Korpusu. Mijały minuty. Iris widziała tylko dookoła biel i czarny punkt przed nią. W pewnym momencie upadła na ziemię. Leżała z zamkniętymi oczami. Jej stan spowodował przemianę w człowieka. Kiba powoli wstał z niej. Spojrzała się na niego kątem oka. Ukucnął i wziął ją na ręce. W ogóle się nie ruszała. Zaczął dalej iść za Korą. Spojrzał się na dziewczynę. Z powodu utraty krwi zemdlała. Zaczynało świtać. Słońce wyłaniało się zza gór. W oddali było widać kwaterę. Szli dalej. W końcu udało im się dotrzeć do drzwi. Kora wskoczyła na nie i pchnęła je. Otwarły się na oścież i weszła. Kiba z Iris byli tuż za nią. Szli korytarzem i zobaczyli stojącą na jego środku Jade. Spojrzała na nich. Jej oczy chwilę utknęły na chłopaku, a potem zawiesiły się na jej przyjaciółce.
- Iris! - Krzyknęła i podbiegła do nich. Wilczyca zeszła jej z drogi. Wzięła ją od chłopaka rzucając mu niepewne spojrzenie. Jej kurtka od razu ubrudziła się krwią. Szła wzdłuż korytarza. Kiba i Kora szli za nią. Doszła do pokoju Levi'a. Chciała zapukać, ale brunet ją powstrzymał.
- Nie tutaj. Chodź za mną. - Powiedział i zaczął iść w stronę nowego pokoju Iris. Jade mu nie odpowiedziała. Zastanawiała się kim on jest, ale bardziej martwił ją stan swojej przyjaciółki.
- Może zabiorę ją do Raito?
- Lepiej nie.
- No dobrze.. - Mruknęła i szła dalej za nim. Kiedy dotarli do celu otworzył drzwi i stanął obok nich. Jade przez nie przeszła i położyła białowłosą na łóżku. Kiba upadł na podłogę i złapał się za brzuch. Spojrzał na swoją rękę i była we krwi. Brunetka wyszła i za minutę przyleciała z apteczką. Przetarła rany przyjaciółki, które przestawały powoli krwawić. Rana od postrzału na brzuchu od nowa rozszarpała się. Nie miała jak jej zabandażować, bo rany miała na całym ciele. Postanowiła pójść po lekarkę. Po pięciu minutach była z powrotem. Kobieta podeszła do białowłosej i się nią zajęła. Jade spojrzała na chłopaka i postanowiła mu też pomóc. Również był bardzo ranny. W pokoju była jeszcze kanapa. Kora dawała radę. Oblizywała swoje rany. Kiba usiadł. Brunetka podeszła do niego. Miała ze sobą apteczkę.

*Możecie wyłączyć nutę*

- Mogę ci pomóc?
- Poradzę sobie. - Przetarł usta ręką, żeby pozbyć się krwi.
- Daj sobie pomóc. - Nalegała i spojrzał się na nią. Miała szklane oczy. Nie dziwne po zobaczeniu swojej przyjaciółki w takim stanie.
- No dobrze... - Powiedział i podeszła bliżej do niego. Zaczęła się nim zajmować.
- Kim jesteś? - Zapytała po kilku minutach. Po tym pytaniu zaśmiał się.
- Co cię tak śmieszy? - Mruknęła.
- Przecież dobrze mnie znasz.
- Widzę cię pierwszy raz na oczy. - Warczała. - Ech.. Powiedz chociaż jak masz na imię.
- Kiba.
- Co!? Kiba?!
- Tak. Mam tak na imię.
- Czekaj.. Wtf?! Ale jak?!
- Normalnie. Jestem po prostu z innego gatunku niż Iris.
- Ty cholero! Czemu nigdy się nie przemieniłeś?!
- Bo było mi tak dobrze.
- Czekaj... Ty z nami mieszkałeś! W jednym pokoju! Nie wierzę! - Krzyknęła.
- Cii.. - Skarciła ją lekarka.
- Przepraszam.. - Mruknęła. - Ty zboczeńcu!
- CO?!
- No tak!
- Ej! - Warknął. - Nie jestem zboczeńcem. Nie tak "było mi dobrze". Po prostu nie chciałem porzucać wilczej dumy i zmieniać się w człowieka.
- Jakiej znowu "wilczej dumy"..?!
- Ludzie to potwory. Taka jest prawda.
- Ja pierdole.. Po prostu upodobniłeś się do Iris.
- Jestem z nią od praktycznie zawsze, więc wiesz.
- Jezu... W końcu mogę z tobą porozmawiać!
- Ta...
- Ty rozmawiałeś naprawdę z Iris? Czy ona jest chora psychicznie?
- Tak, rozmawiałem. Kora też. Potrafimy nawet w ludzkiej formie dogadać się ze zwierzęciem.
- Jesteście nienormalni.
- Mówię ci, jaką z ciebie bekę mieliśmy czasami xD.
- No nie! Spierdalaj!
- Haha..
- Ja ci dam! - Ucisnęła mocniej jego ranę.
- Ał! Ej, przestań! Żartowałem. - Mruknął.
- Przecież wiem, że macie ze mnie bekę. Oj, nie.. Ta biała małpa mi za to zapłaci.. xD. - Spojrzała na Iris. - Ona nie umrze. Jest po prostu jakaś nieśmiertelna. Istna Mikasa. Kolejny robokop.
- A co ona o Mikasie gadała..
- Domyślam się...



~ Gill :D
Przygotujcie się,
bo następny rozdział
również jest mój >:D