- Jade, zostaw to. Zwykłe draśnięcie nic się przecież z tym nie dzieje.
- A jak...
- Nie. Zostaw to już i chodźmy zobaczyć co z Iris, bo to ona została ranna.
- Racja... Swoją drogą dziś jest chyba dzień opatrywania ran i doznawania urazów. I ten Jean... Co się z nim stało...?
- Nie wiem ale nie był sobą. Było w nim coś innego.
- Chyba nie ześwirował?
- Nie wiem ale to już się robi chore.
- Tia... Może Iris coś więcej zauważyła... Chodźmy już do niej. - Zeskoczyła z biurka i razem z Erwinem wyszli z gabinetu. Szli w milczeniu, a osoby stojące na korytarzu dziwnie się im przyglądały i szeptały coś między sobą. Droga do pokoju dziewczyn strasznie się dłużyła ale gdy już byli na miejscu westchnęli z ulgą. Jade otworzyła drzwi i weszli.
- Puka się >.> - Powiedziała Iris.
- To samo mogłam ci wczoraj powiedzieć. I w sumie to Kibie >.> też. A jak się czujesz?
- Zarąbiście! Jak podziurawiony kotlet.
- Ja Braun, miło mi. - Białowłosa spojrzała na nią unosząc jedną brew. - A ten... Zauważyłaś w Jean'ie coś... Dziwnego? Po za zachowaniem?
- W sensie?
- No nie wiem...
- Em... Czej ... Wydaje mi się, że miał inny kolor oczu. Były szare i wyglądały jak zamglone.
- A może go coś albo ktoś opętał!
- Eee... Dobrze się czujesz?! Niby kto i czemu?
- No jak są tytani, koty ludzie typu ty, to może są i czarownice i jedną jest menda i chciała nas załatwić i się nim posłużyła!
- To jest chore ale chcąc nie chcąc ma sens. Ale jak chcesz niby to dowieść?
- Nie wiem ale muszę z nim porozmawiać...
- Idziesz tam sama?
- Ty ze mną lepiej nie idź, bo chyba masz go już dość. Po za tym nie idę sama. - Spojrzała na Erwina i w tym momencie ktoś wszedł do pokoju. To był Levi. - I nie będziesz sama, więc odpoczywaj. A ja postaram się z nim porozmawiać. - Po tych słowach wyszła, a za nią Erwin. Białowłosa westchnęła i spojrzała na Levi'a.
- Czemu mnie zostawiłeś?
- Nie chciałem cię budzić. Ale ten gnój za to zapłaci. - Usiadł na łóżku i ją pocałował.
Jade i Erwin szli dość blisko siebie.
- Jesteś pewna, że chcesz teraz z nim rozmawiać?
- Im szybciej tym lepiej... Chce mieć to już z głowy. - Od tyłu podlecieli do nich Connie, Sasha, Ymir, Christa i Mikasa.
- Więc jednak to prawda? - Powiedziała bez cienia wzruszenia Mikasa. - O was i to co Jean odwalił? - Brunetka i blondyn spojrzeli na siebie. Nie wiedzieli co odpowiedzieć.
- E... Bo ten... - Zaczęła Jade. - Nie wiem co w niego wstąpiło ale idziemy z nim porozmawiać...
- Będziesz jeszcze z nim czy to już ostateczny koniec? - Spytała Ymir.
- Ymir! - Szarpnęła ją Christa. Jade spuściła głowę i powiedziała smutno.
- Nie... Chyba nie... Ja... Mam już tego dość tych ciągłych kłótni i tego, że mnie nie słucha i nie ufa... A patrząc na to co dziś odwalił... To już chyba koniec... - Sasha podeszła do niej i ją przytuliła.
- Tak mi przykro... Byliście tacy szczęśliwi, a teraz się wszystko posypało...
- Nie ma co rozpaczać. To było do przewidzenia. - Rzuciła Mikasa i Ymir jej przytaknęła.
- Osz! Wy jesteście...! - Zaczął Connie.
- I mają racje... - Wszyscy spojrzeli zdziwieni na Jade. - W sumie to z mojej winy...
- Co ty gadasz?! - Krzyknęli Sasha i Connie.
- Nie mów tak! - Podeszła bliżej jej Christa.
- Ale to prawda. - Brunetka spojrzała na Erwina i uśmiechnęła się. - I nic na to już chyba nie poradzę...
- Wiec to jednak prawda co wszyscy gadają? - Dociekała dalej czarnowłosa.
- Tak. I wiem co teraz sobie o mnie myślicie. Wiem... Zraniłam go. Nie wiem czemu tak postąpiłam ale teraz wiem, że chyba nie będę tego żałować. Nie po tym co on dziś zrobił...
- Jade...
- Nie Erwin... Wiem co chcesz powiedzieć ale zdania nie zmienię...
- Mamy iść do niego z tobą? - Spytała Sasha.
- Nie... Chcę to załatwić z nim sam na sam ale znając życie nie będzie chciał mnie słuchać... Temu Erwin idzie ze mną... - Powiedziała i ruszyła dalej, a blondyn za nią.
- Ale jak coś to mów! - Krzyknął za nimi Connie.
Dziewczyna schodziła po schodach dość nie pewnie. Cała się trzęsła.
- Wszystko dobrze?
- T-tak. Tylko nie wiem czego mogę się po nim spodziewać.
- Jeśli chcesz to możemy przełożyć tę rozmowę.
- To nic nie da. Będzie jeszcze gorzej, a ja chce mieć to już za sobą. - On tylko spojrzał na nią troskliwie, złapał ją za rękę i powiedział.
- Ale jeśli będziesz chciała wyjść to nie wahaj się. On powinien to zrozumieć.
- Wiem. - Przyśpieszyła kroku. Gdy była na ostatnim schodku zachwiała się i prawie upadła ale blondyn ją złapał. - Dzięki... - Westchnęła i gdy już ją puścił ruszyła dalej. Zatrzymała się dopiero przy celi, w której był jej były chłopak. Poczuła ucisk w gardle. Siedział skulony, cały w siniakach i zakrwawiony. Przypomniał jej się widok jaki zastała jesienią gdy został fałszywie oskarżony przez jej brata. Zakryła dłońmi usta, a jej oczy zrobiły się szklane.
- Co ja narobiłam... - Zamknęła oczy i zobaczyła wszystkie chwile, gdy był przy niej i jej bronił...- Tyle dla mnie rozbiłeś, a ja jak ci się odwdzięczam... - Powiedziała prawie bez głośnie. Podeszła do krat i uklękła. - Jean... - Chłopak podniósł głowę gdy tylko usłyszał jej głos.
- Jade... Jednak przyszłaś... Już myślałem, że...
- Przyszłam tylko porozmawiać. - Przerwała mu. Siedziała ze spuszczoną głową.
- Mimo to i tak cieszy mnie twoja obecność. - Chciał dotknąć jej ręki ale gdy poczuła jego dłoń, od razu zabrała swoją.
- *Cholera... Przeze mnie tu jest... Zawsze był taki ciepły... A teraz...?* - Łza spłynęła jej po policzku. - *Jest zimny...* Ja... My... - Wciągnęła powietrze z jękiem. Nie wiedziała jak ma zacząć. - My... Nie możemy być już razem... - Wydała z siebie dziwny jęk i ugryzła zwiniętą w pięść dłoń. - Przeprasza... Ale po tym co się ostatnio stało... Jak mnie olałeś i uwierzyłeś komuś kto od początku gdy się tylko pojawiła uprzykrzała mi życie... I po tym co dziś zrobiłeś... Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć... Zdaję sobie sprawę z tego, że to była moja wina ale... Bądźmy szczerzy... - Podniosła na niego wzrok. - To była ogromna przesada. Jean! Ty chciałeś zabić człowieka! Nie mówmy już o tym, że to dowódca i jeszcze poważnie raniłeś Iris! - Jean zrobił minę jakby nic nie rozumiał z tego wszystkiego. Erwin stał z tyłu i się wszystkiemu przyglądał.
- C-co zrobiłem...? Chciałem zabić dowódcę i raniłem Iris?!
- Nie mów mi, że tego nie pamiętasz i nie kontrolowałeś się. - Spojrzała w bok.
- Ale... Jade proszę posłuchaj... - Przysunął się bliżej krat. - Ja... Szukałem cię. Chciałem porozmawiać i cie przeprosić ale wpadłem na Mandy i dalej... Nie pamiętam co się dalej działo... Wiem, że to może dziwnie brzmi ale tak było... Oprzytomniałem dopiero gdy dostałem od Levi'a...
- Iris mówiła, że miałeś inny kolor oczu... Gdy przybiegłam miałeś takie jak zawsze... Po raz kolejny cie uderzyłam... Tak mi głupio! - Uroniła kolejne łzy i skryła twarz w dłoniach.
- Ej.. Spokojnie nie płacz. Przecież nic się nie stało, a ja zasłużyłem.
- Wcale, że nie! Nic nie zrobiłeś, a ja... - Pisnęła. - A ja cie zdradziłam... I to z dowódcą... Tyle dla mnie zrobiłeś, a ja tak cie potraktowałam!
- Si... Nie płacz... - Chłopak dotknął jej policzka.
- Nie jesteś na mnie wściekły...?
- W normalnej sytuacji pewnie tak by było ale sam nie jestem bez winy. I jeśli chcesz to bądźcie razem... Zrozumiem... - Powoli zabrał rękę i spuścił wzrok.
- Nie chce wam niszczyć życia. Bądźcie razem. - Podszedł do nich Erwin.
- Ja... Moim zdaniem, musimy od siebie odpocząć... Przynajmniej na razie...
- Rozumiem... Ale... Mam jedną prośbę... - Tu chłopak zwrócił się do blondyna. - Niech pan z nią będzie i się nią opiekuje... Nie chcę cie już więcej ranić... - Spojrzał na Jade. Przysunęła się do Erwina, a on ją objął.
- Jesteś tego pewien?
- Tak.
- Ale jeśli zrozumiecie, że powinniście być razem usunę się. Bo chce żebyście byli szczęśliwi.
- Będę wiedząc, że ona jest.
- Rozumiem. - Powiedziawszy to wstał, wziął klucze i otworzył bramę. Jean spojrzał na niego.
- Co dowódca robi...?
- Wypuszczam cię. Nie jesteś niczemu winien. Ale musisz przez jakiś czas unikać Levi'a i Iris. - Erwin pomógł wstać Jade i ruszyli do wyjścia. Jean wstał i szedł bardziej z tyłu.
- Dziękuje... - Wyszeptała brunetka do Smith'a.
- Za co?
- Że go uniewinniłeś i...
- Zgodziłem się być z tobą?
- Tak... - Powiedziała cichutko. Gdy byli już na dworze, ustali z boku i dowódca pocałował dziewczynę. Jean przyglądał się im smutny ale zaraz uśmiechnął się w duszy.
- On na pewno się nią lepiej zaopiekuje. Z nim będzie szczęśliwa... Nie będę się już mieszał... - Spojrzał jeszcze raz z uśmiechem na Jade i odszedł.
Iris i Levi dalej siedzieli w pokoju na łóżku. Na podłodze bawił się Kiba z nową wilczycą co jakiś czas wywracając różne przedmioty. Kapral nie mógł dłużej patrzeć jak bałaganią.
- Może im coś powiesz? - Warknął w końcu.
- No, ale bawią się...
- Robią bałagan.
- Później się posprząta... - Jęknęła.
- Samo?
- No dobra. Ja posprzątam. Ewentualnie Jade. - Uśmiechnęła się pod nosem. Przymknęła na chwilę oczy, a jak je otworzyłam psy były w koncie a pokój lśnił czystością. - Co ty zrobiłeś? - Otworzyła szerzej oczy i patrzyła w zdumieniu.
- Jak to co? Nie może tutaj być wszystko powywalane. - Mruknął pod nosem.
- No dobrze... Darmowa gosposia :D. - Zaśmiała się, a on spiorunował ją wzrokiem. Po chwili westchnął i usiadł znowu obok niej. - Jak ją nazwiemy? - Wskazała na wilczycę.
- Bo ja wiem.. Może Nimbus 2000?
- Chyba oszalałeś xD. - Zaczęła się śmiać.
- A może.. Szufelka?
- Nie, nie, nie.. Może ja wymyślę.. - Pokręciła głową. - Może muffinka =^.^=?
- Nie.
- Szczotka?
- Tak. - Iris położyła dłoń na czole. - No co?
- Nie, nic.. Dobrze olśniło mnie.
- Słucham.
- Może być Kora?
- Ech.. No dobra...
- Według mnie pasuje do niej. - Powiedziała zadowolona. - Jak ci się podoba? - Zwróciła się do wilczycy.
- "Szczerze wolałabym szufelka."
- Pfff.. Kolejna.. xD - Prychnęła.
- Co jest?
- Mówi, że woli szufelka.
- Przecież mówiłem to od początku... - Mruknął.
- Będziesz Kora i nie marudź. - Uśmiechnęła się.
- "Ychh..."
- "Mi się tam podoba." - Wtrącił się Kiba.
- Widzisz? - Mówiła dalej zadowolona Iris. Levi patrzył się na nich zdziwiony.
- Możesz mi powiedzieć jak ty to robisz?
- Ale co?
- No że rozmawiasz z tymi psami.
- Po prostu po części też jestem zwierzęciem i rozumiem je.
- Właśnie zauważyłem, że jak rozmawiasz z nimi jesteś zupełnie inna.
- Oj, no.. Po prostu pies to takie zwierzę, które cię nigdy nie zawiedzie i będzie cię kochać niezależnie od tego co zrobisz. W przeciwieństwie do ludzi... - Westchnęła. - Uważam, że zwierzęta są bardziej wartościowe od nich. - Ta uwaga nieco zasmuciła kaprala.
- Rozumiem.
- Ale przecież nie od wszystkich.. - Spojrzała na niego.
- Tak?
- Tak.
- "Musicie przy innych?" - Warknął Kiba.
- Zamknij się ty pchlarzu. - Mruknęła. - Idźcie na dwór, ale już. - Wskazała na drzwi. Kora posłusznie wykonała rozkaz i ruszyła kawałek przed siebie czekając na Kibę, który zaraz również do niej dołączył. Wskoczył na drzwi i zahaczył łapą o klamkę. - Zamknąć drzwi za sobą. - Jak już były na zewnątrz popchnęły je i zatrzasnęły się z hukiem.
- Już wiem czemu drzwi w całym korpusie są takie podrapane. - Westchnął Levi.
- No rąk nie mają. - Prychnęła.
- Musimy porozmawiać. Wiesz, że zbliża się wyprawa, prawda?
- Tak, wiem.
- No więc polega na utworzeniu punktu zaopatrzeniowego po drodze do Shiganshiny. Erwin zmienił naszą pozycję. Ty będziesz miała najważniejsze zadanie.
- Ja? - Zdziwiła się.
- Tak. Będziesz biec na przodzie do celu i informować nas o nadchodzącym zagrożeniu. Tytani nie będą cię atakować, bo zwracają uwagę tylko na ludzi.
- Rozumiem... Ale gdzie będziesz ty z Erenem?
- Dla odmiany pojedziemy z Erwinem. Będziemy tuż za tobą. Przecież muszę cię mieć na oku. - Wyszeptał jej do ucha.
- Dobrze.. - Mruknęła.
Kolejne dwa miesiące minęły na ciągłych treningach, przygotowaniach i oczywiście sprzątaniu. Jean starał się unikać Iris i Levi'a dla swojego bezpieczeństwa, Hanji badała Erena i starała się lepiej zrozumieć jego moc, a Jade coraz bardziej pogłębiała się w związek z dowódcą. W końcu nadszedł ten dzień. Dzień, w którym ponownie wyjadą poza bezpieczny mur i zmierzą się z tymi bestiami. Nowa taktyka miała zmniejszyć śmiertelność do minimum. Znów stali przed wielką bramą w oczekiwaniu na jej otwarcie. Jak zawsze zebrał się spory tłum. Jedni wzdychali i marudzili, a inni byli podekscytowani. Iris była tym razem na przodzie razem z Erwinem, Levi'em, Erenem, Jade oraz paroma innymi członkami. Koń białowłosej został w stajni, a sama siedziała na zapasowym ogierze. Podczas wyprawy nie potrzebowała konia ze względu na jej nowe zadanie.
- Powodzenia! - Słyszała krzyki obywateli.
- To kapral Levi! - Zachwycali się wszyscy.
- I dowódca Erwin!
- Ej! Co tam za panienki wyrwaliście? - Zadrwił ktoś. Jade westchnęła, a Iris prychnęła. Nagle zabiły dzwony, a brama zaczęła się podnosić. Białowłosa zobaczyła dwa stojące wilczury niedaleko niej. Oni też należeli do zwiadowców. Byli ich członkami. Tyle mieli lepiej, że tytani ich nie atakowali, więc nie mieli o co się martwić.
- Powodzenia, pieski. - Powiedziała spokojnie. - To wszystko przeminie.. - Westchnęła. Brama otworzyła się i nadleciał podmuch zupełnie innego powietrza, a światło raziło ich w oczy.
- Naprzód! - Krzyknął Erwin i ruszył przed siebie. Cały korpus popędził konie i również przejechali przez bramę.
Jechali tak przez jakiś czas. Na razie nie było śladu tytanów. W końcu teren stawał się coraz bardziej widoczny i pojawiało się mniej budynków. To był moment na ustawienie się formacji. Każdy ruszył w swoim kierunku.
- Będziemy tuż za tobą, Iris - Powiedział Erwin. Ona tylko skinęła głową. - Wiesz, w którą stronę biec,
- Wiem. - Potwierdziła i zeskoczyła z konia. Przemieniła się. Szybko wszystkich wyprzedziła. Była bardzo szybka, a przy tym miała świetną kondycję, więc mogła biec przy najwyższej prędkości przez długi czas. Psy ruszyły za nią. Teraz cała trójka biegła razem na przodzie. Kora bardzo szybko przywiązała się do nowej pani i swojego śnieżnobiałego kolegi.
Iris biegła dalej przed siebie. Od dłuższego czasu nie trafili na ani jednego tytana. Było zbyt spokojnie. Kątem oka zauważyła swoich psich towarzyszy. Nie dawali żadnych oznak zmęczenia. Słyszała w tyle odgłosy kopyt. Na razie nie było żadnych komplikacji. Miała informować ich o zagrożeniu w taki szybki i bezpieczny sposób, czyli dosyć głośnym rykiem. Jeżeli ryknęła raz to zbliżał się tytan. Jak dwa to odmieniec, chociaż trudno to było stwierdzić, bo czasu na reakcję miała niewiele, więc musiała jak najszybciej wykryć zagrożenie. Usłyszała daleko przed sobą kroki. Gdzieś z prawej strony. Były powolne i ospałe, czyli to mógł być zwyczajny tytan. Ryknęła donośnie i skręciła lekko w lewo na sygnał, w którą stronę powinni się udać, aby wyminąć tytana. Usłyszała wystrzał flary. Znów było bezpiecznie. Ciekawe jak radzili sobie pozostali członkowie wyprawy. To mogły być tylko pozory, że wszystko idzie pomyślnie.
Armin jak na poprzedniej wyprawie jechał niedaleko Reinera i Jean'a. Ciągle rozglądał się czy w pobliżu nie ma tytanów. Na razie wszystko wydawało iść zgodnie z planem. Żadnego zagrożenia.. Żadnej przerośniętej baby na horyzoncie... (xD)
Jade jechała przed siebie śledząc wzrokiem Iris i jej dwójkę towarzyszy. Jechali już tak dobre dwie godziny, a oni nawet nie zwolnili. Może na tej wyprawie nikt nie zginie? Może pierwszy raz nikt nie zakończy swojego życia w mordzie tych wielkich przygłupów. Była tuż obok dowódcy. Najwyraźniej chciał ją mieć koło siebie. Rozejrzała się. Za sobą widziała Erena, który się rozglądał i był podekscytowany, że znów jest za murami, oraz kaprala ze swoją codzienną, znudzoną miną, ale był w niej cień niepokoju. W sumie to się mu nie dziwiła. Również martwiła się o Iris, ale ta miała ze sobą "wsparcie".
To była pierwsza wyprawa Lily. Mimo, że jechała w wewnętrznej części formacji to i tak bardzo się denerwowała. Na dodatek niedaleko niej jechała Mandy. Popędziła swojego kasztanka. Daleko z przodu widziała zarys dowódcy, oraz kilku osób obok niego. Mieli tak jeszcze jechać około godzinę. Ta wyprawa wyglądała z pozorów dobrze. Chociaż czy tylko z pozorów? Może faktycznie szła dobrze. Nagle podjechała do niej menda.
- Hej! Co ty tutaj robisz? - Spytała. - Powinnaś jechać na swojej pozycji!
- A kogo ona obchodzi? - Zadrwiła. - Mogę jechać gdzie mi się podoba i nikomu nic do tego. Mogę jechać obok ciebie nawet jeżeli będzie mi się tak podobać.
- Czemu akurat obok mnie?
- Bo sama tutaj zginiesz. - Zaśmiała się blondynka. - Ktoś się musi tobą zajmować. Zresztą jak całe trzy lata na szkoleniu.. Nie myśl, że jak uczepiłaś się Iris to nic ci nie będzie grozić. Ta świruska może mi co najwyżej skoczyć!
- Nie mów tak o niej! Jako jedyna mnie rozumie..
- W sumie nie dziwię się. Swój swego zawsze zrozumie. - Nagle dostrzegły czarne flary za nimi.
- Odmieniec? - Przełknęła ślinę Lily. - Wracaj na miejsce!
- Nie ma mowy! Nie chcę się zabijać!
- Wracaj! To twój obowiązek! - Krzyczała.
- W dupie to mam! Nie będę się pchała na śmierć! - Usłyszały donośne kroki i obejrzały się
.
- To.. Jest tytan? - Rozszerzyła oczy Lily.
- No nie gap się tak na niego! Jedź! - Warknęła Mandy.
- Trzeba ostrzec pozostałych! Wystrzel flarę!
- Zgubiłam ją!
- Co?! - Nagle tytan skoczył w ich kierunku. Lily szybko skręciła w lewo, a menda w prawo. Skoczył pomiędzy nie i wywalił się. Rudowłosa patrzyła się będąc w szoku. Tytan odwrócił głowę w jej stronę i ruszył za nią. Pisknęła i popędziła konia. Jechała dalej przed siebie, ale on ją doganiał. - Cholera! Jak ty się tu dostałeś?! - Krzyczała poganiając konia. Jednak błyskawicznie ręka tytana trafiła w jej klacz, która odleciała kawałek dalej, a Lily turlała się po ziemi. Była cała poobijana. Lekko się podniosła, ale on stał tuż nad nią. Spojrzała się na niego przerażona. Cała się trzęsła, a ta chwila zdawała ciągnąć w nieskończoność. Niespodziewanie jednak ta bestia wytrzeszczyła oczy, a po chwili runęła na ziemię. Lily była w szoku.
- Nic ci nie jest? - Zobaczyła nad sobą wysokiego blondyna.
- N-nie.. - Wyjąkała, a on pomógł jej wstać. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to Sean. - Dziękuję..
- Nie ma o czym mówić. Jak on dostał się do wewnętrznej formacji?
- Nie mam pojęcia..
- Gdzie jest Mandy?
- Tam.. - Wskazała na blondynkę. Ta podjechała do nich. Również była zestresowana i w szoku.
- Powinniśmy już jechać. Zostaniemy w tyle. - Odezwała się po chwili.
- Gdzie twój koń? - Zapytał Sean Lily.
- Tam. - Wskazała na klacz. - Oberwała, ale jest twarda.. Nic jej nie jest.
- Dobrze. Musimy już jechać. Wsiadaj, bo zostaniemy z tyłu.
- Jasne. - Uśmiechnęła się lekko i ruszyła do konia.
Po dalszej godzinie drogi udało im się dojechać do miejsca, w którym miał powstać punkt zaopatrzeniowy. Tutaj nie zapuszczali się tytani, ale i tak trzeba było zachować ostrożność. Dojechały wozy i reszta zwiadowców. Wszyscy zeszli z koni i wzięli się do roboty. Iris w swojej normalnej, ludzkiej formie usiadła na trawie zmęczona po kilkugodzinnym biegu. Nalała psom wody, a te od razu się na nią rzuciły. Zaczynało się ściemniać. Nocą tytani nie są aktywni i nie stanowią zagrożenia. To był czas na budowanie. Hanji zajmowała się liczeniem ofiar i dowiadywała się czy w ogóle jakieś są. Do białowłosej przysiadła się Lily, która była w niektórych miejscach zakrwawiona.
- Jezu, Lily.. - Zaczęła. - Co ci się stało? Trzeba to opatrzyć. - Chciała iść do apteczki, ale dziewczyna ją powstrzymała. - Nie.. Sean powiedział, że to zrobi.
- Serio?
- Tak.. Właściwie to on mnie uratował..
- Ale powiesz w końcu co się stało? - Powiedziała poirytowana.
- Mandy do mnie podjechała i zaczęła klepać jakieś głupoty i wtedy zaatakował nas odmieniec.
- Co?! Jak on się dostał do wnętrza formacji?
- Nie mam pojęcia...
- Ech... Dobrze, że nic ci się poważniejszego nie stało.. Ta menda.. Jak ona zajęła pierwsze miejsce w Korpusie Treningowym?
- Też nie mam pojęcia. - Wtedy podszedł do nich Sean. Spojrzał się na Lily, a ona na niego.
- Nie będę wam już przeszkadzać. - Powiedziała Iris i odeszła. Odeszła kawałek. Zwiadowcy bardzo szybko pracowali. Niedaleko stały już pierwsze namioty, a ledwo co przyjechali. Było spokojnie. Nigdzie nie było śladu tytanów.
- Iris. - Usłyszała niski głos. - Obejrzała się i zobaczyła kaprala. - Jak się czujesz?
- W porządku. Już mi lepiej.
- Lepiej wypocznij. Bo z samego rana wyjeżdżamy i czeka cię to samo zadanie.
- Tak, wiem. Ta metoda jest chyba skuteczna, skoro niemal nikt nie zginął.
- Mam nadzieję, że jutro również nie będzie żadnych komplikacji.
- Z tego co wiem jakiś odmieniec dostał się do wnętrza formacji.
- Ech... Ale poradzili sobie z nim?
- Powiedzmy...
- Dobrze.
Iris nie mogła spać. Gdy było już całkowicie ciemno przemierzała pracujących zwiadowców nasłuchując przy tym czy nie zbliża się żadne niebezpieczeństwo. Czasami, gdy nie miała co robić pomagała im. W końcu dołączyły do niej Kiba i Kora. Radośnie biegali czasami przewracając różne rzeczy, co skończyło się wyprowadzeniem ich jak najdalej stamtąd. W pewnym momencie spotkali błąkającą się po obozie Jade. Nie zauważyła ich.
- E. - Zawołała Iris, a brunetka niemal podskoczyła.
- Głupia jesteś?!
- Ech.. Wybacz. Co ty tu robisz? Powinnaś wypoczywać.
- Chyba sobie kpisz. Jak mam spokojnie spać jak w każdej chwili może nas zaatakować tytan.
- Oni są nieaktywni nocą, debilu.
- Wiem, ale mimo to. Wolę nie spać.
- Czy to jedyny powód? Może skądś wracasz, albo raczej od kogoś...
- Wal się! Tylko jedno ci w głowie, zboczeńcu.
- Ale ja nic nie powiedziałam takiego...
- A idź. - Machnęła ręką. - Nie gadam z tobą. I nie strasz ludzi po nocy.
- Możesz iść spać. Będę cię pilnować.
- Nie, dzięki. - Mruknęła i ruszyła w stronę swojego namiotu. Iris ruszyła w drugą, ale wpadła na Jean'a. Chyba nikt nie spał. Spiorunowała go wzrokiem. Nie rozmawiali odkąd wydarzył się tamten incydent. Kiba zawarczał. On również o tym pamiętał.
- Patrz jak chodzisz, koński łbie. - Warknęła.
- Przepraszam.. - Powiedział chociaż uraziła go uwaga z koniem.
- Co ty tu właściwie robisz, co?
- Nie mogę spać.
- Nikt nie może.
- Wiesz.. Co u Jade? - Zapytał.
- Nie narzeka. Ma się dobrze. - Iris machnęła ręką w stronę Kiby, żeby się zamknął, a ten tylko spojrzał na nią poirytowany i wrócił do swojej normalnej pozycji, dalej obserwując podejrzliwie Jean'a.
- Cieszę się. Właśnie.. Chciałem cię przeprosić.. Za to co się wydarzyło.. Naprawdę nie panowałem nad sobą.
- Nie mam ci tego za złe. Chociaż nie ukrywam, nie przepadam za tobą.
- Cieszę się, że nie jesteś zła.
- Nie ma o czym gadać, tylko uważaj na kaprala, bo on ci chyba tego nie daruje jak cię spotka.
- A.. Dzięki za radę. Chociaż ostatnio poznałem się z podeszwą jego buta. Miała bliski kontakt z moją twarzą.
- I dobrze ci tak, ośle. Może się nauczysz następnym razem nie dźgać ludzi nożem.
- Będę pamiętał.. - Zaśmiał się.
- Ja myślę. Jak jeszcze raz się chociaż zbliżysz do mnie z jakimkolwiek ostrym narzędziem to pamiętaj, że tym razem również ci coś zrobię. - Mruknęła i ruszyła przed siebie, a za nią dwa wilczury, które "zjechały wzrokiem" Jean'a.
- Jaka właścicielka takie psy. - Wymamrotał pod nosem.
- Coś powiedział? - Odwróciła się.
- Nie, nic! - Szybko się ulotnił. - *Zapamiętać, mówić przy Iris w myślach. Ta cwaniara wszystko słyszy >.>*
Gdy zaczęło świtać wszyscy byli już gotowi do powrotu. Punkt zaopatrzeniowy był gotowy. Następnym razem przyjadą tu w drodze do Shiganshiny. Wszyscy siedzieli już na koniach. Tylko Iris stała obok konia dowódcy gotowa do podróży na przodach.
- Znasz drogę powrotną? - Upewnił się Erwin.
- Tak, znam.
- Dobrze. Jakbyś już nie dawała rady to powiedz. Pojedziesz konno.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. - Wymamrotała.
- Świetnie. Ruszajmy. - Białowłosa przemieniła się i od razu ruszyła. Tuż za nią Kora i Kiba. Zwiadowcy również popędzili konie i wystartowali. Ich pozycje się nie zmieniły. Jade, Levi i Eren dalej jechali z dowódcą. Z początku dalej było spokojnie, ale Iris słyszała odgłosy tytanów prawie ze wszystkich stron. Podążali za nimi? Musieli się teraz spieszyć. W każdej chwili mogli zostać zaatakowani nie przez jednego, czy dwóch, ale nawet przez całą gromadę. Przyspieszyła i biegła teraz najszybciej jak mogła. Psy nie nadążały za nią, ale starały dotrzymać jej kroku.
- Co ona tak pędzi? - Wymamrotał Levi.
- Skoro tak przyspieszyła musi mieć jakiś powód. Nie uważasz, że było za spokojnie? - Odpowiedział mu Erwin.
- W sumie racja. Te wielkie imitacje gówien są głupie, ale żeby nie zauważyć sporej grupy ludzi to musiałyby być debilami.
- Lepiej teraz uważać i pospieszyć konie.
Z rozmowy wyrwał ich ryk. Daleko z lewej strony nadchodziło dwóch tytanów około dziesięciometrowych.
- Oho.. Zaczyna się. - Stwierdził kapral. Dowódca natychmiast wystrzelił flarę w prawo. Jednak z tamtej strony szedł inny, pięciometrowy.
- Cholera. - Warknął Erwin.
- Nie ma rady, Musimy tego kurdupla sprzątnąć. - Gdy skończył wypowiedź zobaczył, że leży już martwy. - Tch. Ta kociara nieźle sobie tam radzi.
- No widzisz. Dobrze wybrałeś. - Zaśmiał się.
- Spierdalaj. - Warknął Levi i odjechał od niego. Z każdą minutą byli coraz bliżej domu. Przez ten szybki bieg Iris nie dawała już rady, ale nie chciała ryzykować zjedzeniem ich towarzyszy. Postanowiła dalej biec. Jednak po jakimś czasie obraz stawał się bardziej zamazany i czuła jakby jej łapy miały zaraz odpaść. Dyszała coraz bardziej. W końcu wjechali do lasu. Z każdą chwilą było coraz więcej drzew, aż stracili Iris ze wzroku.
- Erwin. - Powiedział Levi.
- Wiem, widzę. - Zatrzymali się i czekali na resztę.
- Co się dzieje? - Spytała Jade.
- Iris gdzieś się zapodziała. - Odpowiedział jej Eren. Z każdą chwilą przyjeżdżało więcej zwiadowców.
- Trzeba ją znaleźć. - Powiedziała Hanji. - Jeszcze zaraz nas coś zeżre.
- Zamknij się czterooki przygłupie. - Warknął kapral.
- Pff. - Prychnęła.
~ Uwaga, polecam puścić nutę nr 31 dla efektu ~
Tymczasem Iris dalej biegła. Dopiero po czasie zorientowała się, że się zgubiła. Rozejrzała się na wszystkie strony. Psy także zniknęły. Kręciło jej się w głowie. Cały obraz był zamazany. Przemieniła się i oparła się o drzewo i próbowała wyrównać oddech. Nagle usłyszała szum liści, a wszystkie zwierzęta leśne ucichły. Powoli się odwróciła i zobaczyła ogromną, uśmiechniętą twarz. Niemal krzyknęła i chciała wyciągnąć ostrze, ale uderzył ją ręką i przeturlała się po ziemi kawałek dalej. Odetchnęła ciężko, ale on znowu był obok niej. Już miał ją złapać, ale nagle pojawił się Kiba, który ją odepchnął. Tytan nie trafił i runął na ziemię, a wilczur wgryzł się w niego.
- Kiba! - Krzyknęła. - Zejdź z niego! - Ale on wbił swoje ostre, śnieżnobiałe zęby w jego skórę. Wtedy tytan podniósł rękę i złapał Kibę. Iris przemieniła się i zerwała z ziemi, ale nieoczekiwanie pojawił się drugi, który złapał ją w tym samym czasie. - Puszczaj mnie, gnoju! - Krzyknęła i rozdała mu skórę, ale on tylko bardziej się wyszczerzył otwierając szerzej usta. Nagle usłyszała odgłos pękających kości. Odwróciła się i zobaczyła tylko pryskającą krew, a jej towarzysz skręcał się w łapie tytana. Jego skomlenie i piski były coraz głośniejsze. Znów trysnęła krew, a on został zmiażdżony.
Iris krzyknęła rozpaczliwie i przeraźliwie na całe swoje gardło, a ten straszny dźwięk rozległ się po całym lesie. Aż ptaki wzleciały z gałęzi. Zwiadowcy w tym momencie stali w bezruchu. Levi niemal nie dostał wytrzeszczu, a jego mina była straszna. Jade również była przerażona. Eren też. Wszyscy byli. Kapral natychmiast popędził konia i ruszył naprzód. Reszta ruszyła za nim. Jechali przez jakiś czas, a napięcie coraz bardziej rosło. W końcu dotarli na miejsce. Wszędzie było pełno dymu, a na ziemi leżały dwa, zmasakrowane cielska tytanów. W oddali było widać klękającą dziewczynę, przy puszystej kulce. Jego sierść nie była już śnieżnobiała, ale niemal czerwona. Leżał dziwnie powyginany, ze łzami w kącikach oczu i lekko, prawie niewidocznie otwartymi oczami. Jednak wszystko zaczynało krzepnąć, a z każdą chwilą jego ciało traciło temperaturę. Był coraz zimniejszy. Iris stała wpatrzona w niego z otwartymi szeroko oczami. Jej usta trzęsły się. Ręce również. Cała się trzęsła.
- Kiba.. - Wyszeptała i pochyliła się nad nim, - Co ty kurwa zrobiłeś...?! - Nabrała powietrza jęcząc przy tym i zaczynając szlochać. Po chwili znowu krzyknęła na cały swój głos. Jade pochyliła głowę, a z jej oczu również łzy zaczęły płynąć strumieniami. Niedaleko stała też Kora, która właśnie przyszła i stała jak sparaliżowana. Levi westchnął. Jej krzyki i płacz rozdzierały mu serce. Cholerny pies. Jak można tak bardzo przywiązać się do zwierzęcia? W sumie Iris zawsze była inna. Tylko zwierzęta kochały ją za to jaka była. Dla niej to one były najbardziej wartościowe. Ten pies ją uratował. Poświęcił własne życie dla jej życia. Odwdzięczył się jej? Za to, że to ona kiedyś go uratowała? Jak dwóch Żandarmów biło go w jednej z dzielnic. Ona wzięła tą małą, puszystą kuleczkę i zaopiekowała się nim. Nauczyła wszystkiego co umiała. Jak teraz miało wyglądać jej życie? Nieoczekiwanie znowu pojawiła się kolejna pięciometrowa bestia.. Iris podniosła wzrok i spojrzała na niego. - Skurwysynie... - Syknęła. - To wszystko przez was! - Wydarła się
- Iris! - Usłyszała krzyk Erena. - Odsuń się od tego!
- NIE! - Krzyknęła i wyjęła miecze. - Zapłacą mi za to.. - Warknęła. - Ty.. - Zwróciła się do tytana, który spojrzał na nią z uśmiechem i zaczął wyciągać w jej stronę łapę. Wziął zamach, ale ona odskoczyła. Levi ruszył jej pomóc. Jade również. Iris jednym cięciem pozbawiła go wzroku, a on tylko jęknął donośnie. Kapral zaczepił hakiem o drzewo i przy pomocy swojego unikalnego stylu rozciął jego kark. Tytan znów jęknął i zrobił parę kroków do przodu po czym upadł. Prosto na zwłoki Kiby. Iris skrzywiła się. Upadła na kolana i znowu zaczęła płakać i jęczeć. Nagle pojawił się kolejny potwór. Zanim białowłosa zdążyła zareagować złapał ją i oderwał od ziemi. Ten był większy. Miał jakieś jedenaście metrów wysokości. Podniósł ją wysoko i rozszerzył usta.
- IRIS! - Krzyknęła jak opętana Jade. Przy pomocy sprzętu wzbiła się w powietrze. Reszta zwiadowców zdecydowała się im pomóc. Nawet Mikasa się przyłączyła. Levi syknął i ruszył w jego stronę. Ponownie rozciął kark. Tytan ją puścił i udało mu się ją złapać. Był bardzo szybki i zwinny, Wylądował na ziemi, a bestia runęła za nimi. Iris była nieprzytomna. Tego dla niej było już za wiele. Zobaczył, że bardzo obficie krwawi.
Po powrocie do kwatery Iris dalej się nie obudziła. Jej rany już nie krwawiły. Były zabandażowane. Kapral kazał ją przenieść do swojego pokoju. Jade była załamana po śmierci Kiby, jak i stanem białowłosej. Misja zakończyła się sukcesem, ale nikt nawet nie pomyślał, żeby ją świętować. Z każdym dniem dawano Iris mniejsze szanse na to, że się obudzi.
Pewnego wieczora po skończonym treningu i obowiązkach Levi wrócił do pokoju. Powiesił kurtkę i spojrzał w stronę leżącej, bladej dziewczyny na jego łóżku, Z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej.
- Tch. - Tylko to wyszło z jego ust. Podszedł do niej. Patrzył się na nią poirytowanym i przytłoczonym spojrzeniem. Było w nim coś więcej. Było przepełnione złością i smutkiem. - Iris... - Wyszeptał. - Dlaczego tobie zawsze się coś dzieje...? - Uklęknął przy jej łóżku. - Dlaczego...? Nie odchodź... Rozumiesz? Masz żyć. Nie chcę cię oglądać martwej. - Syknął. - Słyszysz mnie...? - Brak odpowiedzi. - Iris.. - Westchnął, Z jego oka poleciała łza. Otarł ją natychmiast. Pochylił głowę.
Po dwóch godzinach lamentowania przy niej wyszedł z pokoju. Udał się na stołówkę zaparzyć herbatę. Siedzieli tam Eren, Armin, Jade, Jean i Erwin. Odwrócił od nich wzrok i podszedł do blatu. Ciszę postanowiła przerwać Jade.
- Kapralu..
- Czego? - Warknął. - Nie był w nastroju do jakichkolwiek rozmów.
- Co z nią..?
- Nic nowego.
- Nie dobrze.. - Westchnął Armin.
- Ja.. Ja chcę, żeby ona żyła.- Wyjąkała brunetka. - Nie może odejść... Dlaczego... To się stało... - Lamentowała. Przytuliła się do Erwina. Dopiero wtedy się uspokoiła. Dowódca patrzył na nią ze współczuciem. Sam westchnął. Levi jak najszybciej opuścił tamto miejsce. Wrócił do pokoju i zamknął drzwi. Spojrzał się na nią. Bez zmian. Znowu podszedł do jej łóżka. W milczeniu jej się przyglądał. To rozdzierało jego serce.
Wszędzie była ciemność. Świat pochłonął mrok. Nic nie było widać. Nic nie było słychać. To trwało jakby w nieskończoność. To właśnie widziała i czuła Iris. Przepełniający jej serce smutek i rozpacz nie dawały jej spokoju.
- Dlaczego, Kiba.. Czemu ty to do cholery zrobiłeś... On przyszedł po mnie... Nie po ciebie. Dlaczego śmierć znów nie wybrała mnie... Ale niewinnego psa... Dlaczego... Już nigdy cię nie zobaczę. Nie usłyszę twojego radosnego szczekania.. Już nigdy nie będę mogła cię dotknąć.. Poczuć twojego zapachu... Zobaczyć twoich złotych oczu... Nie będziemy razem polować.. Spędzać czasu.. Nic.. Nic... Dlaczego..? To dzięki tobie to wszystko się stało. To ty zapoczątkowałeś moje relacje z Levi'em...
To ty mnie tak dzielnie broniłeś...
Dzięki tobie mnie znaleźli... Kiedy moja siostra postanowiła mnie zabić.. Ty mnie znalazłeś...
To ty broniłeś wszystkich mi bliskich...
Nie wierzę... To nie może być koniec... Nie zgadzam się. Dlaczego to tak cholernie boli...?
...
Uwolniłeś się od tego okrutnego świata... Teraz wszystko jest u ciebie piękniejsze... Na pewno... Starałam się przez całe życie zapewnić ci bezpieczeństwo.. Szczęście.. Dom... Rodzinę.. Ciepło... Wszystko.. Kiba.. Dlaczego...
...
Nagle pojawiło się światło. Widziała go. Widziała Kibę.
- Czy ja umarłam?
- Nie. Jesteś pomiędzy śmiercią, a życiem. Masz szansę się wybudzić, ale to zależy tylko od ciebie. - Odparł.
- Nie chcę tam wracać.
- Nie będzie powrotu. Kocham cię. Jesteś, nie.. Byłaś moją panią. Ale zawsze pozostaniesz w moim sercu. Dziękuję ci za wszystko... Tylko tak mogłem się odwdzięczyć.
- Kiba..
- Nie. Musisz wrócić. Masz dla kogo żyć. Wiem, że nie miałaś w życiu łatwo. Nie zasłużyłaś na to. Ale dzięki tym wszystkim doświadczeniom stałaś się silna. Co z Jade? Levi'em? Oni na ciebie czekają... Cierpią.. Czekają na to, że ktoś powie "Iris się obudziła!"
- Ale.. Ja..
- To twoja decyzja.
- Wrócę, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Chcę cię ostatni raz dotknąć... - Podeszła do niego. Zamknęła oczy, a z jej oczu łzy zaczęły płynąć strumieniem. - Kocham cię, piesku...
- Ja ciebie też...
- Spoczywaj w spokoju... Nigdy cię nie zapomnę.. Kiedyś do ciebie dołączę... Czekaj na mnie, przyjacielu...
Wszystko zaczęło się rozpadać. Usłyszała gdzieś w głębi duszy głos Levi'a
"-Iris..."
Otworzyła oczy i ścisnęła jego rękę. Natychmiast się obudził i wstał.
- Iris?! Powiedz coś! - Krzyknął. Poruszyła ustami. Usłyszał jakieś niewyraźne słowa. Nachylił się. Był bardzo blisko niej. Ona czuła jego ciepło, a on jej oddech.
- Levi... - Wyszeptała słabym głosem. On westchnął z ulgą. Niespodziewanie lekko się podniosła i lekko pocałowała go w policzek. Po chwili upadła na poduszkę i spojrzała na niego. Jej czy były pełne łez. Przytulił się do niej mocno.
- Tak się cieszę.. - Powiedział. - Że wróciłaś.. Powiedziałaś mi kiedyś, że mam nie odchodzić... Powiedziałem ci to samo... Dotrzymałem słowa... Więc ty też to do cholery rób!
~ Gill z chorą wyobraźnią i Kel
Ty dekltu! To jak grasz ludziom na uczuciach jest niesamowite. Czytając fragmenty z Kibą zwłaszcza ten gdy Iris powiedziała że chcę go dotknąć po raz ostatni płakałam. Jadłam śniadanie w dużym pokoju i płakałam. Kiba... czasem wszyscy mieli go dość a teraz będzie tak pusto bez niego... Postawmy mu świeczkę, psu... Który zawsze pozostanie w naszych sercach [*] Żegnaj Kiba mam nadzieję że zaznasz tam spokój i szczęście i nigdy o nas nie zapomnisz ;-; - znów poleciały jej łzy i przytuliła się do Erwina (Jade )
OdpowiedzUsuńspokoju* tel ;-;
UsuńHyhy xd Czemu ja na tym nie płakałam... ;-; Boshe jaka ja zua :C Przepraszam, musiałam xD Ale kocham smutne wątki xD "Jestes specjalistą w mrocznych klimatach i smierci" ~ Harper 😂😂😂 xDD
UsuńA ja płacze :CCC (*) Gill musiałaś? xd
OdpowiedzUsuńTak 😂 Przepraszam xD
UsuńJak mogłaś! D': KIBA BYŁ NAJLEPSZY! A ty go usmiercilasz :'c Miałaś w planach robić rozmowy Iris x Kiba... Ten rozdział byłby super, ale Kibę zabilas, wię... Ech... Jestem cciekawa czy zmartwychwstanie (cud byłby! :o)
OdpowiedzUsuńOgólnie fajny rozdział, ale biedny Kiba :( [*]
Cieszę się, że ci się podoba 😂 Przepraszam, musiałam XD Może kiedys zmartwychstanie... Zastanowię się 😂
UsuńO BOŻE! To jeat zajebiste... Kiba [*]
OdpowiedzUsuńDżizas, liwaj był taki szłodki ;-; xd
[*]
UsuńLiwaj mrau B) No nawet on potrafi B) 😂
Gill ty glucie! Jak mogłaś zabić Kibe??? Akurat byłam po 3 lekcji, czyli wf, kiedy to czytałam i się popłakałam!!! Gill kupo 💩 masz go zmartwychwstać!!! 😡 [*]
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, musiałam 😂😂 I pomyslę 😂 Ale jest przecież Kora jeszcze xD 😂
OdpowiedzUsuńAle Iris nie była tak przywiązana do Kory... Kiba był dla niej całym światem! (Nie licząc Liffaja xDD)
UsuńP.S. Nuta nr 31 znam ^^ Prawie na pamięć xDD
^Nuta^
,,Z głębi siebie wołam cię
otwórz oczy, zobacz mnie
każdy oddech boli wciąż,
ściska gardło,
boję się!"
Dalej nie chce mi się pisać xDD
P.S. (x2) Kiba ma zmartwychwstać!!!
Gill masz pozdrowienia od mojego psa Kory 💜 Polecam obejrzeć na moim kanale vlog korusi hyhy
UsuńMam do was jeszcze jedno pytanie, bo wy gracie w sso. Od którego lvl jest Jodłowy Gaj? Bo może będę mieć sso na jakiś czas, a bardzo bym chciała Morgana 💜🐴
UsuńJak kupisz sr (Star Rider) to masz dostęp do wszystkich miejsc. Ale do Epony jest od 16 lv, Dolina Złotych Wzgórz od 13/14/15, a Dolina Ukrytych Dinozaurów 15 lv. Co jeszcze... A Półwysep Południowego Kopyta od 16/17 xD
UsuńMorgan dostępny jest chyba od 7/8 :/
(Wow pamiętam jeszcze mimo, że teraz zbyt często nie gram xD)
Będzie ślub Iris i Levi'ego? xD
OdpowiedzUsuńSpadłam z krzesła i nie wstaje xDD
UsuńDławie się powietrzem, dzwońcie po karetkę xD
UsuńNie!!! XD
UsuńTAK! XDDD Jade może jej oddać tą kieckę xDDDD
UsuńLepiej żeby nie było ślubu bo kktowie mmoże tytan zjeść Iris lub Levi'ego xD
UsuńBella, Levi leci do ciebie na ratunek B)
Żyje, zrobił mi oddychanie usta-usta i żyje xDD
UsuńJej xDD
UsuńAle fajne by było xD
OdpowiedzUsuńMoże zrobią to gdy nie będzie już tytanów xD
UsuńMoże, ale kiedy to bd xD
UsuńTrzeba Gila wyprosić. Heheh xD
Gilek ma chore pomysły XD Gill nie obraż się na mnie :c
UsuńNie obrażam xD Wiem, że mam chore pomysły xD
Usuń:D Będzieddzisiaj jakiś rozdział czy raczej nie? XD
UsuńTo zależy od wielu czynników xD Kolesław cos tam wypisuje xD
UsuńPoczekam na moment, aż zmienisz zdanie xD
OdpowiedzUsuńMaM pomysła.Żeby ta Mandy zarywala do Leviego, a Iris widziała pewien moment (nwm wymyślcie sb xd) I ona się popłacze a on to zobaczył dał Mandy gorsza karę xd pobiegł do jej pokoju (Iris xd) I on chciał otworzyć drzwi ale one były zamknięte i Walil i je kopal a Iris jeszcze bardziej zaczynała płakać no i on w końcu odpuścił i poszedł do swojego pokoju wkurzony i się Darł na cały korpus xd no i następnego dnia poszedł znowu do jej pokoju i jej nie było była tylko Jade i się jej spytał gdzie ona jest (np nad to jezioro pojechala) no i on zaczął jej wszędzie szukać no i zdecydował się tam pojechać, a dalej to wymyslcie sb coś xd . Nwm czy to dobry pomysł ale natchnelo mnie żeby to napisać. Sorry za błędy xd
OdpowiedzUsuńPomysł fajny, ale takie podobne historie się już zdarzały, więc nwmczy warto ppisać xD Ale dziewczyny mają genialne pomysły, więc mogą to wykorzystać B) Nawet fajnie by było, Levi drze sięna ccały korpus. Potem Erwin wchodzi do jego pokoju i pyta: Co ty odwalasz, Levi?
UsuńA on:
... Bo mogę... A teraz wypad!
I zatrzaskuje drzwi tuż przed nosem Erwina xD
Tylko taki dalszy ciąg napisałam :3