- Proszę! - Zawołała brunetka. Drzwi się otworzyły i wszedł Dowódca. Trzymał dwie miski, w których zapewne była zupa. - Ale ładnie pachnie. - Powiedziała z grzeczności.
- I mam nadzieję, że tak też będzie smakować. - Podał im po misce.
- To ty... Znaczy Dowódca jeszcze nie jadł? - Spytała białowłosa.
- Nie muszę, najpierw przyszedłem do was. Jak się czujesz? - Spojrzał na nią.
- Dobrze, tylko jest jedna rzecz, która mnie najbardziej przytłacza.
- Jaka?
- Nie mogę się ruszać.
- Tak... To najstraszniejsza rzecz... - Powiedział sarkastycznie.
- Jestem tu już trzeci dzień i nie byłam jeszcze na żadnym treningu.
- Spokojnie, jesteś jedną z najlepszych osób, na pewno sobie poradzisz bez tych kilku treningów. Po południu będziemy tłumaczyć nową taktykę ale potem sam mogę wam ją objaśnić.
- Dobrze, dziękujemy. - Powiedziały razem.
- To ja was już zostawię. Bawcie się dobrze. - Powiedział i wyszedł. Jade oceniła stan bezpieczeństwa i gdy był już daleko wybuchnęła śmiechem.
- Z czego znowu rżysz?
- Ja pójdę tam po południu a ty będziesz miała wykłady sam na sam z Dowódcą xDD Chyba, że wolisz Kaprala może jak zapytasz to on ci wytłumaczy xDDD
- Ja w ciebie nie wierzę...
- Bo wiesz on musi cie mieć na oku a jakby coś ci się stało tam na sali? xDD - Śmiała się jeszcze z dobre dziesięć minut. Potem zapadła cisza. Obie spuściły głowy. Po minucie ciszy w tym samym czasie wypowiedziały imię drugiej i spojrzały na siebie.
- Jade ja... Przepraszam... Nie powinnam była na ciebie ostatnio krzyczeć i przez moje własne zdanie o niektórych byłam tak źle nastawiona do Jean'a i, że ci nie powiedziałam o Lisie... Ale najbardziej żałuję tego jak wczoraj na ciebie krzyczałam i potem ehh... - Westchnęła. - Ale wiedź, że jestem z tobą i zrobię wszystko by ci pomóc go wyciągnąć z tego bagna.
- Naprawdę? Wiesz... Ja też chciałam cię przeprosić... Za to, że nie mówiłam ci całej prawdy i zaczęłam cię ostatnio olewać... Przeze mnie kontakt nam się zaczął urywać...Po za tym miałaś rację...Zachowałam się nieodpowiedzialnie, bo ja sama tego chciałam, on chciał mnie od tego odwieść...Byłam zaślepiona i nie myślałam o konsekwencjach...
- Daj spokój wina leży po obu stronach. A to, że się zakochałaś to normalna kolej rzeczy, nie winie cię za to. Masz prawo spędzać czas ze swoim chłopakiem. A teraz, leć do niego. Pewnie nie jest mu tam za wesoło. Potem coś wymyślimy razem jak mu pomóc.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Idziesz do niego i już. Mi nic nie będzie. Po za tym może uda mi się chwile odpocząć od ciebie i twoich chorych tekstów. xD
- No dzięki xD - Przytuliła ją i poszła, a białowłosa odetchnęła z ulgą, odwróciła głowę na bok i zaśmiała się pod nosem.
Dziewczyna schodziła po schodach prowadzących do lochów. Ku jej zdumieniu nie zastała tam żadnego ze strażników. Ale nie to było najdziwniejsze. Na podłodze były ślady krwi. Jade się zatrzymała. Zastanawiała się czy nie wrócić się po kogoś ale uznała, że najpierw sprawdzi co się stało, a dopiero potem będzie panikować. Przecież tej krwi nie było dużo, a zawsze któryś ze strażników mógł się zranić. Szła dalej korytarzem, gdy doszła do celi Jean'a chciała zacząć krzyczeć ale głos ugrzązł jej w gardle.
- Jean... Jean... - Mokre łzy spływały jej po policzkach. Chłopak powoli odwrócił głowę w jej stronę. Miał rozcięta wargę i ślad rozcięcia na szyi. Na szczęście rana nie była poważna. - Kto ci to zrobił?
- Nikt, nie ważne... Cieszę się, że mogę cie znowu zobaczyć...
- Jean co się stało i gdzie podziali się strażnicy? Martwię się o ciebie zrozum.
- Nic, mała sprzeczka ze strażnikami...
- Co ty gadasz?? Chcesz jeszcze bardziej popsuć swoją sytuację?
- Eh... Po prostu zaczęli mówić o tobie i tym twoim ''KUZYNIE''. Wściekłem się i przycisnąłem jednego do krat. Jeden mi przyłożył a drugi przyłożył nóż do gardła, tylko debil nie ogarnął, że mogę się cofnąć, wyrwałem mu ten nóż i ''przypadkiem'' trochę rozciąłem rękę...
- JEAN! Jak cie za to posadzą to chyba zginiesz z moich rąk!
- Spokojnie dam radę.
- No ja myślę. Dziś z Iris i Eren'em będziemy ustalać co powiemy w sądzie. Tylko... Mam nadzieję, że nie spotkamy tam John'a.
- Spokojnie nie pozwolę mu się do ciebie zbliżyć nawet na kilometr.
- Pamiętaj nie zawsze uchronisz mnie przed wszystkim.
- Ale zawsze będę obok. - Delikatnie dotknął jej dłoni.
Siedzieli tak aż nie wrócili strażnicy.
- Co ty tu robisz? Wynoś się!
- Stary to ta od John'a!
Dziewczyna szybko wstała, bała się wyjść. To byli ci sami którzy kiedyś przyszli pijani z jej kuzynem...
- Wara od niej, dobrze wam radzę. - Bronił jej Jean. - Chyba, że znowu któryś chce stracić rękę?
Strażnicy się cofnęli i zrobili jej przejście.
- Niedługo się zobaczymy, a teraz już idź... - Wyszeptał jej chłopak, ale ona dalej trzymała jego dłoń.
- Nie rób już nic głupiego... Proszę...
- Dobrze, ale teraz już idź...
Jade powoli puściła jego dłoń, odwróciła się i ruszyła powoli do wyjścia. Przyśpieszyła gdy mijała strażników. Schody zdawały się ciągnąć w nieskończoność, ale gdy znalazła się już na powierzchni pobiegła od razu do pokoju. Była zaślepiona myślą, że może znowu spotkać kogoś, kto był twórcą rany, która szybko się nie zagoi. Wpadła na kogoś, był dość wysoki. W myślach się modliła by to nie był Reiner. Powoli podniosła wzrok. Gdy dotarło do niej na kogo wpadła odskoczyła jak poparzona.
- Najmocniej przepraszam Dowódco...
- Nic nie szkodzi. Coś się stało?
- Nie... Nic...
- Widzę, że jesteś roztrzęsiona. Powiedz co się dzieje? Może będę mógł ci jakoś pomóc.
Jade westchnęła i uznała, że nie ma sensu ukrywać nic przed nim.
- Bo kiedyś... Byłam poważnie zraniona przez kuzyna... I ta rana nadal pozostała... On został Żandarmem i boję się, że go spotkam gdy będziemy na tej rozprawie...
- To mamy kolejny powód, dla którego nie jedziesz z nami.
- Co? Ale ja muszę tam być! Muszę być z Jean'em gdy go wypuszczą... Po za tym dlaczego miałabym nie jechać?
- Bo uznałem, że sąd i tak nie weźmie twoich zeznań na poważnie i Nile Dawk będzie zgłaszał sprzeciw, ze względu na uczucie, które was łączy.
- Ale co to w ogóle jaki to ma związek?
- Taki, że on zawsze szuka dziury w całym i posądzi cię o współudział.
- To jest chore! Jean coś ty najlepszego zrobił... - Mówiła nie wyraźnie pod nosem ale Erwin'owi nic nie umknie.
- Co zrobił?
- Słucham?
- Zaczęłaś coś mówić, czy to ma jakiś związek?
- Nie... W sumie... Może... - Dowódca patrzył na nią wzrokiem, który wymuszał na niej wyznanie tego co sama się dopiero dowiedziała. - Bo... Strażnicy to ci ''koledzy'' mojego kuzyna i oni zaczęli coś o mnie mówić i on jednego przyciągnął do krat, ale on wyjął nóż i mu przyłożył do gardła, a Jean mu rozciął rękę...- Dowódca położył dłoń na czole.
- Myślałem, że jest bardziej dojrzały... Mogą to wykorzystać przeciw niemu.
- Wiem, mówiłam mu to.
- Spokojnie coś wymyślimy. Już cię nie zatrzymuje. - Zaczął powoli iść w swoją stroną ale brunetka go jeszcze zatrzymała.
- Dowódco, to mogę jechać? Chcę tam być, proszę...
- Mamy jeszcze tydzień. Zastanowię się. - Odwrócił się i odszedł. Jade spuściła głowę i ruszyła do pokoju.
Gdy dotarła na miejsce Eren już tam był.
- No jesteś wreszcie. Następnym razem chyba z ochroną cię wyśle, bo jak idziesz to giniesz w akcji. - Zażartowała Iris.
- Erwin nie chce mnie zabrać na rozprawę...
- Czemu? - Zdziwił się Eren.
- Bo uważa, że moich zeznań nie wezmą na poważnie przez to, że jesteśmy razem...- Nie wspomniała im o kuzynie, o którym nawet nic nie wiedzą... Powiedziała to tylko Jean'owi, ale Iris w sumie też powinna znać prawdę...
- Wy jesteście razem?? Serio? W końcu! Gratuluję! Zacząłem coś wczoraj podejrzewać jak zaczęły ci łzy lecieć gdy wspomniałaś, że go posadzili. Ale uważam, że Reiner do ciebie lepiej pasuje xD - Brunetka na niego spojrzała morderczym wzrokiem gdy tylko wspomniał o blondynie.
- Lepiej nie wspominaj przy niej o nim. A wracając do ich związku, to już pierwszego dnia postanowili się pobawić w dorosłych i zgłębiali pewne tajniki...( ͡° ͜ʖ ͡°) Mówiłam jej, że jest za młoda ale już po fakcie xDD - Śmiała się białowłosa, a brunetka spaliła buraka.
- Uuuuu... No proszę, proszę xDD Tylko jak zaliczycie wpadkę to do kogo będą pretensje? xD - Eren turlał się po podłodze. Jade chciała im przywalić ale się powstrzymała.
- Chyba był inny powód tego spotkania, chyba, że o czymś nie wiem...
- O jednej rzeczy. Gdy cie nie było, pojawił się Kapral i oznajmił Iris, że podczas nieobecności Erwin'a to on będzie się nią opiekował. Może z tego coś będzie xD - Chłopak przysunął się do białowłosej, zrobił słodkie oczka, opał głowę o złożone dłonie, przechylił na bok i zaczął się śmiać. Wtedy Iris zdzieliła go w tył głowy.
- Spokój już i przejdźmy do rzeczy...
- No pacz, jak się z ciebie nabijamy to od razu zmieniamy temat co to ma być? xD - Droczyła się Jade.
- Czas nas goni...
Rozmawiali do drugiej w nocy, potem Eren poszedł do siebie. Jade przebrała się i położyła na łóżku zamyślona.
- Myślisz, że uda się go oczyścić z zarzutów...?
- Mam taką nadzieję, bo boję się, że ty popadniesz w depresję i coś sobie zrobisz.
Tydzień upłynął na treningach i przygotowaniach do wyprawy za mur. Jade bała się chodzić sama do Jean'a ze względu na koleżków John'a. Poprosiła pewną osobę, by z nią chodziła do lochów... (I teraz suprise xP) Osobą, która doznała tego zaszczytu była Mikasa. Jade trudno było do niej pójść, bo nie przepadały za sobą, ale w końcu prawie wszyscy bali się czarnowłosej.
Gdy nastał dzień wyjazdu Jade wstała już o piątej rano i latała jak opętana. Szybko się ubrała i poleciała do stajni. Z roztargnienia prawie godzinę czyściła swoją klacz, która lśniła niczym oczy Hanji opowiadającej o swoich eksperymentach z tytanami.
Miała nadzieję, że spotka jeszcze Jean'a ale nigdzie nie było ani śladu jego czy strażników. Musieli wyjechać wczoraj w nocy.
Dziewczyna siedziała przed stajnią i czekała na pozostałych.
Po dwudziestu minutach w końcu raczyli przyjść. Na rozprawę z Erwin'em mieli jechać Jade, Eren i Armin. Dowódca kazał im siodłać konie, a sam podszedł do brunetki.
- Widzę, że cie nic nie zatrzyma... - Dziewczyna się uśmiechnęła i spojrzała w ziemię. - Musicie naprawdę się kochać. Chłopaki opowiedzieli mi jak to z wami było.
Ups... Ale Eren chyba nie śmiał mu powiedzieć o tym czego się dowiedział od Iris...? Spróbuje komukolwiek powiedzieć, a będzie sobie kopał grób.
- No cóż siodłaj konia i ruszamy. - Ona zasalutowała i ruszyła wykonać rozkaz.
Gdy już siedzieli na koniach ustawili się w rządku, a Erwin stał przed nimi.
- No dobra to będzie ostra jazda, ze względu na to, że komuś się śpieszy odebrać swój... Skarb. - Spojrzał na Jade i się uśmiechnął, tak samo zrobili Eren z Arminem, a brunetka znowu zrobiła się czerwona. - Postarajcie się nie zostawać w tyle. Ruszamy! - Jego koń stanął dęba i ruszył szalonym cwałem. Przecinali polany i lasy starając się dogonić Dowódcę. Eren i Armin zostawali trochę z tyłu, natomiast dziewczyna siedziała Erwin'owi na ogonie.
Iris leżała wpatrzona w sufit. Jade wyleciała rano jak z procy i nie zdążyła jej nawet życzyć powodzenia i żeby wróciła z Jean'em.
Nagle ktoś bez pukania wszedł do pokoju.
- *Kogo tu niesie...?* - Spojrzała w kierunku drzwi i ujrzała Levi'a, który coś niósł.
- Jak się czujesz? - Spytał, ale zabrzmiało to tak jakby pytał z grzeczności, a nie żeby go to interesowało. Postawił na stoliku kubek z herbatą, a w ręku trzymał bułkę z jakąś szynką, usiadł na skrawku łóżka.
- Dobrze, tylko dziwie się czuje, nic nie robiąc gdy wszyscy są na treningach...
- Gdy już wrócisz, do sprawności będziesz musiała sporo nadrobić. W moim oddziale nie tolerują obijania. - Na te słowa Iris zamurowało. Czyli jednak jest w oddziale specjalnym Levi'a... Otworzyła usta ze zdumienia, nie zdążyła nic powiedzieć, bo wpakował jej bułkę do ust. - Jedź, potrzebujesz dużo siły, by szybko wyzdrowieć. - Dziewczyna nie miała wyjścia, musiała zjeść wszystko. Gdy już zjadła i wypiła herbatę on wstał.
- Poczekaj chwilę, zaraz... - Nie zdążył dokończyć, bo poczuł jak coś włochatego go popchnęło. Nie upadł na dziewczynę, bo oparł się rękami o oparcie łóżka za jej głową, ale jego twarz znalazła się blisko twarzy Iris. Odwrócił się i zobaczył Kibę, który siedział z wywieszonym językiem, zadowolony z tego co zrobił. Kapral się podniósł . -Wybacz... - Powiedział i złapał się lewą ręką z tyłu szyi.
- Nie to ja przepraszam... Tyle razy mu tłumaczyłam, że nie można skakać na ludzi ale najwyraźniej ma to już we krwi. - Spojrzała na psa, a następnie na Kaprala. Pies podszedł do drzwi i zagrodził wyjście.
- Chyba jednak będę musiał tu z tobą zostać. - Spojrzał na Kibę, a potem na białowłosą. - Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać moje towarzystwo.
- Nie! Ależ skąd.
- To dobrze, bo chyba będę musiał tu zostać dłuższą chwile.
- *Erwin zabije cie kiedyś...* - Powiedziała sobie w myślach dziewczyna.
Dojeżdżali do miasta, gdy Dowódca dał im znak, by zwolnili i przeszli do kłusa. Jechali za nim słuchając jak podkowy stukają o polbruk. Jade jechała lekko spięta. Bała się, że zobaczy John'a, albo co gorsza on ją... Może powinna była zostać... Wszędzie kręciło się pełno Żandarmów. Czuła się nieswojo. podjechała bliżej Erwin'a, chłopaki też jechali teraz bliżej niej, widzieli, że coś jest nie tak, bo dziewczyna nigdy tak się nie zachowywała.
Dojechali na miejsce, zeszli z koni i przekazali je osobom, które już tam czekały. Cała trójka szła za Dowódcą.
- Mówcie tylko wtedy gdy was zapytają i samą prawdę. Starajcie się nie wdawać w sprzeczki, które niektórzy będą starali wzniecić na naszą niekorzyść. To się tyczy zwłaszcza ciebie Jade. - Szedł dalej nie odwracając się. Przytaknęli mu i wymienili spojrzenia.
Doszli do drzwi prowadzących na salę. Jade poprawiła włosy i wciągnęła dużo powietrza. Weszli do środka i stanęli koło Erwin'a, Tuż za nimi weszła Żandarmeria i zajęła miejsca na przeciw nich. Wtedy go zobaczyła... Koszmar z przed sześciu lat wrócił. Zrobiła krok w tył ale nie miała dokąd uciec, po za tym nie mogła! Musiała zostać. Chciała być przy tym jak sędzia ogłosi niewinność Jean'a. Ale co jeśli przedstawią za mało dowodów i John zacznie ją oskarżać o jakieś głupie rzeczy.
-*Reiner masz przewalone jak cie dorwę...* - Pomyślał. Zaczął się rozglądać po sali. Ujrzał ją. Poczuł się lepiej, a zarazem było mu wstyd, że musi go oglądać w takiej sytuacji. Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku. Po chwili poczuła jak ją pieką oczy od napływających łez. Zamknęła je i schyliła głowę. Zaraz potem na sali pojawił się Darius Zackley - człowiek sprawujący wszystkie trzy dywizje : Żandarmeria, Zwiadowcy oraz Oddziały Stacjonarne. To on został uprawniony do tego, by na tej rozprawie objął stanowisko sędziego. Zajął swoje miejsce i przemówił:
- Zaczynamy... Nazywasz się Jean Kirschtein i jako żołnierz ślubowałeś oddać życie dla dobra ludzkości i niedawno dołączyłeś do oddziałów Zwiadowczych, mam rację?
- Zgadza się...
- Rozprawę przeprowadzi nadzwyczajny sąd wojskowy, w którym prawo cywilne nie ma zastosowania, a ostateczną decyzję podejmuję ja. Zdecydujemy o twoim życiu lub śmierci, czy zostaniesz oczyszczony z zarzutów lub trafisz do więzienia czy tez może zostaniesz skazany na śmierć. Masz jakieś zastrzeżenia?
- Nie mam.
- Cieszę się, że szybko zrozumiałeś. Więc jesteś tu ponieważ zostałeś posądzony o morderstwo Eren'a Yeager'a, usiłowanie wrobienia żołnierza oddziałów Zwiadowczych i ostatnie co do mnie dotarło parę dni temu: pobicie Żandarma na służbie. - Gdy chłopak usłyszał ten zarzut spojrzał w stronę Żandarmerii, a potem na Jade. - W sumie to prawie odcięcie mu ręki... - Eren spojrzał na dziewczynę, która spuściła głowę. - Z raportów wynika, że Eren Yeager powrócił do żywych. Czy jest obecny na sali?
- Tak, jestem obecny. - Odpowiedział szybko.
- Czy widziałeś może, twarz albo coś co mogłoby nam pomóc ustalić kto usiłował cie zabić?
- To działo się tak szybko i osoba miała zakrytą twarz. Lecz to nie mógł być Jean, ponieważ spod kaptura wystawały czarne włosy i napastnik poruszał się zupełnie inaczej niż on...
- Skoro miał czarne włosy, to czy to mógł być wcześniej posadzony Levi Ackerman?
Eren chciał odpowiedzieć ale Erwin był szybszy.
- Levi Ackerman był wtedy na wyprawie za mur wraz we mną i innymi. Nie miałby jak znaleźć się Troście.
- No tak ale z zeznań Reiner'a Braun'a wynika, że widział wtedy Kirschtein'a. - Odezwał się Nile Dawk - Dowódca Żandarmerii. Jade nie wytrzymała.
- To nie był Jean! Powiedział mi jaka była prawda i to wcale nie było jak tak mówił Reiner! Wierzę mu... Wiele razy mnie ratował i nie mam żadnych wątpliwości co do jego prawdomówności. Po za tym Eren mówił, że... - Nie dokończyła, poczuła na sobie wzrok Erwin'a, spojrzała na niego, a potem na Nile'a który znowu zabrał głos.
- Sprzeciw! Wysoki sądzie, Jade Braun i Jean'a Kirschtein'a łączą uczucia i z tego co wiem to są ze sobą dość blisko. Skąd pewność, że go nie kryje i mówi prawdę? - Wtedy do Dowódcy Żandarmerii podszedł John i zaczął coś mu szeptać. Dziewczyna to zauważyła i się przeraziła - Dostałem wiadomość, że Jade Braun w przeszłości straciła rodziców i zdeterminowana robiła dziwne rzeczy o których na sali sądowej nie wypada mówić. Kirschtein jest jedną osobą, którą po tragedii w rodzinie udało jej się pokochać więc zgłaszam by odsunięto ją od sprawy i stanowiska świadka. Chyba, że działali w zmowie i razem to zaplanowali. - Po tych słowach posłał zaciekły uśmiech do Erwin'a.
- Zostawcie ją! Ona nie jest niczemu winna. Była wtedy z innymi, po za tym... Ja nigdy bym nikogo nie zabił, zwłaszcza przyjaciela osoby, na której mi zależy. Po co miałbym to robić, skoro mógłbym jej już nigdy nie zobaczyć? - Powiedział Jean, schylił głowę i spojrzał w stronę Nile'a.
- Mam propozycję. - Podniósł rękę Dowódca Zwiadowców. Zackley skinął na niego. - Wezmę odpowiedzialność za Kirschtein'a i będę go pilnował, by sprawdzić czy nie ma jakichś zamiarów powtórzenia tego, a jeśli nic takiego nie nastąpi to będzie miał pan dowód na jego niewinność. Ale proszę pamiętać o tym co zeznał Yeager. Będziemy również poszukiwać prawdziwego sprawcy.
Człowiek pełniący rolę sędziego zamyślił się przez chwile.
- Dobrze, przystanę na tą propozycję ale chcę częste raporty.
- Tak jest.
- No więc, co nam więcej pozostaje? Ogłaszam koniec rozprawy. Proszę uwolnić oskarżonego.
- A co z tym zamachem na strażników?! - Krzyczał Nile.
- W raporcie było napisane, że to była obrona konieczna. Nie śmie wątpić. Lecz ty chłopcze... - Zwrócił się do Jean'a. - Musisz trochę zacząć panować nad sobą, bo to się może kiedyś źle skończyć. - Chłopak mu przytaknął. - Proszę go uwolnić.
Dwóch strażników rozkuło go, ale mieli takie miny, że można było się jeszcze czegoś spodziewać.
- Jean... - Jade była szczęśliwa... Przepchnęła się za swoimi towarzyszami i Dowódcą. Nie zważała na to, że wciąż Żandarmeria i Zackley są na sali. Biegła do Jean'a... Do kogoś, do kogo nie musi się wstydzić okazywania uczuć nawet przy swoich wrogach. Rzuciła mu się na szyję i płakała, ale ze szczęścia. - Jean! Udało się mówiłam! Mój Boże... jak się cieszę. Kocham cie... - Gdy wypowiedziała te ostatnie słowa z oczy poleciały jej strumienie łez.
- Ja ciebie też.. Mówiłem, że nigdy cie nie zostawię. - Przytulił ją mocno i skrył twarz w jej włosach.
- Młodzież... - Powiedział Zackley stając koło Erwin'a.
- Ta... - Odpowiedział i się zaśmiał pod nosem.
- A te raporty to tylko tak powiedziałem, żeby Dawk się nie burzył. Nic mi nie wysyłaj, wierzę w jego niewinność. - Wyszeptał i wyszedł.
- Ej gołąbki chcecie tu zostać? - Zawołał Eren i zaczął się śmiać.
- Już idziemy. - Odpowiedział Jean i wyszedł za nimi niosąc Jade na rękach.
- To jeszcze nie wasz dom, że przenosisz pannę młodą przez próg xD - Zgiął się w pół Armin, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
Gdy byli już na zewnątrz Erwin powiedział im, że mają godzinę dla siebie, bo musi coś załatwić. Zostawił ich i poszedł w swoją stronę.
- To co szwędamy się? - Zaproponował Eren.
- Hm... A.. Poczekacie tu chwile muszę coś szybko załatwić, wykorzystując okazje. - Powiedział Jean.
- Jean...?
- Spokojnie nie będę się w nic pakował. - Zaśmiał się.
- No dobra czekamy.
- Dzięki. - I poleciał.
Wrócił po około 7 minutach.
- Jestem.
- Oke a ten... To my pójdziemy z Arminem w jedno miejsce i nie będziemy wam przeszkadzać, pewnie chcecie pobyć sami... xd - Udawał brunet.
- Tak, właśnie. To do zobaczenia! - Dołączył się do niego Armin i poszli gdzieś.
- Mam pomysł. - Wyszeptał mu Eren. - Będziemy ich śledzić. Żeby się nie wpakowali w żadne problemy. Widziałeś miny tamtych ciuli jak go puścili? Żeby nie zrobiło się nieprzyjemnie...
- Racja... Ale musimy być dyskretni...
- To gdzie moja pani chce się udać? - Zapytał z uśmiechem chłopak trzymając ją za rękę.
- Nie mam pojęcia.. Może ty mnie zaprowadzisz w jakieś ustronne miejsce?
- To proszę za mną. - I poszli.
Tym czasem w kwaterze. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
- Nie gorąco ci tu? - Spytał Levi, białowłosą.
- Może trochę...
- To mam pomysł. - Podszedł do niej i podniósł. - Nie będziesz się tu dusiła. Idziemy na dwór, musisz powdychać świeżego powietrza. - Dziewczyna bała się nawet zaprotestować. Wyniósł ją na dziedziniec i posadził ją na murku. W oddali mogli zobaczyć treningi innych. Dziewczyna patrzyła zaciekawiona w tamtym kierunku.
- Jak ja bym chciała do nich dołączyć...
- Ty z Yeager'em będziesz miała treningi z moim oddziałem, w którym są Petra Ral, Oluo Bozad, Gunther Shultz i Eld Jinn. Z Petrą myślę, że się dogadasz, a na Oluo nie zwracaj uwagi, lubi mnie udawać ale los łaskawy i ciągle gryzie się w ten długi jęzor, więc na jakiś czas jest spokój.
- Chyba warto zapamiętać... - Powiedziała trochę rozbawiona.
- W razie czego masz Yeager'a ale lepiej trzymaj się mnie.
- Dobrze panie Kapralu. - Powiedziała śmiejąc się pod nosem.
- Ile razy mam ci powtarzać... Cała nauka od początku... Nie mówi do mnie pan...
Dziewczyna nie wytrzymała i zeskoczyła z murku. Zachwiała się ale nie upadła. Oparła się o ten mur i zaczęła powoli iść w stronę trenujących. Kapral ją wyprzedził. Szła powoli. Nagle się potknęła i
wpadła na Levi'a.
- Wyjaśnij mi jedną rzecz...
- Przepraszam... - Ale on jej nie słuchał.
- Jak to jest, że ciągle na siebie wpadamy?
- Też chciałabym wiedzieć... - Znajdowała się znów w jego objęciach i czuła się bezpiecznie... Chciała by tak zostało ale zaraz oprzytomniała i odskoczyła.
- Ode mnie się nie ucieka. - Powiedział. - A ty jeszcze masz problemy z chodzeniem więc wracaj tu. Nie mogę pozwolić, by mój członek oddziału uszkodził się na nie wiadomo ile.
Wracając do miasta.
Jade szła z Jean'em śmiejąc się. Spojrzała przed siebie i zauważyła grupę Żandarmów, na której czele szedł wysoki czarnowłosy chłopak, miał piwne oczy i opaloną skórę. Zmierzał w ich kierunku dość szybko. Brunetka się zatrzymała i pociągnęła swojego chłopaka. Była przerażona.
- Co się dzieje? - Spojrzał na nią i odgarnął włosy z jej twarzy.
- To on... John... Jean proszę chodźmy stąd... - Zaczęła go ciągnąć do tyłu ale było już za późno. Chłopak stał tuż przed nimi. Jean zmierzył go wzrokiem i schował Jade przed nim.
- No proszę, proszę kogo my tu mamy... - Powiedział ze splecionymi rękami. - Moja kuzyneczka we własnej osobie... - Jade jeszcze bardziej się schowała. - Nie chowaj się mała ździro! - Zaczął wymijać Jean'a ale ten go odepchnął.
- Zostaw ją lepiej. Dobrze ci radzę.
- Uważaj do kogo mówisz... A teraz przesuń się z łaski swojej. - Jean złapał John'a za koszule.
- Posłuchaj no! Nie będziesz mi mówił co mam robić, a od niej trzymaj się z daleka. Tylko ją tkniesz!
- Ahh no tak, zapomniałem... To ten nasz bohater co dla tej nic nie wartej małej szmaty prawie odciął rękę mojemu koledze. - Mówił sarkastycznie, a jego grupa się zaśmiała, - A, że on nie może ci się odwdzięczyć to ja mu pomogę. - Wyrwał mu się i odepchnął go. Zrobił zamach by mu przyłożyć ale Jean był szybszy i go powalił. - Tak pogrywasz? No to zobaczymy...- Wstał, a jakichś trzech chłopaków z tej grupki się rzuciło na Jean'a. Uderzył głową w polbruk. Z głowy zaczęła mu lecieć krew, tamci go posadzili i trzymali. John ukląkł przy nim i uderzył w twarz.
- Puść ją! - Szarpnął się Jean, ale tamci do trzymali dość mocno.
- Ani mi się śni... Zrobię z nią co będę chciał i nikt mi nie przeszkodzi. - Złapał ją za twarz i na siłę starał odwrócić jej głowę do niego. W Jean'ie już się gotowało, szarpnął tak mocno, że nie byli w stanie go utrzymać i upadli na ziemię. Zmierzał w kierunku John'a.
- Ostatni raz ci mówię... ZOSTAW JĄ! - Rzucił się na niego i obaj szarpali się po ziemi. Jade upadła kawałek dalej. Uderzyła głową w polbruk i zakręciło jej się w głowie. W oddali zobaczyła, że ktoś do nich biegnie ale nie była w stanie ocenić kto to.
- O rzesz! Spadamy! - Krzyknął jeden Żandarm widząc Erwin'a, który wyprzedził Eren'a z Arminem. Chłopaki podeszli do Jade, a Dowódca usiłował rozdzielić tłukących się dalej Jean'a i John'a.
- Mam powiedzieć twojemu Dowódcy co robisz? Nie będzie zadowolony uwierz mi. - Mówił z poważną miną Erwin. Chłopak się wyrwał i wściekły poszedł w swoją stronę. Dowódca westchnął i spojrzał na nich. - Czy wy jesteście takim rocznikiem, który nie potrafi wysiedzieć spokojnie? - Pomógł mu wstać, a chłopak poleciał do Jade.
- Jade... Nic ci nie jest...?
- Nie... Tylko trochę kręci mi się w głowie... Ale po za tym jest ok...
- Jakie nic... - Wziął ją na ręce i spojrzał na Erwin'a.
- Wracajmy, zanim znowu się w coś wpakujecie... - Powiedział i wszyscy ruszyli po konie.
Jean nie miał swojego, bo przyjechał z Żandarmerią.
- Pojadę z Jade, może wyglądam na gorzej poturbowanego ale nic mi nie jest. Boję się, żebyś ty sobie nic nie zrobiła, jakbyś zemdlała... - Powiedział do niej.
- W sumie to z kim innym miałbyś jechać? - Powiedziała uśmiechając się do niego.
- No racja. - Podciągnął klaczy popręg i posadził w siodle brunetkę, a sam usiadł za nią. - Jakby się coś działo mów...
- Dobrze szefie.- Zaśmiała się. Ruszyli za Dowódcą i do wyjazdu z miasta jechali ostrożnie.
Gdy z niego wyjechali Erwin podjechał do nich i zapytał czy dadzą radę galopować. Jade powiedziała, że zawsze i już jest dobrze, ale Jean wolał być ostrożniejszy i powiedział, że będą jechali trochę wolniej od innych. Dowódca pojechał na przody.
- A podgonimy ich potem?
- Jeszcze ci za mało wrażeń jak na jeden dzień?
- No... Troszkę... - Zrobiła słodkie oczka, odchyliła się do tyły, by mogła się oprzeć o Jena'a i objęła go. Pocałował ją w szyję,
- No to trzymaj się. - Pogonił trochę konia, a dziewczyna złapała się grzywy.
Było już po szóstej wieczorem, zaczynało się już robić chłodno. Iris zaczęła się trochę trząść. Levi okrył ją swoją peleryną.
- Mam nadzieję, że teraz będzie ci cieplej.
- Dziękuję...
- Nie ma o czym mówić.
- Zastanawiam się kiedy oni wrócą...
- Niedługo powinni wrócić z Erwin'em nie powinni zginąć.
Nagle usłyszeli stukot kopyt. Iris zeskoczyła z murku ale Levi ją złapał w locie, spojrzała na niego.
- Ile razy mam ci mówić, że sama nie będziesz chodzić. - Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku stajni. Iris była w szoku... Może kapral naprawdę ją lubi... Chociaż... Może po prostu jest dla niej miły, na prośbę Erwin'a.
-*Kurde... Jak Jade mnie zobaczy w ramionach Levi'a to już nigdy mi nie da spokoju... Jest jeszcze szansa może nic nie widziała,,.* Kapralu proszę postaw mnie... - On dalej ją niósł.- Postaw mnie... Postaw błagam...- Zaczęła się wyrywać.
- Chyba żartujesz. Zaraz znowu wywiniesz orła i przedłużysz sobie okres obijania.
- Ale... Co sobie Dowódca pomyśli?
- Mam na to wywalone.
-*Cholera... To nie może tak wyglądać...* - Zaczęła wyrywać i upadła na trawę.
- Eh... Jak sobie coś zrobiłaś, to będziesz miała ze mną do czynienia. - Pomógł jej wstać ale już o własnych siłach dokuśtykała do przybyłych. Oni zsiedli z koni, a Jean pomógł Jade zsiąść.
- Ooo kogo moje oczy widzą! - Zaśmiała się brunetka. - Już latasz po dworze? I to nie z byle kim xD - Kapral udał, że tego nie słyszał i podszedł do Erwin'a.
- A ja widzę, że wy dwoje dorobiliście się kilu krwiaków. Co się stało?
- To... Opowiem ci wszystko od początku w pokoju...
- Niech ci będzie. A w ogóle, dobrze, że już jesteś z nami, bo ona od zmysłów odchodziła. - Zwróciła się do Jean'a.
- Tak, tak... Może... My już pójdziemy... Po za tym.. Ty też musisz mi opowiedzieć kilka rzeczy związanych z tym dniem ( ͡° ͜ʖ ͡°) - Brunetka szturchnęła łokciem białowłosą.
Jean podszedł do Jade i pocałował ją w czoło.
- To do zobaczenia, Królewno, idź odpoczywaj, ja zajmę się koniem.
Ona uwiesiła mu się na szyi i pocałowała.
- Dobrze mój Książę, to do jutra. - Mrugnęła i pomogła iść Iris. Chłopak westchnął patrząc jeszcze przez chwilę jak odchodzą. Oprzytomniał kiedy klacz dmuchnęła mu w twarz.
- Już idę cię rozsiodłać wybacz... - I poszedł do stajni, prowadząc ją.
Dziewczyny dotarły do pokoju, przebrały się w piżamy i Jade opowiedziała Iris jak naprawdę było z jej przeszłością i przeprosiła, że wcześniej jej o tym nie powiedziała. Iris ją zrozumiała i nie miała tego za złe. Wiedziała, że brunetce trudno o tym mówić. Potem zapytała jak nabawiła się świeżych ran, a Jade jej opowiedziała wszystko co się działo w mieście...
~Kel