poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział XII Chwila szczęścia dla rozpaczy


(UWAGA! Podczas jednego momentu występującego w tym rozdziale do klimatu oraz wygody można włączyć ''Tytanową muzyczkę'' nr. 3, ''Shingeki no Kyojin - Reluctant Heroes [Polish Cover]''
jej wykonawczynią jest Saiko Yume, której bardzo dziękujemy, że pozwoliła nam użyć tej piosenki wraz ze słowami ^^ Pozdrawiamy serdecznie Saiko :*
By odwiedzić kanał Saiko po wybraniu nuty nr. 3 kliknijcie napis ''Tytanowa Muzyczka'')



 Ten rozdział jest nieco dłuższy niż pozostałe i pisałam go 3 dni ale mam nadzieję, że nie macie nie przeciwko temu. Niedługo rozdziały powinny wrócić do normy xD I przepraszam, że tam szybko zmieniam wydarzenia ale jak nie wiem co mam opisać to przechodzę dalej i tak potem wychodzi xD Mam tylko nadzieję, że was tym nie zniechęciłam do opowiadań. Dziękuję za uwagę i życzę miłego czytania xD
Aha i jeśli napotkacie em... ''Dziwne'' fragmenty to nie zwracajcie na nie uwagi xP)



  Eren trafił pod opiekę lekarzy, którzy za wszelką cenę starali się go utrzymać przy życiu. Po przyjeździe Zwiadowców odbyła się również rozprawa na której mieli zadecydować co dalej z chłopakiem. Jako świadków wezwali Armina i Mikasę. Po zakończeniu rozprawy nie powiedzieli co tam się działo tylko, że Eren trafi do Zwiadowców i, że jeśli jego ciało się zregeneruje to powinien wrócić do żywych. Jade prosiła Iris by ona spróbowała coś wyciągnąć od Erwin'a albo Levi'a ale to nic nie dało... Wszyscy milczeli jak zaklęci...
   Gdy oni byli w sądzie reszta pomagała w odnajdywaniu i identyfikacji zwłok, które potem były palone, by nie wybuchła epidemia. Wszyscy chodzili głównie w parach albo małych grupkach. Białowłosa chciała być tylko z Jade ale nie dało jej się odłączyć od Jean'a.
- Kto by pomyślał, że będę musiała kiedyś taszczyć zwłoki... - Westchnęła brunetka.
- Jakby to powiedział Reiner: ''To nasz żołnierski obowiązek''. -  Zaśmiała się Irys i stuknęła łokciem Jade. Jean gdy usłyszał to imię od razu zrobił się zły. - Co jest? Masz z nim na pieńku czy co?
- A co ci do tego? - Spytał zdenerwowany.
- Nic. Może po prostu nie chcę, żebyś psuł atmosferę swoimi humorkami?
- Ej spokój... - Chciała ich uspokoić brunetka, ale nie słuchali jej. Uznała, że to nie ma sensu i poszła na przód, zostawiając ich. Szła przed siebie, gdy nagle coś przykuło jej uwagę.
- O mój Boże... Ale... Jak? To nie możliwe... Jean... Jean! - To co zobaczyła wstrząsnęło nią.
Chłopak gdy usłyszał, że go woła od razu do niej pobiegł, a za nim Iris.
- Co się... - Nie był w stanie dokończyć. Widok jaki zastał odebrał mu mowę. Stał jak sparaliżowany.
- Czy to... Marco...? - Spytała białowłosa.
- Ale... Jak, dlaczego?! Przecież on był cały czas z nami, niby kiedy i jak?! Marco... - Jean upadł na kolana. Brunetka go przytuliła.
- Tak mi przykro... - Wyszeptała.
- Musimy go stąd zabrać... Tylko... - Białowłosa miała zapytać jak ale podeszła do nich kobieta, która zapisywała nazwiska osób poległych.
- Kadeci znacie jego imię? Jeśli tak powiedzcie szybko, wiecie jakie jest zagrożenie.
Dziewczyny spojrzały na siebie, a chłopak wstał i patrząc na kobietę powiedział:
- Należący do 104 jednostki treningowej. Kapitan oddziału 19, Marco Bott.
- Cieszę się, że wiedzieliście, poczekajcie aż specjalna służba przyjdzie po ciało. - Odeszła by powiadomić służbę gdzie mają się udać po ciało.
- Nie wierze... To nie może być prawda...
- W tych czasach nic nie jest proste, ale trzeba iść dalej. Jeśli się zatrzymasz na tym rozdziale swojego życia, nie dożyjesz jutra. Ja się tego trzymałam i dlatego jestem tu gdzie jestem. - Powiedziała spokojnie Iris patrząc na nich z góry.

   Wieczorem odbyło się palenie ciał, a następnego dnia wszyscy przygotowywali plac na którym miała odbyć się ceremonia, podczas której Kadeci dołączali do wybranych przez siebie dywizji.
Jade siedziała wtulona w Jean'a.
- To nasz ostatni wspólny wieczór... Ty chcesz dołączyć do Żandarmerii, ja do Zwiadowców... - Westchnęła. - Szkoda, że mieliśmy tak mało czasu... I to tak naprawdę moja wina...
- Przestań! To nie była twoja wina, poza tym nigdzie się bez ciebie nie wybieram. - Dziewczyna spojrzała na niego. - Pójdę za tobą na koniec świata. Dlatego dołączę do Zwiadowców... Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.
- Jean... Przepraszam... Gdyby nie ja nie musiałbyś się narażać...
- To nie jest ważne jeżeli będziesz przy mnie... - Pocałował jej dłoń i położył na swoim sercu. - Bez ciebie nic nie miałoby sensu...
Już mieli się pocałować ale pojawiła się Iris i odsunęli się od siebie jak poparzeni.
- No już to tylko ja. Zaraz się zaczyna więc lepiej chodźcie . A i jeśli to miał być ''pocałunek na pożegnanie'' to nie patrzcie na mnie, nie przeszkadzam. - Zaśmiała się Iris i zaczęła iść pod scenę.
- Żadne pożegnanie. - Na słowa brunetki, białowłosa się zatrzymała. - Jean dołącza do Zwiadowców.
- Jednak porzucasz wygodne życie? - Zdziwiła się Iris.
- Tak. Zdziwiona? Nigdzie się... - Białowłosa mu przewała.
- Nie ważne... Słodźcie sobie ale BEZE MNIE jasne? - Szybkim krokiem odeszła. Oni się zaśmiali i trzymając się za ręce udali się za białowłosą.
   Dowódca Erwin Smith nie był osobą, która dużo opisuje, woli konkrety więc nie mówił zbyt wiele. Po około piętnastu minutach przeszedł do najważniejszej części...
- Osoby, które do nas dołączą już za miesiąc wezmą udział w wyprawie za mur. Spodziewamy się, że około 30%  żołnierzy z niej nie wróci, a za cztery lata większość rekrutów będzie już martwa. Lecz ci którzy przetrwają staną się żołnierzami trudnymi do zabicia. Osoby, które nadal chcą ryzykować swoje życie, niech tu zostaną. Ale zadajcie sobie jedno pytanie: Czy chcecie ofiarować swoje bijące serca ludzkości? - Zrobił się szmer. Każdy musiał podjąć szybko decyzję. -  To wszystko. Jeśli chcecie dołączyć do innych dywizji możecie odejść. 
Niemal wszyscy postanowili odejść
- * Kiedyś pewnie zrobiłbym to samo... Ale dałem słowo i go dotrzymam!* - Bił się z myślami Jean.
Dowódca znów zabrał głos.
- Czy będziecie gotowi zginąć, jeśli dostaniecie taki rozkaz?
- Nie chce umierać! - Krzyknął ktoś z tłumu.
- Rozumiem. - Skinął głową Erwin. - Podobają mi się wasze spojrzenia. - Uśmiechnął się co robi dość rzadko.
- Witam wszystkich tu obecnych w oddziale Zwiadowców! Czas na prawdziwy salut! Ofiarujcie swoje serca!
- TAK JEST! - Wszyscy zasalutowali razem z nim.
- Świetnie się spisaliście przezwyciężając strach. Jesteście odważnymi żołnierzami. Zyskaliście mój szacunek. 


Do dywizji Zwiadowców dołączyli: Iris, Jade, Jean, Mikasa, Armin, Reiner, Bertholdt, Sasha, Connie, Christa, Imir i jeszcze piętnaście innych osób.


   Rano wszyscy udali się do Kwatery Zwiadowców. Pierwotnie był to zamek ale go przebudowali. Mimo to nadal zachwycał swoim wyglądem.

                      

Na miejscy każdy dostał swój nowy mundur ze Skrzydłami Wolności i przydział do pokoi. Na polecenie Erwin'a Iris miała pokój z Jade. Obiecał jej rodzicom, że się nią zaopiekuje po ich śmierci i chciał, by mogła spędzać więcej czasu z przyjaciółką i nie była sama.
Wszyscy po zaniesieniu swoich rzeczy do pokoi i przebraniu się chcieli wiedzieć co z Eren'em.
Chłopak leżał w jednym z pokoi, był nieprzytomny ale oddychał. Mikasa usiadła przy nim, Armin stał za nią, a reszta gdzieś zboku. Każdy był w dość  smutnym nastroju... Po dziesięciu minutach przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział by się rozeszli i dali mu odpoczywać. Mikasie i Arminowi pozwolił zostać. Każdy poszedł do siebie. Na korytarzu zostali tylko Iris, Jade, Reiner, Berthold i Jean. Nieco dalej w ciemniejszym zakątku stała grupa Zwiadowców i o czymś rozmawiali.
- W sumie to zrozumiałe...- Zaczął Reiner.
- Cii... - Uciszała go Iris. -  Gadają o tym... Chodźcie podejdziemy bliżej i może uda nam się dowiedzieć czegoś więcej, - Wszyscy przytaknęli. Pierwsza szła Iris, tuż za nią Jade, a chłopaki na końcu.
- Ten sztylet należał do niego! Sam widziałeś inicjały L. A. kto inny może takie mieć?! W dodatku były na nim Skrzydła Wolności, a z tego co te dzieciaki mówiły to na pelerynie też. Znajdź mi drugą osobę wśród nas z takimi inicjałami! Mi przychodzi na myśl tylko jedna osoba. I przecież odłączył się od nas gdy byliśmy za murami. - Mówił jeden wzburzony.
- Może dostał rozkaz od dowódcy... A sztylet ktoś mu ukradł czy coś... -  Starał usprawiedliwiać podejrzanego drugi.
- Ta jasne! Mówię wam to Levi Ackerman! - Upierał się tamten.
Gdy Iris usłyszała to imię była w głębokim szoku. Dlaczego niby Kapral Levi miałby zabijać Eren'a?? Przecież to się mija z celem. Zaczęło się w niej gotować. Już szła im przywalić i wykrzyczeć w twarz jakim prawem oskarżają Levi'a. Jade musiała ją siłą stamtąd wyciągnąć. Gdy byli już za zewnątrz puściła ją.
- Jakim prawem. Oni. Oskarżają. Levi'a?! - Trzęsła się z wściekłości białowłosa.
- Spokojnie przecież i tak nic mu nie mogą zrobić bez zgody Erwin'a. A podejrzewam, że on o tym wszystkim wie. - Starała się nad nią zapanować brunetka.
Ku ich zdumieniu przy koniach stał Kapral, a w jego stronę szli ci sami mężczyźni, których grupa podsłuchiwała na korytarzu. Levi spojrzał na nich przelotnie i wrócił do swojego konia. Dla nich to był znak. Dwóch go złapało, a ten który wcześniej go oskarżał uderzył go w twarz. Następnego ruchu już nie był w stanie wykonać bo rozwścieczona Iris się na niego rzuciła. Kapral jak i grupa młodych Zwiadowców była w lekkim szoku.
- Jak śmiałeś go uderzyć?! Czy ty wiesz kto to jest?! - Dziewczyna wyprowadziła cios i przyłożyła mu prosto w szczękę. Jade nie mogła na to patrzeć i poleciała ją odciągać ale to nic nie dało. Jean jej pomógł i gdy już ją trzymali mężczyzna wstał i zaczął się wydzierać.
- Co ty sobie gówniaro myślisz?! Że możesz tak podchodzić sobie do wyższego stopniem i się z nim bić?! - Zamachnął ręką nad jej głową ale Reiner chwycił go za łokieć.
- Nie radzę. - Powiedział spokojnie. Mężczyzna spojrzał na niego i wyrwał się chłopakowi. Iris nie wytrzymała i wykorzystując moment, w którym facet znów się do niej odwracał i splunęła mu w twarz.
- Ty!
- Dość! Zostawicie ją i wypuśćcie mnie. - Odezwał się w końcu Levi.
- O nie... Nie ma tak dobrze. Ty idziesz do lochów byś już nikogo nie zabił, a ona do dowódcy i wyleci stąd tak szybko jak się pojawiła! - Zaczął machać palcem w stronę białowłosej.
- Chyba cie pogrzało. Ona jest tu właśnie przez Erwin'a, a ja się nigdzie nie wybieram. -  Szarpnął by się wyrwać ale go mocno trzymali.
- Akurat. - Prychnął facet i polecił by go zabrali. - A wy macie przerąbane. Było ze mną nie zadzierać. - I odszedł.
- Ja pierdole... To jest jakaś komedia czy co? - Rzucił Reiner.
- Nie pierdol bo ci się rodzina powiększy. - Odpowiedział mu szybko już zdenerwowany Jean. - Ale muszę się z tobą zgodzić. W ogóle jakim prawem oni od tak sobie mogą go zamknąć?
- Nie obchodzi mnie to! Idziemy do Erwin'a i to już bo zaraz znowu komuś przyłożę! - Białowłosa trzęsła się z wściekłości.
Bez zastanowienia ruszyli do gabinetu Erwin'a Smith'a. Nie mieli wyboru, nikt przy zdrowych zmysłach nawet by nie protestował będąc w zasięgu Iris zwłaszcza w takim stanie. Na miejscu spotkali tylko Hanji.
- Przepraszam, że przeszkadzamy... Jest może dowódca Smith? - Zapytała ją brunetka.
- Nie ma. Jak tylko przyjechał z wami dostał wiadomość i musiał wrócić. Ale może ja mogę wam jakoś pomóc?
- Co?! Ale... - Zaczęła Iris.
-  A wiadomo kiedy wróci?
- Niestety nie.
- Kurde...To nie przeszkadzamy... Chodź Iris. -Brunetka zaczęła ciągnąć białowłosą do pokoju.
Już wszyscy mieli się rozdzielić gdy przyleciał Armin.
- Eren... On... - Nie był w stanie wydusić z siebie słowa, było to spowodowane szalonym biegiem i samą wiadomością.
- Co z nim? - Zapytał Bertholdt. Z oczu Armina poleciały strumienie łez, a on sam upadł na kolana.
- Jego serce... Stanęło... Eren odszedł! - Zacisnął zęby i schylił głowę.
Każdego zamurowało... Dlaczego akurat teraz?
- I co teraz z nim zrobią? - Chciał wiedzieć Reiner.
- Hanji powiedziała, że będziemy czekać i zobaczymy czy się zregeneruje, ale jak skoro on już nie żyje?!
Wszyscy stali w milczeniu. Reiner i Bertholdt zabrali Armina do jego pokoju by się uspokoił, Jade spojrzała na Jean'a, puściła jego dłoń i weszła z Iris do ich pokoju.
- Najpierw akcja z Levi'em, teraz Eren... Co jeszcze może się stać?! - Iris padła twarzą w poduszkę. -Ja już nie wiem co mam o tym myśleć...
- Jednak się zakochałaś w Kapralu... Byłaś w stanie dla niego zabić...
- Daj mi spokój... Jeśli to nie jest dla ciebie problem chcę zostać sama...
- Jasne... Tylko nie rób nic głupiego... -  Brunetka rzuciła jej szybkie spojrzenie i wyszła. Sama musiała pozbierać myśli. Postanowiła pójść do stajni, wśród koni zawsze czuła się bezpieczna. Usiadła przed boksem klaczy która została jej przydzielona jako jej rumak. Koń najwyraźniej czuł, że coś ją gryzie, wpatrywała się w brunetkę cały czas jakby chciała wysłuchać jej problemu.
Było dobrze po dwudziestej drugiej. Dziewczyna wpatrywała się w niebo i zaczęła śpiewać...
(Teraz można posłużyć się instrukcją i posłuchać pięknego głosu Saiko :*
PS: Nie będę pisać całej piosenki gdyż zajęłoby to za dużo miejsca ale możecie słuchać do końca i uznajmy iż Jade zaśpiewała całą xd)

Koszmar to na jawie, gdy 
Na oczach twych bliscy
Oddają swoje życie przedwcześnie
Z mych wspomnień gruba sieć
W niej znowu plątam się
Lecz widzieć Cię chcę
Lecz słyszeć Cię chcę

Pamiętam tamten dzień
Koszmar to na jawie
Gdy na mych oczach umierali
I za bezsilność swą
Dziś nienawidzę się
Lecz widzieć Cię chcę
Lecz słyszeć Cię chcę

Nie patrz wstecz
Na to, co nie wróci
Nie bój się
Bo na to przyjdzie czas
Wiec zamknięci
W sobie przeżyjmy to
Gdyż każdy z nas swoją 
Tragedię ma...

Mówiłaś, że jeśli uwierzę
To dam radę osiągnąć swój cel
Lecz gdy nie ma Cię,
Wierzyć nie umiem
Gdy patrzę na swe porażki


Gdy dziewczyna skończyła śpiewać, ktoś do niej podszedł.
- Ślicznie śpiewasz. - Powiedział.
Brunetka się trochę przestraszyła, ale uspokoiła się gdy zobaczyła kto za nią stoi.
- To ty Jean... Co tu robisz? 
- Słucham jak najpiękniejsza Zwiadowczyni śpiewa piosenkę adekwatną do sytuacji. - Delikatnie zepchnął ją na ziemię, a następnie pocałował. Dziewczyna zawiesiła jedną rękę na jego szyi i dała się nieść zmysłowemu pocałunkowi. Chciała by ta chwila trwała wiecznie ale przypomniała sobie o czymś. O czymś co powinna zrobić już dawno... Oderwała się od niego. Uznała, że to chyba dobry moment i powinna mu powiedzieć nieco o swojej przeszłości. Powinien wiedzieć dlaczego tak kiedyś zareagowała.
- Jean... - Usiadła.- Ja... Powinnam była zrobić to już dawno ale się bałam... Myślę, że za długo z tym zwlekałam i... Przepraszam...- Powiedziała spuszczając wzrok.
- Za co? - Nie krył zdziwienia chłopak.
- Za to... Że trzy lata temu uderzyłam cie w twarz gdy ty chciałeś mi tylko pomóc... I potem tak chamsko poszłam z Reiner'em, a to ty pierwszy do mnie podbiegłeś... Potem się unikaliśmy... Ja bałam się podejść...
- Ja bałem się cie znowu skrzywdzić... Ale gdy na tym pierwszym wyjeździe  opatrywałaś mi rękę, powróciła we mnie wiara, że może jednak jest jeszcze choć cień szansy...
- To jak... Wybaczysz mi...?
- Nie muszę ci nic wybaczać, ale jeśli tak chcesz pogrywać to pod jednym warunkiem.
- Jakim...?
- Jade Braun czy zostaniesz moją dziewczyną? - Ukląkł na jedno kolano i delikatnie wziął jej dłoń.
- Hm... A Jean Kirschtein zasłużył? - Zaśmiała się, popchnęła go na ziemię, położyła na nim i namiętnie pocałowała. Po chwili chłopak się przeturlał i teraz on był górą.

- Mam to uznać za tak? 

-Chyba, że wolisz inaczej... - Droczyła się z nim. Dziewczyna pociągnęła go za koszulę. Ich wargi się zatknęły. On odwzajemnij pocałunek, który trwał dłuższą chwile. Byli tacy zakochani, że za nic nie chcieli go przerwać.
W końcu po dłuższej chwili się trochę uspokoili i leżeli koło siebie wpatrzeni w nocne niebo. Jean spojrzał na brunetkę, Widział, że coś ją jeszcze dręczy.
- Co jest? Widzę, że coś cie trapi...
- Bo... Sprawy zaszły jak zaszły, a ty tak naprawdę nic o mnie nie wiesz... O mojej przeszłości... I dziwnie się z tym czuje jakbym coś ukrywała...
- Nie chciałem naciskać zwłaszcza, że możesz chcieć o tym zapomnieć.
- O tym nie da się już zapomnieć, ale można zastąpić złe wspomnienie na dobre... Jeśli się zgodzisz...
- Jeżeli to pomoże ci zapomnieć zgadzam się na wszystko.
- Boję się... Ale warto spróbować, tylko może zacznijmy od początku:
   Mieszkałam z rodzicami w małym domku w górach... Nie byliśmy bogaci ale to się nie liczyło... Cieszyłam się każdym dniem spędzonym w gronie rodzinnym. Niczego mi nie brakowało. Każdy dzień był niczym sen z którego nie chciałam się budzić... Ale rzeczywistość sama dała o sobie znać. Noc wydawała się spokojna jak zawsze... Tyle, że było zupełnie inaczej... Obudził mnie jakiś hałas, pobiegłam do okna i zobaczyłam tytana pędzącego wprost na nasz dom. Byłam przerażona. Już miałam biec do rodziców gdy ten odmieniec staranował nasz dom. Nie pamiętam co się działo wiem tylko, że udało mi się jakimś cudem uciec i schowałam się w jakiejś dziurze, z której widziałam jak...- Przełknęła ślinę, a z oczu poleciały jej pojedyncze łzy. - Moi rodzice byli pożerani... W tamtej chwili czułam jak mój świat się burzy... Już nic się nie liczyło... Zaczęłam uciekać. Zbiegałam ze wzgórza, nic nie widziałam przez łzy. Potknęłam się i sturlałam na sam dół... Znalazłam się na jakiejś polanie, na której było stado koni. Wiedziałam, że tytani nie atakują zwierząt dlatego uznałam, że zostanę tu z nimi jakiś czas... Wiem, że to dziwnie zabrzmi ale zaprzyjaźniłam się z jedną klaczą, która pilnowała mnie jak źrebaka. - Na to wspomnienie lekko się uśmiechnęła.- No ale ja mam takie cholerne szczęście, że po tygodniu znalazł mnie ten sam tytan, który zniszczył mi życie. Klacz chciała mnie bronić, pozwoliła mi się dosiąść i zaczęłyśmy uciekać. Galopowała do murów. Nie wiedziałam skąd zna drogę ale nie myślałam wtedy o tym. Gdy byłyśmy już na otwartej przestrzeni tytan nas dopadł. Kopnął ją i obie poleciałyśmy dobre pięć metrów do przodu... Nie mam pojęcia jak przeżyłyśmy. Spojrzała na mnie i zarżała jakby chciała mi powiedzieć, że mam się nie zatrzymywać, a sama mimo tego, że ledwo wstała poleciała na tytana. Zabił ją w mgnieniu oka. Biegłam przed siebie i starałam się nie odwracać. Biegłam do bramy, która na szczęście była otwarta. Ktoś z oddziału stacjonarnego zauważył mnie i tytana. Uratował mi życie.
- Dziękuję panu... - Mówiłam przez łzy.
- Nie masz za co, to mój obowiązek. Nie mam pojęcia co tam robiłaś sama ale szkoda mi twojego konia.
Gdy to usłyszałam od razu się odwróciłam. Zanim brama została zamknięta zdążyłam zobaczyć jak klacz leży już martwa... Jej jedwabista, izabelowata sierść była cała we krwi... Upadłam na kolana i skryłam twarz w dłoniach.
- Już dobrze, nie płacz, masz tu może jakąś rodzinę?
Tak miałam... Ciotkę, która mnie nienawidziła... Uważała za dzikusa i zero. Byłam dla niej niczym. Traktowała mnie jak śmiecia, zresztą jej synek tak samo... Znęcał się nade mną, bił, upokarzał.
Nie bałam się tego, że mnie bił tylko tego co o mnie mówił...
- Ból psychiczny zostawia większe ślady niż fizyczny... Wiedział jak cie wykończyć... Chu...- Nie zdążył dokończyć Jean, bo dziewczyna zaczęła mówić dalej.
- Ale na tym się nie kończyło... Przychodził do mnie co parę dni i bił do nieprzytomności, a potem...-Przytuliła się do Jean'a i skryła twarz w jego koszuli. - Potem mnie gwałcił... Gdy się chciałam bronić rzucił mną o ziemię, ja uderzyłam w coś głową... Nie pamiętam co się dalej działo. To trwało około miesiąc... Potem poszedł do wojska i został Żandarmem... Pamiętam jeszcze jak kiedyś przyszedł z koleżkami. Miał wtedy zaledwie piętnaście lat, a przyszedł tak nawalony, że bałam się co teraz wymyślą. Schowałam się i czekałam aż sobie pójdą, jednak on przyszedł po mnie, wyrywałam się i krzyczałam ale nikogo po za nimi nie było w domu. Bili mnie i kopali, gdy myśleli, że jestem nieprzytomna zostawili mnie i uciekli... Gdy on poszedł do tego wojska ja miałam trochę wytchnienia ale była jeszcze ciotka, która non stop mnie poniżała i obwiniała o wszystko. Gdy Maria została zniszczona, postanowiłam się zemścić na tych bestiach i dlatego wstąpiłam do wojska i od razu wiedziałam, że chcę dołączyć do Zwiadowców... No i już potem wiesz jak wszystko było...
   Chłopak przytulił ją mocno.
- Gdybym tylko go znalazł to bym go zabił! Nikt nie będzie cie krzywdził! - Mówił wzburzony Jean.
- Cieszę się, że cie poznałam... Przy tobie czuję się bezpieczna.
- I zrobię wszystko, by tak zostało... Wiesz... ja też powinienem ci o czymś powiedzieć ale może innym razem. Dużo się dziś wydarzyło. Powiedz, jak mogę ci pomóc zapomnieć o tamtym koszmarze.
Dziewczyna przełknęła ślinę i westchnęła.
- Bo widzisz... Może to idiotyczne ale nie mam pojęcia jak to działa bo straciłam niemal wszystko co pozwalało mi być szczęśliwą, w moim życiu był tylko ból i strach... I zastanawiam się czy można te złe... przeżycia zastąpić podobnym ale takim które nie sprawia bólu i nie jest wymuszane...
- Czekaj, zaraz... Czy ty chcesz powiedzieć, że... Ty chcesz... - Otworzył szeroko oczy i patrzył na nią w lekkim szoku.
- Wiem, że to głupie...
- I to nie wiesz jak bardzo. Jade ja nie mogę... A jeśli przez to jeszcze bardziej będą wracać te wspomnienia? Nie chcę cie ranić...
- Ale własnie może tak uda mi się zapomnieć. Zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej powracają... Na przykład wtedy w Trost'cie gdy prawie zginęłam... Proszę... Zrobisz to dla mnie...?
- Jade... Boje się, a jeśli...?

- Ja też ale spokojnie nic mi nie będzie... Jean?

Chłopak złączył dłonie i oparł o nie głowę.  Nic przez chwilę nie mówił. Musiał zebrać myśli.
-...Nie wiem co mam o tym myśleć... - Westchnął. Przecież zależało mu na tym by była szczęśliwa i chciał jej pomóc zapomnieć o wszystkim co ją kiedyś spotkało. - Dobrze... Ale jeśli cie zaboli albo, no wiesz... To od razu masz mi powiedzieć i przerwiemy to i nie proś o to więcej, nie chce ci zadawać bólu. Jasne?
Dziewczyna nie wiedziała co ma powiedzieć. Wiec tylko przytaknęła. Chłopak ją popchnął na ziemię.
- Jesteś tego pewna?
- Zapytasz jeszcze raz, a uznam, że masz coś do mnie.
- Do ciebie nigdy. - Zaczął ją namiętnie całować, dziewczyna oddała się mu. W końcu go kochała i ufała jak nikomu. Zdjęli sobie nawzajem kurtki, a potem on zaczął rozpinać jej koszulę... (Potem krok, po kroku wiadomo co było ( ͡° ͜ʖ ͡°) xDD)


   Jade obudziła się rano przykryta peleryną, wtulona w Jean'a. Był przyjemnie ciepły, za nic nie chciała się od niego oderwać.
- Która godzina?
- Około szóstej. Niedługo zaczną się schodzić ludzie. Może powinniśmy...- Nie dokończył, bo dziewczyna wstała, gdy usłyszała, że zaraz zaczną przychodzić ludzie, a wtedy okrywająca ją peleryna spadła. (Ups przypał xD) - Się ubrać... - Jade szybko schyliła się po nią i okryła by zasłonić swoje nagie ciało.
- Chyba masz rację... - Brunetka zrobiła się cała czerwona, zabrała swoje rzeczy i schowała w boksie swojej klaczy. Szybko się ubrała. Podeszła do niego i oddała mu peleryna. Ona swoją zostawiła w pokoju. Wziął ją i przewiesił przez drzwi jednego z boksów.
- Jak się czujesz? - Spytał, trzymając ją za ręce.
- Dobrze. Dzięki temu, że to byłeś ty ani przez chwilę nie przypomniało mi się tamto u ciotki.
- Nie sądziłem, że to ci pomoże. Myślałem, że waśnie będzie odwrotnie.
- Widzisz, ja jestem nietypową osobą. Ze mną zawsze jest inaczej. - Ich wargi się zatknęły w delikatnym pocałunku.
- Czemu chwile spędzone z tobą nie mogą trwać wiecznie...?
- Też się nad tym zastanawiam... Ale musimy wrócić do rzeczywistości, gdzie ludzie muszą walczyć o życie, a każdy dzień to nowe wyzwanie.
Stali tak jeszcze chwilę, do momentu kiedy przyszła Iris.
- Tu jesteś. Gdzie byłaś całą noc? Martwiłam się. Wyszłaś i nie wróciłaś. - Białowłosa podeszła do nich.
- Nie ma takiej potrzeby. Ze mną jest bezpieczna. Zresztą sama mówiłaś...
- Tak pamiętam. - Pomachała ręką, by się już uciszył.- Byliście tu całą noc...? Sami?
- No, tak... A co? - Spojrzał na nią.
- Nic, nic... A mogę ją już zabrać? Tak? To super dzięki. - Nie czekając na odpowiedź pociągnęła za sobą brunetkę, która spojrzała na chłopaka i omal się nie wywaliła. On westchnął, zabrał pelerynę i poszedł do swojego pokoju.
   Gdy dziewczyny też dotarły do swojego Iris ją w końcu puściła i zaczęła wywiad.
- Dobra mamy chwilę zanim przyjdzie Reiner i pójdziemy na śniadanie.
- Co...?
- Gówno w zoo. Co wy tam robiliście, że nie przyszłaś do pokoju?
- No... nic.
- Jak to nic?
- No normalnie... Rozmawialiśmy... I opowiedziałam mu o sobie, bo się dziwnie z tym czułam, że nic o mnie nie wie.
- Yhym... Ej chwila. Co masz na szyi?
- Nic. - Poprawiła kołnierz.
- Czy to jest...?
- Nie?!
   Pod drzwi podszedł Reiner, już miał zapukać, gdy usłyszał jakieś krzyki. Postanowił trochę podsłuchać i się dowiedzieć o co znowu poszło.
- Co ty sobie myślałaś?! Ile ty masz lat?!
- Co ci do tego! Nie twoja sprawa!
- A może jednak! Zrobiliście to czy nie?!
Jade nie wytrzymała, podeszła do drzwi zanim wyszła odpowiedziała:
- Tak! Zadowolona?! - Wyszła trzaskając drzwiami i wpadła na chłopaka stojącego pod nimi.
- Wybacz nie zauważyłam cie. - Powiedział zdenerwowana.
- Nic się nie stało. Idziecie na...
- Z nią nigdzie nie idę -.- - Rzuciła i wyszła.
Blondyn westchnął i wszedł do ich pokoju.
- O co poszło?
- O nic. Nie ważne.
- Przecież słyszałem.
- To po co pytasz?  Chcesz ode mnie usłyszeć, że Jade jest nieodpowiedzialna i głupia? To proszę bardzo.
- Ej daj już spokój... -Westchnął. - Dobra, nie ważne idziemy? Po drodze mi powiesz jak chcesz.
- Ta... Sorry...
- Mi to mówisz? Chyba powinnaś przeprosić Jade.
- Wiem... Potem ją znajdę...

   Gdy szli korytarzem Reiner zauważył Jade z Jean'em. Iris ich nie widziała więc on jej powiedział, że musi iść coś załatwić. Białowłosa nie dała się zbyć i zaczęła go śledzić.
   Para siedziała na dziedzińcu. Blondyn już miał dość czekania. Podszedł do nich szybkim krokiem. Jean wiedząc go zapytał tylko nie patrząc mu w oczy:
- Chcesz coś od nas?
- Ty już dobrze wiesz co. - Złapał go za kurtkę i przycisnął do muru.
- Reiner co ty robisz?! - Jade wstała, podeszła do niego i złapała go za ramię.
- Jade to on zabił Eren'a!
- Co?! - Krzyknęła para. Reiner mocniej go przycisnął.
- Jade, przecież widziałaś, że wtedy go z wami nie było, a pelerynę i sztylet zawsze mógł ukraść jak Zwiadowcy latali za tobą i Iris! Nie zauważyłaś jak się dziwnie zachowywał?
- Co ty gadasz?! Posłuchaj siebie! Po za tym to ty od pewnego czasu się dziwnie zachowujesz! Puść go! - Krzyczała brunetka. - Czemu tak nagle sobie to przypomniałeś i zacząłeś go oskarżać przy mnie?!
-  Jade... Kiedyś zrozumiesz. A teraz trzeba wypuścić Levi'a.
Iris podeszła do Jade, odczepiła ją od blondyna i przytuliła.
- Jean.. T-to prawda...? - Do oczu brunetki napłynęły łzy.
- Oczywiście, że nie! Przecież ci obiecałem, że nigdy cię nie opuszczę. Po co miałbym go zabić jakbym mógł już nigdy cię nie ujrzeć?
- A może to ty i teraz go wkopujesz?! - Posłała wściekłe spojrzenie blondynowi.
-CO?! Jade oszalałaś? Niby po co miałbym to robić?
- Ale ciebie też wtedy nie było!
- Ta rozmowa nie ma sensu. Opowiem wam wszystko na spokojnie. Tylko go odstawię tam gdzie trzeba. - Zaczął iść w kierunku lochów. Dziewczyna stała jak sparaliżowana. Mogła tylko patrzeć jak odchodzą.
- Reiner poczekaj chwile. - Zawołała Iris. Chłopak się zatrzymał, a białowłosa podeszła do chłopaka swojej przyjaciółki i uderzyła go w twarz. - To za Levi'a. - Odwróciła się na piecie i wróciła do Jade, która omal jej nie wydrapała oczu.

- Wypuście Kaprala! To on chciał zabić Yaeger'a.
Levi wyszedł i pierwszą rzecz jaką zrobił to podszedł do Jean'a i i sam osobiście mu przyłożył.
- To przez ciebie musiałem tu siedzieć?
Jean spojrzał na Levi'a i już chciał coś powiedzieć ale gdy otworzył usta Kapral znowu zaczął mówić.
- Milcz psie. (standardowy tekst Kaprala? xD)
Zamknęli go w celi, którą wcześniej zajmował Levi.
   Gdy Iris zobaczyła, że go wypuścili od razu do niego pobiegła.
- Dziękuję, że wczoraj stanęłaś w mojej obronie, ale nie trzeba było.
- Tak wiem... Ale nie mogłam patrzeć jak cie traktują.
- Ta banda musi się jeszcze dużo nauczyć, a ten chłopak którego przyprowadzili to nie kręcił się koło twojej przyjaciółki?
- Jean? A, tak... Oni są razem...
- Szkoda jej trochę, ale w tych czasach można się spodziewać wszystkiego.
- Racja... - Szli dalej rozmawiając o różnych rzeczach.
-Jade... - Zaczął mówić Reiner ale ona rzuciła mu wściekłe spojrzenie i minęła go. Chłopak westchnął i odszedł.

   Jade  leżała na łóżku z twarzą w mokrej od łez poduszce. Nie wiedziała co ma o tym myśleć i komu wierzyć. Jean wcale nie zachowywał się podejrzanie, w przeciwieństwie do Reiner'a. Ufała, wierzyła i przede wszystkim kochała chłopaka, z którym spędziła ostatnią noc. Iris jeszcze nie wróciła więc wybrała się do lochów, Musiała poznać wersję Jean'a, tak łatwo się nie podda.
   Szła przez dziedziniec, na szczęście nikogo tam nie spotkała. Zeszła po schodach i zobaczyła dwóch strażników.
- Czy mogę porozmawiać z... więźniem? - Spytała.
- No nie wiem. -Zamyślił się jeden.
- Odpoczną panowie, nic się przecież nie stanie.
- Masz piętnaście minut. - Minęli ją i wyszli, a ona podbiegła do krat.
- Jean powiedz mi jak było. Wiem, że tego nie zrobiłeś!
- Oczywiście, że nie i o tym chciałem ci powiedzieć, ale wiem, że Reiner to twój przyjaciel i nie chciałem ci dokładać zmartwień.
- Ale teraz już musisz mi powiedzieć. Będę walczyć by cię stąd wyciągnąć.
- No to zaczęło się od tego jak był ten atak na Trost i po pożegnaniu z tobą szedłem do mojego oddziału, ale Reiner mnie wciągnął w jakiś kąt i powiedział, że muszę mu pomóc. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnął ten sztylet i mundur Zwiadowców ale mówił, że jeśli nie zrobię tego to on się już tobą zajmie, a nie mogłem dopuścić by stała ci się jakaś krzywda więc się zgodziłem, ale potem obiecałem ci, że cię nie zostawię i gdy my poszliśmy po tą starą broń Żandarmerii powiedziałem mu, że może mnie nawet zabić ale nie zrobię tego. Wściekł się i coś zaczął szeptać Bertholdt'owi. No i potem jak zniknęliśmy to mnie gdzieś zaciągnął i patrzyliśmy jak zabijają Eren'a. (Szybko, zwięźle i na temat xD)
- A co z Bertholdt'em?
- A co ma być?
- Bo jak wy zniknęliście on też gdzieś polazł. - Para spojrzała na siebie. Czyżby to Bertholdt? Niby zawsze taki cichy... Trudno w to uwierzyć. No ale skoro to nie Jean i Reiner to kto?
- Koniec wizyty! - Z zamyśleń wyrwał ich głos strażnika.
- Wyciągnę cie stąd... - Powiedziała wychodząc.
- Twoja dziewczyna musi dobrze kombinować. - Chłopak spojrzał na strażnika. - Bo za morderstwo i usiłowanie wrobienia Kaprala to mogą ci dać dożywocie albo nawet karę śmierci.
Jean odwrócił się od niego, zamknął oczy i powiedział do siebie w myślach.
- *Ona zawsze da radę i nikt nie ma prawa w nią wątpić!*
   Gdy wyszła było już zimno i zaczynało się robić ciemno. Udała się do pokoju po bluzę. Zastała tam Iris.
- Jade... Ja... Przepraszam za rano... W sumie to z Reiner'em to też moja wina... - Powiedziała schylając głowę.
- O to super. Zajebiście, Dzięki. - Powiedziała sarkastycznie, zdjęła kurtkę, powiesiła ją na wieszaku, zdjęła swoją ulubioną bluzę przypominająca bejsbolówkę i zaczęła zmierzać do drzwi.
- Zaczekaj...
- Nie wiem jak ty, ale ja wierzę Jean'owi.
- Byłaś u niego, prawda...?
- Tak, a teraz idę na dwór pozbierać myśli. Mam zamiar go stamtąd wyciągnąć i to jak najszybciej.
- Jade...

Dziewczyna wyszła bez słowa.

Udała się do stajni. Usiadła przed boksem swojej klaczy i patrzyła na nią. Bułanka wiedziała, że jej panią coś trapi, trąciła ją nosem, a dziewczyna wstała i wtuliła się w jej jedwabistą, długą, czarną grzywę.
Nagle koń podniósł głowę i nastawił uszy do przodu. Dziewczyna zamarła. Ktoś za nią stał...

                                                                                     
                                                                                                                   
                                                                                                      ~Kel
Poprzedni rozdział:
Każdy ma swój czas

                         
                                                                                         

11 komentarzy:

  1. Nie no zabiję cię xD Co ty zrobiłaś Leviemu ?! Jeszcze zobaczysz jak ci z telewizora wyjdę jak będziesz Pottera oglądać xDD A nie moment, już się skończył XDDD To jak znowu będzie XP Pierwsze co sobie pomyślałam jak przeczytałam (Potem wiadomo co było xDD) ja pier**le XDDDDDDD Uuuu nawet odnosi się do sytułacji XDDDDDDDDDDD A tak to spoko rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy chcą mnie zabić xD A mówił Gill, że mnie nie można zostawiać samej xDD Moja wyobraźnia za bardzo się wdrążyła w wydarzenia xDD Ale Levi ze spokojem wyszedł i jeb mojemu mężowi xD Ale cieszę się, że podobał rozdział się podobał ^^
      (Pomimo mojej chorej wyobraźni xDDD)

      Usuń
    2. Podobać się podobał, tylko ciekawa jestem co będzie dalej :3
      Bo na razie sytułacja wygląda tak:

      - Jean siedzi za nic
      - Jade rozpacza za Jean'em
      - Iris próbuje pogodzić się z jane
      - Erwin wyjechał na balange B)
      - Hanji pewnie ślini się bo zobaczyła tytana XD
      - Reiner i Bertholdt coś mają wspólnego z atakiem na Erena
      - Annie... Bóg jeden wie, co robi
      - Mikasa i Armin są załamani
      - Erena kopnęłaś w kalendarz
      - Levi... <3<3<3<3<3<3
      .......... ma wszystko gdzieś XDD No a przynajmniej udaje XP

      Jak kogoś pominęłam to pisz, dopiszę jeszcze XD

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. Erwin wygrał życie xDD Ale wydaje mi się, że nikogo nie pominęłaś xD Wgl uwielbiam cię za te 2 pkt:
      ''- Erwin wyjechał na balange B)
      - Erena kopnęłaś w kalendarz''
      Bo znowu dostałam ataku śmiechu xD

      Usuń
    5. Hahaha :D Oglądałaś Atak on Titan Junior High? Normalnie Levi taki słodki <3

      Usuń
    6. Oglądałam i się zastanawiam czy nie iśc jeszcze raz oglądac xD (Sorry że nie pisze ,,ć'' ale musiałabym cały czas wklejac xd Ogółem idem zaraz rb MEP'a dla cb ^^

      Usuń
    7. Mi się na kompie klawiatura zepsuła i też muszę wklejać "ć" :3 czekam na mepka ^^

      Usuń
  2. Wiedziałam, że cię samej zostawić nie można >.> xD Biedny Liffaj ;=; Ale masz szczęscie, że go wypuscili xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hshs ja potrzebuje opieki całodobowej bo potem pisze jakies dziwne rzeczy, a Lifaj ma sie chyba db xdd

      Usuń