poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozdział V Pies

Dochodziło popołudnie. Jean siedział przygnębiony na murku wpatrzony w domek Reinera, gdzie przebywała Jade, którą opatrywał. Położył głowę na rękach i westchnął. Siedział tak przez kolejne 30 minut myśląc o tym, co tam robią. Wtedy ktoś się do niego dosiadł. Nawet tego nie zauważył bo nadal patrzał w stronę domku. Z jego zamyśleń wyrwał go kawałek chleba, który ktoś położył mu na głowie.
- Co to je.. - Zaczął mamrotać zdejmując pieczywo. Spojrzał się zdziwiony na osobę, która się do niego dosiadła. Nie był to nikt inny jak Iris.
- Przegapiłeś obiad kretynie. - Rzuciła.
- Dzięki.. Po co mi to przyniosłaś? Z tego co wiem to nie palisz do mnie sympatią. Powiedział.
- No fakt.. Nie przepadam za tobą..
- Jesteś szczera. - Mówił biorąc gryza chleba.
- Nie przyszłam tutaj, żeby zrobić dobry uczynek.. - Mówiła chłodno. - Jestem tu ze względu na Jade. Nie miej jej tego za złe, ale powinieneś dać jej na razie spokój bo uważam, że posunąłeś się za daleko..
- Racja.. Czekaj.. - Spojrzał na nią podejrzliwie. - Ty chcesz, żeby...
- Nie myśl sobie. - Przerwała mu. - To moja osobista opinia, ale uważam, że miłość w tych parszywych czasach jest bezcelowa, bo nie wiadomo, kiedy zginiesz. W każdej chwili tytani mogą się przedostać. Dlatego ja nie zamierzam skupiać uwagi na uczuciach, ale na przygotowaniach. Nie chcę odczuwać tego bólu po stracie kogoś bliskiego. Znowu... W sumie... to nie wiem po co ci to mówię, bo przecież chcesz dołączyć do Żandarmerii i nie chcesz walczyć.
- Ja.. - Miał zamiar coś powiedzieć, ale Iris wstała i zrzuciła go z murku. On leżał na ziemi oszołomiony. Wtedy chwyciła go za mundur i przyparła go do ściany. Patrzyła na niego tym swoim "morderczym" wzrokiem.
- Nie zamierzam stawać wam na drodze. Ważne są dla mnie jej uczucia. Ale wiedz, że jeżeli znowu doprowadzisz ją do płaczu to nie ręczę za siebie. - Po tych słowach puściła go i odeszła, a on zsunął się na ziemie i siedział jakiś czas oszołomiony.

Tydzień później wszyscy byli w mieście. Na jednej z ulic za murem Rose. Każdy miał swój sprzęt do trójwymiarowego manewru. Był tam też instruktor. Po dłuższej chwili milczenia zdecydował się przemówić.
- Dostaliśmy informację, że w tym roku dowódcy z oddziałów będą obserwować od czasu do czasu wasze postępy. Rząd pozwolił nam przeprowadzić trening w mieście. W niektórych dzielnicach są tekturowe podobizny tytanów. Więc leniwe prosiaki pokażcie mi, że ten czas, który spędziłem trenując was nie poszedł na marne!
- Tak jest! - Zasalutowali wszyscy.
Grupy były trzyosobowe. Każda miała wyznaczoną swoją dzielnicę, na której miała "zabijać" tytanów. Za południową odpowiedzialna była Jade, Iris i Armin. Trzeba było wybrać kapitana. Dziewczyny się do tego nie paliły więc blondyn został. W końcu był dobrym strategiem. Po jakimś czasie rozległ się dźwięk dzwonu co oznaczało, że trening się zaczął. Cała trójka zeskoczyła z dachu. Po paru ćwiczeniach obsługiwanie sprzętu do trójwymiarowego manewru stało się bardzo łatwe. Lecieli wzdłuż jakiejś ulicy. Nie wyglądała na biedną. Przechodził ktoś co jakiś czas pod nimi. ale nie było czasu się napatrzeć bo lecieli dość szybko. W końcu trafili na "tytana". Jako, że Iris była najbliżej to ona rozcięła mu kark, a właściwie to odpadła mu przy tym cała głowa.
- Iris.. - Zaczął Armin. - Nie musisz być przy tym taka brutalna. Tylko tępisz miecze.
- A gdzie tam.. - Mruknęła - Nie martw się o moje miecze, nie stępią się. Armin! - Krzyknęła bo ten nie zauważył podobizny tytana, która wyłoniła się przed nim i spadł na ziemię. Dziewczyny zawróciły i zeszły do niego.
- Nic ci nie jest? - Spytała się Jade.
- Nie.. - Złapał się za głowę.
- Ta jasne.. Patrz jak latasz. - Zaśmiała się.
- Zagadałem się.. Gdzie poszła Iris?
- Przecież tu sto... Iris!!! - Krzyknęła Jade. - Nosz kurde znowu polazła gdzieś, chodź znajdziemy ją. Armin wstał i poszedł razem z brunetką. Chodzili przez parę ulic, ale nie mogli jej znaleźć.
- Co to ma być? - Mówiła poirytowana Jade. - Nie mów, że zwiała.
- Szczerze to wątpię. - Powiedział blondyn. - Ale nie wiem gdzie może być. W pewnym momencie zauważyli jakąś białowłosą dziewczynę stojącą przed jakimś ciemnym przyczółkiem. To musiała być ona. Podeszli do niej.
- Iris! Co ty od.. - Zaczęła Jade, ale Iris jej przerwała.
- Tśśśś.. Cicho bądźcie i chodźcie tu. - Stanęła za ścianą. Pozostała dwójka dołączyła do nich. Patrzała się w ten ciemny "korytarz".
- Widzicie? - Szepnęła.
- Wiesz.. Ostatnio się dziwnie zachowujesz. - Zauważyła Jade. Armin też coś chciał już powiedzieć, ale usłyszeli ciche skomlenie. Nie czekając na ich komentarz Iris ruszyła wgłąb tej ciemności. Poszli za nią. Szli tak przez jakiś czas dosyć szybkim krokiem. Robiło się coraz jaśniej. Po chwili zauważyli dwóch mężczyzn stojących nad.. śmietnikiem? Coś mówili do siebie pod nosem i śmiali się. Iris się skrzywiła i podeszła do nich. Byli odwróceni do całej trójki tyłem. Kopnęła jednego gdzieś w nogę. On krzyknął i cofnął się krok do tyłu. Po chwili leżał. To się stało tak szybko. Jade i Armin byli w szoku. Iris cofnęła się.
- Ty gówniaro! - Krzyknął jeden z nich podnosząc kolegę.
- Żandarmeria. co? - Prychnęła. - Powiedzmy, że daruję wam to co przed chwilą zrobiliście.. - Nie dokończyła, ponieważ przerwali jej.
- Jak śmiesz mówić do nas w ten sposób. Jesteśmy..
- Jesteście tchórzami, którzy boją się o własną skórę, dlatego dołączyli do tej dywizji. Będę do was mówiła jak będzie mi się podobać, a teraz precz bo zabiję.. - Mówiła ostro wkurzona.
- Ty mała.. - Podszedł do niej wyższy mężczyzna. Wtedy Armin stanął przed nią.
- Przepraszamy! Po prostu.. koleżanka się zdenerwowała...
- Pfft. - Mruknął. - Bachory. Chodź, Ed. - Po tych słowach odeszli. Armin odetchnął.
- Iris, co to miało być? - Mówiła dalej w szoku Jade. - Co ty tam robisz? - Podeszła do niej. Klęczała przy tych śmietnikach. Po chwili wyjęła małą, puszystą kuleczkę z jednego kartonu. Była poturbowana, ale żyła.
- Co taki młody kawaler robi w takim mieście? - Spytała podnosząc go. Armin patrzył na nią zdziwiony.
- Narażałaś się tak z powodu.. psa? - Spytał nie dowierzając.
- Wyjdźmy stąd. Tu jest zimno. - Powiedziała Iris, kierując się w stronę świateł.
- Chyba go nie przygarniesz? - Mówiła Jade.
- Taki mam zamiar.
- Instruktor w życiu się nie zgodzi.. - Zauważył Armin.
- Nie zamierzam pytać go o zgodę. - Powiedziała obojętnie.
- No dobrze, a czym go będziesz karmić? - Spytała Jade.
- Jak będziemy w terenie to upoluję mu coś, a tak to podzielę się z nim moim posiłkiem. - Mówiła zadowolona Iris.
- Chyba żartujesz. Jesteś taka chuda, ty musisz jeść. - Zaniepokoiła się Jade.
- Nie martw się o mnie. Dam radę. Zabiorę go do domu i coś kupię po drodze. Powiedzcie trenerowi, że musiałam wrócić bo.. coś wymyślicie. - Po tych słowach ruszyła przed siebie chowając psa w kurtkę, żeby było mu ciepło. Armin podszedł do Jade.
- Rany.. Czasem mam wrażenie, że ona traktuje zwierzęta lepiej od ludzi. - Stwierdził Armin.
- Tak.. - Potwierdziła Jade.

Iris weszła do domku. Zamknęła drzwi i posadziła pieska na swoim łóżku. Po drodze kupiła mu mięso w sklepie. Sporo wydała bo mięso od utracenia Marii zdrożało. Podstawiła mu kawałek. Nie chciał jeść, chociaż był głodny.
- Przecież ty nie pijesz już mleka. Jesteś na to za duży, więc nie wybrzydzaj tylko jedz. Idę ci nalać wody, a jak wrócę to ma być zjedzone, rozumiemy się? - Spytała wchodząc do łazienki z miską. Piesek kiwnął głową twierdząco i powąchał kawałek mięsa. Gdy Iris wyszła z wodą nie dosyć, że nie było kawałka, to też całe mięso zniknęło, a maluch leżał brzuchem do góry objedzony. Był dosyć młody. To była mieszanka wilka z jakimś owczarkowatym psem. Widać to było bo zachował piękne, złote, wilcze oczy. Jego sierść była śnieżnobiała podobnie jak włosy jego nowej pani. Czas spędzony z jej nowym przyjacielem szybko zleciał. Nim się obejrzała był już wieczór. Ktoś zapukał do drzwi. Kazała psu wejść do łazienki. Posłusznie wykonał rozkaz. Mimo swojego młodego wieku doskonale się z nią dogadywał. Może to być dziwne, ale tak było. Iris otworzyła, a przez nie weszła Jade wraz z Arminem.
- Oo, już jesteście. Co powiedział instruktor? - Spytała białowłosa.
- Spokojnie to przyjął. Pewnie dlatego, że sobie świetnie poradziliśmy. - Powiedziała Jade.
- Czyli jak widzę nie jestem niezbędna. - Uśmiechnęła się pod nosem Iris.
- Gdzie ten piesek? - Zapytał się Armin.
- W łazience. - Mruknęła Iris. - Chodź tu, mały. - Zawołała. a młody wilczur wybiegł radośnie z toalety.
- Chyba nie muszę mówić, że macie o naszym nowym koledze nikomu nie wspominać.. - Powiedziała Iris.
- A Eren? Nie może wiedzieć? - Spytał Armin.
- No dobrze, ale tylko on. Nikt więcej. Im mniej osób wie tym lepiej.
- Dobrze! - Zawołał Armin. - Będę już iść. Jest późno, na razie, powiedział wychodząc.
- Na razie. - Pożegnała się Jade zamykając drzwi. Chwilę później rzuciła się na swoje łóżko. Spojrzała się na pieska. Bawił się na dywanie.
- Jak go nazwiesz? - Spytała.
- Sama nie wiem.. Proponujesz coś? - Spojrzała się na Jade.
- Hmm.. Może.. Kieł? Nie wiem xD. - Zaśmiała się brunetka. Iris patrzyła na nią zdziwiona.
- Rany.. Masz talent do wymyślania badziewnych imion. - Pokiwała białowłosa.
- No dzięki.. - Wymamrotała Jade. Iris uklękła przy puszystej kuleczce.
- Jak chcesz się nazywać, mały? - Spytała. Piesek tylko zamerdał ogonkiem patrząc jej w oczy.
- Będzie miał na imię Kiba. - Powiedziała wstając Iris.
- K-Kiba? - Podniosła się Jade.
- Pasuje mu.
- No dobra. - Po tych słowach ruszyła do łazienki Jade się przebrać. Przed wejściem wychyliła się.
- Aha.. Zapomniałabym. Jeżeli znowu mnie obudzisz to masz przerąbane. - Zaśmiała się zamykając drzwi. Iris była już przebrana. Położyła się na łóżku. Kiba wskoczył na kołdrę i zwinął się w kłębek.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz