piątek, 29 lipca 2016

Rozdział XIII Pamiętna noc

Jade stała przy swojej klaczy. Zobaczyła jak unosi łeb i nastawia uszy. Wtedy zdała sobie sprawę, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się powoli po czym odskoczyła. Jej oczom ukazał się żywy trup.
- Eren?! - Krzykneła. On tylko parsknął powstrzymując śmiech. Miał na sobie lekkie ciuchy spod, których wystawały bandaże.
- Ty żyjesz.. - Nie wiedziała jak ma zareagować. Czy być w szoku, a może po prostu powinna się cieszyć? - Armin powiedział, że odszedłeś. - Eren oparł się o boks przy, którym stała Jade.
- Sam nie wiem jak to się stało.. - Mówił lekko zmieszany. - Cała ta akcja z tytanem..
- No tak.. Pewnie się zregenerowałeś tak jak oni. - Stwierdziła brunetka. - Wiesz kto ci to zrobił?
- Nie, miał kaptur. - Pokręcił głową Eren.
- Kurde.. - Westchnęła Jade. - Teraz wszyscy myślą, że to Jean. Ja nie wierzę, że to mógł być on.. To nie możliwe.. - Zamknęła oczy, bo czuła, że zaczynają ją piec od napływających łez. Eren patrzył się chwilę na nią.
- To nie mógł być Jean.. Widziałem czarne kosmyki włosów. - Stwierdził Brunet. Jade się na niego spojrzała.
- Cholera.. Czyli to może jednak.. kapral? - Ich rozmowę przerwał nieoczekiwany gość.
- To nie mógł być Levi. - Powiedziała postać stojąca niedaleko nich. Gdy wszedł głębiej do stajni rozpoznali ją. Oboje zasalutowali. Nie był to nikt inny jak Erwin. - Był wtedy na wyprawie za murem. - Stwierdził dowódca.

W tym czasie Iris siedziała zamyślona na murku wznoszącym się na wysokości. Powoli zapadał zmrok, a na niebo wkradał się księżyc. Taka pora odpowiadała dziewczynie. Kochała noc, gwiazdy, księżyc, spokój i ciszę. Była w złym nastroju. Tyle dzisiaj zaszło. Chciała odegnać te myśli od siebie, ale nie wiedziała jak. Z daleka widziała Kibę jak siedział pod drzwiami i pilnował wejścia. Dobry pies.. - Pomyślała. Coraz bardziej oddalała się od Jade. Czuła jak ich więź powoli zanika. Czuła, że traci przyjaciółkę. Oparła twarz na dłoniach i cicho westchnęła. Zawsze radziła sobie sama i jest przyzwyczajona do życia w samotności, ale z nią czuje się inaczej. Siedziała jeszcze tak jakiś czas, aż nagle wszystko ucichło. Zapadła kompletna cisza. Wtedy usłyszała za sobą jakiś dźwięk. Coś tu nie grało. Wyczuła znajomy zapach, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd pochodzi. Obróciła się. Poczuła silne uderzenie. Zasłoniła ręką twarz, ale kolejne wycelowało w brzuch. Upadła na ziemię i się skuliła. Później było kolejne, jeszcze jedno i wtedy straciła przytomność.

Obudziła się w jakiejś przyczepie. Jeżeli można było ją tak nazwać. Leżała pod opancerzonymi drzwiami. Niedaleko niej siedział jakiś mężczyzna. To nie była ta sama osoba, która ją tak urządziła. Tamta.. była inna. Na pewno się już kiedyś spotkali. Nie widziała wyraźnie. Starała się nie otwierać szeroko oczu, żeby się nie zorientował. Czuła nawiew. Pod drzwiczkami była mała szparka. Kiba.. Może odnajdzie ją po zapachu i sprowadzi kogoś. Choćby chciała. nie mogła się ruszyć. Była cała sparaliżowana. Czuła wszędzie pieczenie i ostre kłucie. Poczuła jak krew sączy jej się z głowy. Podsunęła ja bliżej szparki. Czuła chłód od pancernych drzwi. Spojrzała się jeszcze raz na mężczyznę. Siedział i wpatrywał się w podłogę. Nie zauważył nic podejrzanego. Zamknęła ponownie oczy. Czuła jak znowu zasypia. Cholera.. ...



Po całym korpusie rozległo się szczekanie.
- To pies Iris? - Spytał Eren.
- Tak, pójdę sprawdzić. - Powiedziała Jade i wyszła na zewnątrz. Nawet nie zauważyła kiedy zapadła noc. Nigdzie nie widziała Kiby. Postanowiła iść za źródłem dźwięku. Trafiła na schody prowadzące na małą wieżyczkę. Szła szybkim krokiem. Po przejściu ostatniego schodka ujrzała wilczura. Spojrzała na niego, a następnie na ciemnoczerwony płyn na kafelkach.
- Jezus.. - Cofnęła się. Pies był niespokojny i szybko oddychał. Zbiegła na dół prawie się wywalając. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie zastała. Za nią szedł Kiba. Weszła do najbliższego budynku. Po otworzeniu drzwi wpadła na kaprala.
- Czego tutaj szukasz w nocy? - Powiedział lekko poirytowany.
- Przepraszam, ale tam jest czyjaś krew i.. jaa.. - Chwila. Dlaczego Kiba jest taki niespokojny. To nie może być.. Wybiegła z pokoju jak najszybciej mogła. Dotarła do domu przeznaczonego dla początkujących zwiadowców i wpadła do swojego pokoju. Nigdzie nie było Iris. Była w szoku. Nie, to nie możliwe. Nie mogło jej się nic stać. Potrafi o siebie zadbać.
- Braun! - Zawołał ktoś z tyłu. Odwróciła się. - Mogę wiedzieć co ty odwalasz? - Spytał zimny, obojętny głos. To Levi.
- Nigdzie nie ma Iris, a jej pies panikuje i tam jest krew.. - Oparła się o ścianę po czym się zsunęła chowając twarz w dłoniach. Kapral szybko wyszedł. Z daleka usłyszała tylko jego głos wołający "Erwin!"
- Dlaczego, Iris.. Zawsze musisz coś odwalić.. J-jaa.. - Poczuła coś zimnego na swoich dłoniach. Odsłoniła twarz i ujrzała Kibę. Pochylił się nad nią. Patrzył na nią swoimi złotymi oczami, jakby mówił "Weź się w garść". Trącił jej rękę nosem i skierował się do drzwi. Jade wstała.
- Nie pozwolę na to, żeby nasze ostatnie chwile były zmarnowane na kłótnie. - Warknęła, po czym wyszła z domu. Ujrzała stojące konie przed budynkiem i małe zbiorowisko. Podeszła bliżej. Widziała znajome twarze. Młodsi zwiadowcy też tam byli.
- Przed korpusem są ślady wozów. - Powiedział znajomy głos. To był Armin. Jedno nieszczęście po drugim. Najpierw akcja z tytanami, pozorna śmierć Erena, Jean w lochu, teraz Iris

..
- Co tu się dzieje? - Pokręciła głową Jade. Zobaczyła swojego konia. Był gotowy do jazdy. Erwin musiał się zaniepokoić. W końcu obiecał się zająć Iris, a drugiego dnia nie może jej się nic stać. Kazano im założyć sprzęt do trójwymiarowego manewru. Gdy skończyła zobaczyła Kibę krążącego wokół bramy. Uniósł głowę i ruszył po śladach wozu. Ktoś nakazał podążanie za nim. Każdy bez wahania posłuchał go. Jechali pod osłoną nocy wpatrzeni w biały zarys stworzenia. Niestety skończyła się ścieżka, a zaczęła ceglana droga. Nie było szans na znalezienie śladów po tym czymś. Wszyscy stanęli. Kiba również. Po chwili zaczął znowu krążyć i węszyć. Jade podjechała bliżej. Pies znów ruszył. Ona bez wahania za nim. W pewnym momencie zobaczyła czerwone plamy krwi na drodze. Cicho jęknęła. Zrobiło jej się słabo. To nie mogła być prawda. Spojrzała kątem oka na innych. Każdy był zdenerwowany. Westchnęła i jechała dalej.

Iris obudziła się w dosyć dużym pomieszczeniu. Podniosła lekko głowę dalej widząc niewyraźnie. Było ciemno, ale doskonale wszystko widziała. Stała przed nią jakaś postać w czarnym kapturze zasłaniającym całą twarz. Znów czuła ten zapach. To ta osoba. To była kobieta. Widać było po postawie. W pomieszczeniu było jeszcze parę osób. Opuściła głowę i oparła się na kamiennych płytach. Były zimne. Jej serce biło bardzo szybko. Nie nadążało z pompowaniem krwi, której było coraz mniej. Kobieta, która stała przed nią zaczęła kierować się w stronę drzwi. Iris śledziła ją 
wzrokiem. W końcu wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. To było dziwne zachowanie. Spojrzała znów przed siebie, ale poczuła kolejne silne uderzenie w twarz, a potem w brzuch. Poczuła jak coś spływa jej do gardła. Otworzyła usta, a z nich wypłynęła krew. Słyszała tylko drwiące prychnięcie. Wtedy osoba, która ją uderzyła złapała ją za kurtkę, podniosła i uderzyła o ścianę dalej ją trzymając. Wtedy zacisnęła jej ręce na szyi. Zaczęło brakować jej powietrza. Oczy jej się zamgliły i zaczęło uciekać z nich życie. Pobladła jeszcze bardziej. 
- *Czy to tak się skończy? - Myślała. - *Podobno przed śmiercią człowiek przypomina sobie najważniejsze momenty jego życia. Dlaczego ja ich nie widzę? Czy moje życie było jeszcze gorsze niż myślałam? Za co to wszystko.. co.. ja zrobił...am..?* - Powieki zaczęły drżeć, a usta zrobiły się sine. W pomieszczeniu były dwie pary drzwi. Przez jedną wyszła kobieta, a drugie w tym momencie zostały wyważone. Słyszała echo głosów. Wtedy mężczyzna ją puścił, a ona upadła na ziemię. Nabrała powietrza i zaczęła głęboko oddychać. Jakby wpuścić go jak najwięcej. Żeby go nie zabrakło. Wróciła jej świadomość. Zobaczyła Kibę, który gryzie tego mężczyznę, który chciał ją przed chwilą udusić. Krew lała się strumieniami, a on krzyczał w niebo głosy. 
- Dość. - Powiedział zimny głos. - Zobaczyła kaprala w głębi sali. Kiba puścił mężczyznę i oddalił się nieco. W tym budynku było ich więcej. Zaraz mogli się zbiec. Do Iris podbiegła Jade.
- Iris! - Krzyknęła. - Boże, jak się czujesz?! - Zaczęła dotykając jej twarzy.
- Zostaw mnie. - Wyjąkała. Jade pokręciła głową.
- Przestań cudować. - Zaczęła brunetka. - Idziemy. Wtedy usłyszały jakieś jęki. Zobaczyły jak Levi uderzył tego mężczyznę, potem drugi raz, trzeci..
- aaa..aa - Jęczał.
- Po co ona wam, co? - Kopnął go.
- Ona.. na..m kaz.a..ła.. - Wydukał. - T..a wie..dźma..
- Jaka wiedźma, co ty pierdolisz? (przepraszam za słowo xD) - W pokoju przybyło jeszcze parę zwiadowców, w tym Erwin, Eren, Armin i Mikasa.
- Zabierzcie ją stąd. - Spojrzał na Iris. Była dosłownie cała we krwi. Nieoczekiwanie do pokoju wpadła spora liczba mężczyzn. Walka trwała nadal. Oni również byli uzbrojeni.
- Chodź, szybko! - Powiedziała Jade i chwyciła Iris.
- Nie! - Odepchnęła jej rękę. - Muszę iść tam. - Wskazała drzwi, którymi wyszła tamta kobieta.
- Co? Po co?! - Pokręciła głową Jade.
- Nie ważne, pomóż im. - Pokazała zwiadowców po czym ledwo wstała.
- Iris.. proszę..  - Chciała ją zatrzymać Jade.
- Pamiętaj.. Pod żadnym pozorem nie idź za mną, jasne? - Powiedziała białowłosa.
- Ale..
- Nie! - Krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi. Jade syknęła i ruszyła pomóc drużynie.
Iris przeszła przez drzwi i zamknęła je za sobą. Ledwo szła, ale coś jej mówiło, że musi znaleźć tę kobietę. Była pewna, że ją zna. Ten jej zapach.. Nie potrafiła sobie przypomnieć. Dostrzegła schody prowadzące na dach. Była na zewnątrz. Było zimno. Czuła to w miejscach gdzie była ranna. Ruszyła jedyną możliwą drogą. Pokonywała schodek, po schodku.W końcu dotarła na górę. Rozejrzała się i dostrzegła tą zakapturzoną postać. Chwilę stała i jej się przyglądała. Odwróciła się do niej. Przez wiatr miotający kapturem dostrzegła kawałek jej twarzy, Miała złote oczy i włosy koloru jasnorudego pomieszanego z blondem.



Patrzyła się na Iris. W jej wzroku można było dostrzec pogardę i rozbawienie. Znała ten wzrok. To była ona. Nie ma mowy o pomyłce.
- Wiedziałam, że przyjdziesz.. - Powiedziała spokojnie i zaczęła spacerować. Iris stała ledwo trzymając się na nogach i patrząc na nią z wytrzeszczonymi oczami. W końcu tylko prychnęła. - Szukałam cię bardzo długo, wiesz? - Wtedy zdjęła pelerynę z kapturem i rzuciła ją na podłogę. Była ubrana w lekkie ciuchy w odcieniach beżu, co ładnie pasowało do jej włosów. - Jak tego dnia dotarłam do domu.. Rodzice byli martwi. - Iris w końcu zdobyła się na to, żeby coś powiedzieć. Otworzyła usta, ale kobieta jej przerwała. - Nic nie mów ty zdradziecka świnio. - Powiedziała wkurzona. - Iris się wyprostowała.
- Nie masz prawa do mnie tak mówić. - Mówiła przez zęby.
- A jak mam mówić do siostry, która zabiła rodziców?! - Wykrzyczała.
- Co?! Nie! To nie by.. - Nie dokończyła bo rzuciła kobieta.

Prawie wszyscy mężczyźni zginęli. Nie poniesiono strat u zwiadowców. Jade spojrzała na drzwi. Po chwili usłyszała jakieś dziwne dźwięki z góry. Jakieś.. ryki i warknięcia. Mimo, że Iris jej zakazała ruszyła w tamtą stronę. Otworzyła powoli drzwi i weszła wolnym krokiem coraz bardziej przybliżając się do źródła dźwięku. Jej oczom ukazał się niecodzienny widok.


Jade stała w głębokim szoku. Widziała dwa walczące wielkie koty. Jeden miał śnieżnobiałą sierść, która powoli traciła swój blask i jej kolor zmieniał się w czerwony. Miał błękitne oczy, też przekrwione i zaciekle patrzące na rywala. Drugi był większy i dłuższy. Jego sierść była rudozłota. Na grzbiecie miał nieco ciemniejszy pasek. Miał żółte, błyszczące się oczy. Drapały się, gryzły, przewracały.
Iris..? - Wydukała Jade. Wielki, biały kot zatrzymał się i spojrzał w jej stronę.
- Jade! Wynoś się stą.. - Nie dokończyła bo ta druga puma wskoczyła na nią. Złapała ją za kark, zamachnęła się i rzuciła nią w ścianę. Iris jak się okazało zsunęła się po niej i leżała na ziemi. Jade cofnęła się o krok. Trzy metry od niej stał złoty, wielki kot. Patrzyła się na nią, po czym powoli zaczęła zbliżać się do niej. Przekładała łapę, za drugą. Gdy dotknęła już murka i nie mogła się cofnąć wyjęła miecze.
- Odejdź! - Krzyknęła. Zatrzymała się. Na jej twarzy zagościł uśmiech, odsłaniając przy tym wielkie zęby.
- Nie mieszaj się. - Powiedziała spokojnie. - Muszę tylko załatwić parę spraw z moją siostrą.
- To jest twoja siostra..? - Zdziwiła się Jade. - Nie słyszałam, żeby kiedyś mówiła mi o tobie.
- Heh.. Nie przyznaje się do mnie. - Warknęła. - Nazywam się Lisa. Lisa Leiden. - Jade podniosła głowę.
- Dlaczego jej to zrobiłaś? - Wskazała na zakrwawioną białą postać leżącą pod ścianą.
- Widzę, że nie odejdziesz. - Pokręciła głową. - Zadajesz za dużo pytań. - Znów zaczęła się zbliżać. Gdy miała skoczyć pojawił się Kiba, który skoczył na nią. Przewróciła się, a on stanął przed Jade i zaczął warczeć, jeżąc się.



Wkrótce zaczęli walczyć. Kot był większy, szybszy i silniejszy, ale Kiba i tak nie dawał za wygraną. Wgryzł jej się w łapę i próbował przewrócić. Jego trening przeprowadzony przez Iris nie poszedł na marne. Udało mu się. Kot upadł, ale szybko się odchylił i złapał zębami za jego grzbiet i rzucił nim na podłogę, po czym zaczął go atakować. Po paru udrapnięciach Kiba nie wyglądał dobrze. Zaczął piszczeć.
- Przestań. - Zawołał głos z tyłu. Lisa się odwróciła i dostrzegła ledwo stojącą Iris. Ona prychnęła.
- Długo się przygotowywałam do tej walki, a ty mi tu wyjeżdżasz z jakąś lalą i kundlem? Haha. Żałosne. - Śmiała się.
- Zawsze byłaś tchórzem. - Stwierdziła Iris. Lisa odsunęła się od psa, który powoli wstał. - Trzeba być idiotą, żeby walczyć z kimś, który jest ciężko ranny. Poza tym pamiętasz nasze dzieciństwo? Mimo tego, że byłaś starsza zawsze musiałam brać na siebie twoją winę bo nie potrafiłaś się przyznać. Obiecałaś, że z tym skończysz.. a pamiętasz dwa dni później jak rozbiłaś ulubioną figurkę mamy? Zwaliłaś wszystko na mnie. Mimo, że słyszałaś jak ojciec mnie bił to nic nie zrobiłaś. Taka właśnie jesteś. Teraz tak mi się odpłacasz? Bo ubzdurałaś sobie, że zabiłam rodziców. Wiesz.. Mimo, że to nie ja to teraz żałuję, że sama ich nie ukatrupiłam! - Krzyknęła. Lisa stała w głębokim szoku. Po chwili zarysowała się na niej wściekłość. Znów zaczęły walkę. Tym razem Iris zrobiła unik i uderzyła nią o mur, rozbijając jej przy tym głowę. Po chwili zrzuciła ją na ziemię, a ona upadła i nie mogła wstać. Iris podeszła do niej chwiejnym krokiem i stanęła nad nią. Teraz to ona była górą.
- Przepraszam, Iris.. - Powiedziała cicho, niemal szeptem. Iris spojrzała na Kibę. Był również cały we krwi. Była wściekła.
- Nie uważasz, że za późno na przeprosiny? - Warknęła. Nachyliła się nad nią i przyjrzała się jej. Przypomniała sobie cały ból, który czuła przez nią. Czuła go przez całe życie. Wgryzła się w jej szyję. Trzymała ją tak przez jakiś czas. Gdy już ją puściła upadła.
- Iris! - Krzyknął ktoś. Przypomniała sobie, że Jade jest tutaj. Podbiegła do niej i uklękła. - Poczekaj chwilę, zaraz cię stąd zabiorę.
- Odsuń się.. - Powiedziała z przymkniętymi oczami. Jade tak zrobiła. Widziała jak Iris się wykrwawia. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Nie mogła jej tak zostawić. Chciała podejść bliżej, ale coś zatrzymało ją. Za rękaw trzymał ją Kiba. On również nie był w najlepszym stanie. Pociągnął ją trochę do tyłu.
- Dobrze, poczekaj tu, zaraz wrócę i przyprowadzę kogoś, żeby pomógł cię wynieść. - Powiedziała do Iris i wychodząc zabrała ze sobą psa. Mógł iść sam. Tylko obejrzała się na początku schodów i ruszyła do pokoju. Iris podniosła głowę i spojrzała na martwą siostrę. Z trudem się podniosła i doszła kawałek do niej kulejąc. Lekko się pochyliła i objęła ją łapą. Przycisnęła mocno do siebie. Kiedyś tylko Lisa była po jej stronie. Tylko ona ją rozumiała. Obie urodziły się inne. Mogły zmieniać postać w dużego kota. Lisa była sprytniejsza i wyglądała dosyć normalnie. Iris ze względu na jej odnienny wygląd była uważana za dziwadło, tak ją też traktowano. Przycisnęła ją jeszcze mocniej. Czuła, że zaraz znowu zemdleje. Z oczu popłynęły jej strumienie łez.
- Teraz.. To ja przepraszam.. Ja.. powinnam być na twoim miejscu.. Nie zasłużyłaś na taki koniec.. Nasi rodzice też.. Ja powinnam umrzeć.. Nie.. wy..



Obudziła się w pokoju. Spojrzała na swoje dłonie. Zarówno one, jak i reszta ciała były zabandażowane. Niedaleko na posłaniu leżał Kiba. Czuł się już dobrze. Chciała wstać, ale nie mogła się ruszyć. W pokoju siedziała Jade, a właściwie leżała na łóżku. Nawet nie zauważyła, że się obudziła.
- Jade.. - Wyszeptała. Nie zareagowała. Najwyraźniej powiedziała za cicho. - Halo.. Mówię do ciebie. Brunetka się odwróciła i wstała jak poparzona.
- Iris!! - Przybiegła do niej i dotknęła jej dłoni. Odetchnęła z ulgą. - Boże, myślałam, że się już nie obudzisz.. - Schowała twarz w kołdrze.
- Ile tu leżałam? - Spytała.
- Jakieś trzy dni. Jak się czujesz?
- Szczerze.. beznadziejnie. Skąd wiedzieliście gdzie mnie szukać?
- Kiba cię wywęszył. Jak ja zobaczyłam tą krew to po prostu.. - Pokręciła głową. - Właśnie.. Nie sądzisz, że należą mi się jakieś wyjaśnienia??
- A konkretnie?
- No nie wiem, może dlatego, że mi nie powiedziałaś, ze masz siostrę i .. co to miała być za akcja z tymi pumami, co? - Patrzyła wkurzona na Iris.
- Sama nie wiem do końca. Taka się urodziłam.. Weź mi daj spokój bo ledwo żyję. Dosłownie..
- Dobra to idę powiedzieć wszystkim, że się obudziłaś. - Powiedziała Jade i wyszła z pokoju.

4 komentarze: