czwartek, 4 sierpnia 2016

Rozdział XVII Chwila strapienia dla umysłu

   Bramy stanęły otworem. Na ulice wyszli ludzie oczekujący wieści. Zwiadowcy wjechali do miasta. Dowódca Erwin starał się zachować niewzruszoną postawę. Jade jechała ze spuszczoną głową między Jean'em i Reiner'em. Spojrzała na bok i ujrzała dwójkę dzieci, które były podekscytowane ich widokiem. Szybko odwróciła wzrok. Przymknęła oczy i zacisnęła zęby. Starała się nie płakać ale łzy same cisnęły się przez zaciśnięte powieki.
-*Kiedyś byłam na ich miejscu... Ale teraz wiem jaki to koszmar...* - Zaczęła cicho łkać i skryła twarz w dłoniach ściskających wodze. Chłopaki spojrzeli na nią, a potem na siebie, Reiner westchnął.
- Jade spokojnie. Nie płacz... Ważne, że udało nam się przeżyć.
- Ale te dzieci... Nie wiedzą jakie to piekło... - Spojrzała na niego szklanymi oczami.
- Może uda im się dożyć takiej chwili, że nie będzie potrzeby by dołączyli do naszych szeregów. - Dołączył się Jean.
Iris jechała tuż za Levi'em. Starała się nie zwracać uwagi na zrzędzenie zebranych. W końcu nie wytrzymała. Zatrzymała konia i już miała jechać na jakiegoś gościa ale Kapral ją powstrzymał.
- Spokojnie Iris... Nie zwracaj na nich uwagi i nie daj się wytrącić z równowagi. Oni nie wiedzą co czeka za murami. Zsiadł z konia i zaczął go prowadzić. Nagle, ktoś zaczął do niego biec.
- Szanowny Kapralu Levi! - Mężczyzna szedł koło niego. - Moja córka jest w pańskim oddziale.
Jestem ojcem Petry. - Powiedział dumny. - Chciałem z panem zamienić słówko zanim do niej pójdę. Przysłała mi list, w którym napisała, że docenił pan jej umiejętności i pozwolił wstąpić do swojego oddziału. Dodała, że chce się dla pana poświęcić. - Kontynuował, a Iris zaczęło ściskać w gardle. Oczy zaczęły ją piec od słonych łez.  - Cóż jest chyba zbyt roztrzepana, by się zastanowić co czuje jej ojciec.  - Zaśmiał się. - Jako jej ojciec uważam, że to trochę za wcześnie by wychodziła za mąż. Jest jeszcze młoda i całe życie przed nią.
- Dowódco Erwin'ie odpowiedź! -  Krzyczał rozwścieczony tłum. On jednak nie zwracał na nich uwagi, za to Jade go podziwiała. Opanowanie i spokój ducha... To czym powinna się kierować.
- Czy zdobyliście jakieś informacje dla których było warto poświęcić tylu ludzi?!
- Żałujesz w ogóle straty tylu podwładnych?!
- Oni za tobą poszliby wszędzie! Obchodzi cie los twojego oddziału?! - Tłum nie dawał za wygraną, lecz on patrzył przed siebie i dalej kroczył dumny. Powoli na jego twarzy było widać, że zaczyna mieć tego dość.
- * Oni mają rację... Poświęciłem swoich ludzi i nie dostałem nic w zamian...Powinienem tam zginąć za nich i smażyć się w piekle...  *
- Jak on to znosi... -  Szepnął Jean. - Ja już dawno bym się z nimi szarpał.
- Wyobraź sobie, że on tak ma co każdą wyprawę... Że jego psychika jeszcze nie padła... - Odwrócił wzrok Reiner,
Odpowiedzialni za porażkę w tym Erwin zostali wezwani do stolicy, a Erena oddano w ręce innej dywizji.

   Gdy wrócili do Kwatery było już późno. To miała być przedostatnia noc Erena w oddziałach Zwiadowczych. Niedługo miał zostać przetransportowany do miasta i oddany w ręce Żandarmerii.
Levi i brunet czekali na Dowódcę w jednym z pomieszczeń znajdujących się w podziemiach Kwatery.
- Spóźniają się. Ten drań Erwin i jego świta, karzą nam na siebie czekać. Jak tak dalej pójdzie to eskorta z Żandarmerii dotrze tu przed nim.
- Strasznie pan dziś gadatliwy... - Powiedział skulony Eren.
- Nie gadaj głupot. Zawsze dużo mówię. - Odstawił filiżankę i zaczął rozmasowywać obolałe udo.
- Przepraszam, gdybym wtedy podjął właściwą decyzję, nie doszłoby do tego...
- Przecież już ci mówiłem, że nikt nigdy nie jest w stanie przewidzieć skutków swoich decyzji.
Wtedy otworzyły się drzwi. Brunet wstał.
- Przepraszam za spóźnienie. - Powiedział Erwin. Ustał przed stołem, a obok niego w szeregu stali Armin, Mikasa, Iris, Jade i Jean.
- Nic się nie stało...- Powiedział brunet. Zdziwił się widząc swoich towarzyszy. - To wy?
- Odkryliśmy prawdopodobną tożsamość Kobiety-Tytan. - Kontynuował Dowódca. - Tym razem nie pozwolimy jej uciec. - Usiedli przy stole i każdy dostał dokładne notatki.-  Operacja pojmania zacznie się pojutrze i zostanie przeprowadzona w Stohess, podczas naszej podróży do stolicy. To nasza jedyna szansa. Jeśli nie uda nam się go uwolnić, Eren  wpadnie w ręce władz, a nasze polowanie na osoby chcące zniszczyć mury zostanie utrudnione. Ludzkość stanie na krawędzi wyginięcia. Postawimy wszystko na jedna kartę. - Eren przytaknął. - Plan jest następujący. Podczas naszego przejazdu przez Stohess Eren posłuży jako wabik i poprowadzi cel do naszego podziemnego tunelu. Jeśli uda nam się ją  zwabić na niższy poziom, to dzięki niewielkiej ilości miejsca nie będzie w stanie korzystać ze swojej mocy i damy radę ja pojmać. Jednak jeśli przemieni się szybciej będziemy musieli zaufać twojej mocy, Eren.
- Zrozumiano. Ale czy jesteście pewni, że cel znajduję się w Stohess?
- Tak, to jeden z członków Żandarmerii.
- Żandarm?!
- To Armin ustalił jej tożsamość. Podejrzewa również, że to ona zabiła dwójkę pojmanych tytanów. Nasz prawdopodobny wróg to członkini sto czwartego Oddziału Treningowego.
- Chwileczkę.. Czyli naszego?! - Eren był wstrząśnięty.
- Imię dziewczyny, którą podejrzewamy o te czyny to... Annie Leonhardt...
- To Annie jest Kobieta-Tytanem...?  Ale jak?! Dlaczego ją podejrzewasz Arminie?
- Od początku wiedziała jak wygląda jej cel. - Zaczął. - Po za tym zareagowała na ksywkę ''Kretyna, któremu śpieszyło się do śmierci'', którą znają tylko Kadeci ze sto czwartego Oddziału. Jednak głównym powodem moich oskarżeń jest to, że prawdopodobnie Annie zabiła Sawneya i Beana.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Były do tego niezbędne bardzo wysokie umiejętności. Po za tym sprawca musiał użyć swojego sprzętu, do którego był przyzwyczajony.
- Przecież mieliśmy kontrolę i sprzęt Annie nie miał śladów użycia.
- Przyniosła wtedy sprzęt Marco. Dlatego nie została przyłapana.
- Co ty wygadujesz? Co on ma z tym wspólnego?
Jade spojrzała na Jean'a. Na wspomnienie o Marco zacisnął pięści trzymane na stole. Delikatnie ich dotknęła i gdy rozluźnił uścisk złapała jego dłonie.
- Nie mam pojęcia... - Mówił dalej Armin.
- Jesteś tego w stu procentach pewien?
- Nie, ale to bardzo prawdopodobne...
- Dobra załapaliśmy młody. - Przerwał mu Kapral. -  Masz jeszcze jakieś dowody?
- Nie.
- Z twarzy jest podobna do Kobiety- Tytan. - Wtrąciła się Mikasa.


- Co ty wygadujesz?! - Eren się wściekł i wstał. - To żaden dowód!
- Czyli chcecie zrealizować plan mimo braku dowodów? - Dociekał Levi.
- Nie macie dowodów?! Co to ma znaczyć?! Dlaczego chcecie to zrobić? A co jeśli to nie ona?
- Wtedy po prostu dowiemy się, że jest niewinna. - Odpowiedziała mu Iris.
- I będziemy żyć z wyrzutami sumienia. - Dokończył Armin. - Jednakże jeśli czegoś nie zrobimy to twój los zostanie powierzony ludziom ze stolicy.
- Podejrzewanie Annie to szaleństwo...
- Eren, nic ci nie zaświtało, gdy dowiedziałeś się, że to może być ona? Przecież stanąłeś z nią do walki wręcz. Nie zauważyłeś w jej ruchach podobieństw do wyjątkowego stylu Annie? - Mikasa usiłowała mu to uświadomić. - Na pewno zdałeś już sobie sprawę, że to Annie jest Kobietą-Tytan. Dlatego musisz z nią walczyć. A może żywisz do niej jakieś głębsze uczucie, które powstrzymuje cię od walki i nie chcesz uwierzyć, że to ona jest temu wszystkiemu winna...? - Wszyscy spojrzeli na bruneta, który wbił wzrok w blat stołu.

   Gdy skończyło się ''zebranie'' każdy udał się do swoich pokoi. Jade, Iris i Jean stali przed pokojem dziewczyn.
- To do jutra... - Powiedział chłopak ale brunetka za nic nie chciała puścić jego ręki.
- Po takim dniu chcesz być sam..?
- A do kogo ma się wcisnąć? - Mówiła lekko rozdrażniona Iris. - Chyba, że będzie spał z Kibą na podłodze to rozumiem. - Zaśmiała się i oparła o ścianę.
- Chyba się nigdy nie dogadamy...  - Spojrzał na nią.
- Nie ma szans.
- Ej.. Spokój, po takim dniu wszyscy jesteśmy rozdrażnieni i zmęczeni... Żadna podłoga nie wchodzi w grę. We dwoje zmieścimy się na moim łóżku..- Białowłosa znów wybuchnęła śmiechem. - Ja cie nie rozumiem...
Mimo wszystko Iris dziś nie miała szans by przekonać Jade do zmiany zdania. Przebrali się i poszli spać, brunetka oczywiście wtulona w swojego chłopaka, a Iris przygarnęła Kibę i chciała zrobić z niego poduszkę ale on położył się koło niej i zepchnął na ścianę.
-*To będzie ciężka noc...*

                                                                                                       ~Kel


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz