-*Kiedyś byłam na ich miejscu... Ale teraz wiem jaki to koszmar...* - Zaczęła cicho łkać i skryła twarz w dłoniach ściskających wodze. Chłopaki spojrzeli na nią, a potem na siebie, Reiner westchnął.
- Jade spokojnie. Nie płacz... Ważne, że udało nam się przeżyć.
- Ale te dzieci... Nie wiedzą jakie to piekło... - Spojrzała na niego szklanymi oczami.
- Może uda im się dożyć takiej chwili, że nie będzie potrzeby by dołączyli do naszych szeregów. - Dołączył się Jean.
Iris jechała tuż za Levi'em. Starała się nie zwracać uwagi na zrzędzenie zebranych. W końcu nie wytrzymała. Zatrzymała konia i już miała jechać na jakiegoś gościa ale Kapral ją powstrzymał.
- Spokojnie Iris... Nie zwracaj na nich uwagi i nie daj się wytrącić z równowagi. Oni nie wiedzą co czeka za murami. Zsiadł z konia i zaczął go prowadzić. Nagle, ktoś zaczął do niego biec.
- Szanowny Kapralu Levi! - Mężczyzna szedł koło niego. - Moja córka jest w pańskim oddziale.
Jestem ojcem Petry. - Powiedział dumny. - Chciałem z panem zamienić słówko zanim do niej pójdę. Przysłała mi list, w którym napisała, że docenił pan jej umiejętności i pozwolił wstąpić do swojego oddziału. Dodała, że chce się dla pana poświęcić. - Kontynuował, a Iris zaczęło ściskać w gardle. Oczy zaczęły ją piec od słonych łez. - Cóż jest chyba zbyt roztrzepana, by się zastanowić co czuje jej ojciec. - Zaśmiał się. - Jako jej ojciec uważam, że to trochę za wcześnie by wychodziła za mąż. Jest jeszcze młoda i całe życie przed nią.
- Dowódco Erwin'ie odpowiedź! - Krzyczał rozwścieczony tłum. On jednak nie zwracał na nich uwagi, za to Jade go podziwiała. Opanowanie i spokój ducha... To czym powinna się kierować.
- Czy zdobyliście jakieś informacje dla których było warto poświęcić tylu ludzi?!
- Żałujesz w ogóle straty tylu podwładnych?!
- Oni za tobą poszliby wszędzie! Obchodzi cie los twojego oddziału?! - Tłum nie dawał za wygraną, lecz on patrzył przed siebie i dalej kroczył dumny. Powoli na jego twarzy było widać, że zaczyna mieć tego dość.
- * Oni mają rację... Poświęciłem swoich ludzi i nie dostałem nic w zamian...Powinienem tam zginąć za nich i smażyć się w piekle... *
- Jak on to znosi... - Szepnął Jean. - Ja już dawno bym się z nimi szarpał.
- Wyobraź sobie, że on tak ma co każdą wyprawę... Że jego psychika jeszcze nie padła... - Odwrócił wzrok Reiner,
Odpowiedzialni za porażkę w tym Erwin zostali wezwani do stolicy, a Erena oddano w ręce innej dywizji.
Gdy wrócili do Kwatery było już późno. To miała być przedostatnia noc Erena w oddziałach Zwiadowczych. Niedługo miał zostać przetransportowany do miasta i oddany w ręce Żandarmerii.
Levi i brunet czekali na Dowódcę w jednym z pomieszczeń znajdujących się w podziemiach Kwatery.
- Spóźniają się. Ten drań Erwin i jego świta, karzą nam na siebie czekać. Jak tak dalej pójdzie to eskorta z Żandarmerii dotrze tu przed nim.
- Strasznie pan dziś gadatliwy... - Powiedział skulony Eren.
- Nie gadaj głupot. Zawsze dużo mówię. - Odstawił filiżankę i zaczął rozmasowywać obolałe udo.
- Przepraszam, gdybym wtedy podjął właściwą decyzję, nie doszłoby do tego...
- Przecież już ci mówiłem, że nikt nigdy nie jest w stanie przewidzieć skutków swoich decyzji.
Wtedy otworzyły się drzwi. Brunet wstał.
- Przepraszam za spóźnienie. - Powiedział Erwin. Ustał przed stołem, a obok niego w szeregu stali Armin, Mikasa, Iris, Jade i Jean.
- Nic się nie stało...- Powiedział brunet. Zdziwił się widząc swoich towarzyszy. - To wy?
- Odkryliśmy prawdopodobną tożsamość Kobiety-Tytan. - Kontynuował Dowódca. - Tym razem nie pozwolimy jej uciec. - Usiedli przy stole i każdy dostał dokładne notatki.- Operacja pojmania zacznie się pojutrze i zostanie przeprowadzona w Stohess, podczas naszej podróży do stolicy. To nasza jedyna szansa. Jeśli nie uda nam się go uwolnić, Eren wpadnie w ręce władz, a nasze polowanie na osoby chcące zniszczyć mury zostanie utrudnione. Ludzkość stanie na krawędzi wyginięcia. Postawimy wszystko na jedna kartę. - Eren przytaknął. - Plan jest następujący. Podczas naszego przejazdu przez Stohess Eren posłuży jako wabik i poprowadzi cel do naszego podziemnego tunelu. Jeśli uda nam się ją zwabić na niższy poziom, to dzięki niewielkiej ilości miejsca nie będzie w stanie korzystać ze swojej mocy i damy radę ja pojmać. Jednak jeśli przemieni się szybciej będziemy musieli zaufać twojej mocy, Eren.
- Zrozumiano. Ale czy jesteście pewni, że cel znajduję się w Stohess?
- Tak, to jeden z członków Żandarmerii.
- Żandarm?!
- To Armin ustalił jej tożsamość. Podejrzewa również, że to ona zabiła dwójkę pojmanych tytanów. Nasz prawdopodobny wróg to członkini sto czwartego Oddziału Treningowego.
- Chwileczkę.. Czyli naszego?! - Eren był wstrząśnięty.
- Imię dziewczyny, którą podejrzewamy o te czyny to... Annie Leonhardt...
- To Annie jest Kobieta-Tytanem...? Ale jak?! Dlaczego ją podejrzewasz Arminie?
- Od początku wiedziała jak wygląda jej cel. - Zaczął. - Po za tym zareagowała na ksywkę ''Kretyna, któremu śpieszyło się do śmierci'', którą znają tylko Kadeci ze sto czwartego Oddziału. Jednak głównym powodem moich oskarżeń jest to, że prawdopodobnie Annie zabiła Sawneya i Beana.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Były do tego niezbędne bardzo wysokie umiejętności. Po za tym sprawca musiał użyć swojego sprzętu, do którego był przyzwyczajony.
- Przecież mieliśmy kontrolę i sprzęt Annie nie miał śladów użycia.
- Przyniosła wtedy sprzęt Marco. Dlatego nie została przyłapana.
- Co ty wygadujesz? Co on ma z tym wspólnego?
Jade spojrzała na Jean'a. Na wspomnienie o Marco zacisnął pięści trzymane na stole. Delikatnie ich dotknęła i gdy rozluźnił uścisk złapała jego dłonie.
- Nie mam pojęcia... - Mówił dalej Armin.
- Jesteś tego w stu procentach pewien?
- Nie, ale to bardzo prawdopodobne...
- Dobra załapaliśmy młody. - Przerwał mu Kapral. - Masz jeszcze jakieś dowody?
- Nie.
- Z twarzy jest podobna do Kobiety- Tytan. - Wtrąciła się Mikasa.
- Co ty wygadujesz?! - Eren się wściekł i wstał. - To żaden dowód!
- Czyli chcecie zrealizować plan mimo braku dowodów? - Dociekał Levi.
- Nie macie dowodów?! Co to ma znaczyć?! Dlaczego chcecie to zrobić? A co jeśli to nie ona?
- Wtedy po prostu dowiemy się, że jest niewinna. - Odpowiedziała mu Iris.
- I będziemy żyć z wyrzutami sumienia. - Dokończył Armin. - Jednakże jeśli czegoś nie zrobimy to twój los zostanie powierzony ludziom ze stolicy.
- Podejrzewanie Annie to szaleństwo...
- Eren, nic ci nie zaświtało, gdy dowiedziałeś się, że to może być ona? Przecież stanąłeś z nią do walki wręcz. Nie zauważyłeś w jej ruchach podobieństw do wyjątkowego stylu Annie? - Mikasa usiłowała mu to uświadomić. - Na pewno zdałeś już sobie sprawę, że to Annie jest Kobietą-Tytan. Dlatego musisz z nią walczyć. A może żywisz do niej jakieś głębsze uczucie, które powstrzymuje cię od walki i nie chcesz uwierzyć, że to ona jest temu wszystkiemu winna...? - Wszyscy spojrzeli na bruneta, który wbił wzrok w blat stołu.
Gdy skończyło się ''zebranie'' każdy udał się do swoich pokoi. Jade, Iris i Jean stali przed pokojem dziewczyn.
- To do jutra... - Powiedział chłopak ale brunetka za nic nie chciała puścić jego ręki.
- Po takim dniu chcesz być sam..?
- A do kogo ma się wcisnąć? - Mówiła lekko rozdrażniona Iris. - Chyba, że będzie spał z Kibą na podłodze to rozumiem. - Zaśmiała się i oparła o ścianę.
- Chyba się nigdy nie dogadamy... - Spojrzał na nią.
- Nie ma szans.
- Ej.. Spokój, po takim dniu wszyscy jesteśmy rozdrażnieni i zmęczeni... Żadna podłoga nie wchodzi w grę. We dwoje zmieścimy się na moim łóżku..- Białowłosa znów wybuchnęła śmiechem. - Ja cie nie rozumiem...
Mimo wszystko Iris dziś nie miała szans by przekonać Jade do zmiany zdania. Przebrali się i poszli spać, brunetka oczywiście wtulona w swojego chłopaka, a Iris przygarnęła Kibę i chciała zrobić z niego poduszkę ale on położył się koło niej i zepchnął na ścianę.
-*To będzie ciężka noc...*
~Kel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz